Grupy dyskusyjne Google nie obsługują już nowych postów ani subskrypcji z Usenetu. Treści historyczne nadal będą dostępne.

żeglarstwo w Polsce a komunizm - historia

77 wyświetleń
Przejdź do pierwszej nieodczytanej wiadomości

Maria Wróbel

nieprzeczytany,
9 sty 2007, 15:30:239.01.2007
do
Prowadzę pracę badawczą i szukam informacji o trudnościach, na
jakie narażeni byli byli polscy żeglarze pływający po morzach w
czasach PRL, szczególnie interesują mnie lata '60.
Czy ktoś podzieliłby się ze mną swoim doświadczeniem lub mógł
wskazać ciekawe artykuły lub książki na ten temat?
Jaką procedurę musieli przejść żeglarze starający się o paszport
i wizy do obcych portów?
Jakie osoby stały na czele PZŻ i czy to ta instytucja była głównym
decydentem w sprawach pozwoleń na pływanie zagraniczne?
Co to za organ "Rada Kapitanów PZŻ"? W jakich latach istniała taka
rada?
Większość książek z tamtego okresu jest pisana ostrożnie lub w
sposób odpowiadający komunistycznym władzom. Chciałabym poznać
prawdę.
Będę wdzięczna za pomoc.

Maria Wróbel
maria....@polsl.pl

Jaromir Rowinski

nieprzeczytany,
9 sty 2007, 20:50:549.01.2007
do

Użytkownik "Jaromir Rowinski" <glos...@nospambebe.gazeta.pl> napisał w
wiadomości news:eo1a8e$l0h$1...@inews.gazeta.pl...
>
> Użytkownik "Maria Wróbel" <Maria....@polsl.pl> napisał w wiadomości
> news:1168374623....@k58g2000hse.googlegroups.com...

>> Co to za organ "Rada Kapitanów PZŻ"? W jakich latach istniała taka
>> rada?

> /cut/
Raz jeszcze, miałem jakieś zaćmienie, właśnie szczęśliwie
przeszło - "Rada Kapitanów PZŻ" psuła przy rejsie AZS-owskiego
"Josepha Conrada", opisano to wielokrotnie, na przykład tu:
http://www.sail-ho.pl/article.php?sid=1596
http://akmazs.webpark.pl/historia.htm

Ponadto dla Pani pracy polecenia wydały mi się godne inne
artykuły Zbigniewa Klimczaka dotyczące historii żeglarstwa
w Polsce. Choć nie są wolne od drobnych błędów i nie ze
wszystkimi poglądami autora osobiście się zgadzam - uważam
że stanowić one mogą wspaniałą "bazę danych" dla zadania jakiego
się Pani podjęła. Poza tym są po prostu ciekawie napisane ;-)
Nazwy jachtów, przebieg większości ważniejszych wyprawy, nazwiska
członków załóg i organizatorów. Dobry początek dla szukania kontaktu
z osobami, które były bezpośrednimi świadkami tamtych trudnych czasów.
Lektura obowiązkowa:
http://www.port21.pl/nawiatr/article_788.html
http://www.port21.pl/nawiatr/article_789.html
http://www.port21.pl/nawiatr/article_816.html
http://www.port21.pl/nawiatr/article_820.html
http://www.port21.pl/nawiatr/article_843.html
http://www.port21.pl/nawiatr/article_862.html
http://www.port21.pl/nawiatr/article_882.html
http://www.port21.pl/nawiatr/article_906.html
http://www.port21.pl/nawiatr/article_922.html
http://www.port21.pl/nawiatr/article_937.html

Pozdrawiam

Jaromir Rowiński
*********************************
Żeglarstwo jest na tyle specyficznym sportem lub rekreacją,że nie może być
pozostawione bez właściwego dla bezpieczeństwa ludzi specjalistycznego
nadzoru. kpt jacht.Waldemar Carbuch na Sail-ho
********************************

Jerzy Buczak

nieprzeczytany,
9 sty 2007, 16:04:349.01.2007
do

Użytkownik "Maria Wróbel" <Maria....@polsl.pl> napisał w wiadomości
news:1168374623....@k58g2000hse.googlegroups.com...
Prowadzę pracę badawczą i szukam informacji o trudnościach, na
jakie narażeni byli byli polscy żeglarze pływający po morzach w
czasach PRL, szczególnie interesują mnie lata '60.
Czy ktoś podzieliłby się ze mną swoim doświadczeniem lub mógł
wskazać ciekawe artykuły lub książki na ten temat?
Jaką procedurę musieli przejść żeglarze starający się o paszport
i wizy do obcych portów?
=====================================================================
Może rzucę odrobinę światła na sprawę.O szczegółach pewno więcej powie
"stara gwardia".
Uzyskanie paszportu na rejs morski odbywało się na ogólnych zasadach w
PRL.Zaproszenie lub zorganizowany wyjazd przez akceptowaną przez władze
organizację.Np Okręgowe Zwięzki Żeglarskie,Centrala PZŻ,Zarządy Głowne:
AZS,ZSM itd.Dla osób,które chciały żeglować po naszym morzu,bez możliwości
zawinięcia do obcych portów,istniała możliwość uzyskania zezwolenia na
pływania morskie, tzw klauzula.Dzielnicowy robił wywiad środowiskowy i
milicja wystawiała opinię, na podstawie której, OZŻ wbijał do Książeczki
Żeglarskiej stosowną pieczątkę. Ale problemem polskich żeglarzy nie było
uzyskanie paszportu czy klauzuli.Te same rygory obowiązywały innych
obywateli PRL.Problemem było,kto może popłynąć w rejs.A więc zastosowany
został wyjątkowo rygorystyczny system stopni żeglarskich.Obywatel
nieposiadający przynajmniej stopnia żeglarza,nie mógł pływać jachtem jako
załoga.Sternik jachtowy mógł pełnić tylko funkcje oficerskie z wyjątkiem
funkcji I Oficera.Ta była zarezerwowana dla sternika morskiego, który zdaje
się, mógł prowadzić samodzielnie jakies rejsy po wodach
przybrzeżnych.Jachtowemu Kapitanowi Żeglugi Bałtyckiej wolno było żeglować
jachtami żaglowymi tylko po Bałtyku na jachtach do 100 m kw. powierzchni
żagli.Dopiero JKŻW mógł pływać,gdzie chce, a ściślej mówiąc,gdzie mu
pozwolono.Bo przecież jachty były własnością różnych organizacji.
I najsmutniejsze jest to,że elementy tego restrykcyjnego systemu stopni,do
dzisiaj obowiązują w naszym kraju.Pomimo tego,że nie ma już PRL, a większość
jachtów jest prywatnych.W żeglarstwie nadal obowiązuje PRL-bis.
Pozdrawiam
--
Jerzy Buczak
http://zagle.mazury.info
Skype: pa20jb


Michał Przestrzelski

nieprzeczytany,
9 sty 2007, 16:15:049.01.2007
do

Użytkownik "Maria Wróbel" <Maria....@polsl.pl> napisał w wiadomości
news:1168374623....@k58g2000hse.googlegroups.com...
>Prowadzę pracę badawczą i szukam informacji o trudnościach, na
>jakie narażeni byli byli polscy żeglarze pływający po morzach w
>czasach PRL, szczególnie interesują mnie lata '60.

Witaj
Tamat ciekawy, nie wiem jak bardzo jesteś zawansowana w temacie. Ja dopiero
zaczynasz na przejrzyj na początek wątek:
Ewolucja patentów w Polsce z 04.01.2007

--
Pozdrawiam
Michał


Jaromir Rowinski

nieprzeczytany,
9 sty 2007, 18:59:569.01.2007
do

Użytkownik "Maria Wróbel" <Maria....@polsl.pl> napisał w wiadomości
news:1168374623....@k58g2000hse.googlegroups.com...
> Prowadzę pracę badawczą i szukam informacji o trudnościach, na
> jakie narażeni byli byli polscy żeglarze pływający po morzach w
> czasach PRL, szczególnie interesują mnie lata '60.
> Czy ktoś podzieliłby się ze mną swoim doświadczeniem lub mógł
> wskazać ciekawe artykuły lub książki na ten temat?

Poruszasz trudny temat. W mojej skromnej ocenie - przede wszystkim
trudny badawczo. Opracowań bowiem i książek związanych bezpośrednio
z tematem, według mojej najlepszej wiedzy - brak.
Na swój sposób możesz zostać pionierem ;-)

Myślę, że wobec braku "źródeł" interesującą pomoc (choć naświetlającą
raczej ogólne tło historyczne) stanowić mogą fragmenty opracowania Basi
Sontowskiej, dotyczącego historii PKM i umieszczonego tu:
http://www.republika.pl/pkm1/spis.html
Myślę, że nie od rzeczy byłby kontakt z autorką.

Wobec szczupłość źródeł pozostaje oprzeć się na relacjach żyjących
świadków - niestety upływ lat oraz zrozumiała tendencja do pewnego
"idealizowania" zdarzeń własnej młodości nie będą Ci przyjaciółmi...
Pytanie - czy potrafisz do tych nieco starszych żeglarzy dotrzeć...

Z pewnością nie będzie natomiast trudno trafić na osoby, które w tych
trudnych latach pełniły dwuznaczną rolę "działaczy" żeglarskich czy
sportowych. Są nimi do dziś niejednokrotnie...
Przykład ich twórczości, uratowany od zapomnienia, znaleźć można np. tu:
http://www.sychut.com/nav/doc/regulamin-SM.html
Nie sądzę jednak by świadectwa tych, którzy ochoczo zajmowali się
(i częstokroć nadal się zajmują) utrudnianiem żeglowania były wiele
warte...

> Jaką procedurę musieli przejść żeglarze starający się o paszport
> i wizy do obcych portów?

Rzecz znam raczej z opowiadań (sam zaczynałem morskie pływania pod
koniec lat 70-tych). Z pewnością nie była to jedna, raz ustalona procedura,
regulacje wielokrotnie sie zmieniały. Dla przykładu jedynie - banalny rejs
z Gdańska do Jastarni (wody wewnętrzne) na początku lat 60-tych wymagał
zgłoszenia listy załogi (wcześniej "akceptowanej" przez OZŻ lub WKKFiT)
oraz zgromadzenia chętnych na... paręnaście godzin przed wypłynięciem.
Taki sam rejs w połowie lat 70-tych czy 80-tych wymagał już "tylko" listy
załogi, potwierdzanej przez upoważnioną osobę w klubie.

Najbardziej drażliwą kwestią były oczywiście rejsy "paszportowe",
z zachodzeniem do "portów obcych". Był nieznany mi nawet z opowieści
okres (początek lat 60-tych?) "paszportów zbiorowych". Rejsy odbyte
przez mojego Ojca, w końcu lat 60-tych, wymagały akceptacji planu rejsu
i listy załogi, wszystko na parę miesięcy przed terminem rejsu, w Warszawie
(LOK, PZŻ, GKKFiT, GKKFiS, czasem AZS). Oczywiście dodatkowo,
obok uzyskania paszportu w "normalnej drodze" (tak..."normalna droga"
do paszportu w PRL.... )
Bywały przypadki upokarzających rozmów ze "smutnymi panami", tak przed
jak i po rejsie. Czasem "dodawano" w ostatniej chwili do załóg tajemniczych
osobników, niewiele mających z żeglarstwem wspólnego...
"Ucieczka" członka załogi w zachodnim porcie oznaczała zakaz (bywało -
po latach omijany) pływań zagranicznych dla pozostałych członków załogi,
śledztwo, przesłuchania, dymisje komandorów klubów, etc...

Lata 70-te przyniosły pewne zluzowanie rygorów "w centrali", powstała
jednak konieczność uzyskiwania (oczywiście oprócz paszportów) tzw.
"klauzul pływań morskich", wydawanych po uzyskaniu opinii z OZŻ i WUSW,
przez wojewódzkie UKKFiT-y. Miały one postać pieczęci, umieszczanej
w obowiązkowej wówczas "sportowej książeczce żeglarskiej".
Wielu (w tym niżej podpisany) owych osławionych "klauzul" nie
otrzymywało - a obowiązywały do roku 1988 bodaj...

> Jakie osoby stały na czele PZŻ

Osoby "stojące na czele" często nie miały za wiele do powiedzenia.
To np. przypadek Włodzimierza Głowackiego, który prezesował PZŻ
od ponownego powołania związku w roku 1957, do 1960.
Później prezesami bywały niemal wyłącznie tuzy komunistycznej władzy
(Tołwiński, Rakowski, Sekuła, Żyłkowski, Benesz, Szopa, Wiśniewski,
kolejność przypadkowa), dziś jest prezesem PZŻ Wiesław Kaczmarek.
I to nie przypadek, że umieściłem jego nazwisko w tym samym zdaniu...
W lata 80-te i 90-te związały PZŻ z firmą "Interster", "Fundacją Rozwoju
Żeglarstwa" i paroma podobnymi inicjatywami. Niemniej te zdarzenia,
jak sądzę wykraczają poza ramy Twojej pracy....

> PZŻ i czy to ta instytucja była głównym
> decydentem w sprawach pozwoleń na pływanie zagraniczne?

Była moim zdaniem jednym z głównych "przeszkadzających" - tak
z powierzonego jej przez odpowiednie służby zadania, jak z chęci
"zaistnienia" niektórych jej działaczy. Nie mamy jednak do czynienia
z monolitem, z jednoznacznym obrazem organizacji i jej poszczególnych
działaczy. Wpływ PZZ zmieniał się ponadto z upływem czasu...
Lata 70-te, to w kwestii "pozwoleń" na pływania morskie zdecydowanie
rosnąca rola lokalnych OZŻ (klauzule) - a było ich w pewnym momencie
ponad czterdzieści... Niektóre działały mniej inne bardziej szkodliwie,
bywały
też takie OZŻ, które istniały wyłącznie na papierze...
Bywali też "działacze", którzy decydując czasem "pomagali", raczej
nieliczni ale owszem, bywali...
Od lat 80-tych grupy działaczy struktur PZŻ/OZŻ zaczęły ponadto
na żeglarzach-turystach nieźle zarabiać (przeglądy, patenty, egzaminy,
szkolenia, rejestracje..) I tak już im do teraz zostało ;-)

> Co to za organ "Rada Kapitanów PZŻ"? W jakich latach istniała taka
> rada?

O ile wiem działała w latach 60-tych, słynny był przypadek ustalania
portów, zmian kursów dla drogi przez Atlantyk i ingerencje w skład
załogi pierwszej dalszej po II wojnie polskiej wyprawy żeglarskiej
("Chrobry", "Śmiały" ?). Ustalano ponoć te kursy za stołem prezydialnym
w Warszawie, na pół roku przed wypłynięciem jachtu. Ci co ustalali nigdy
na Atlantyku nie byli...

> Większość książek z tamtego okresu jest pisana ostrożnie lub w
> sposób odpowiadający komunistycznym władzom.
> Chciałabym poznać prawdę.

Trudna droga...

Powodzenia ;-)))
--
Jaromir Rowiński
http://www.zeglarstwo.sail-ho.pl/grupowic/grupowic.htm#129


Wojtek Bartoszyński

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 02:17:5710.01.2007
do
Dnia Tue, 9 Jan 2007 22:04:34 +0100, Jerzy Buczak napisał(a):

> zawinięcia do obcych portów,istniała możliwość uzyskania zezwolenia na
> pływania morskie, tzw klauzula.Dzielnicowy robił wywiad środowiskowy i
> milicja wystawiała opinię, na podstawie której, OZŻ wbijał do Książeczki
> Żeglarskiej stosowną pieczątkę. Ale problemem polskich żeglarzy nie było


Składało sie wniosek do tej samej instytucji co wydawała paszporty
i pieczątki w Sportowej Książeczce Żeglarskiej nie wstawiał żaden
tam OZŻ (OZŻ był "wadzą" ale nie aż taką) tylko nazwijmy to "organ
paszportowy". Mogę sprawdzić kto konkretnie (nazwę organu) i podać
wraz z datą.
Pamiętam dokładnie bo musiałem dwa razy latać, bo za pierwszym razem
przystawili mi na niewłaściwej*) stronie książeczki i musieli przybić
pieczątkę "ANULOWANO" i dopisać "przeniesiono na stronę xx". Na
stronie xx - właściwej*) przystawili drugą.


*) właściwa strona książeczki to była ta która była fizycznie tą samą
kartką która zawierała zdjęcie i dane osobowe. Żeby co sprytniejsci
nie wymienili sobie swojej kartki na kartkę z klauzulą kolegi. Mimo,
że do pieczątki wstawiało się dane delikwenta: Zezwala się Ob.
Wojciech(owi) Bartoszyński(emu) na pływanie morskie w latach _____ -
_____" - czy jakoś tak).


--
pozdrawiam - Wojtek Bartoszyński
*********************************************************
*Gdyby wszyscy byli bogaci, nikt nie chciałby wiosłować.*
**********************************(przysłowie norweskie)*

M@rek

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 02:50:1410.01.2007
do
> Dnia Tue, 9 Jan 2007 22:04:34 +0100, Jerzy Buczak napisał(a):
>
> > zawinięcia do obcych portów,istniała możliwość uzyskania zezwolenia na
> > pływania morskie, tzw klauzula

> Składało sie wniosek do tej samej instytucji co wydawała paszporty

> i pieczątki w Sportowej Książeczce Żeglarskiej nie wstawiał żaden
> tam OZŻ (OZŻ był "wadzą" ale nie aż taką) tylko nazwijmy to "organ
> paszportowy". Mogę sprawdzić kto konkretnie (nazwę organu) i podać
> wraz z datą.

To zanim cos napiszesz proponuje sprawdzic.
W Szczecinie "klauzule" wydawal Wojewodzki Komitet Kultury fizycznej
i Turystyki.

> Pamiętam dokładnie bo musiałem dwa razy latać, bo za pierwszym razem
> przystawili mi na niewłaściwej*) stronie książeczki i musieli przybić
> pieczątkę "ANULOWANO" i dopisać "przeniesiono na stronę xx". Na
> stronie xx - właściwej*) przystawili drugą.
>
>
> *) właściwa strona książeczki to była ta która była fizycznie tą samą
> kartką która zawierała zdjęcie i dane osobowe. Żeby co sprytniejsci
> nie wymienili sobie swojej kartki na kartkę z klauzulą kolegi. Mimo,
> że do pieczątki wstawiało się dane delikwenta: Zezwala się Ob.
> Wojciech(owi) Bartoszyński(emu) na pływanie morskie w latach _____ -
> _____" - czy jakoś tak).


J.W.
w moich obu starych Ksiarzczkach ( z 1965 i 1973 roku) "klauzula jest wbita
na str 31( czyli przedostatniej).

M@rek

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

M@rek

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 03:06:3310.01.2007
do

Ustalenie prawdy objektywnej bedzie niezwykle trudne bo ludzie maja rozne
doswiadczenia i poglady a pamiec jest wybiorcza.
Proponuje stare roczniki "Zagli" oraz wydawane przez szczecinski AZS
"Zeszyty Zeglarskie".
Co do paszportow moge jedynie z wlasnych doswiadczen napisac ze w przypadku
rejsow sportowych(regaty) klub wystepowal o paszpoety sluzbowe/sportowe
i zalatwial wizy.Oczyiwscie za posrednictwem Zwiazku i KKFiT.

piotr

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 03:56:2510.01.2007
do
Kiedy w 1953 roku byłem na kursie na sternika jachtowego II kategorii w
Jastarni - nie było pływania morskiego.Szkolenie odbywało sie w basenie oraz
w kanale do kaszycy i z powrotem. Nie lepiej było w Gdyni - do bojki i z
powrotem. Miałem wtedyh dużo szczęścia, ponieważ grupie SB-ków sopędzających
wczasy nad morzem zachciało się popłynć do Gdyni. Wybrano 2 najlepsze załogi
i ja na jachcie Zetempowiec (a jakże!) miałem namiastkę rejsu morskiego.
Zmiany nastąpiły dopiero po 1957 roku. osobną sprawą był paszport a osobną
zezwolenia na pływania morskie.Mam Kartę Pływań Morskich z 1958 roku, którą
wystawiał Główny Komitet Kultury Fizycznej i którą trzeba było co roku
prolongować. Dopiero po kilku latach kartę zastąpiono pieczątką wbijaną do
książeczki żeglarskiej. Pozdrawiam . pierud


Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 04:00:2910.01.2007
do
On Wed, 10 Jan 2007, Wojtek Bartoszyński wrote:

> Dnia Tue, 9 Jan 2007 22:04:34 +0100, Jerzy Buczak napisał(a):
>
>> zawinięcia do obcych portów,istniała możliwość uzyskania zezwolenia na
>> pływania morskie, tzw klauzula.Dzielnicowy robił wywiad środowiskowy i
>> milicja wystawiała opinię, na podstawie której, OZŻ wbijał do Książeczki
>> Żeglarskiej stosowną pieczątkę. Ale problemem polskich żeglarzy nie było
>
>
> Składało sie wniosek do tej samej instytucji co wydawała paszporty
> i pieczątki w Sportowej Książeczce Żeglarskiej nie wstawiał żaden
> tam OZŻ (OZŻ był "wadzą" ale nie aż taką) tylko nazwijmy to "organ
> paszportowy". Mogę sprawdzić kto konkretnie (nazwę organu) i podać
> wraz z datą.

Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrznych wstawiał klauzule (za zgodą i na wniosek
OZŻtu, często też za dodatkową opinią wydziału kultury fizycznej urzędu
rejonowego), zaś Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych dysponował
paszportami - w podobnym trybie.

Jeżeli delikwent leżał w "zainteresowaniu" SB - klauzule i paszporty
musiały być jeszcze zatwierdzone przez tą instytucję.

Czy ktoś może pamięta reakcję PZŻtu na zniesienie (w 1988?) klauzul?
Pamiętam, że była ostro negatywna, ale niestety, nie zbierałem wówczas
prasy i nie mam wycinków.

--
***********Jacek Kijewski, ja...@sail-ho.pl z odwiecznym (since 1995) mottem: *
"Kazda dostatecznie rozwinieta technologia niczym
szczegolnym nie rozni sie od magii" Linux admin
Portal żeglarski: http://www.sail-ho.pl
************************************* Support Open Source: http://www.rwo.pl *

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 04:05:3210.01.2007
do
On Wed, 10 Jan 2007, piotr wrote:

> Kiedy w 1953 roku byłem na kursie na sternika jachtowego II kategorii w
> Jastarni - nie było pływania morskiego.Szkolenie odbywało sie w basenie oraz
> w kanale do kaszycy i z powrotem. Nie lepiej było w Gdyni - do bojki i z
> powrotem. Miałem wtedyh dużo szczęścia, ponieważ grupie SB-ków sopędzających

Franek Lewiński opowiadał, że po wojnie budowali łódki w klubie Zatoka w
Pucku. Klub mieścił się tam, gdzie dziś. Rok budowali. Słonki czy Piraty,
tylko, że nie mieli sklejki (materiał strategiczny), więc z desek. Ciężkie
jak nieszczęście. Następnie czekali na bezwietrzną pogodę. Należało
uprosić żołnierza WOP, żeby pozwolił pożeglować. Ciągnęli łódki do portu
rybackiego, tam je wodowali i pod pepeszą mogli dopłynąć do pierwszej boi
i z powrotem (jakieś 100 metrów). Roczna norma przewidywała jeden taki
rejs na sezon.

M@rek

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 04:33:5810.01.2007
do
Rok budowali. Słonki czy Piraty,
> tylko, że nie mieli sklejki (materiał strategiczny), więc z desek.

Piraty ( niemiecka klasa narodowa) zwykle budowane byly z desek i tak tez
sa budowane do dzis.
Na szczecinskim podworku bylo podobnie( znam jedynie z opowiadan).W pewnym
okresie mozna bylo plywac jedynie po Jez.Dabskim.Za to za wczesnego Gierka
do Sassnitz mozna bylo plywac bez paszportu, na pieczatke w dowodzie
osobistym.

Piotr Gralak

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 04:41:3710.01.2007
do
On Wed, 10 Jan 2007 09:56:25 +0100, "piotr" <pie...@wp.pl> wrote:

>Kiedy w 1953 roku by?em na kursie na sternika jachtowego II kategorii w

to ja, Jarząbek, trener II kategorii :)))

PG

Janusz Drozd

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 04:51:2910.01.2007
do

Użytkownik "Jacek Kijewski" <ja...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości

Ciągnęli łódki do portu
rybackiego, tam je wodowali i pod pepeszą mogli dopłynąć do pierwszej
boi
i z powrotem (jakieś 100 metrów). Roczna norma przewidywała jeden taki
rejs na sezon.

I komu to przeszkadzało ???
Teraz też tak powinno być - przynajmniej porządek by był !
:)

--
P Ozd Dr awiam,
Janusz
http://kzposejdon.hml.pttk.pl/


major50

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 05:00:4110.01.2007
do
Wojtek Bartoszyński <w.barto...@post.pl> napisał(a):

>
> Składało sie wniosek do tej samej instytucji co wydawała paszporty
> i pieczątki w Sportowej Książeczce Żeglarskiej nie wstawiał żaden
> tam OZŻ (OZŻ był "wadzą" ale nie aż taką) tylko nazwijmy to "organ

> paszportowy". .... Pamiętam dokładnie bo musiałem dwa razy latać, bo za

pierwszym razem przystawili mi na niewłaściwej*) stronie książeczki i
musieli przybić pieczątkę "ANULOWANO" i dopisać "przeniesiono na stronę xx".
Na stronie xx - właściwej*) przystawili drugą.
>
>
> *) właściwa strona książeczki to była ta która była fizycznie tą samą
> kartką która zawierała zdjęcie i dane osobowe. Żeby co sprytniejsci
> nie wymienili sobie swojej kartki na kartkę z klauzulą kolegi. Mimo,
> że do pieczątki wstawiało się dane delikwenta: Zezwala się Ob.
> Wojciech(owi) Bartoszyński(emu) na pływanie morskie w latach _____ -
> _____" - czy jakoś tak).
>

Klauzule na pływanie morskie wbijał organ zwany WKKF a potem WKKFiT,
rzeczywiście byly wbijane na ostatwniej stronie, czyli fizycznie tej samej
kartce co pierwsza strona z ezdjciem, liste wzorów podpisów upowaznionych
urzedników mieli WOP-y we wszystkich portach. Kauzula upoważniela do
przekropczenia granic PRL, be zprzekroczenia granic państwa obcego, potem
(od 1974) można było na na plus dowód osobisty pływac do NRD.

--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

Wojtek Bartoszyński

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 05:01:3010.01.2007
do
Dnia 10 Jan 2007 08:50:14 +0100, M@rek napisał(a):

>> Składało sie wniosek do tej samej instytucji co wydawała paszporty
>> i pieczątki w Sportowej Książeczce Żeglarskiej nie wstawiał żaden
>> tam OZŻ (OZŻ był "wadzą" ale nie aż taką) tylko nazwijmy to "organ
>> paszportowy". Mogę sprawdzić kto konkretnie (nazwę organu) i podać
>> wraz z datą.
>
> To zanim cos napiszesz proponuje sprawdzic.
> W Szczecinie "klauzule" wydawal Wojewodzki Komitet Kultury fizycznej
> i Turystyki.

Czemu tak ostro? Jak mam sprawdzić jak było w Szczecinie (i we
wszystkich zakątkach Polski)? W Wałbrzychu było tak, jak napisałem,
może to kwestia okresu?


> w moich obu starych Ksiarzczkach ( z 1965 i 1973 roku) "klauzula jest wbita
> na str 31( czyli przedostatniej).
>

Czyli stanowiącej fizyczną całość z tą kartką gdzie jest zdjęcie?

Wojtek Bartoszyński

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 05:05:1210.01.2007
do
Dnia Wed, 10 Jan 2007 10:00:29 +0100, Jacek Kijewski napisał(a):

> Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrznych wstawiał klauzule (za zgodą i na wniosek
> OZŻtu, często też za dodatkową opinią wydziału kultury fizycznej urzędu
> rejonowego), zaś Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych dysponował
> paszportami - w podobnym trybie.

Piszę o _swojej_ klauzuli:
Nie powiedziałbym że "na wniosek OZŻ", na mój wniosek (możliwe że po
uwzględnieniu opinii OZŻ i innych instytucji). Ale na pewno na _mój_
wniosek

> Czy ktoś może pamięta reakcję PZŻtu na zniesienie (w 1988?) klauzul?
> Pamiętam, że była ostro negatywna, ale niestety, nie zbierałem wówczas
> prasy i nie mam wycinków.

Każdy posiadacz "wadzy" burzy się gdy ją uszczuplać.

meping

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 05:09:3210.01.2007
do
Janusz Drozd napisał(a):

> Użytkownik "Jacek Kijewski" <ja...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości
>
> Ciągnęli łódki do portu
> rybackiego, tam je wodowali i pod pepeszą mogli dopłynąć do pierwszej
> boi
> i z powrotem (jakieś 100 metrów). Roczna norma przewidywała jeden taki
> rejs na sezon.
>
> I komu to przeszkadzało ???
> Teraz też tak powinno być - przynajmniej porządek by był !
> :)
>
niestety nie da się... pepesze zostały wycofane z użytku... ;-(

--
pozdrawiam
Krzysztof Chajęcki "meping"
www.sy-rana.komp-druk.pl - czarter jachtu na zatoce Gdańskiej i Bałtyku

M

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 05:13:5810.01.2007
do

M@rek

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 05:28:1110.01.2007
do
> Dnia 10 Jan 2007 08:50:14 +0100, M@rek napisał(a):
>
> >> Składało sie wniosek do tej samej instytucji co wydawała paszporty
> >> i pieczątki w Sportowej Książeczce Żeglarskiej nie wstawiał żaden
> >> tam OZŻ (OZŻ był "wadzą" ale nie aż taką) tylko nazwijmy to "organ
> >> paszportowy". Mogę sprawdzić kto konkretnie (nazwę organu) i podać
> >> wraz z datą.
> >
> >   To zanim cos napiszesz proponuje sprawdzic.
> >   W Szczecinie "klauzule" wydawal Wojewodzki Komitet Kultury fizycznej
> >   i Turystyki.
>
> Czemu tak ostro? Jak mam sprawdzić jak było w Szczecinie (i we
> wszystkich zakątkach Polski)? W Wałbrzychu było tak, jak napisałem,
> może to kwestia okresu?
>
> No to nie uogolniaj tylko napisz Kto? gdzie?i kiedy ? do tego dodaj na jak
długo ? Wtedy unikniemy niepotrzebnych nieporozumien.

> >   w moich obu starych Ksiarzczkach ( z 1965 i 1973 roku) "klauzula jest
wbita
> > na str 31( czyli przedostatniej).
> >
> Czyli stanowiącej fizyczną całość z tą kartką gdzie jest zdjęcie?

Oczywiscie, ale to nie strona pierwsza.Ksiazeczka Zeglarska-Sportowa to nie
byl paszport, zadnych zabezpieczen nie miala i nie ma. Sama w sobie, bez
innego dokumentu do przekraczania granicy nie upowazniala.

M@rek

Marek MAAR Grzywa

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 05:36:4210.01.2007
do
M@rek napisał(a):

>> Czyli stanowiącej fizyczną całość z tą kartką gdzie jest zdjęcie?
>
> Oczywiscie, ale to nie strona pierwsza.Ksiazeczka Zeglarska-Sportowa to nie
> byl paszport, zadnych zabezpieczen nie miala i nie ma. Sama w sobie, bez
> innego dokumentu do przekraczania granicy nie upowazniala.
>

Marek, Wojtkowi chodziło IMHO o pokazanie zjawiska p.n."Represje
prowadziły do kombinacji" oraz "Z kombinacjami walczyła uczciwa władza"
:-)) a nie o to, czy była to pierwsza, druga czy ostatnia strona.

Jak dobrze, że lata te minęły!!!

--
Pozdrawiam
Marek Grzywa

M@rek

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 05:36:2410.01.2007
do
Kauzula upoważniela do
> przekropczenia granic PRL, be zprzekroczenia granic państwa obcego, potem
> (od 1974) można było na na plus dowód osobisty pływac do NRD.

Dokladnie od kiedy nie wiem, ale na pewno w 1973 w Sassnitz zegnalem "Marie"
wychodzaca w pierwszy rejs w Swiat.Dla scislosci "klauzula" zezwalala
na przekroczenie morskich granic Polski ale jedynie wraz z innym dokumentem.

meping

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 05:54:4810.01.2007
do
Maria Wróbel napisał(a):

> Będę wdzięczna za pomoc.

myślę, że powinnaś przejrzeć "Polskie jachty na oceanach", do dostania
na allegro (spory wybór):

http://tinyurl.com/yfclgj

Jakby co, to mam tą pozycję na półce, ale biorąc pod uwagę, że jestem do
niej przywiązany, jak i ceny na allegro, to chyba lepiej zainwestować te
parę zł... ;-) Łatwiej się pisze pracę na podstawie własnych książek...
nikt Ci wtedy nie robi wyrzutów za podkreślenie jakiegoś franmentu czy
adnotacje na marginesie... Choć w przypadku tej pozycji będącej już
zabytkową klasyką, to chyba byłoby mi i tak szkoda mazać... ;-)

Jerzy Makieła

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 05:55:2710.01.2007
do
M@rek napisał(a):

> wychodzaca w pierwszy rejs w Swiat.Dla scislosci "klauzula" zezwalala
> na przekroczenie morskich granic Polski ale jedynie wraz z innym dokumentem.

W 1988 r. byłem w załodze jachtu Jupiter, popłynęliśmy do Kiloni a w
drodze powrotnej były przewidziane polskie porty. Trzy osoby nie miały
klauzuli w tym i ja... No i WOP nas "wysadził" w Świnoujściu:-((( W
tamtych czasach mając paszport można było popłynąć do zagranicznego
portu ale już z polskiego do polskiego nie:-)))


--
Pozdrowienia Jurek M
http://www.makiela.pl/ http://galeria.makiela.pl/
GSM 601-938-951 VoIP 0-399-008-347

M@rek

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 06:15:3810.01.2007
do
>
> Marek, Wojtkowi chodziło IMHO o pokazanie zjawiska p.n."Represje
> prowadziły do kombinacji" oraz "Z kombinacjami walczyła uczciwa władza"
> :-)) a nie o to, czy była to pierwsza, druga czy ostatnia strona.
>
> Jak dobrze, że lata te minęły!!!

Tez sie ciesze, ale jesli to ma byc przyczynek do pracy historycznej lub
nawet jedynie wskazywanie kierunku, to nalezy operowac faktami.Niestety
ludzie ktorzy byli naocznymi swiadkami tamtych wydarzen odchodza coraz czesciej
i coraz czesciej na wazne dla nas zeglarskie tematy pisza ludzie ktorzy
dokladnie nie wiedza o czym pisza( przyklady na zyczenie) do tego w prasie
zeglarskiej, ktora stanie sie materialem zrodlowym.
Moze to bedzie niepopularne, ale napisze ze "tamte" czasy nie mialy jedynie
ciemnych stron.Ja do zeglarstwa trafilem z ogloszenia w szkole, takiego
zwyklego ogloszenia ktore pojawialo sie corocznie we wrzesniu w wiekszosci
szczecinskich szkol.Zeglowalem "za darmo" dajac jedynie swoj czas i prace.
Oczywiscie zdaje sobie sprawe ze ktos za to placil, ale wtedy zeglarstwo
bylo dostepne dla wszystkich i przynajmniej w Szczecinie bylo naprawde masowe.

meping

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 06:35:4510.01.2007
do
M@rek napisał(a):

> Moze to bedzie niepopularne, ale napisze ze "tamte" czasy nie mialy jedynie
> ciemnych stron.Ja do zeglarstwa trafilem z ogloszenia w szkole, takiego
> zwyklego ogloszenia ktore pojawialo sie corocznie we wrzesniu w wiekszosci
> szczecinskich szkol.Zeglowalem "za darmo" dajac jedynie swoj czas i prace.
> Oczywiscie zdaje sobie sprawe ze ktos za to placil, ale wtedy zeglarstwo
> bylo dostepne dla wszystkich i przynajmniej w Szczecinie bylo naprawde masowe.

Dodam od siebie, że jestem dosłownie jednym z ostatnich roczników które
tak zaczynały... W moim przypadku było to ZHP. I powiem, mówię od dawna
i będę mówił, że taka forma dostępu do pływania miała w moich oczach
jedną zasadniczą zaletę... Uczyła szacunku dla sprzętu... Jak człowiek
(11-12 latek) musiał iść do szklarza z wyżebraną od rodziców reklamówką
(wówczas towar deficytowy - ojciec przywoził z delegacji zagranicznych)
wyprosić trochę potłuczonego szkła, potem nieść 2 km ostrożniej niż
paletę jaj (szkło przy każdym nieostrożnym kroku cięło torbę), potem
popołudniami darł z drewnianych kadłubów farbę olejną (bo innej nie
było, więc co roku trzeba było malować) kalecząc sobie ręce, to potem
sprzęt szanował... A teraz jak często patrzę na dzieciaki i młodzież, to
żel d... ściska...

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 08:06:4610.01.2007
do
On Wed, 10 Jan 2007, Janusz Drozd wrote:

>
> Użytkownik "Jacek Kijewski" <ja...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości
>
> Ciągnęli łódki do portu
> rybackiego, tam je wodowali i pod pepeszą mogli dopłynąć do pierwszej
> boi
> i z powrotem (jakieś 100 metrów). Roczna norma przewidywała jeden taki
> rejs na sezon.
>
> I komu to przeszkadzało ???

No wiesz, Franek, choć cieszy się świetnym zdrowiem (i oby tak zawsze), to
jednak ma te 60 lat więcej i mógłby nie dotaskać łódki na własnych
plecach...

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 08:11:1810.01.2007
do
On Wed, 10 Jan 2007, Wojtek Bartoszyński wrote:

> Dnia Wed, 10 Jan 2007 10:00:29 +0100, Jacek Kijewski napisał(a):
>
>> Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrznych wstawiał klauzule (za zgodą i na wniosek
>> OZŻtu, często też za dodatkową opinią wydziału kultury fizycznej urzędu
>> rejonowego), zaś Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych dysponował
>> paszportami - w podobnym trybie.
>
> Piszę o _swojej_ klauzuli:
> Nie powiedziałbym że "na wniosek OZŻ", na mój wniosek (możliwe że po
> uwzględnieniu opinii OZŻ i innych instytucji). Ale na pewno na _mój_
> wniosek

O ile pamiętam 3miejski tryb, to niosło się wniosek do OZŻtu, OZŻ wysyłał
do RUSW, RUSW wzywało wnioskującego na rozmowę (czasem odsyłając do
okolicznej Wiktora Schule, siedziby odpowiednio Gestapo, NKWD, UB, SB, UOP
i ABW) i ew. zasięgało innych źródeł. Jako syn pracownika marwoju nie
miałem szans na klauzulę lub paszport zachodni, choć paszport "na kraje
demokratyczne" po interwencji ojca dostałem. jakoś tak w 1988, jak już
przestali się czepiać, i Deutsche Dramatische Republik miałem okazję
jeszcze zdążyć obejrzeć.

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 08:13:5310.01.2007
do
On Wed, 10 Jan 2007, meping wrote:

> Maria Wróbel napisał(a):
>
>> Będę wdzięczna za pomoc.
>
> myślę, że powinnaś przejrzeć "Polskie jachty na oceanach", do dostania na
> allegro (spory wybór):
>
> http://tinyurl.com/yfclgj

Przegląd powojennych prezesów PZŻ zawarł Głowacki w II tomie "Historii
żeglarstwa", do dostania jeszcze w Almapressie. No, stronniczo dość i
skupiając się na tym, który jakie kwity wydawał, a nie na tym, co robił.

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 08:16:0610.01.2007
do
On Wed, 10 Jan 2007, meping wrote:

> M@rek napisał(a):
>
>> Moze to bedzie niepopularne, ale napisze ze "tamte" czasy nie mialy
>> jedynie
>> ciemnych stron.Ja do zeglarstwa trafilem z ogloszenia w szkole, takiego
>> zwyklego ogloszenia ktore pojawialo sie corocznie we wrzesniu w wiekszosci
>> szczecinskich szkol.Zeglowalem "za darmo" dajac jedynie swoj czas i prace.
>> Oczywiscie zdaje sobie sprawe ze ktos za to placil, ale wtedy zeglarstwo
>> bylo dostepne dla wszystkich i przynajmniej w Szczecinie bylo naprawde
>> masowe.
>
> Dodam od siebie, że jestem dosłownie jednym z ostatnich roczników które tak
> zaczynały... W moim przypadku było to ZHP. I powiem, mówię od dawna i będę

Ciekawe. W YK Stal nadal można żeglować za czas, pracę i 5 zł (osoby
uczące się) miesięcznie. No ba, i nie trzeba u szklarza żebrać...

ha...@pfz.org.pl

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 08:55:5510.01.2007
do

M@rek napisał(a):

> Oczywiscie zdaje sobie sprawe ze ktos za to placil, ale wtedy zeglarstwo
> bylo dostepne dla wszystkich i przynajmniej w Szczecinie bylo naprawde masowe.
>

Teraz także jest dostepne. To, iż nie jest masowe to wynik zmian
społecznych i wzorców zachowań jakie młodzi ludzie preferuja. Tam
gdzie należy poświęcić czas i pracę (to bardziej) a efekt będzie
dopiero za pewien czas - chętnych brakuje. Kluby gdzie młodzi
pracują przy łódkach lub zajmują sie remontami własnych jest
niewiele. Nieliczne przykłady budowy Pessymistów czy też Spiderków
nie zmieniają reguły. W naszym akademickim klubie średnia wieku
oscyluje też około 40-ki :)))

Hasip

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 09:04:3710.01.2007
do
On Wed, 10 Jan 2007, ha...@pfz.org.pl wrote:

> Teraz także jest dostepne. To, iż nie jest masowe to wynik zmian
> społecznych i wzorców zachowań jakie młodzi ludzie preferuja. Tam
> gdzie należy poświęcić czas i pracę (to bardziej) a efekt będzie
> dopiero za pewien czas - chętnych brakuje. Kluby gdzie młodzi

Możliwości są. Młodzież woli korzystać z innych radości życia. Ot i tyle.

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 09:21:2110.01.2007
do
On Wed, 10 Jan 2007, Jaromir Rowinski wrote:

>> Jaką procedurę musieli przejść żeglarze starający się o paszport
>> i wizy do obcych portów?

> Rzecz znam raczej z opowiadań (sam zaczynałem morskie pływania pod
> koniec lat 70-tych). Z pewnością nie była to jedna, raz ustalona procedura,
> regulacje wielokrotnie sie zmieniały. Dla przykładu jedynie - banalny rejs
> z Gdańska do Jastarni (wody wewnętrzne) na początku lat 60-tych wymagał
> zgłoszenia listy załogi (wcześniej "akceptowanej" przez OZŻ lub WKKFiT)
> oraz zgromadzenia chętnych na... paręnaście godzin przed wypłynięciem.
> Taki sam rejs w połowie lat 70-tych czy 80-tych wymagał już "tylko" listy
> załogi, potwierdzanej przez upoważnioną osobę w klubie.

W przypadku rejsu zagranicznego zgłaszało się rejs do OZŻtu na początku
sezonu, aczkolwiek tylko sam fakt rejsu. Wg relacji klubowych kolegów,
lata 70 i początek 80-tych wyglądały inaczej: należało złożyć z
wyprzedzeniem (do końca roku poprzedzającego) listę rejsów wraz z podaniem
składu załóg. Generalnie zmiany w załodze nie były możliwe i gdy jedna
osoba wypadała z jakiś przyczyn, rejs się odbyć nie mógł. W praktyce
stosowano różne sztuczki na "podmianę" załogantów.

> Bywały przypadki upokarzających rozmów ze "smutnymi panami", tak przed
> jak i po rejsie. Czasem "dodawano" w ostatniej chwili do załóg tajemniczych
> osobników, niewiele mających z żeglarstwem wspólnego...

Jak pamiętam, to w każdym zagranicznym rejsie* przed 1989 był jakiś typ,
którego nikt w klubie nie znał, który z żeglarstwem miał niewiele
wspólnego (choć patent morsa lub kapitana miał jak najbardziej, tylko
kwalifikacji żadnych i raz jeden taki mało kpt. Piwakowskiego o zawał nie
przyprawił swoimi decyzjami nawigacyjnymi), najczęściej obładowany
przemytem i bardzo się wszystkim interesował.

*) nie, że w każdym "w ogóle", ale w tych dwóch, co płynąłem.

Dodatkowo wtykano do załogi przedstawicieli mas pracujących, nam przypadał
górnik - aczkolwiek szczęśliwie bardzo, bardzo sympatyczny, rzetelny i
fachowy. Szkoda, że po Maćku słuch zaginął.

>> Jakie osoby stały na czele PZŻ

> Osoby "stojące na czele" często nie miały za wiele do powiedzenia.
> To np. przypadek Włodzimierza Głowackiego, który prezesował PZŻ
> od ponownego powołania związku w roku 1957, do 1960.
> Później prezesami bywały niemal wyłącznie tuzy komunistycznej władzy
> (Tołwiński, Rakowski, Sekuła, Żyłkowski, Benesz, Szopa, Wiśniewski,
> kolejność przypadkowa), dziś jest prezesem PZŻ Wiesław Kaczmarek.
> I to nie przypadek, że umieściłem jego nazwisko w tym samym zdaniu...
> W lata 80-te i 90-te związały PZŻ z firmą "Interster", "Fundacją Rozwoju
> Żeglarstwa" i paroma podobnymi inicjatywami. Niemniej te zdarzenia,
> jak sądzę wykraczają poza ramy Twojej pracy....

W zasadzie jedynym wyjątkiem będzie tu Vogt, który jednak był wówczas
szefem największej "żeglarsko-sportowej" prywatnej firmy i przez chwilę
widać ktoś miał nadzieję, że to pomoże.

>> PZŻ i czy to ta instytucja była głównym
>> decydentem w sprawach pozwoleń na pływanie zagraniczne?

> Była moim zdaniem jednym z głównych "przeszkadzających" - tak
> z powierzonego jej przez odpowiednie służby zadania, jak z chęci
> "zaistnienia" niektórych jej działaczy. Nie mamy jednak do czynienia
> z monolitem, z jednoznacznym obrazem organizacji i jej poszczególnych
> działaczy. Wpływ PZZ zmieniał się ponadto z upływem czasu...
> Lata 70-te, to w kwestii "pozwoleń" na pływania morskie zdecydowanie
> rosnąca rola lokalnych OZŻ (klauzule) - a było ich w pewnym momencie
> ponad czterdzieści... Niektóre działały mniej inne bardziej szkodliwie,
> bywały
> też takie OZŻ, które istniały wyłącznie na papierze...

Należy też zauważyć, że struktura PZŻ-OZŻ była głównym dysponentem
finansów centralnych (a za komuny tak one trafiały do klubowego
żeglarstwa) i wsadów dewizowych (bardzo istotne w kraju wiecznych
niedoborów). Drugą drogą finansowania żeglarstwa były zjednoczenia
przemysłowe i później już zakłady patronackie. Każdy praktycznie klub
starał się mieć jakiś zakład patronacki nad sobą i usiłował z niego
wyszarpnąć ile się dało. Szczytem szczęścia było mieć nad sobą PLO, gorzej
miał ktoś, kto jakiś Zakład Transportu Drogowego, albo coś odcięte od
dewiz...

> Od lat 80-tych grupy działaczy struktur PZŻ/OZŻ zaczęły ponadto
> na żeglarzach-turystach nieźle zarabiać (przeglądy, patenty, egzaminy,
> szkolenia, rejestracje..) I tak już im do teraz zostało ;-)

Do lat 90-tych patenty żeglarza wystawiały jachtkluby.

>> Co to za organ "Rada Kapitanów PZŻ"? W jakich latach istniała taka
>> rada?

> O ile wiem działała w latach 60-tych, słynny był przypadek ustalania
> portów, zmian kursów dla drogi przez Atlantyk i ingerencje w skład
> załogi pierwszej dalszej po II wojnie polskiej wyprawy żeglarskiej
> ("Chrobry", "Śmiały" ?). Ustalano ponoć te kursy za stołem prezydialnym

Śmiały. Który przez indolencję onej Rady nie był w stanie dopłynąć do USA
i ugrzązł w Afryce. Skąd potem musiał wrócić na pokładzie statku w stanie
zdemolowanym. Ale to nie był jedyny przypadek, ten po prostu odważył się
opisać duet Kaszowski/Urbanyi (ci sami, którzy wybór życia w wolnym kraju
nazwali "zdradził kolegów i socjalistyczną ojczyznę") i jakoś przeszło
przez cenzurę.

Andrzej Remiszewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 11:22:3710.01.2007
do

W tamtych czasach mając paszport można było popłynąć do zagranicznego
portu ale już z polskiego do polskiego nie:-)))
>
>
Tyz prawda, a podana przez majora data 1974 chzba winna byc skorygowana na
1972!


Andrzej Remiszewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 11:26:4510.01.2007
do

Użytkownik "Maria Wróbel" napisała:
>Prowadzę pracę badawczą i szukam informacji o t
>rudnościach, na jakie narażeni byli byli polscy żeglarze >pływający po
>morzach w czasach PRL, szczególnie >interesują mnie lata '60.
>Czy ktoś podzieliłby się ze mną swoim doświadczeniem >lub mógł wskazać
>ciekawe artykuły lub książki na ten >temat?
Z przyjemnościa, szczególnie jeśli chodzi nie tylko o sprawy paszportowe i
ubeckie. Proponuje kontakt na priv z konkretnymi pytaniami.
A ostatnio zajrzalem do "Północnych resów" Rościszewskiego - jest tam ładny
kwiatek dotyczący nie tylko polskich władz i polskiego systemu.


Wojtek Bartoszyński

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 13:07:1210.01.2007
do
Dnia 10 Jan 2007 11:28:11 +0100, M@rek napisał(a):

>> Dnia 10 Jan 2007 08:50:14 +0100, M@rek napisał(a):
>>>   To zanim cos napiszesz proponuje sprawdzic.
>>>   W Szczecinie "klauzule" wydawal Wojewodzki Komitet Kultury fizycznej
>>>   i Turystyki.
>>
>> Czemu tak ostro? Jak mam sprawdzić jak było w Szczecinie (i we
>> wszystkich zakątkach Polski)? W Wałbrzychu było tak, jak napisałem,
>> może to kwestia okresu?
>>
> No to nie uogolniaj tylko napisz Kto? gdzie?i kiedy ? do tego dodaj na jak
> długo ? Wtedy unikniemy niepotrzebnych nieporozumien.

Odszczekuję! Sprawdziłem swoją klauzulę Pieczęc ma treść
"Zezwala się Ob. __________________
___________________________________
na pływanie morskie w latach ______
______________"

Poniżej dwie pieczątki:
po lewej okrągła z orłem i napisem w otoku:
"Urząd Wojewódzki w Wałbrzychu"
po prawej imienną: "Dyrektor Wydziału mgr Daniel Perski".

Nazwę wydziału znajduję jedynie na pieczątce obok napisu
"Anuluwowano przeniesiono na stronę 31" i jest to faktycznie
"Wydział Kultury Fizycznej Sportu i Turystyki"

Zezwolenie mam z na lata 1987-1991
Zmyliło mnie to że wypełniałem kwestionariusz paszportowy
jaki wtedy obowiązywał. Nie wiem kto wtedy wydawał paszporty.

>>>   w moich obu starych Ksiarzczkach ( z 1965 i 1973 roku) "klauzula jest
> wbita
>>> na str 31( czyli przedostatniej).
>>>
>> Czyli stanowiącej fizyczną całość z tą kartką gdzie jest zdjęcie?
>
> Oczywiscie, ale to nie strona pierwsza.Ksiazeczka Zeglarska-Sportowa to nie

Czy ja twierdziłem że pierwsza?

Paweł Ryżewski

nieprzeczytany,
10 sty 2007, 15:50:5510.01.2007
do
piotr napisał(a):
> Kiedy w 1953 roku byłem na kursie na sternika jachtowego II kategorii w
> Jastarni - nie było pływania morskiego.Szkolenie odbywało sie w basenie oraz
> w kanale do kaszycy i z powrotem. Nie lepiej było w Gdyni - do bojki i z
> powrotem. Miałem wtedyh dużo szczęścia, ponieważ grupie SB-ków sopędzających
> wczasy nad morzem zachciało się popłynć do Gdyni. Wybrano 2 najlepsze załogi
> i ja na jachcie Zetempowiec (a jakże!) miałem namiastkę rejsu morskiego.
> Zmiany nastąpiły dopiero po 1957 roku. osobną sprawą był paszport a osobną
> zezwolenia na pływania morskie.Mam Kartę Pływań Morskich z 1958 roku, którą
> wystawiał Główny Komitet Kultury Fizycznej i którą trzeba było co roku
> prolongować. Dopiero po kilku latach kartę zastąpiono pieczątką wbijaną do
> książeczki żeglarskiej. Pozdrawiam . pierud
>
>
Jako ciekawostkę dopiszę, że mój tato popełnił swój pierwszy rejs morski
w roku 1956 z okazji przeprowadzenia trzech jachtów
z Trójmiasta do Szczecina. Były to właśnie Zetempowiec, Ligowiec i
Spartanka. Tata płynął na Ligowcu. Opowiadał, że mieli surowo zabronione
płynąć dalej niż 5 Mm od polskiego brzegu :-)
Pozdrawiam,
Paweł Ryżewski

Janusz Drozd

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 03:13:3711.01.2007
do

Użytkownik "Jacek Kijewski" <ja...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości

On Wed, 10 Jan 2007, Janusz Drozd wrote:

>
> Użytkownik "Jacek Kijewski" <ja...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości
>
> Ciągnęli łódki do portu
> rybackiego, tam je wodowali i pod pepeszą mogli dopłynąć do
pierwszej
> boi
> i z powrotem (jakieś 100 metrów). Roczna norma przewidywała jeden
taki
> rejs na sezon.
>
> I komu to przeszkadzało ???

No wiesz, Franek, choć cieszy się świetnym zdrowiem (i oby tak
zawsze), to
jednak ma te 60 lat więcej i mógłby nie dotaskać łódki na własnych
plecach...


Ja tam zgodny jestem - niech już nie taska na plecach (jakiś postęp
przez te 40 i kilka lat się dokonał, są przeciągarki, wózki, lawety
itd) , tylko niech dalej będzie wolno popłynąć do 100 m od portu i
niech ktoś tego pilnuje ! (pilnującemu dopuszcza się wyposażenie w
AK-47 lub nawet AK-74)

Andrzej Cieslak

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 04:00:4511.01.2007
do
meping <mep...@ANTYSPAM.komp-druk.pl> napisał(a):

> ......popołudniami darł z drewnianych kadłubów farbę olejną (bo innej nie

> było, więc co roku trzeba było malować) kalecząc sobie ręce, to potem
> sprzęt szanował... A teraz jak często patrzę na dzieciaki i młodzież, to
> żel d... ściska...

Taka juz, widzisz, kolej rzeczy. Nasi praojce tez narzekali, ze młódz
gnusnieje i niewiescieje, a tymczasem ta młódz jak bylo trzeba chwytala za
bron i bronila Olszynki Grochowskiej, Lwowa, z butelka benzyny szla na
niemieckie czolgi w Powstaniu Warszawskim. Mysle, ze dzisiejsza mlodziez nie
jest zla. My majac w naszym mlodym wieku to, co oni dzisiaj maja, a wiec te
wszsytkie gry komputerowe, Internet, kilkadziesiat kanalow TV itd bylibysmy
dokladnie tacy sami. Powiem wiecej. Nastepne pokolenie bedzie gorsze, a
pozniej jeszcze gorsze. W chwilach zagrozenia panstwa ta mlodziez wstanie od
komputerow, wyjdzie z dyskotek i zachowa sie dokladnie tak samo jak ich
dziadowie i pradziadowie
A ze lodek skrobac nie maja ochoty? Moze im o tych lodkach nikt nie powie-
dzial, nie zachecil ich do zeglowania. Wielkie sukcesy sportowe polskich
zeglarzy w klasach olimpijskich nie zostaly wykorzystane propagandowo. Za malo
o tym bylo w TV, w szkolach. Za to jak Krzynowkowi uda sie trafic noga w pilke
i ja kopnie, to cala Polska wyje z zachwytu.
Pozdrawiam wyrozumiale i po ojcowsku Andrzej Cieslak
PS Zwyrodnialcow w gimnazjach nie nalezy wykorzystywac do uogolnien, bo tacy
zawsze byli i być beda.W tych szkolach nie ma odpowiedniej kadry pedagogicz-
nej, ktora moglaby czyms modziezy zaimponowac, a to jest wina zlego systemu
ksztalcenia nauczycieli. Uczy sie ich nie tego, co dzisiaj potrzeba, zeby
zapanowac nad mlodzieza. Odbieglem od tematu, ale mysle, ze zostanie mi to
wybaczone. Pozdrawiam raz jeszcze Andrzej Cieslak

meping

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 04:44:3811.01.2007
do
Andrzej Cieslak napisał(a):

> meping <mep...@ANTYSPAM.komp-druk.pl> napisał(a):
>
>> ......popołudniami darł z drewnianych kadłubów farbę olejną (bo innej nie
>> było, więc co roku trzeba było malować) kalecząc sobie ręce, to potem
>> sprzęt szanował... A teraz jak często patrzę na dzieciaki i młodzież, to
>> żel d... ściska...
> Taka juz, widzisz, kolej rzeczy. Nasi praojce tez narzekali, ze młódz
> gnusnieje i niewiescieje, a tymczasem ta młódz jak bylo trzeba chwytala za

[...]

> A ze lodek skrobac nie maja ochoty? Moze im o tych lodkach nikt nie powie-
> dzial, nie zachecil ich do zeglowania. Wielkie sukcesy sportowe polskich
> zeglarzy w klasach olimpijskich nie zostaly wykorzystane propagandowo. Za malo
> o tym bylo w TV, w szkolach. Za to jak Krzynowkowi uda sie trafic noga w pilke
> i ja kopnie, to cala Polska wyje z zachwytu.
> Pozdrawiam wyrozumiale i po ojcowsku Andrzej Cieslak
> PS Zwyrodnialcow w gimnazjach nie nalezy wykorzystywac do uogolnien, bo tacy

ja nie uogólniam, ja nie mówię, że nie chcą żeglować... ja pisze co
widziałem pracując na obozie z ludźmi niewiele ode mnie młodszymi, ja
mówię o tym co widziałęm... jak sobie człowiek kaleczył szkłem ręce, to
nie wpadał potem na pomysły tymu tniemy (rąbiemy) tekturę siekierą na
grettingu, czy w ile osób uda się wywalićw porcie omkę poprzez
bujanie... Ewentualnie władowanie się z rozpędem na pomost, bo tak się
łatwiej hamuje, po co się inaczej męczyć....

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 05:01:2711.01.2007
do
On Thu, 11 Jan 2007, Janusz Drozd wrote:

> Ja tam zgodny jestem - niech już nie taska na plecach (jakiś postęp
> przez te 40 i kilka lat się dokonał, są przeciągarki, wózki, lawety
> itd) , tylko niech dalej będzie wolno popłynąć do 100 m od portu i
> niech ktoś tego pilnuje ! (pilnującemu dopuszcza się wyposażenie w
> AK-47 lub nawet AK-74)
> :)

AKM-74, choć dziś SG (czytając książki np. Antka Dębskiego czy
Tarasiewicza dostrzegam, że WOPowiec jest wypowiadane z równą pogardą, jak
ubek) dysponuje lepszym sprzętem. I inwestuje coraz bardziej, choć nikt
nie wie, po co.

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 05:05:4811.01.2007
do
On Thu, 11 Jan 2007, Andrzej Cieslak wrote:

> PS Zwyrodnialcow w gimnazjach nie nalezy wykorzystywac do uogolnien, bo tacy
> zawsze byli i być beda.W tych szkolach nie ma odpowiedniej kadry pedagogicz-
> nej, ktora moglaby czyms modziezy zaimponowac, a to jest wina zlego systemu
> ksztalcenia nauczycieli. Uczy sie ich nie tego, co dzisiaj potrzeba, zeby

To jest wina systemu gimnazjów, bo dwa razy, co 3 lata, wyrywa się
młodzież z już przez nią ułożonego środowiska i każe znowu walczyć o
przywództwo w grupie. A to zawsze rodzi zwyrodnienia. Dawniej w ogólniaku
ktoś organizujący sport miał prawie 4 lata na pracę z młodzieżą, co
pozwalało realizować jakieś cele, teraz ma raptem dwa lata, i to niecałe,
bo trzeba odjąć od tego czas na przygotowywanie się do dodatkowych
egzaminów i asymilację w nowym środowisku. Żeglarstwo obrywa przy okazji,
bo tutaj jakieś dłuższe plany zawsze trzeba rozpisać na lata i ogólniak
był i tak za krótki, by stworzyć sensowne grupki, które by się lubiły, coś
robiły i na koniec same się brały za organizację czegoś dla innych.

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 05:13:4711.01.2007
do
On Thu, 11 Jan 2007, meping wrote:

> ja nie uogólniam, ja nie mówię, że nie chcą żeglować... ja pisze co widziałem
> pracując na obozie z ludźmi niewiele ode mnie młodszymi, ja mówię o tym co
> widziałęm... jak sobie człowiek kaleczył szkłem ręce, to nie wpadał potem na
> pomysły tymu tniemy (rąbiemy) tekturę siekierą na grettingu, czy w ile osób
> uda się wywalićw porcie omkę poprzez bujanie... Ewentualnie władowanie się z
> rozpędem na pomost, bo tak się łatwiej hamuje, po co się inaczej męczyć....

Tyle, że do dziś taka możliwość spędzania wolnego czasu jest dostępna i to
dość powszechnie - więc nie ma co komuny wychwalać, że wtedy dzieciaki
mogły się ciąć szkłem. Dziś nawet szlifierkę dostaną... Boscha, której za
komuny w życiu nie dało się na oczy obejrzeć (a kto szlifował celmą na
bazie wiertarki, ten wie, jakie to dziecko szatana z prostytutką).

Dzieci nie chcą korzystać. Mają wiele więcej atrakcyjnych (dla nich)
zajęć. I tyle.

(inny przykład: za komuny gitara marki "szichowskaja (największy syf w
demoludach) fabryka mebli" kosztowała pół pensji, Defil (drugi pod
względem syfu) elektryczny był nie do dostania i kosztował całą pensję, a
Fendera przywieźć mógł ten, kto się na kontrakt na Batorym załapał. Dziś
pięknego klasyka kupuje się za 20% średniej miesięcznej, na defila w ogóle
się nie spogląda, a Ibanez całkiem niezłej klasy to może 30% pensji.
Fender Stratocaster to przeciętna (2600 teraz chyba) pensja miesięczna,
bez łaski i z dostawą do domu. Jak dzieciak chce grać muzykę, ma
nieskończenie większe możliwości, niż kiedyś).

meping

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 05:25:1411.01.2007
do
Jacek Kijewski napisał(a):

> On Thu, 11 Jan 2007, meping wrote:
>
>> ja nie uogólniam, ja nie mówię, że nie chcą żeglować... ja pisze co
>> widziałem pracując na obozie z ludźmi niewiele ode mnie młodszymi, ja
>> mówię o tym co widziałęm... jak sobie człowiek kaleczył szkłem ręce,
>> to nie wpadał potem na pomysły tymu tniemy (rąbiemy) tekturę siekierą
>> na grettingu, czy w ile osób uda się wywalićw porcie omkę poprzez
>> bujanie... Ewentualnie władowanie się z rozpędem na pomost, bo tak się
>> łatwiej hamuje, po co się inaczej męczyć....
>
> Tyle, że do dziś taka możliwość spędzania wolnego czasu jest dostępna i
> to dość powszechnie - więc nie ma co komuny wychwalać, że wtedy
> dzieciaki mogły się ciąć szkłem. Dziś nawet szlifierkę dostaną...

ja nie wychwalam komuny, tylko stwierdzam wychowawcze aspekty systemu
pływanie za pracę...

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 05:45:1411.01.2007
do
On Thu, 11 Jan 2007, meping wrote:

> Jacek Kijewski napisał(a):
>> On Thu, 11 Jan 2007, meping wrote:
>>
>> > ja nie uogólniam, ja nie mówię, że nie chcą żeglować... ja pisze co
>> > widziałem pracując na obozie z ludźmi niewiele ode mnie młodszymi, ja
>> > mówię o tym co widziałęm... jak sobie człowiek kaleczył szkłem ręce, to
>> > nie wpadał potem na pomysły tymu tniemy (rąbiemy) tekturę siekierą na
>> > grettingu, czy w ile osób uda się wywalićw porcie omkę poprzez
>> > bujanie... Ewentualnie władowanie się z rozpędem na pomost, bo tak się
>> > łatwiej hamuje, po co się inaczej męczyć....
>>
>> Tyle, że do dziś taka możliwość spędzania wolnego czasu jest dostępna i to
>> dość powszechnie - więc nie ma co komuny wychwalać, że wtedy dzieciaki
>> mogły się ciąć szkłem. Dziś nawet szlifierkę dostaną...
>
> ja nie wychwalam komuny, tylko stwierdzam wychowawcze aspekty systemu
> pływanie za pracę...

System nieco sztuczny. Lepiej działa po prostu stworzenie takiej
atmosfery, żeby ludzie utożsamili działalność klubu ze swoją własną i się
angażowali. A coraz więcej prac wymaga fachowca. Tak czy inaczej, dzieciom
nie chce się dziś szlifować jachtów w zamian za pływanie - no, są wyjątki
godne uwagi. Ludzie mają więcej pieniędzy i mniej czasu (tak, licealiści
też, patrzę, ile musi mój brat spędzać w szkole, żeby spełnić wszystkie
wymagania szkoły) i "to se ne wrati".

A ci, co mają dużo czasu i mało pieniędzy, to równocześnie takie
społeczeństwo, co ten stan zaakceptowało i nic tego nie zmieni. Jakieś
wyjątkowe akcje należy docenić, ale to nie ten mechanizm.

M@rek

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 06:11:2311.01.2007
do
> meping <mep...@ANTYSPAM.komp-druk.pl> napisał(a):
>
> > ......popołudniami darł z drewnianych kadłubów farbę olejną (bo innej nie
> > było, więc co roku trzeba było malować) kalecząc sobie ręce, to potem
> > sprzęt szanował... A teraz jak często patrzę na dzieciaki i młodzież, to
> > żel d... ściska...

>  A ze lodek skrobac nie maja ochoty? Moze im o tych lodkach nikt nie powie-


> dzial, nie zachecil ich do zeglowania.

I wlasnie 0o to chodzi.Ja, na poczatku lat 60-tych trafilem do zeglarstwa z
ogloszenia w szkole, ktore pojawialo sie corocznie.Szkoleniem mlodziezy
zajmowalo sie w Szczecine kilka klubow a w miejscowych regatach startowalo
po 40 Cadetow 30 Hornetow po kilkanascie Ok,Finnow i oczywiscie mniej Dragonow
i FD.Zaczynalo sie jak Meping napisal, ale z rozwojem i sukcesami byla szansa
na nowszy sprzet i przesiadke na inna klase.Do tego wszystko pod opieka
zaangarzowanych trenerow i co najwazniejsze 'za darmo"-czyli za wlasna prace
i czas w to wlozone.Jak to wyglada teraz wiem z autopsji, bo 8 lat temu
prowadzilem syna na Optymiscie i po 2 sezonach z regatami dalismy sobie spokoj
mimo niezlych wynikow.Moze w innych regionach jest inaczej ale u nas niestety
trzeba albo zawodowo zajmowac sie zeglarstwem(byc trenerem, zaglomistrzem itd)
albo wkladac niemale wlasne pieniadze zeby dzieciak w sporcie cos osiagnal.
Jeszcze na temat paszportow i klauzul.Na zawody wyjezdzalismy na paszportach
zbiorowych/sportowych i wnioski skladalismy w klubie nie ogladajac nawet
"smutnych panow" podobnie bylo z klauzulami.Prawde mowiac nie przypominam
sobie faktu zeby komus z kolegow odmowiono, oczywiscie slyszalem ze tak
bywalo.Moze mial na to wplyw ze dobrym zeglarzem i dzialaczem byl Henio B.
oficer MO(a moze innych sluzb).
Jeszcze raz podkresle, nie chcialbym powrotu tamtych czasow ale nie byly
one tak jednoznacznie zle jak niektorzy chca je malowac.

Paweł Ryżewski

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 06:16:4011.01.2007
do
M@rek napisał(a):

> Moze to bedzie niepopularne, ale napisze ze "tamte" czasy nie mialy jedynie
> ciemnych stron.Ja do zeglarstwa trafilem z ogloszenia w szkole, takiego
> zwyklego ogloszenia ktore pojawialo sie corocznie we wrzesniu w wiekszosci
> szczecinskich szkol.Zeglowalem "za darmo" dajac jedynie swoj czas i prace.
> Oczywiscie zdaje sobie sprawe ze ktos za to placil, ale wtedy zeglarstwo
> bylo dostepne dla wszystkich i przynajmniej w Szczecinie bylo naprawde masowe.

A ja tak piątkowo napiszę Wam, że mam dwa dzieci w wieku
wczesnoszkolnym. Zapisałem je do szkółki żeglarskiej w Pałacu Młodzieży
(uważam jak wielu, że najlepiej uczyć się żeglarstwa samemu, a nie tylko
wozić pupę z tatą). Kosztuje to 30,- zł miesięcznie od głowy. Zajęcia 2
x w tygodniu opciaki i basen (zimą teoria i basen). Sprzęt, kamizelki,
itp. jest Klubowy i za nic więcej nie trzeba płacić. W grupie, w której
pływają jest 5 (słownie pięć) dzieci z tego trzy moje (bo jeszcze
siostrzeńca zapisałem). Myślę, że najlepszy wiek do rozpoczęcia nauki
żeglowania to 6-8 lat, ale w tym wieku dziecko nigdzie samo nie pójdzie
i się nie zapisze. Pointa jest taka, że to rodzice kładą lachę na to, a
IMHO jak chce się mieć 14 latka z jakimiś zainteresowaniami to trzeba na
to zacząć pracować trochę jakby wcześniej.
Pozdrawiam,
Paweł Ryżewski

Radwan

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 06:26:4911.01.2007
do
M@rek napisał(a):

>
> I wlasnie 0o to chodzi.Ja, na poczatku lat 60-tych trafilem do zeglarstwa z
> ogloszenia w szkole, ktore pojawialo sie corocznie.Szkoleniem mlodziezy
> zajmowalo sie w Szczecine kilka klubow a w miejscowych regatach startowalo
> po 40 Cadetow 30 Hornetow po kilkanascie Ok,Finnow i oczywiscie mniej Dragonow
> i FD.Zaczynalo sie jak Meping napisal, ale z rozwojem i sukcesami byla szansa
> na nowszy sprzet i przesiadke na inna klase.Do tego wszystko pod opieka
> zaangarzowanych trenerow i co najwazniejsze 'za darmo"-czyli za wlasna prace
> i czas w to wlozone.Jak to wyglada teraz wiem z autopsji, bo 8 lat temu
> prowadzilem syna na Optymiscie i po 2 sezonach z regatami dalismy sobie spokoj
> mimo niezlych wynikow.Moze w innych regionach jest inaczej ale u nas niestety
> trzeba albo zawodowo zajmowac sie zeglarstwem(byc trenerem, zaglomistrzem itd)
> albo wkladac niemale wlasne pieniadze zeby dzieciak w sporcie cos osiagnal.
> Jeszcze na temat paszportow i klauzul.Na zawody wyjezdzalismy na paszportach
> zbiorowych/sportowych i wnioski skladalismy w klubie nie ogladajac nawet
> "smutnych panow" podobnie bylo z klauzulami.Prawde mowiac nie przypominam
> sobie faktu zeby komus z kolegow odmowiono, oczywiscie slyszalem ze tak
> bywalo.Moze mial na to wplyw ze dobrym zeglarzem i dzialaczem byl Henio B.
> oficer MO(a moze innych sluzb).
> Jeszcze raz podkresle, nie chcialbym powrotu tamtych czasow ale nie byly
> one tak jednoznacznie zle jak niektorzy chca je malowac.

Moja kariera w żeglarstwie toczyła sie podobnie. Tylko 10 lat później
:)) Pod koniec lat 80 miałem 3 paszporty !!!! Prywatny, tzw Klubowy,
który o ile pamiętam leżał w kasach pancernych Urzedu Wojewódzkiego i
paszport PZŻ, który był przechowywany gdzies w W-wie ( w COS). W
zależnosci od tego, jaki to był wyjazd - prywatny, wyjazd jako kadra
klubu, czy wyjazd jako kadra narodowa wyciągało się odpowiedni paszport.
Najważniejszy był ten PZŻ, bo tylko ten upowazniał do wyjazdu na
zachód. To był tzw paszport służbowy. O ile pamiętam, róznił się kolorem
i ilościa stron od prywatnego. I zawsze były jaja z uzyskiwaniem wiz.
Najczęściej dzięki paniom z PZZ, które wystawały w ambasadach ( w
niektórych nalepka COS na paszporcie zwalniała od wystawania w kolejce)
udawalo się to na ostatnią chwilę.

Radwan

M@rek

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 09:44:0411.01.2007
do
> A ja tak piątkowo napiszę Wam, że mam dwa dzieci w wieku
> wczesnoszkolnym. Zapisałem je do szkółki żeglarskiej w Pałacu Młodzieży
> (uważam jak wielu, że najlepiej uczyć się żeglarstwa samemu, a nie tylko
> wozić pupę z tatą).

Pawel, 100% racji ale Twoje dzieci sa 3 pokoleniem zeglarzy bo sam
terminowalem u Twojego Ojca.Ja trafilem z ogloszenia w szkole - spotkales
gdzies moze takie ? Co zrobisz jak dzieciaki beda mialy talent i zaczna plywac
w czubie ? Kupisz im nowe IOD-y maszty Optimaxa itd itp.A co bedzie jak
z Optymista wyrosna a na Lasera nie beda mialy warunkow ? Oczywiscie nie
kazdy musi plywac regatowo, ale jak beda dobre i beda chcialy ?

Pozdrowienia dla Taty

R. Wasilewski

nieprzeczytany,
11 sty 2007, 15:36:4111.01.2007
do
Lata sześćdziesiąte:
Gomólszczyzna zastąpiła ożywcze nurty 56 roku.
Aby żeglować po śródlądziu- obowiązkowe badania w przychodni sportowej w tym
testy wydolnościowe-

np.prof.Tadeusz Sołtyk przestał żeglować...
Trwała nagonka na tych co uciekli jachtami z Polski:
np. Tadeusz Łempicki uciekinier (1946) z Kanady obrzucany błotem wykluczony
ze środowiska AZS.

Polecam książkę T.Sołtyka Dwa żywioły, dwie pasje.
Pozdrówka z Chocimsburga-Rudek


Paweł Ryżewski

nieprzeczytany,
12 sty 2007, 08:14:4412.01.2007
do
M@rek napisał(a):

> Pawel, 100% racji ale Twoje dzieci sa 3 pokoleniem zeglarzy bo sam
> terminowalem u Twojego Ojca.Ja trafilem z ogloszenia w szkole - spotkales
> gdzies moze takie ?

Fakt nie spotkałem.

> Co zrobisz jak dzieciaki beda mialy talent i zaczna plywac
> w czubie ? Kupisz im nowe IOD-y maszty Optimaxa itd itp.A co bedzie jak
> z Optymista wyrosna a na Lasera nie beda mialy warunkow ? Oczywiscie nie
> kazdy musi plywac regatowo, ale jak beda dobre i beda chcialy ?

Nie strasz :) W sumie zastanawia mnie brak dwuosobowej klasy
przygotowawczej jaką był Cadet.

> Pozdrowienia dla Taty
Dziękuję, przekaże na pewno.

Pozdrawiam serdecznie,
Paweł Ryżewski


R. Wasilewski

nieprzeczytany,
13 sty 2007, 17:00:1113.01.2007
do
Ok 1976 jako harcerz zakwalifikowałem się na rejs morski (taklowniczy). Był
termin(kwiecień), jacht (Odkrywca), ale HOW nie załatwił klauzuli-pogubili
formularze. Dotarłem do urzędnika w GKKFIT
który zbierał i wydawał dokumenty przekazane przez PZŻ. Przyciśnięty do muru
(klauzulę chciałem mieć natychmiast i byłem zdesperowany) stwierdził, że
dokumenty odbiera od niego raz na dwa tygodnie pan z wydziału paszportów
(milicja) i po dwu tygodniach przekazuje listę osób, którym wolno wbić
klauzulę.
Twierdził, że nie ma z nim kontaktu... Popłynąłem więc na Zatokę (na
Zamonicie)... i musiałem ją pokochać.

Pozdrówka z Chocimgrada-Rudek


Mariusz Główka

nieprzeczytany,
13 sty 2007, 17:01:2413.01.2007
do
R. Wasilewski <r.wasi...@chello.pl> napisał(a):

> Lata sześćdziesiąte:
> Gomólszczyzna zastąpiła ożywcze nurty 56 roku.
> Aby żeglować po śródlądziu- obowiązkowe badania w przychodni sportowej w
tym
> testy wydolnościowe-

Czterdziści lat później: wymaga się zaświadczenia lekarskiego "o braku
przeciwwskazań do uprawiania żeglarstwa."
Lekarze pierwszego kontaktu nie chcą wydawać, bo nie wiedzą o co chodzi, w
efekcie lądujesz w przychodni sportowej.
Kurcze, jak zeglują ci wszyscy emeryci, co to we dwoje na 12 metrowym
jachcie bujają się na Śródziemnym? Oni też do przychodni sportowej? A jak
cholesterol będzie trochę za wysoki? To kicha z zeglowania? Czysta komuna
czterdzieści lat później.

meping

nieprzeczytany,
13 sty 2007, 17:26:1213.01.2007
do
Mariusz Główka napisał(a):

> Kurcze, jak zeglują ci wszyscy emeryci, co to we dwoje na 12 metrowym
> jachcie bujają się na Śródziemnym? Oni też do przychodni sportowej? A jak

na Śródziemnym, to na Śródziemnym.... W rym roku w Oxelosundzie
spotkaliśmy "mocno" starsze małżeństwo holendrów, na ok 11 metrowym
motorowcu w klasycznym stylu holenderskim... Obydwoje ledwo co poruszali
się o laskach. Ponieważ dziób mieli ok. metra nad keją, to musieli
korzystać z drabinki aby zejść z jachtu... ;-) Przemili ludzie... Nawet
poratowali nas przejściówką do gniazdek elektrycznych, bo zapomnieliśmy
a na miejscu nie szło kupić (udało się dopiero w Visby)... ;-)

Jerzy Buczak

nieprzeczytany,
13 sty 2007, 17:49:5313.01.2007
do

Użytkownik "meping" <mep...@ANTYSPAM.komp-druk.pl> napisał w wiadomości
news:eobma6$1rs$1...@inews.gazeta.pl...

> na Śródziemnym, to na Śródziemnym.... W rym roku w Oxelosundzie
> spotkaliśmy "mocno" starsze małżeństwo holendrów, na ok 11 metrowym
> motorowcu w klasycznym stylu holenderskim... Obydwoje ledwo co poruszali
> się o laskach. Ponieważ dziób mieli ok. metra nad keją, to musieli
> korzystać z drabinki aby zejść z jachtu... ;-) Przemili ludzie... Nawet
> poratowali nas przejściówką do gniazdek elektrycznych, bo zapomnieliśmy a
> na miejscu nie szło kupić (udało się dopiero w Visby)... ;-)

My w Skillinge spotkaliśmy bardzo miłe małżeństwo ze Szwecji.Mieli mniej
więcej po 80 lat.Pan sprawny fizycznie robił za załogę.
Pani mniej sprawna robiła za kapitana.Oboje perfect po
angielsku.Najlepsze,jak nam pani kapitan tłumaczyła,ze ta niedojda (znaczy
mąż) już ma taką sklerozę,ze nie pamieta, po co ma iść na dziób, kiedy
dochodzą do keji. U nas najprawdopodobniej troskliwi lekarze nie pozwoliliby
na coś takiego.


--
Jurek
A może SIZ na Alandach.
http://zagle.mazury.info/rejsformshow.php?akweny=Ba%B3tyk+-+Alandy&data=&klucz=


Jerzy Makieła

nieprzeczytany,
14 sty 2007, 14:28:5514.01.2007
do
=?ISO-8859-2?q?Maria_Wr=F3bel?= <Maria....@polsl.pl> napisał(a):


> Czy kto=B6 podzieli=B3by si=EA ze mn=B1 swoim do=B6wiadczeniem lub m=F3g=B3
> wskaza=E6 ciekawe artyku=B3y lub ksi=B1=BFki na ten temat?

Polecam http://www.kulinski.gdanskmarinecenter.com/art.php?id=257&st=0&fload=1

Pozdrowienia Jurek M

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
14 sty 2007, 16:10:2514.01.2007
do
On Sun, 14 Jan 2007, Jerzy Makieła wrote:

> =?ISO-8859-2?q?Maria_Wr=F3bel?= <Maria....@polsl.pl> napisał(a):
>
>
>> Czy kto=B6 podzieli=B3by si=EA ze mn=B1 swoim do=B6wiadczeniem lub m=F3g=B3
>> wskaza=E6 ciekawe artyku=B3y lub ksi=B1=BFki na ten temat?
>
> Polecam http://www.kulinski.gdanskmarinecenter.com/art.php?id=257&st=0&fload=1

A ja tak wtrącę: Zbyszek pisze:

***

"Już tylko wymienię najważniejsze wyczyny polskich żeglarzy epoki
komunizmu:

Leonid Teliga , Krzysztof Baranowski, wyprawy ?Eurosa? na i wokół
Islandii, Teresa Remiszewska, Krystyna Chojnowska - Listkiewicz.

Polskie drogi na Horn ?Eurosa? , ?Konstantego Maciejewicza?, wokół
ziemskie regaty załogowe ?Otago? i ?Copernicusa? , ?Zewu Morza?, rejs
wokółziemski ?Asteriasa?, wyprawy śląskich jachtów ?Gwarek? i ?Carbonia na
Karaiby czy też ?Karolinki? na Morze Śródziemne i Adriatyk. Potem była
?Maria? kapitana Ludomira Mączki i ?Miranda? z kapitanem Zbigniewem
Puchalskim na wielkim kręgu oraz kapitan Henryk Jaskóła szykujący się do
samotnego okrążenia kuli ziemskiej. Były wspaniałe rejsy do Japonii
kapitana Andrzeja Urbańczyka, rzekomego zdrajcy, któremu PZŻ chciał
zabronić używania polskiej bandery sportowej i nosił się z zamiarem
odebrania mu patentu kapitańskiego. Były sukcesy następcy kapitana Siwca w
regatach, Kazimierza Jaworskiego ?Kuby?, śmiałe wyprawy harcerzy.

Lista osiągnięć polskich żeglarzy w epoce komunizmu jest imponująca."

***

I dalej generalnie o tym, że te osiągnięcia były wbrew komunizmowi, a nie
dzięki. Tyle, że ostatnio kupuję sobie RCC Roving Commisions. To taka
książka z wybranymi relacjami z rejsów. Otwieram sobie numer 46, z roku
2005 i co mamy?

- pierwszy tekst, "Towards New Zealand" Richarda Clifforda. Zaczyna się od
"Gibraltar Straits proved typically difficult to negotiate...". I dalej
jest o tym, jak sobie Warriorem 35, który "fitted" (wykończył, wyposażył,
odremontował) z żoną płynie do Nowej Zelandii, bo tak mu się podoba.
Przecież gdyby Polak taki rejs popełnił, to Kaszowski z Urbanyiem by
orgazmu dostali, zwłaszcza, gdyby żaden żeglarz nie wybrał pozostania w
RFNie na stałe (inaczej by był zdrajcą ojczyzny krasnoludowej...). Ot,
rejsik z przyjaciółmi, wart 16-stronicowej relacji w klubowym biuletynie
(fakt, że wydanej na ładnym papierze, z kolorem i w twardych okładkach).

Na stronie 20 zaczyna się artykuł "Canal Du Midi", czyli śródlądzie
Francji. Potem jakieś krótkie opowiadanka o żeglowaniu na Orkadach, wokół
Nowej Zelandii i na Bali, jakiś rejsik z Malediwów do Turcji, Andrew
O'Grady pisze "The Viking Trail", o szlajaniu się po Grenlandii... jakieś
zimowanie w lodach, Alaska, znowu Grenlandia, ktoś aż do Helsinek
dożeglował. Przejście Kanału Gota, jakieś uroczystości rocznicowe, rejs
pod Trafalgar itd. Z 300 parę stron wspominek ułamka brytyjskiego
żeglarstwa (i to tylko zrzeszonego w RCC) z jednego roku. Nie obejmuje
regat typu VOR czy BOC, wyczynów czy bicia rekordów.

U nas będzie się ad mortem defecatum katować temat Urbańczyka (pływającego
jako obywatel USA) poprawiając Liskiewiczową. No i Jaworskiego wspominać.

"Nasza" lista jest bardzo daleka od imponującej w porównaniu z rodzinno-
przyjacielskimi rejsami w wolnym kraju. Można się dziwić, że mimo
komunizmu te kilkadziesiąt osób coś znaczyło, ale realia są jednak takie,
że bez komunizmu mogłoby to być kilkadziesiąt tysięcy osób. I nic tu nie
jest imponującego. I nie ma co pisać o "wspaniałych sukcesach żeglarzy z
komunistycznego kraju", bo te można by mierzyć medalami olimpijskimi i
rejsami, które by na zachodzie wspominano.

Janusz Zbierajewski

nieprzeczytany,
15 sty 2007, 09:24:2715.01.2007
do
Maria Wróbel wrote:

żeglarstwo w Polsce a komunizm - historia

Prowadzę pracę badawczą i szukam informacji o trudnościach, na


jakie narażeni byli byli polscy żeglarze pływający po morzach w
czasach PRL, szczególnie interesują mnie lata '60.
Czy ktoś podzieliłby się ze mną swoim doświadczeniem lub mógł
wskazać ciekawe artykuły lub książki na ten temat?

Jaką procedurę musieli przejść żeglarze starający się o paszport
i wizy do obcych portów?

Jakie osoby stały na czele PZŻ i czy to ta instytucja była głównym


decydentem w sprawach pozwoleń na pływanie zagraniczne?

Co to za organ "Rada Kapitanów PZŻ"? W jakich latach istniała taka
rada?

Większość książek z tamtego okresu jest pisana ostrożnie lub w
sposób odpowiadający komunistycznym władzom. Chciałabym poznać
prawdę.
Będę wdzięczna za pomoc.

Maria Wróbel

Mario!
Jeśli dobrze rozszyfrowuję skrót Twojego adresu e-mailowego - piszesz pracę na
Politechnice Śląskiej. Firma jest poważna i zasługuje na poważną pracę, a nie na
publicystyczny bełkocik ujęty w naukawą formę. Skoro tak - podjęłaś się
katorżniczej pracy.
Po pierwsze - czegokolwiek się dowiesz - weryfikuj, weryfikuj i jeszcze raz
weryfikuj. Czytając to, co PT Koledzy napisali wyżej, sama chyba się
zorientowałaś, że pamięć ludzka jest zawodna, mylą się nazwy instytucji i
nazwiska, a legendy i przeinaczenia mają długi i w zasadzie niezniszczalny
żywot. Sam wiem coś o tym. Walczyłem przez parę lat (dodajmy - bezskutecznie) z
legendą o stajni dla konia na "Pogorii". Naród wiedział lepiej. A dwa tygodnie
temu dowiedziałem się od członka załogi, w "cywilu" pracownika Odpowiedzialnych
Służb Najjaśniejszej Rzplitej, że w rejsie "Pogorii" na Antarktydę w 80 roku
połowę załogi stanowili agenci KGB. On to wie na pewno, bo powiedział mu o tym
jego szef, a on szefowi wierzy. Jak widać - głupota szefów jest ponadustrojowa.
Swoją drogą, ciekawe, kto niby dorabiał w KGB? Geograf? Witek Zamojski? Kazio
Robak? Krzyś Baranowski? Andrzej Marczak? Chłopaki, przygotujcie się! Zara
bedzie komisja sejmowa! Już macie przerąbane!
Do rzeczy:
1. Weryfikuj nawet źródła pisane. "Polskie jachty na oceanach" pisał głównie
Zbyszek Urbanyi. Pamiętaj, że był to dziennikarz, a nie historyk, więc co chwilę
ponosił go temperament publicysty. Miło jest przypieprzyć PZŻ-towi, ale głównym
rozgrywającym rejsu Dacki na "Josephie Conradzie" był jednak Zarząd Główny AZS.
Dziś określenie "delegaci PZŻ" brzmi dość obraźliwie, ale chodziło tylko o to,
że rejs miał być oficjalną delegacją na 350-lecie osadnictwa w USA. Skoro
oficjalna delegacja, to musi być szef oficjalnej delegacji. Delegatami mianowano
więc zastępcę kapitana (Jurek Szelestowski) i I oficera (Zdzichu Michalski, ten
z gdyńskiej Stali, nie mylić z z tym Zdzichem Michalskim, który później przez
długie lata był stałym kapitanem "Zewu Morza". Nieporozumieniem było
przekształcenie na siłę rejsu AZS-owskiego w oficjalny, AZS-owsko-PZŻ-towski.
Reszta była już tylko konsekwencją i serią głupich i nieprzemyślanych decyzji.
Mało kto wie, a i Urbanyi o tym nie wspomina, że kiedy jacht dopływał do Madery,
Amerykanie unieważnili wizy, które wcześniej załodze wydali.
2. Nie było tworu "Rada Kapitanów PZŻ". Była komisja kapitanów. Ciało ozdobne,
bez żadnej mocy sprawczej. W latach 60. przewodniczącym był Henryk ("Wujo")
Fronczak, w pierwszej połowie lat 70 - Janek Kolański, a w drugiej połowie - ja,
do czasu, aż (w 81 r.) wycofałem się całkowicie z jakiejkolwiek działalności w
żeglarstwie. Co ta komisja robiła? Nic. Była. Od czasu do czasu Zarząd PZŻ
prosił o jakąś opinię, np. zaopiniowanie kandydatur do "Rejsy Roku". No tośmy
opiniowali.
Kiedy Henio Jaskuła wybierał się non-stop dookoła świata, PZŻ miał problem, bo
Henio nic od PZŻ-tu nie chciał. Jacht i pieniądze miał od miasta Przemyśl. PZŻ
powołał więc podkomisję z komisji kapitanów (jak się nie wiedziało, co zrobić,
to się powoływało komisję, jak był totalny nieurodzaj z powodu np. suszy, to się
zbierało... Plenum Rolne KC).
Komisja była trzyosobowa: Jurek Jaszczuk (w tej chwili płynie z małolatami na
"Pogorii" do Dakaru, młody Laskowski (od lat w Australii) i ja. Nasze
kompetencje były mniej więcej niejasne. Przyjrzeć się doborowi trasy (niby czy
Heniowi pasaty nie pomyliły się z monsunami), czy założył właściwe przeloty
dobowe (jakby ktokolwiek mógł to przewidzieć) i inne takie tam dyrdymały.
Zadzwoniłem do Henia: Jak będziesz się kiedy wybierał do Warszawy, to daj znać,
musimy z tobą pogadać.
Henio przyjechał, a ja do niego: Heniu, powiedz, po cholerę ty chcesz samotnie i
non stop? A Henio: No bo chcę być pierwszy, który to zrobi. Ja: A gówno prowda.
Już to pięciu wariatów, z niejakim Robinem Knox-Johnstonem, zrobiło. W
najlepszym razie będziesz szósty.
Henio: No ale będę pierwszy Słowianin.
Ja: Jasne. Poza tym będziesz pierwszy z Przemyśla, pierwszy z parafii, pierwszy
inżynier budowlany, pierwszy łysy z brodą, pierwszy ojciec dwóch córek. Powiedz,
po co?
Katowany przeze mnie Henio wił się przez 15 minut, w końcu pękł:
- Stary, ja czuję, że MUSZĘ to zrobić!
- No widzisz, Heniu, wreszcie powiedziałeś coś rozsądnego. Musisz? No to my cię
popieramy! Co, chłopaki, piszemy elaborat?
Wysmarowaliśmy epistołę, z której wynikało, że Henio jest geniuszem strategii
oceaniczno-dookołaświatowej, Napoleonem pasatów, Nelsonem Hornu, Kruzenszternem
Pacyfiku. PZŻ był zachwycony, bo wykonał naszymi rękami kawał ciężkiej, solidnej
i nikomu nie potrzebnej roboty, a Henio wszedł do annałów żeglarstwa.

2. Osoby stojące na czele PZŻ.
Reguła była taka (we wszystkich związkach sportowych, nie tylko w PZŻ): Prezesem
zostawał minister albo ktoś równie wysoko umocowany we władzach państwowych. W
przypadku PZŻ-tu był to minister albo wiceminister żeglugi lub czego innego, bo
żegluga była rzucana na różne odcinki, np. dołączana do Ministerstwa Handlu
Zagranicznego a potem Ministerstwa Komunikacji, jeszcze później do
Infrastruktury. A propos: Ireneusz Sekuła nie był prezesem. Były wyjątki, bo
np. Ludwik Vogt nigdy nie pełnił żadnych funkcji w aparacie władzy, a i Staszka
Tołwińskiego trudno zaliczyć do władzy, sporo najwyższe funkcje jakie pełnił, to
Komendant CWMiW i sekretarz generalny PZŻ.
Po drodze był okres nieistnienia PZŻ, bo w świetlanych czasach realnego
stalinizmu obowiązywała jedynie słuszna koncepcja umacniania demokracji, więc
wszystkie związki sportowe zostały zlikwidowane i wszystko wziął za mordę
GKKFiT, tworząc sekcje. Przewodniczącym sekcji żeglarskiej GKKFiT został Jerzy
Putrament, ale wkrótce machnął na to ręką, bo nie chciał być ozdobą. Później
sekcji szefował Włodzimierz Głowacki (tak, ten od podręczników i od byłego
"Rutkowskiego").

3. Procedury:
Byłe dwa rodzaje rejsów: krajowe i zagraniczne. Rejsy krajowe istniały tylko u
nas, bo jak wiadomo, w naszym obozie polski barak był najweselszy. Polegało to
na tym, że można było pływać bez paszportu po całym Bałtyku (i nie tylko, jak
się miało fantazję zwaną jajami, ale o tym za chwilę), ale bez prawa wchodzenia
na obce morze terytorialne (które wtedy sięgało 3 mile od brzegu) a więc i do
obcych portów. Wymyślono tzw. klauzule, czyli pieczątki wbijane do książeczki z
napisem "Zezwala się ob..... na pływania morskie w okresie od ... do... Klauzule
wydawały wydziały kultury fizycznej urzędów wojewódzkich. OZŻ-ty robiły tylko za
listonosza. "Od - do" to było od początków maja do 30 listopada, bo tylko w tym
czasie ogłaszano urzędowy sezon żeglarski. Jak ktoś chciał pływać w kwietniu,
albo w grudniu, musiał przejść niezłą ścieżkę zdrowia, aby uzyskać jednorazowe
zezwolenie na przepłynięcie stąd-dotąd. Paranoja polegała na tym, że jak w danym
roku książeczki z OZŻ trafiały do WKKFiT-u późno i wstemplowano tam datę np. od
16 maja, to przez 5 lat żeglarze z tego województwa mieli w plecy, bo sezon
zaczynał sie oficjalnie 1 maja, a oni musieli czekać do 16.
Na początku klauzula była ważna na dany rok. Później (gdzieś pod koniec Gomułki)
wbijano już klauzule 5-letnie. Do tego był potrzebny jeszcze jeden dokument, o
którego istnieniu znaczna część żeglarzy nie wiedziała, bo dokument był niejako
"poza nimi". Był to tzw. wykaz upoważnionych, tzn. lista kapitanów, którzy mieli
prawo w danym roku prowadzić rejsy. W zasadzie była to lista tych, którzy mieli
patenty, ale nie całkiem, bo nie umieszczano na niej kapitanów, którzy mieli
ograniczenia z tytułu orzeczeń izby morskiej lub komisji dyscyplinarnej PZŻ. W
kwietniu PZŻ przesyłał taką listę do dowództwa WOP. WOP to rozsyłał do
wszystkich swoich placówek granicznych. W rezultacie przychodzący na odprawę na
jacht WOP-ista miał cały segregator listą upoważnionych i wzorami podpisów
urzędników od klauzul z 17 a potem z 49 województw.
Należało wtedy omijać Władysławowo, bo tam upierdliwość WOP-istów była sławna na
cały Bałtyk i okolice. Mnie kiedyś wystawiono na keję załoganta z Rzeszowa, bo
WOP-ista się dopatrzył, że podpis urzędnika rzeszowskiego na klauzuli ma ostatni
ogonek jakby trochę dłuższy, niż na wzorze podpisu. Powiedziałem chłopakowi na
odchodne, żeby jechał autostopem do Łeby, to go tam jutro zabierzemy. I tak się
stało.
Dość popularne było naruszanie przepisów w postaci zawijania w rejsie krajowym
na Christianso. Jeśli kapitan miał prawie pewność, że w załodze nikt nie płynie
"służbowo", wchodził do miniporciku na Christanso. Puszczało się oko do
hafenmajstra i wszyscy wiedzieli o co chodzi. Czasem tylko trzeba się było
szybko ewakuować, bo nagle przylatywał hafenmajster z okrzykiem: Chłopaki,
spieprzajcie północnym wyjściem, bo z południa idzie jakiś polski jacht!
Gdzieś tak na początku Gierka wprowadzono tzw. wkładki paszportowe, ważne razem
z dowodem na demoludy, zwane oficjalnie krajami socjalistycznymi. Wówczas można
było na to pływać do NRD-owa i ZSRR. (Że trzeba było jeszcze mieć "wyzow" czyli
zaproszenie od radzieckiego "jachtkłuba" - to już inna sprawa).
Dziś powiedzielibyśmy "kapitan z jajem" ale wtedy to był kapitan z co najmniej
sześcioma jajami! Otóż był to Zdzisio Paska, który na "Magnolii" ze
szczecińskiego Pałacu Młodzieży odbył ambitny rejs non-stop ze Świnoujścia do
Murmańska i Archangielska i nazad. W książce Urbanyi'ego jest on we wkładce pod
pozycją 50 z adnotacją "Pierwsze polskie dojście na Morze Białe i do
Archangielska bez zachodzenia do portów pośrednich".
He, he, he. Nie mógł nigdzie zawinąć, bo oni byli bez paszportów! Wyszli z
założenia, (to się później nazywało falandyzacją prawa) że skoro na wkładkę
można do portów radzieckich, a Murmańsk i Archangielsk to porty - jak by nie
było - radzieckie, no to "pajechali, rebiata!" Wysokie jury przyznające "Rejs
Roku" też rżnęło głupa i - jak gdyby nigdy nic - przyznało Pasce II nagrodę.
Formalnie - naruszeniem przepisów było tylko przejście przez cieśniny duńskie,
bo to jednak było morze terytorialne państw - o zgrozo - kapitalistycznych.

4. Rejsy zagraniczne.
Rejsy za prywatne pieniądze praktycznie nie istniały. GKKFiT przydzielał
PZŻ-towi tzw. cenne dewizy na cały rok. PZŻ liczył, ile tego trza na różne
regaty (priorytet), a to, co pozostało, dzielił na rejsy zagraniczne. Tyle
dostaną harcerze, tyle studenty, a tyle żeglarze z klubów PTTK-owskich itp.
Nieprawdą jest to, co wyżej napisał któryś z Kolegów, że jak ktoś nie miał
stopnia - to won. Jak już PZŻ zatwierdził rejs i przydzielił dolary, to już nie
wnikał, kto z klubu płynie. Inna rzecz, że same kluby raczej starały się
obsadzać załogantów z kwalifikacjami niż bez, ale formalnego zakazu dla
bezpatentowców nie było.
Paszporty i wizy: Paszporty dostawało sie tzw. popierane. Było to o tyle
istotne, że nie trzeba się było wykazać zaproszeniem od kogoś z Zachodu. W
różnych okresach po powrocie paszporty te były przechowywane w lokalnym biurze
paszportowym, albo centralnie w COS-ie (Centralny Ośrodek Sportu).
Z wizami było... znacznie łatwiej, niż przy wyjazdach prywatnych. Dziś brzmi to
niewiarygodnie, ale upierdliwość niektórych konsulatów była znacznie większa,
niż polskich władz paszportowych. W przypadku rejsów sprawa była właściwie z
głowy, bo albo załatwiał to wyznaczony członek załogi dla wszystkich, albo
oddawało się kwestionariusze wizowe dziewczynom w PZŻ i one załatwiały to
hurtowo, omijając (dzięki znajomościom) kolejki w konsulatach. (Ach jak miło
brzmiały pytania w kwestionariuszach: czy masz zamiar zamordować prezydenta
Stanów Zjednoczonych? albo rubryka "wyznanie babki").
Miłe, choć - niestety - z racji odległości mało wykorzystywane wyjątki: Otóż dwa
kraje: Hiszpania i Portugalia, na serio traktowały nasze książeczki żeglarskie,
tzn. na równi z zawodowymi "Seamansbookami". Przed rejsami do tych krajów
uprzedzałem załogę, żeby nie załatwiała wiz (hiszpańskie - nota bene - były
koszmarnie drogie). Przed wejściem do portu chowałem paszporty głęboko do
szuflady, na kartce papieru pisałem nową listę załogi z numerami książeczek,
podpisywałem, stawiając stempel "Master of..." i imigrejszeny z Półwyspu
Iberyjskiego były całkowicie "satisfajd".

Aha! W PZŻ istniała od "zawsze" komisja historyczna. Skontaktuj się z nią. Mają
tam masę ciekawych materiałów.

UFFF!!! Alem się rozpisał!
Powodzenia!
Janusz Zbierajewski

Jaromir Rowinski

nieprzeczytany,
15 sty 2007, 14:30:4715.01.2007
do

Użytkownik "Janusz Zbierajewski" <janusz.zbiera...@vp.pl>
napisał w wiadomości news:4353.000000...@newsgate.onet.pl...

> Po pierwsze - czegokolwiek się dowiesz - weryfikuj,
> weryfikuj i jeszcze raz weryfikuj.

Na początek parę rzczy po mojej weryfikacji:

> Nieporozumieniem było przekształcenie na siłę rejsu
> AZS-owskiego w oficjalny, AZS-owsko-PZŻ-towski.

Hmmm, uzależnienie możliwości odbycia rejsu od takiego
"przekształcenia" i konieczność wywalenia dwu członków załogi,
aby zrobić miejsce "delegatom" - to pewnie było tylko takie drobne,
towarzyskie nieorozumienie ?

> A propos: Ireneusz Sekuła nie był prezesem.

Fakt - ze zdziwieniem stwierdziłem, że prezesem PZŻ akurat nie był...

> i Staszka Tołwińskiego trudno zaliczyć do władzy, sporo najwyższe
> funkcje jakie pełnił, to Komendant CWMiW i sekretarz generalny PZŻ.

Władza - zwłaszcza na przełomie ustrojów, to nie tylko funkcje.
"Interster", "Transakcja", Fundacja Rozwoju Żeglarstwa, BIG-Bank... -
wiele rzeczy i wielu ludzi kręciło się wokół Tołwińskiego ;-)
Taaak...

>...Klauzule wydawały wydziały kultury fizycznej urzędów
> wojewódzkich.
Zajrzałem - rzeczywiście, przynajmniej taka jest moja jedyna, z 87',
otrzymana za szóstym podejściem (wstecznie od 86', taki kawał
mi zrobili, bo chyba od 88' klauzula nie była już potrzebna...)

> OZŻ-ty robiły tylko za listonosza.

Pewnie były i takie OZŻ co się nie wtrącały. "Mój" opierdalał
przedstawiciela klubu (bo to się jeszcze obowiązkowo przez klub
załatwiało), że kolejny raz przynosi kwity gościa (znaczy mnie) co do
którego są zastrzeżenia WUSW. No i że przez to "muszą się tłumaczyć".
Pewnie tylko przypadkiem takich co uprzednio nie otrzymywali klauzul
umieszczano na końcu listy przekazywanej z OZŻ "wyżej"...

> to było od początków maja do 30 listopada, bo tylko w tym
> czasie ogłaszano urzędowy sezon żeglarski.

Aż raz jeszcze zajrzałem do książeczki:
*********
"Zezwala się Ob. Rowiński Jaromir na pływanie morskie
w terminie od dna 1 kwietnia do 1 listopada w latach 1986
do 1990 na okres 5 lat "
Pieczęć: Urząd Wojewódzki w Gdańsku (3),
Podpis: Z-ca Dyrektora Wydziału mgr Aleksander Janiak
**********
Może ono rzeczywiście chciało żebym pływał "od dna", bo
to nie żadna moja pomyłka, ale tak czerwonymi zgłoskami na
pieczęci stoi ? ;-))

> Paranoja polegała na tym, że jak w danym roku książeczki z
> OZŻ trafiały do WKKFiT-u późno i wstemplowano tam datę
> np. od 16 maja, to przez 5 lat żeglarze z tego województwa mieli
> w plecy, bo sezon zaczynał sie oficjalnie 1 maja, a oni musieli
> czekać do 16.

A patrz, ja myślałem, że paranoją było samo istnienie klauzul.
To o ich obronie w niektórych OZŻ zmilczę...

> Dość popularne było naruszanie przepisów w postaci zawijania
> w rejsie krajowym na Christianso. Jeśli kapitan miał prawie pewność,
> że w załodze nikt nie płynie "służbowo", wchodził do miniporciku na
> Christanso. Puszczało się oko do hafenmajstra i wszyscy wiedzieli
> o co chodzi.

Inną metoda było wejście na Bornhom czy nawet do Szwecji "na awarię
w krajówce". Znam przypadek wożenia (w celu wykazania się oczywistą
awarią) na taką okazję złamanego bomu. Parę razy go wozili...
Ten dobry lądował tuż przed wejściem i na czas wizyty na pokładzie,
w uchwytach do spinakerbomu...;-)
Warto też wspomnieć, że jachtów jaktklubów MW obostrzenia
klauzulowe w zasadzie nie dotyczyły. Wiem bo korzystałem ;-)

> Rejsy za prywatne pieniądze praktycznie nie istniały.

Może warto wspomnieć, że takim rejsem było okrążenie Świata
przez Teligę na "Opty".
I, że te nieliczne, które jednak były (Np. Jurek Radomski i "Czarny
Diament")
cieszyły się szczerą i czynną niechęcią PZŻ-ta...

> Nieprawdą jest to, co wyżej napisał któryś z Kolegów, że jak ktoś
> nie miał stopnia - to won. Jak już PZŻ zatwierdził rejs i przydzielił
> dolary, to już nie wnikał, kto z klubu płynie.

Nie wiem jak w centrali PZŻ - organizacja była bizantyjska
i scentralizowana, wszystko szło przez OZŻ, a niektóre OZŻ żądały
wcześniej list załogi i nie aprobowały bezpatentowców.

> Aha! W PZŻ istniała od "zawsze" komisja historyczna.
> Skontaktuj się z nią. Mają tam masę ciekawych materiałów.

W tym miejscu należy przypomnieć że materiały tej komisji
należy koniecznie "weryfikować, weryfikować, weryfikować",
tak jakby szczególnie intensywnie, nieprawdaż ...?

Ahoj
--
Jaromir Rowiński
"żeglarstwo może stać się dyscypliną przyjazną dla wszystkich żeglujących"
(c) by PZŻ

Jacek WoĽniak

nieprzeczytany,
15 sty 2007, 14:39:0615.01.2007
do

Użytkownik "Jaromir Rowinski" <glos...@nospambebe.gazeta.pl> napisał w
wiadomości news:eogko0$n9o$1...@inews.gazeta.pl...

> Taaak...
>
>>...Klauzule wydawały wydziały kultury fizycznej urzędów
>> wojewódzkich.
> Zajrzałem - rzeczywiście, przynajmniej taka jest moja jedyna, z 87',

Tylko po kiego grzyba miałem rozmowę z dzielnicowym a nie urzędnikiem urzędu
wojejwódzkiego w Kielcach mgr. Janem Mochockim, o wywiadzie środowiskowym
prowadzonym przez RUSW nie wspomnę ;-).


--
Czołem! Jacek Woźniak
"Pojęciem osoby zdolnej do żądania i dawania satysfakcji honorowej albo
krótko: osobami honorowymi lub z angielskiego: gentlemanami nazywamy (z
wykluczeniem osób duchownych) te osoby płci męskiej, które z powodu
wykształcenia, inteligencji osobistej, stanowiska społecznego lub urodzenia
wznoszą się ponad zwyczajny poziom uczciwego człowieka."


Jaromir Rowinski

nieprzeczytany,
15 sty 2007, 14:52:3915.01.2007
do

Użytkownik "Jacek Woźniak" <jacekw...@onet.pl> napisał w wiadomości
news:eogl8m$8kf$1...@news.onet.pl...

>
> Użytkownik "Jaromir Rowinski" <glos...@nospambebe.gazeta.pl> napisał w
> wiadomości news:eogko0$n9o$1...@inews.gazeta.pl...
>>
>>>...Klauzule wydawały wydziały kultury fizycznej urzędów
>>> wojewódzkich.
>> Zajrzałem - rzeczywiście, przynajmniej taka jest moja jedyna, z 87',
>
> Tylko po kiego grzyba miałem rozmowę z dzielnicowym a nie urzędnikiem
> urzędu wojejwódzkiego w Kielcach mgr. Janem Mochockim, o wywiadzie
> środowiskowym prowadzonym przez RUSW nie wspomnę ;-).
>
Ten dzielnicowy przeprowadzał "wywiad". Jak umiał ;-)
Po prostu wszyscy się mocno angażowali - Klub, OZŻ,
Urz. Wojewódzki, RUSW i dzielnicowy.
Albo nawet jeszcze ktoś...

BTW - też dostałeś pozwolenie na pływanie "od dna" ;-) ???

Ahoj
--
Jaromir Rowiński
http://www.makiela.pl/ant/jastarnia14.jpg


Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
15 sty 2007, 18:04:5415.01.2007
do
On Mon, 15 Jan 2007, Jaromir Rowinski wrote:

> I, że te nieliczne, które jednak były (Np. Jurek Radomski i "Czarny Diament")
> cieszyły się szczerą i czynną niechęcią PZŻ-ta...

Ludek Mączka, para starszych ludzi na nefrycie z Elbląga (prywatnym),
jeszcze niektórzy. Niewielu ich było, bo żywicę i stal nierdzewną dawało
się ukraść, a nie kupić...

>> Nieprawdą jest to, co wyżej napisał któryś z Kolegów, że jak ktoś
>> nie miał stopnia - to won. Jak już PZŻ zatwierdził rejs i przydzielił
>> dolary, to już nie wnikał, kto z klubu płynie.
> Nie wiem jak w centrali PZŻ - organizacja była bizantyjska
> i scentralizowana, wszystko szło przez OZŻ, a niektóre OZŻ żądały
> wcześniej list załogi i nie aprobowały bezpatentowców.

U nas PZŻ nie przydzielał dolarów, natomiast OZŻ wymagał zgłoszenia listy
rejsu na początku sezonu. Tzn. należało je złożyć w listopadzie. Jeżeli
ktoś się pochorował, to nie można było go zamienić, albo choćby wypisać -
rejs był odwoływany. Taki obyczaj panował afair do 1985, potem dali spokój
- ja się i tak nie łapałem z braku klauzuli, paszportu i w sumie młodego
wieku, kiedy "na cadecie zdąży się napływać". Pamiętam, że jak się
chciałem przepłynąć na Rodle do Pucka, to mnie Fujara upychał w przedziale
na akumulatory "bo nie jesteście na liście", a na Nefrycie w tej dziurze
pod kokpitem. O wyjściu do Władysławowa nikt z nas zbytnio nie marzył.
Krajówka w końcu. A wy, cadeciarze, bez klauzul chodzicie.

AFAIR ci z interioru mieli nieco inaczej, być może różna była w tym
zakresie polityka komitetów wojewódzkich i miejskich PZPRu i podległych (w
praktyce) im RUSW i WUSW. W jednym był "ludzki pan", a w drugim trafiał
się nadgorliwiec. Wybrzeże mogło mieć w tym zakresie w latach 80-tych
szczególnego pecha.

>> Aha! W PZŻ istniała od "zawsze" komisja historyczna.
>> Skontaktuj się z nią. Mają tam masę ciekawych materiałów.
> W tym miejscu należy przypomnieć że materiały tej komisji
> należy koniecznie "weryfikować, weryfikować, weryfikować",
> tak jakby szczególnie intensywnie, nieprawdaż ...?

AFAIR każdy materiał z PZŻtu jest "nadziewany", co zresztą sam Zbieraj
napisał: wezwał człowieka na przesłuchanie, przepytał obcesowo i potem
swojej zwierzchności wymysły na ten temat napisał ku czci i chwale danego
delikwenta, aby mu ułatwić. Ktoś inny mógł napisać bzdury przeciw czci i
chwale aby udupić i pewnie nie raz tak robiono. W każdym razie trudno
będzie na bazie tych materiałów cokolwiek wnioskować o polskim
żeglarstwie. Jeszcze jedna zasługa związku - zniszczenie własnej historii.
A Głowackiego czyta się, hm, ciekawie. Zwłaszcza drugi tom. Plenum
przyjęło, egzekutywa wyraziła, związek wydał uchwałę - cała treść
żeglarstwa. Bardzo różne w stylu z "Dziejami jachtingu światowego".

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
15 sty 2007, 18:06:3815.01.2007
do
On Mon, 15 Jan 2007, Jacek Woźniak wrote:

>
> Użytkownik "Jaromir Rowinski" <glos...@nospambebe.gazeta.pl> napisał w
> wiadomości news:eogko0$n9o$1...@inews.gazeta.pl...
>
>> Taaak...
>>
>>> ...Klauzule wydawały wydziały kultury fizycznej urzędów
>>> wojewódzkich.
>> Zajrzałem - rzeczywiście, przynajmniej taka jest moja jedyna, z 87',
>
> Tylko po kiego grzyba miałem rozmowę z dzielnicowym a nie urzędnikiem urzędu
> wojejwódzkiego w Kielcach mgr. Janem Mochockim, o wywiadzie środowiskowym
> prowadzonym przez RUSW nie wspomnę ;-).

Bo decyzję wydawał RUSW. Stemplowali ją ci od kultury.

Radwan

nieprzeczytany,
16 sty 2007, 01:27:4316.01.2007
do
Jacek Kijewski napisał(a):

Z ciekawostek schyłku soc strany zwanej PRL :))
W końcy lat osiemdziesiatych zaopatrzenie było jak wiadomo. Ale w
Baltonie mozna było kupić wszystkie rarytasy o jakich tylko mozna było
zamarzyć. I to za PLN-y.. więc przed wyjazdem klubowym na regaty robiło
się preliminarz, który brzmiał :

Rejs Gdynia - Kadyks, jacht Finn..., tu nastepowała lista "załogi" i
spis poboznych życzeń dotyczących zaprowiantowania. Oczywiscie panie w
Baltonie " z urzedu" obcinały 1/3 zamówienia, ale zazwyczaj było ono
przewidziane na 2 x wiecej, więc sporo tego zostawało. Ot, taki folklor

Radwan

Jacek WoĽniak

nieprzeczytany,
16 sty 2007, 03:51:2916.01.2007
do

Użytkownik "Jaromir Rowinski" <glos...@nospambebe.gazeta.pl> napisał w
wiadomości news:eogm0u$49$1...@inews.gazeta.pl...

>>
> Ten dzielnicowy przeprowadzał "wywiad". Jak umiał ;-)

Umiał umiał, jeszcze do dziś lumpy go wspominają :-))

> Po prostu wszyscy się mocno angażowali - Klub, OZŻ,
> Urz. Wojewódzki, RUSW i dzielnicowy.
> Albo nawet jeszcze ktoś...

Wielki Koordynator? ;-))

>
> BTW - też dostałeś pozwolenie na pływanie "od dna" ;-) ???

Mój magister miał dobrą pieczątkę "od dnia", a może to taka mała prowokacja
była? ;-)

Jacek WoĽniak

nieprzeczytany,
16 sty 2007, 03:59:0416.01.2007
do

Użytkownik "Jacek Kijewski" <ja...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości
news:Pine.LNX.4.64N.0...@goldenhinde.sail-ho.pl...

>
> Tylko po kiego grzyba miałem rozmowę z dzielnicowym a nie urzędnikiem
> urzędu
> wojejwódzkiego w Kielcach mgr. Janem Mochockim, o wywiadzie środowiskowym
> prowadzonym przez RUSW nie wspomnę ;-).

Bo decyzję wydawał RUSW. Stemplowali ją ci od kultury.

===============

Paczpan a niektórzy mają za złe, że nie uważam aby PZŻ był organizacją
żeglarzy dla żeglarzy ...

piotr

nieprzeczytany,
16 sty 2007, 04:38:4316.01.2007
do
>>> ...Klauzule wydawały wydziały kultury fizycznej urzędów
>>> wojewódzkich.
>> Zajrzałem - rzeczywiście, przynajmniej taka jest moja jedyna, z 87',


To dopiero po 3 latach. Początkowo była to osobna książeczka ze zdjęciem,
wystawiona w Warszawie przez Główny Komitet Kultury Fizycznej, z czterema
rubrykami dla corocznej prolongaty.
Pozdrawiam. Pierud


Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
16 sty 2007, 04:52:0216.01.2007
do

My kwita do Baltony dostawaliśmy od zjednoczenia (ZPO). Na miesięczny rejs
do Amsterdamu, w roku, yyyy, 88? przypadało na łeb po jednej szynce w
puszce, a oprócz tego boczek, kaszanka, mielonka. Pani w Baltonie nie
wnikała zbytnio, stempel był, więc sprzedawali. Zatem nazwa "Finn" jej też
nie musiała nic mówić. A że 10 osób w załodze... jachty są małe w
porównaniu ze statkami ;)

Tu pewnie podniesie się jakiś głos, że za komuny było fajnie, bo władza
dostarczała zaopatrzenie. Tak, jakby dziś trzeba było kwita do Tesco pt.
"sprzedajcie nam łaskawie coś ze swojej oferty bez kartek" trzeba było od
ministra Wiecheckiego wyrywać...

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
16 sty 2007, 04:56:2116.01.2007
do
On Tue, 16 Jan 2007, Jacek Woźniak wrote:

>
> Użytkownik "Jacek Kijewski" <ja...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości
> news:Pine.LNX.4.64N.0...@goldenhinde.sail-ho.pl...
>>
>> Tylko po kiego grzyba miałem rozmowę z dzielnicowym a nie urzędnikiem
>> urzędu
>> wojejwódzkiego w Kielcach mgr. Janem Mochockim, o wywiadzie środowiskowym
>> prowadzonym przez RUSW nie wspomnę ;-).
>
> Bo decyzję wydawał RUSW. Stemplowali ją ci od kultury.
> ===============
>
> Paczpan a niektórzy mają za złe, że nie uważam aby PZŻ był organizacją
> żeglarzy dla żeglarzy ...

No bo wtedy, wiesz, PZŻ pilnował porządku. I, wiesz, porządek był.

Jacek "Co wczoraj obejrzał program Pospieszalskiego, czy jak mu tam"
Kijewski

meping

nieprzeczytany,
16 sty 2007, 06:32:1016.01.2007
do
Radwan napisał(a):

> spis poboznych życzeń dotyczących zaprowiantowania. Oczywiscie panie w
> Baltonie " z urzedu" obcinały 1/3 zamówienia, ale zazwyczaj było ono
> przewidziane na 2 x wiecej, więc sporo tego zostawało. Ot, taki folklor

spekulant!!! ;-P

Radwan

nieprzeczytany,
16 sty 2007, 06:33:1416.01.2007
do
meping napisał(a):

> Radwan napisał(a):
>
>> spis poboznych życzeń dotyczących zaprowiantowania. Oczywiscie panie w
>> Baltonie " z urzedu" obcinały 1/3 zamówienia, ale zazwyczaj było ono
>> przewidziane na 2 x wiecej, więc sporo tego zostawało. Ot, taki folklor
>
> spekulant!!! ;-P

Teraz to sie nazywa biznesmen :))))


Radwan

meping

nieprzeczytany,
16 sty 2007, 06:38:3016.01.2007
do
Radwan napisał(a):

>> spekulant!!! ;-P
>
> Teraz to sie nazywa biznesmen :))))
>

A kiedyś za to były procesy pokazowe i szubienica... ;-)

Jerzy Makieła

nieprzeczytany,
21 sty 2007, 15:43:3821.01.2007
do
Maria Wróbel napisał(a):

> Prowadzę pracę badawczą i szukam informacji o trudnościach, na
> jakie narażeni byli byli polscy żeglarze pływający po morzach w
> czasach PRL, szczególnie interesują mnie lata '60.

Hymmmm taki punkt widzenia:
http://www.kulinski.gdanskmarinecenter.com/art.php?id=262&st=0&fload=1

--
Pozdrowienia Jurek M
http://www.makiela.pl/ http://galeria.makiela.pl/
GSM 601-938-951 VoIP 0-399-008-347

Jaromir Rowinski

nieprzeczytany,
21 sty 2007, 17:18:5521.01.2007
do

Użytkownik "Jerzy Makieła" <jur...@post.pl> napisał w wiadomości
news:45b3...@news.home.net.pl...

> Maria Wróbel napisał(a):
>> Prowadzę pracę badawczą i szukam informacji o trudnościach, na
>> jakie narażeni byli byli polscy żeglarze pływający po morzach w
>> czasach PRL, szczególnie interesują mnie lata '60.
>
> Hymmmm taki punkt widzenia:
> http://www.kulinski.gdanskmarinecenter.com/art.php?id=262&st=0&fload=1
>
Ciekawe, że najchętniej zabierają głos "działacze" tamtych
i obecnych czasów, a jeszcze chętniej robią to anonimowo...

Bleeee...

Jaromir Rowiński
--
Być może w całym tym wątku sensu jest dosyć mało,
Ale za to jest dłuższy niż się zapowiadało.

Jacek Kijewski

nieprzeczytany,
21 sty 2007, 19:16:3321.01.2007
do
On Sun, 21 Jan 2007, Jerzy Makieła wrote:

> Maria Wróbel napisał(a):
>> Prowadzę pracę badawczą i szukam informacji o trudnościach, na
>> jakie narażeni byli byli polscy żeglarze pływający po morzach w
>> czasach PRL, szczególnie interesują mnie lata '60.
>
> Hymmmm taki punkt widzenia:
> http://www.kulinski.gdanskmarinecenter.com/art.php?id=262&st=0&fload=1

Jeżeli jachty "kupione za stoczniowe pieniądze" to jachty YK Stal Gdynia,
to w tym artykule jest g..o prawda - jachty naszego klubu zakupił w
poprzedniej kadencji dopiero współczesny zarząd, kredyt został spłacony w
minionym roku. A "prywatne" karolinki również były budowane jako własności
stoczni im. Komuny Paryskiej i zakupione dopiero 3 lata temu przez
prywatnych właścicieli. Nikt nogi nie podstawiał, po prostu te jachty w
założeniach nigdy nie miały być prywatne, a stanowić "bazę wypoczynkową
dla mas pracujących miast i wsi". Historia pokazała, że nie ma sensu, aby
prywatne nie były.

Być może źle odczytuję ten tekst, ale jeżeli jednak mam rację - to jest to
żałosne i może dlatego autor się chowa za "ksywą".

Nowe wiadomości: 0