"Dariusz K. Ładziak" napisał:
> Nigdy nie wiemy kto nas w okolicy rozumie...
To i ja się podepnę w temacie obcokrajowców władających Polszczyzną.
We wrześniu '94 pojechaliśmy z kumplami do Pragi na koncert flojdów.
Czterodniowy pobyt, trzy noclegi czworga chłopa z samochodem. Znaleźliśmy
hostel - "hotel wakacyjny" - akademik w śródmieściu przez wakacje
wynajmowany turystom. Coś a la Bydgoska lub "slamsy" w krakowie przed
remontem.
Po przyjeździe wtarabaniamy się głównym wejściem i testujemy znajomość
języków obcych na czarnoskórym recepcjoniście. Na co on z ironicznym
usmiechem:
- Spoke, spoke. Ja mówić po polska. Ja dwa roki studiować w Polska.
Dwa dni później.
Naszą grupkę rozjebali po akademiku. Tzn. rozkwaterowali dwójkami w dwóch
trzyosobowych pokojach.
Mnie z kumplem położyli w pokoju, w którym mieszkał pewien młody Czech. Tak
się składa, że wyprowadzał się dzień przed nami.
Doba hotelowa kończyła się o ósmej trzydzieści, a my, "zmęczeni tańcem",
leżeliśmy w wyrach i spaliśmy jak zabici. Pamiętam jak dziś pobudkę o ósmej
rano: otwierają się drzwi, na środku pokoju staje rosły Murzyn i gromkim
głosem woła (pokazując paluchem m. in. na mnie)
- OK, gajs! Jeden z was stąd spierdalać!!!
Pozdr.,
Koziołek
--
www.przepraszamzacrossposta.blox.pl