Grupos de Google ya no admite nuevas publicaciones ni suscripciones de Usenet. El contenido anterior sigue siendo visible.

Tajemnica Twierdzy Szyfrów - odcinek 08

Visto 52 veces
Saltar al primer mensaje no leído

AJK

no leída,
31 oct 2007, 10:38:4331/10/07
a
Telewizja Polska S.A. chodząc, chodząc i chodząc, Wołoszański Sp z o.o.
chodząc, chodząc oraz chodząc i ja, żyjąc, bo nie padłem na wznak

prezent... ują...

Tajemnica Twierdzy Szyfrów - odcinek ósmy

"Jak to na grzybach czas leci..." W końcówce siódmego odcinka, jak
pamiętacie, zostawiliśmy Szpieka Yorka Szczochy przed bramą zamku Książ.
Był marzec 1945 roku. Ale kino to przecież nie tylko najważniejsza ze
sztuk, ale i dająca nieograniczone wprost możliwości. Czas nie gra roli,
miejsce nie gra roli i jeśli ktoś zechce - może nakręcić film dziejący
się w przyszłości z reminiscencjami z przeszłości albo nawet odwrotnie.
Z tym że potrzebna jest przy takich wyczynach odrobina zdrowego
rozsądku, żeby nie wyjść w ostateczności na głupka. Tego niuansu chyba
nie dostrzegli panowie Drabiński i Wołoszański i dlatego w zeszłym
odcinku Szpieka zahaltowano na bramie w marcu, a dzisiejszy odcinek
zaczyna się w kwietniu... w połowie kwietnia... w drugiej połowie...
dokładnie szesnastego, jak to się okaże w trakcie. Szpiek rzeczywiście
wygląda na nieco zmęczonego czekaniem - dwa tygodnie chodzenia na
świeżym powietrzu... Nie każdy jest przecież Drzewcem. Dobrze, że
esesmani specjalnej troski i nieistniejącej dykcji dokarmiali Szpieka
swoimi żelaznymi racjami i pozwalali mu się golić w strażnicy, a czasem
nawet dawali mu kawałek węgla, a on wtedy cudności na drzewach rysował.

Po dwóch tygodniach jurandowania pod bramą Szpiek dostaje wreszcie
pozwolenie wejścia na teren zamku Książ. I od razu robi nam się wesoło,
bo statysta grający wartownika mówi do telefonu "Rozumiem", choć widać,
że ni-du-du, a potem długo gra maszerowanie, ale gra tak, jak wygląda, a
maszeruje tak, jak gra. Jednym słowem - choć to Książ, to jednak nadal
Tzschocha.
Na zamkowym trawniczku więźniowie chodzą, chodzą, chodzą... noszą deski i
budują na środku trawnika jakąś dupną Chatkę Puchatka. Przewodnik
Szpieka wyjaśnia mu, że tamtędy można sobie zjechać 20 metrów pod
ziemię, do podziemnego systemu tuneli. Wszystko fajnie i nawet krótko
się śmiałem z pomysłu, aby tajny wjazd do tajnego systemu lokalizować na
środku trawniczka przed zamkiem i jeszcze budować nad nim drewnianego
konia na zasadzie "Haloo! Coś tu jeeeest!" W końcu jeśli można sobie w
ogródku postawić gipsowego krasnala, Ledę z indykiem i migającego
Jezuska, to można i drewnianego chabazia. Trochę rozbawił mnie pomysł
wjeżdżania samochodem w coś, co ma cztery ściany i wejście wyłącznie dla
pieszych, ale pomyślałem, że to może tak kaskaderski jacka-SS na rympał.
Dłużej za to śmiałem się z wykonania pomysłu. Dookoła całego skwerku
ciągnie się bowiem piękny, równy półmetrowy żywopłot. Wjechać,
powiadacie... Ci niemieccy kierowcy to muszą być jakieś orły
kawaleryjskie, ostrogami spinające samochodziki przed skokiem. Bo
żywopłot jest modnie przystrzyżony w kancik, ale poza tym dziewiczo
nietknięty, bez grama przerwy, bez ułamanej gałązki. A i statyści bardzo
grzecznie przechodzą nad nim, starając się nie deptać i nie dewastować.
Śladów opon nie stwierdzono także. Nigdzie. Mecz Dyrekcja Zamku Książ -
Ekipa Twierdzy Szpieków - 1:0. Drugiego gola Dyrekcja strzela ekipie,
nie pozwalając jej wejść z kamerami dalej niż do hallu.

Kolejne gole ekipa filmowa strzela sobie sama, głównie przy pomocy
Ferfluchtera. Pojawia się on na schodach w repertuarze tanecznym Shakin'
Stevensa, co ma widzowi dać do zrozumienia, że nasz szwarccharakter jest
naćpany. Nie daje i nawet śmieszy nie bardzo. Nie wiem, jakim cudem Żak
nie zabił się na schodach, bo ewolucje przy pomocy luzu w kolanach,
połączonego ze swobodnym wymachem ramion i chłostaniem ścian pejczem,
robią wrażenie trudnych, schody zaś wypastowane. Miało być strasznie, a
wyszedł Charlie Chaplin.

Ferfluchter przydybuje Szpieka i jego przewodnika... A właśnie - w tej
roli Sławomir Orzechowski, kolejny dobry aktor, który za późno
zorientował się, w co wdepnął. Dwie minuty na ekranie, ale zapada w
pamięć. Tym bardziej, że gra pana Majera, a to z kolei tłumaczy
dziewiczy trawnik i niepokalane wjeżdżanie do drewnianego Hasiora na
podwórku. Pan Majer używa przecież czarodziejskiego dzwoneczka, więc
wszystko odbywa się automagicznie.

Na razie Ferfluchetr przydybuje Szpieka i wdaje się z nim w pogawędkę
retrospekcyjną. Wspomniają dawne czasy, kiedy Szpiek jeszcze wyglądał po
ludzku i nie nazywał się Szczochy, kiedy serialowych statystów nikt nie
rozpoznawał, więc można ich było upychać dowolnie i kiedy Ferfluchtera
nie paćkano na szaro. Małaszyński zaczyna łapać konwencję i nawet daje
się go momentami oglądać, Żak tymczasem naoglądał się złych filmów z lat
50. i gdy teraz gra - trzeba łapać widzów, żeby nie uciekli. Ferfluchter
zamierza Szpieka skrzywdzić, bredząc coś o uwalnianiu zdrajcy. Chodzi mu
o polskiego Panczernego, ale jak polski jeniec wypuszczony w 1939 roku
może być zdrajcą III Rzeszy to ja nie chwytam. Pan Majer interweniuje,
przypominając, że serial jest zakontraktowany na 13 odcinków i Szpieka
nie można zamknąć w ósmym, bo się widzowie zorientują że zamęt szyty
jest zbyt grubymi nićmi. A zresztą Szpiek przyjechał tu na polecenie
Goebbelsa, który w razie gdyby - zrobi Ferfluchterowi z dupy jesień
wojny totalnej. Ferfluchter frustruje się tak widocznie, że aż mu się
charakteryzacja marszczy, a kiedy nieuważny kamerzysta filmuje go z boku
i z tyłu - widz może zobaczyć Nowatorskie Podejście do Charakteryzacji
Rozdział Drugi. Poprzednio Żak smarowany był szarą kupą wzdłuż linii
poziomych i zarysu prześcieradełka. Obecnie wypaćkano go wzdłuż linii
pionowych z boku i zarysu podgłówka fryzjerskiego fotela z tyłu. Ale za
to Szpiek York ma pryszcza na nosie, więc równowaga zostaje zachowana.

Szpiekowi się upiekło i odchodzi z panem Majerem w czeluście, a wściekły
Ferfluchter idzie odreagowywać. W odcinku siódmym samą tylko wieść o
Szpieku odreagowywał zastrzeleniem więźnia, więc teraz spodziewałem się
co najmniej obrzucenia granatami, a tu kicha. Ferfluchetr krokiem
ministerialnym (i wszyscy wiemy, o które ministerstwo chodzi) udaje się
na dziedziniec, gdzie ostrożnie przestępuje żywopłot (dyrekcja zamku
obserwuje) i zaczyna napierniczać trawnik nahajką. Znaczy, zaplątał się
tam także jakiś kaskader w pasiaku, ale Ferfluchter cały czas stara się
go minąć, a kiedy tylko dorwie się do trawnika - odstawia Kserksesa
chłoszczącego morze. No, jaki Kserkses - takie morze, z tym, że kiedy
człowieka cholera weźmie, to z braku laku i na trawniku można się wyżyć.
Całej scenie przyglądają się statyści podzieleni wg metody Pietruskiego
"Miotła! Łopata! Miotła! Łopata!", zaadaptowanej do Realiów w wersji
"Pasiak! Mundur! Pasiak! Mundur!" - znowu widzimy paru starych znajomych
z Leśnej, paru z innych okoliczności przyrody, a jeden z mundurowych to
chyba nawet grał więźnia w odcinku z atakiem Klona. Statyści mundurowi
bardzo starają się pokazać i wytrzeszczają oczy z takim natężeniem, iż
można odmieść wrażenie, że wręcz widzą nas, oglądających. Zwłaszcza
taki jeden, który non stop gapi się w kamerę, a kiedy kamerzysta,
usiłuje się uwolnić od tego mulego spojrzenia spodchmuryhełmu i przesuwa
sprzęt - statysta z głupkowatym uśmiechem przesuwa się w ślad za kamerą
i dalej lipi się w obiektyw. Statyści grający więźniów mieli chyba
przedstawiać sobą bolesne otępienie, ale wyszedł im zwykły tumiwisizm i
"nikt mi nie powiedział, że mam przestać piłować tę deskę, więc ją
piłuję do momentu, gdy asystent reżysera obrzuci mnie zza kamery kurwami
i każe zademonstrować zgrozę, ale kiedy ją pokazuję, okazuje się, że
akcja, która miała moją zgrozę wywołać, dawno się skończyła i znowu
wyszedłem na głupka, więc gdzie moja deska, dziękuję uprzejmie."

Szpiek dociera do dna czeluści, a pan Majer prorokuje jak Wernyhora, że
ich zawartość będzie złotym rogiem dla powojennych chamów. Wejście do
archiwum odbywa się za okazaniem kartki na wołciela ze zdjęciem, na
którym Szpiek prezentuje się jak wyrób czekoladopodobny i czy naprawdę
trzeba epatować takimi pierdołami tylko dlatego, że się na targu staroci
kupiło za 5 złotych jakąś "fajoską" legitymację i chce się ją
koniecznie pokazać?

Łysy je. Co je Łysy? Łysy je strażnikiem szyfrowego archiwum. I co Łysy
ma? Łysy ma go pilnować. Łysy jest fajny i wprowadza do filmu zdrowy
powiew naturalności. Gdyby miał lepsze kwestie... Niestety, w tym
serialu każdy aktor ma kwestie napisane przez Wołoszańskiego.

Szpiek składa szpanerskie zapotrzebowanie na "radiogramy rosyjskiej
radiowej stacji odbiorczej o kryptonimie S" z Charkowa. I z 1939 roku.
Natychmiast robi się profi i dżezi. Tylko Łysy jest nielogiczny, bo daje
Szpiekowi dokumenty z roku 1941. No, ale jak się nie ma, co się lubi, to
się czyta nawet "Vivę", a zresztą od czego jest scenarzysta? Siedzą wiec
sobie i czytają, a Łysy wyjaśnia Szpiekowi tajniki pracy archiwisty:
- Jak jest "RU", to znaczy że z Rosji, a później te litery XKB łamane
przez C, to przepisaliśmy z rosyjskich teczek.
- Pisanych cyrylicą? - pyta Szpiek, marszcząc czoło myślą.
- Nie, kurwa, pisanych kipu - złości się Łysy na głupie pytanie i na tak
prostacki numer scenarzysty. Bo Bogusław "Sensacje żołądkowe XX wieku"
Wołoszański wymyślił sobie właśnie, że niemieckie służby specjalne nie
znają rosyjskiego i literki z tajnych dokumentów kopiują bezmyślnie jak
obrazki. Wszystko po to, żeby Szpiek jako pierwszy mógł się domyślić, że
XKB to tak naprawdę CH-K-W czyli Charków, a C to S czyli kryptonim
stacji, i ależ jesteśmy, kurna, mądrzy, koledzy! Cóż, na innej skrzyni
jest napisane STO i chętnie bym się dowiedział, co się kryje pod taką
cyrylicą. W tym momencie zza skrzyń wyszedł Colin Forbes i odczytał
fragment swojej powieści: "Dzięki pracy w CIA wiedział, że 'MU' oznacza
Ministerstwo Uzbrojenia w rządzie brytyjskim", a następnie z okrzykiem
"Siostro! Bracie! Je t'aime" rzucił się Wołoszańskiemu w objęcia.

Aby umożliwić Szpiekowi skuteczne działanie, Łysy idzie sobie gdziesik,
wartownik zasypia (a to dlatego ziewał demonstracyjnie przez cała scenę!
To nie było znudzenie filmem, tylko aluzja!), a więźniowie wnoszą
skrzynię numer 42 i niosą ją gdzieś w głąb czeluści, choć skrzynia 44
stoi przy samym wejściu. "Ja tu widzę niezły burdel!" Nieważne - grunt,
że nikt nie widzi, jak Szpiek znajduje poszukiwany dokument, jak zwija
go w rulonik i jak go sobie wtyka. Po czym nagle się zrywa, oświadcza,
że nic nie ma, nigdzie nie ma, keine dokumenten, keine misericordia, że
zostawiłem ciotkę staruszkę z trójką dzieci na gazie i no po prostu
muszę lecieć, pa, kochaniutki, zdzwonimy się i buziaki.

A tymczasem w piwnicach posterunku w Leśnej Fryc Frycz dręczy Gruszkę.
Fizycznie już nie, bo teraz kolej na wojnę psychologiczną. W związku z
tym Gruszkę częściowo umyto, opatrzono... dziwny ten opatrunek. Gruszka
ma na rękach jakieś luźne bandażowe dyndasie, ale nadgarstki ma mocno
zaplastrowane. Albo taka "więcej inteligentna" niewypowiedziana aluzja
co do cierpień i wyrzutów sumienia, albo po prostu samobójczą próbę
Gruszki usunięto w montażu. Zresztą w ogóle Gruszka wgląda nieciągło -
ostatnio goiła się w ciągu paru godzin, a tu minęły dwa tygodnie, ale
reszta ran się nie goi, siniaki nie znikają, a wręcz pojawiają się nowe,
choć Niemcy już nie biją... Aha, wiem. To sama Gruszka się bije. Z
myślami. Wygląda na to, że przegrywa.

Frycz strojąc złowieszcze miny, chce wydusić z Gruszki zapewnienie, ze
nie zakodowała w pierwszej kolaboracyjnej depeszy żadnego "Nie jezdem
martfa, ale w niewoli". Ponieważ Gruszka się wypiera, Frycz Frycz dwojga
imion Globcke wysyła umyślnego do Tzschochy, żeby kryptolodzy - skoro i
tak są bezrobotni, bo Maszyna ma koklusz - sprawdzili. Umyślny wraca,
Frycz dostaje ataku i zaczyna Gruszke gliglać pod brodą, a potem zakłada
jej nelsona. Gruszka rzęzi, że nie alarmowała sygnałami i nie
sygnalizowała alarmu, a Frycz lu ją w bańkę Ciosem Magicznego Liścia...
Cios Magicznego Liścia polega na tym, że bije się w tył głowy, a bitemu
puchną i krwawią wargi. To się jakoś wiąże z filozofią walk wykładowców
Niewidzialnego Uniwersytetu, którzy zawsze atakowali we śnie lub od
tyłu, a jednocześnie próbowali zachować pozory fair play przynajmniej
dla patologa.

Enyłej. Gruszka krwawi z warg, widz spodziewa się wezwania Helmuta z
knutem, a tu nic z tego, bo to był Pokaz Podstępnego Bluffa. "- To był
taki sprawdzian" - mówi Frycz, strojąc cztery durne grymasy równocześnie
- "bo muszę ci ufać". I w tym momencie prawie odzyskuję wiarę w
Gruszkę-aktorkę. Jej osłupiała mina wprost krzyczy "Panie Jasiu kochany,
kto panu takie teksty skarmił? Co pan bredzi, jaki sprawdzian? Co ttto,
kurwa, jjjest? Ja chcę, kurwa, dd-do biura! Umiem pisać na mm-maszynie!
Ja się przy-przydam!!"

Poza tym zwracam uwagę szanownej publiczności, że Gruszka jest pierwszą
osobą w tym odcinku, która nie chodzi! Nie robi ani kroku. Może jeszcze
będą z niej ludzie. Albo może to tylko te rozkłapciane trepy, które
kazała jej włożyć pani od kostiumów, nie nadają się do chodzenia. Ale
nie chodzi i to się liczy, a ulga jest wielka.

Gruszka wysyła meldunek do centrali, Frycz robi kolejne grymasy, a ja się
zastanawiam, czy w tak solidnej piwnicy Era ma zasięg i czy radiostacja
w takim wnętrzu z anteną przyczepioną do żarówki ma szanse nadania
czegokolwiek. Zastanawiałbym się dłużej i może nawet mnożyłbym długość
anteny przez grubość murów, ale tfurcy przenoszą nas do obozu
sowieckiego i każą mi się domyślać, dlaczego wystrzelane niedawno
Pucołki raz są opisywane jako 12 pułk a raz jako pułk 750. Może nazwy
jednostek też są szyfrowane jednorazowo? A zresztą, co tam cyfry, kiedy
my tu o sztuce rozmawiamy. Pan Jędrula, bycząc się w zdobycznych
arystokratycznych stajniach, tęskni bowiem za chudożnictwem i dla żony
chciałby jakieś dwa obrazki. Znajomy pułkownik poleca mu obraz
niejakiego Farmera.
- "Chyba Vermeera" - prostuje Czyżykow i rzuciwszy okiem na obraz dodaje:
"Ale to kopia". Przypomniał mi się pewien PRL-owski kryminał, w którym
gość ocykający się w pomieszczeniu bez okien i światła, dotknął ściany i
stwierdził "Żelazobeton". Nie żebym się czepiał Czyżykowa - akurat
"Koronczarkę" Vermeera to każdy rozpozna, a niektórzy nawet wiedzą,
gdzie jest oryginał. No, dobra - nie każdy rozpozna. Ruski pułkownik
pokazując "Koronczarkę" przedstawia ją jako "pejzaż ze żniwiarzami", co
rozbraja maksymalnie, nawet jeśli przyjmiemy, że w tego typu filmach
klasyczny ruski oficer jest na postoju pijany w trzy dupy.

W Paryżu tymczasem Aweniu chodzi nerwowo po pokoju, chodzi, chodzi...
Martwi się o córkę, w retrospekcjach wspomina szczęśliwe wspólne chwile,
kiedy Gruszka robiła twarzą karpika, kiedy robiła Deszczowca... W końcu
dzwoni do Arniego, żeby uspokoić skołatane nerwy. Wyrwany ze snu Arni
próbuje ja spławić, opowiada, że cosie stałosie, że in Ordnung, że OK,
że nie martw się, że Jotdwadzieściagruszka znowu nadaje, że żadnych
sygnałów alarmowych. A ja z osłupieniem patrzę na nędzę naszą
powszednią. Oto bowiem centrum łączności wywiadu brytyjskiego w Paryżu
okazuje się być jednym pokoikiem ze zwisającymi z sufitu sześcioma
kabelkami, sześcioma skrzyneczkami na stole i dwoma ludźmi do obsługi, a
w dodatku Arni ma urwany guzik i spodnie mu się malowniczo rozłażą pod
brzuchem. Pewnie się napiął wstając, guzik pierdyknął za szafę, a tu się
przecież dubli nie kręci, więc Arni chodzi rozchełstany w pasie jak
jakiś Kazek po obiedzie. Alternatywą jest brak spodni w odpowiednim na
Arniego rozmiarze. Nie wiem, która wersja jest bardziej dla tfurców
kompromitująca.

Zaalarmowany przeczuciami Aweniu, Anrni postanawia przeanalizać depeszę
Gruszki. Robi to jak na serial o Realiach przystało - bierze ze stołu
dwie kartki, przygląda się im, analiże, przygląda... wreszcie jak u
Pomysłowego Dobromira następuje "juhuuuu!" i Arni pędzi do Aweniu
podzielić się wesołą nowiną: jest sygnał alarmowy, wiec Gruszka wpadła.
Dopiero tragiczny wyraz twarzy Aweniu uświadamia mu, że wesoła nowina to
raczej nie była i zaraz mu się współpracownica rozpadnie moralnie, więc
próbuje jej sprzedać szczegóły szyfrowo-techniczne. Robi to tak
nieudolnie, a szczegóły owe z takiego są sufitu, że Aweniu załamuje się
całkiem i rzuca rozpaczliwe "Jakże musieli ją torturować, że
zdradziła...". No, smutne to może i jest, ale chciałem nadmienić, panie
Bogusiu od Siedmiu Boleściwych Dialogów, że skoro jest sygnał alarmowy,
to znaczy, że właśnie nie zdradziła. Mała rzecz, ale robi wieeelką
różnicę w Realiach.

Panczerny i Kąpień dalej robią do siebie dzióbki, klepią się po ramionach
i wymieniają drętwe teksty w sytuacji utraty kontaktu z Tzschochą.
Tzschocha jest podobno 100 km za linią frontu (wolę nie sprawdzać,
którego frontu i czy naprawdę 100), Rosjanie są bliżej Maszyny Która Ma
Koklusz, ich tylko dwóch... No, nie jest dobrze. Wtedy Panczerny robi
dumny dzióbek i wpada na pomysł, żeby udać się po pomoc do
amerykańskiego generała Huebnera, który przed 16 kwietnia (bo ten dzień
mamy wyszczególniony na folijce) wprowadził korpus do Pragi. Padłem pod
Realiami, kompania, spocznij, wolno się śmiać i to nawet głośno.

Następnego dnia bohaterowie lecą już sobie w najlepsze wielkim
amerykańskim samolotem Prawie-3-D. Prawie, bo animatorzy komputerowi
mieli problemy z perspektywą przedmiotów obłych i na prawej burcie
wyszło im płasko, skośnie i z niesymetrycznym napisem. No, ale nie
rzutuje, bo i tak częściej pokazują nam lewą stronę. W dodatku nie
schowali samolocikowi podwozia, bo przecież kółka wyglądają ładnie, a
gdyby samolot nie miał kółeczek, to jak by jeździł lotnisku, prawda,
panie Sułku? Kąpień i Panczerny ubrani są w śliczne lotnicze kurtki ze
arcymegaśnieżnobiałym barankiem i lecą obejrzeć sobie teren przyszłej
akcji. Komputerowcy robią ostrzał artyleryjski, statyści z grupy
Pomerania biegają z amunicją, a celowniczy macha sygnalizacyjnie "a tam
se gdzieś, ogólnie rzecz biorąc, strzelajcie". Dialogi Kąpienia i
Panczernego jak zwykle są czerstwe, ale wzrok panowie mają doprawdy
sokoli - z lecącego nad lasem samolotu widzą zasieki z drutu. Dobra, ja
wiem, że drut był kolczasty, ale to chyba niewiele pomaga. Och, całość
sceny jest zresztą mocna, bo widoczek za oknem uświadamia nam, że
samolot przesuwa się z prędkością zdezelowanej Nysy na wysokości jakich
200-300 metrów. Ależ to musiałby być widok z ziemi, gdyby samolot był
prawdziwy. Wielka amerykańska maszyna pasażerska (bombowce nie mają tylu
okienek z boku, ale za to gdzie indziej mają stanowiska strzeleckie) z
wizgiem przelatująca nad głowami wroga... Nie da się przegapić. I nie da
się nie zestrzelić. Znaczy, dobra - w tym filmie wszystko się da. Da się
na przykład tak ustawić Tzschochę, żeby była widoczna równocześnie
okienek po prawej i po lewej stronie samolotu. Tu biegająca Tzschocha,
która móóóówi...

Panczerny stwierdza, że "Nie ma szans za zrzucenie skoczków - nawet jeśli
samolot przeleci, to rozwalą nas w powietrzu". No, ja proszę... Po
pierwsze właśnie przelatujecie i nic, po drugie dzień jest śliczny i
słoneczny, widać was jak na dłoni, ale jakoś nikt jeszcze nie strzela,
po trzecie - widz pamięta, że Pucołki wylądowały na luzie, a wykopciły
się dopiero na minach, a po czwarte - przecież macie scenarzystę, więc
po co ta scena, skoro od dwóch odcinków wiadomo, że wejdziecie przez
jezioro i średniowieczny klopik.

- Jedyna droga do zamku prowadzi przez jezioro - zgadza się ze mną
Panczerny, Kąpień blednie, bo się boi latać, realizator sekwencji Flight
Commander myszką wysyła samolocik w stronę zachodzącego słońca, a
widzowie nudzą się jaka mopsy. No, ale w tej scenie przynajmniej nikt
nie chodził.

A my wracamy do Szkocji do ośrodka siostry Kulanki. Siostry nie ma, bo
goni pana Henia, ale są za to Krasnoludki w zielonych czapeczkach i
podkomisarz Desperski, ksywa Despero, ksywa Długobytłumaczyć.
Krasnoludki zjeżdżające po sznurkach nic nie mówią, milczą jak naprawdę
ładne głazy, albowiem najmniejszy hałas grozi śmiercią lub kalectwem. A
krasnoludki trenujące "hejooooprzewracamy" na dziedzińcu zostały
wysmarowane dokładnie czarną pastą Buwi. Łapiecie tę aluzję? Milczenie i
czarna pasta na twarzy? No, weeeeźcie... Mnemotechnika i to tam
wszystko. Ciiichooo...cieeeemni... Atoci! I awłaśnie! Ależ inteligentne
filutki z tych filmowców.

Doośrodka siostry Kulanki przyjeżdża jakiś zły aktor o nazwisku Wood
(sprawdzić, czy nie Holly) i szuka chętnych do grupy Kąpienia. Następuje
krótka sekwencja chodząca, wymiana zdrewniałych i spróchaniałych
tekstów pseudosensacyjnych ("- Co by pan chciał? - Nie wiem, porwać
Hitlera, wysadzić Reichstag... - Nie, to łatwizna..."), podkomisarz
Desperski zgłasza się na ochotnika, bo lepiej być aktorem sensacyjnym i
strzelać, niż spuszczać krasnoludki po sznurku na wilgotnym szkockim
zadupiu. Ponieważ zaś brakuje jeszcze dwóch ludzi, a termin akcji już za
tydzień, Despero wymyśla, że on zna takich dwóch, co to chyba są gdzieś
we Francji, tylko nie wiadomo, czy żyją, ale można zadzwonić. Zapewne na
komórkę... Jeśli nikt jeszcze nie zauważył, to jest II wojna światowa i
tu nie działają prawa z filmów typu "Ronin", że jeden telefon i wszystko
jasne, tym bardziej, że nawet nie bardzo wiadomo, dokąd dzwonić. Ale jak
znam życie i ten serial to goście się znajdą bez problemu, będą
centralnie ustawieni na walkę oraz mocne teksty i w ogóle będzie lepiej
niż u pancernych, nie licząc psa.

Odcinek kończy jesienna zaduma Despera, który ma ostatni moment na
decyzję, czy gra dalej. Miotają nim eminencje, bałłabancje i
ambiwalencje. Waha się, coś przeczuwa...


Nagrodę za Tekst Odcinka dostaje Gruszka za to, że w scenie z Testem
Pilota Fryca nic nie mówi.
Zimorodek zabarykadował się w wychodku, a na pytania, czy długo będzie
siedział, odpowiada, że 15 lat, ale będzie apelował.

Ilustracje tu:
http://ajk-streszczenia.fotosik.pl/albumy/301933.html

--
AJK

Piotr Januszkiewicz

no leída,
31 oct 2007, 11:04:3131/10/07
a
Dnia Wed, 31 Oct 2007 15:38:43 +0100, najlepszy kandydat na premiera
AJK napisał(a):
[ciach]

Przekonałeś mnie. Gdzie to można na DVD kupić?

Pioter

k2

no leída,
31 oct 2007, 13:06:0031/10/07
a

Użytkownik "AJK" <to-co-w-...@post.pl> napisał w wiadomości
news:qz7bywch...@ajk.cija...

> Telewizja Polska S.A. chodząc, chodząc i chodząc, Wołoszański Sp z o.o.
> chodząc, chodząc oraz chodząc i ja, żyjąc, bo nie padłem na wznak
>
> prezent... ują...
>
> Tajemnica Twierdzy Szyfrów - odcinek ósmy


Ale o co chodzi ? Bo tekstu nie bede czytal ? Ty to wklejasz czy
przepisujesz ;) ?


Wiktor 'Wiki' Matlakiewicz

no leída,
31 oct 2007, 13:19:4131/10/07
a
czeŚĆ,
... a dzień taki sam u nas jak u Was,
napisał k2 na pl.pregierz do nas:

> Użytkownik "AJK" <to-co-w-...@post.pl> napisał w wiadomości

> > Tajemnica Twierdzy Szyfrów - odcinek ósmy
> Ale o co chodzi ? Bo tekstu nie bede czytal ? Ty to wklejasz czy
> przepisujesz ;) ?

On to pisze, na dodatek całkiem fajnie :o)

pozdrawiam
Wiki [HQ mode]

--
Wiktor 'Wiki' Matlakiewicz //^\\___ And when I vest my flashing sword
8o ^ / And my hand takes hold in judgement
wiki.smutek.pl s3is ][=m I will take vengeance upon mine enemies
(|) 6o4.44o964 Żywiec \/_|_\___ And I will repay those who hase me

Wojciech Muła

no leída,
31 oct 2007, 13:58:3931/10/07
a
k2 wrote:
> Ale o co chodzi ? Bo tekstu nie bede czytal ? Ty to wklejasz czy
> przepisujesz ;) ?

To kontytnuacja starej pręgierzanej tradycji, gdy czasem piętna
miały bardziej literacką formę, a używanie obcych zwrotów nie
ograniczało się do blokerskiej łaciny.

w. (i było mniej polityki)

lolka

no leída,
31 oct 2007, 13:59:1131/10/07
a
On 31 Paź, 15:38, AJK <to-co-w-podpi...@post.pl> wrote:
> Telewizja Polska S.A. chodząc, chodząc i chodząc, Wołoszański Sp z o.o.
> chodząc, chodząc oraz chodząc i ja, żyjąc, bo nie padłem na wznak
>
> prezent... ują...
>
> Tajemnica Twierdzy Szyfrów - odcinek ósmy

Ale zdajesz sobie sprawe, ze TP S.A. powinna zaczac Ci placic?
Jeszcze troche i zaczne to ogladac ;)

--
*lolka* 1750880

Szpilka

no leída,
31 oct 2007, 14:03:1731/10/07
a

Użytkownik "lolka" <lo...@buziaczek.pl> napisał w wiadomości
news:1193853551.9...@k79g2000hse.googlegroups.com...

------------------------------------
To się dopiero super czyta po oglądniętym odcinku :-)

Sylwia

Noel

no leída,
31 oct 2007, 14:06:4531/10/07
a
lolka pisze:

Nie warto. Ja odpadłem po scenie lotu samolotem.
Pilot wierzgał na lewo i prawo sterami a Ci siedzieli jak w kościele,
tylko, że zamiast modlić się, jeden popijał z piersiówki a drugi jarał.

Dialog na poziomie budki z piwem czyli "dalej rzygałem niż widziałem" i
chlub z piersiówki. Bleeeeee.

--
Tomek "Noel" B.

AJK

no leída,
31 oct 2007, 14:07:1731/10/07
a
31-10-2007 o godz. 16:04 Piotr Januszkiewicz napisał:

> Przekonałeś mnie. Gdzie to można na DVD kupić?

O, i to się nadaje na prhn :-)


A co do pytania - mam nadzieję, że nigdzie nie można.

--
AJK

Wiktor 'Wiki' Matlakiewicz

no leída,
31 oct 2007, 14:38:0031/10/07
a
czeŚĆ,
... a dzień taki sam u nas jak u Was,
napisał Noel na pl.pregierz do nas:

> Nie warto. Ja odpadłem po scenie lotu samolotem.
> Pilot wierzgał na lewo i prawo sterami a Ci siedzieli jak w kościele,
> tylko, że zamiast modlić się, jeden popijał z piersiówki a drugi jarał.

Zatem obaj byli w stanie nadświadomosci.
Fazy ich nadświadomości zniosły się z fazą
wierzgania samolotu... No i tkwili :o)))

Wiktor S.

no leída,
31 oct 2007, 15:19:0931/10/07
a
> prezent... ują...
>
> Tajemnica Twierdzy Szyfrów - odcinek ósmy

O dzizas, to to jeszcze leci? :-)

...wysiadłem na szóstym.


--
Azarien

AJK

no leída,
31 oct 2007, 15:45:3031/10/07
a
31-10-2007 o godz. 20:19 Wiktor S. napisał:

>> Tajemnica Twierdzy Szyfrów - odcinek ósmy
>
> O dzizas, to to jeszcze leci? :-)
>
> ...wysiadłem na szóstym.

a ja wsiadłem na 9 i 3/4 :-)

--
AJK

Jakub Stasiak

no leída,
2 nov 2007, 9:14:272/11/07
a
On 31 Paź, 15:38, AJK <to-co-w-podpi...@post.pl> wrote:
(ciach)
Wazelina + co tam chcesz, miła lektura. :)

Jakub Stasiak

AJK

no leída,
2 nov 2007, 14:51:182/11/07
a
02-11-2007 o godz. 14:14 Jakub Stasiak napisał:

> Wazelina + co tam chcesz

Domek w okolicach Tzschochy[1] bym chciał i piosenkę pana Kor... Koracza
o zdrowiu.

--
AJK (dobra, niech stracę - może być w okolicach La Corunii)

0 mensajes nuevos