Masaż tajski - moja subiektywna recenzja.

193 views
Skip to first unread message

Bystrooki

unread,
Aug 16, 2009, 1:44:08 PM8/16/09
to Terapia Manualna Polska
Witajcie!
Od 9 do 12 sierpnia br. uczestniczyłem w pierwszym etapie kursu masażu tajskiego, którego jak wiecie przedstawicielem i współorganizatorem jest nasz kolega z listy - Janek (nik: KursMasaz%Tajski).
Chciałbym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami, opinią na temat kursu jak i jego organizatorów. Na w stępie jednak chciałbym zaznaczyć tutaj że jest to moja subiektywna opinia i Ci którzy byli już wcześniej na owym szkoleniu mogą mieć zupełnie inne zdanie. Mają do tego prawo. Nim też zacznę moje wywody to jeszcze tylko powiem że podzieliłem je sobie na trzy części:
1. Organizatorzy.
2. Masaż tajski.
3. Warunki lokalu.
No to po kolei.
1. Organizatorzy.
Chyba się nie pomylę jak powiem że za sprawy organizacyjne i administracyjne odpowiada Janek a za szkolenia i przekazywanie nam wiedzy Kanya.
Na wszystkie pytania które mi przyszły do głowy Janek odpowiadał w trybie błyskawicznym. Kontaktowałem się z nim drogą mailową i to wystarczyło. To że odpowiadał precyzyjnie i szybko na moje pytania to jego interes natomiast o jego charakterze stanowi fakt to że sam od siebie starał się by uczestnikom kursu, szczególnie niewidomym było łatwo i wygodnie trafić na miejsce. Nie musiał ale sam od siebie posyłał mi plany, rozkłady jazdy PKP I PKS z mojej miejscowości na bagnach do Warszawy. Zaopatrzył mnie w nr. do tanich taksówek, zasugerował dogodny powrót z kursu i skontaktował z ludźmi z moich stron jadącymi samochodem.
Ogólnie robi wszystko by niewidomy dotarł i jest to miłe i w zasadzie bezinteresowne. Faktycznie im więcej ludzi dojedzie tym lepiej dla jego firmy, ale promocja jaką daje naszemu środowisku jest już sama w sobie zachęcająca i nie musiałby tak się starać by wszystkim zapewnić dojazd, kontaktować nas z sobą itd. W sumie to każdego indywidualny interes jak dotrze na miejsce i nikt do tej pory się mnie o to nie pytał czy i jak dojedzie niewidomy i nie starano mu się w tym pomóc. Czułem się rozpieszczany i czasem nawet odnosiłem wrażenie że ta pomoc od strony Janka jest aż przesadna. Jednak jedno muszę szczerze powiedzieć. Gdybym nie jechał z kumplami to na pewno bym z niej skorzystał i byłbym wtedy zawieziony od drzwi domu do drzwi sali na której odbywa się kurs. Janek stara się by uczestnicy jadący na kurs mieli już wcześniej kontakt z sobą i dogadywali się co do dojazdu bo wtedy np. taksa wychodzi taniej itd.
Generalnie informacja o samym kursie jest bardzo dobra i można pytać ile się chce i o co chce a Janek cierpliwie odpowiada. A uwierzcie mi - jestem upierdliwy.
Instruktorką jest tajka Kanya. Na kursie było nas 8 osób a ja byłem jedynym niewidomym. Poza moimi dwoma kolegami, którzy też posiadają PZN-kę i 1 grupę wszyscy widzieli.
Instruktorka nie zna polskiego i nie było na kursie tłumacza. Początkowo mnie to zniechęciło, ale już po kilku godzinach zmieniłem zdanie. Po pierwsze Kanya pokazuje wszystko dokładnie i tyle ile trzeba. Każdy kto ją o to poprosi ma zapewnione 100 procent jej uwagi. Samiwiecie że nie zawsze tak jest na kursach. Ona odchodzi dopiero od Ciebie jak upewni się że dobrze wykonujesz technikę. Po drugie ten masaż nie wymaga komentarza. Pokazane jest po kolei co masz robić i krok po kroku to właśnie robisz. Jeżeli masz jakieś pytania to zawsze ktoś się znajdzie w grupie kto dogada się z nią na zasadzie Kali pić Kali jeść lub lepiej o ile zna język angielski, którym to Kanya włada biegle. 
Instruktorka jest miła, cierpliwa i cały czas obserwuje kto co robi by poprawiać na bieżąco.
Jeżeli jednak nie znajdzie się nikt kto mógłby precyzyjnie zadać pytanie to gdyby nie było Janka na kursie wystarczy je spisać i potem zadać telefonicznie i już wszystko wiadomo. U nas nie było jednak takiej potrzeby. Może będzie więcej precyzyjnych pytań gdy już przemielimy wiedzę i pójdziemy na zaawansowany kurs.
Podsumowanie.
Organizacja i odpowiedzi na pytania na ocenę 6 w skali od 1 do 6
Szkolenie na 5 - odjąłem punkt ze względu na barierę językową. Tak, jest ona do przeskoczenia i nie przeszkadza ona sama w sobie podczas kursu ale na wszystkich kursach na których byłem do tej pory a prowadzonych przez cudzoziemców tłumacz był.
2. Masaż Tajski.
Brak znajomości języka polskiego i tłumacza Kanya w pełni wynagrodziła nam tym co pokazała.
Masaż wykonywany jest w parterze, na macie.
Nie ma żadnej pracy z energią czy jakimiś tam wydumanymi merdianami. Jest to strikte fizyczna robota.
 Pacek leży a terapeuta klęczy obok, nad nim, lub na jednej nodze gdy druga jest wykroczna. Masaż ten polega na tym by używać siły własnego ciała i nie męczyć się podczas dogadzania packowi. Myślałem że od klęczenia będą mnie boleć nogi czy lędźwiówka, ale tak nie było. Kanya zwraca uwagę na ergonomię technik i to by podczas ich wykonywania nie zrobiliśmy sobie sami kuku.
Pierwszy etap pokazów to były uciski wzdłuż charakterystycznych dla tego masażu linii na nogach. Nie są one jakieś wydumane i łatwo je zapamiętać bo przebiegają zazwyczaj wzdłuż obrysu mięśni lub ścięgien. Prowadzą od przyczepów jednej grupy do przyczepów drugiej itd. Uciskasz dwoma kciukami i tyle. No właśnie. Jak się już tak nauciskałem to myślałem że się spakuję i pojadę do domu. Myśleliśmy z kumplami że to takie będzie sranie w banie i tu nas Kanya zaskoczyła. Zaczęła pokazywać techniki rozciągania powięzi, mięśni i pracy na stawach. Wiele znam technik z terapii manualnej ale to co Kanya wydziwiała robiło wrażenie. technika będąca równocześnie trakcją, rozciąganiem powięzi i rotacją i tak na wielu stawach, mięśniach i sposobów. Techniki poza tym że skuteczne są bardzo widowiskowe. Po pierwszym dniu czułem się jak po treningu ka-rate.
Masaż w niektórych miejscach jest bolesny ale ból ten musi być znośny i nie duży. Ogólnie Wrażenie po tym masażu jest przyjemne. Cały zabieg jest podobny do zabiegów yumeiho. Jest on jednak delikatniejszy, bardziej przemyślany i nie tak siermiężny jak u japończyków. Nie ma też manipulacji na stawach obwodowych. Przynajmniej na pierwszym etapie kursu. Jest to tzw. masaż jogiczny więc głównie skupia się na streczingu i pracy z tkanką miękką.
Początkowo planowaliśmy jako starzy wyjadacze zrobić z kumplami dwa etapy od strzału - podstawowy i zaawansowany. Jednak materiału jest dużo i postanowiliśmy po pierwszym etapie zrezygnować by podaną nam wiedzę przetrawić sobie na spokojnie. Nie polecam więc robienia dwóch etapuw na raz. Za dużo tego jest a wiedza którą przedstawia kanya wymaga treningu i precyzji. Nie jest to jednak trudna sztuka.
Masaż wykonywany jest przez ubranie pacjenta. Nie musi się on rozbierać choć może to zrobić jeśli chce.
Jest to spokojna precyzyjna robota. Można ją podzielić na segmenty np. robiąc sam kręgosłup, lub całe ciało albo np. same nogi ze stopami. Technik też jest wiele i nie trzeba choć można stosować wszystkie.
Na pierwszym etapie jest pokazywany ogólny masaż całego ciała w pozycji leżącej na plecach i brzuchu  jak i siedzącej. Nie ma twarzy i zbyt wielu manipulacji. Nie ma też zbyt żmudnej roboty na samych stopach. Jest natomiast dużo ciekawych rozściągań i pracy z powięzią. trochę to wszystko zahacza też o podstawy neuromobilizacji.
Ważna jest wygoda samego packa jak i ergonomia technik wykonywanych przez terapeutę.
Do tego masażu nie potrzebny jest wzrok. Potrzebne są natomiast dobre czucie i trochę orientacji przestrzennej. Nie mylić orientacji w terenie. Pisząc o orientacji przestrzennej mam na myśli uświadomienie sobie że świad posiada 3 wymiary. :d W masażu tym bawimy się ciałem w różnych kierunkach je rozciągając. Góra, dół, lewo, prawo stąd ta widowiskowość.
Ktoś powie:
- EEEEE tam widowiskowość.
Nie mam na myśli tutaj czegoś co dobrze wygląda dla widzącego nasz zabieg z boku obserwatora, a niekoniecznie dobrze jest odczuwane przez samego pac. jak np. Lomi Lomi czy inne tam polinezyjskie. tutaj wizualizacja odpowiada jakości.
Można nagrywać, filmować, fotografować. Skrypt który dostajemy na kursie z technikami jest w druku zwykłym.
Podsumowując wiedzę którą przekazała nam Kanya oceniam na 6. Mam też nadzieję że różne wariacje tych technik które już znam, jak i manipulacje czy masaż deptany jest równie ciekawy stąd mam zamiar wybrać się na kurs zaawansowany. Moi koledzy też się wybierają.
Początkowo byliśmy nastawieni sceptycznie i pojechaliśmy z ciekawości bo kurs dla nas niewidomych jest w promocyjnej, dobrej cenie. Po kilku godzinach kursu chcieliśmy się pakować. Dziś nie  żałujemy i na pewno będziemy stosować w pracy z packami te techniki a niektóre z nich spokojnie można wplatać w robotę na stole.
Po kursie otrzymujemy certyfikat ukończenia kursu w stopniu podstawowym. Nie wiem co tam jest napisane bo kolega mi go zabrał i dostanę go gdy się spotkamy. W mojej torbie by się pogiął bo jest większy od formatu A4 i kartki wkręcanej do maszyny brajlowskiej a ja nie wziąłem osłony na ten papierek stąd na pewno bym go pogioł.
Jak do mnie dojdzie to wam go opiszę o ile nie zrobi tego wcześniej Janek.
3. Warunki lokalu.
Szymanówek to wieś w gminie Leśno. Oddalona jest od dworca centralnego w Warszawie jakieś 33 kilometry. Jest to zapadła dziura gdzie psy dupami szczekają zlokalizowana w puszczy kampinowskiej.
Kurs odbywał się w gospodarstwie agroturystycznym.
Trenowaliśmy w stodole ale nie takiej z sianem i krowami. Stodoła to to była ale z gładko oheblowanymi deskami na podłodze i w dodatku wylakierowanymi. Bardziej przypominała salę gimnastyczną czy dogo niż stodołę. Było ciepło, padał też letni deszcz a my na matach w tej stodole. Bardzo fajnie to szło. Bez zaduchu, dobry przewiew, fajna podłoga i czysta. Wg. mnie klasa.
Tam gdzie spaliśmy to już mniej było klasy. Gospodarze udostępniają dwa warianty.
Pierwszy to osobny domek na ok.4 osoby. Jest w nim brudny prysznic gdzie wody ciepłej starcza tylko dla 2 osob a woda sama leci pod ciśnieniem słabszym niż moje poranne sikanie. Aneks kuchenny nie przypomina żadnego znanego mi aneksu ale oddać sprawiedliwość należy że lodówka, czajnik elektryczny i talerze ze sztućcami są. Jest też telewizor i kibel. Ubikacja jest naprzeciwko prysznica i tak samo brudna jak on sam. Wszystko robi wrażenie niesprzątanego od 50 lat. Tylko pościel była czysta. Z szaf śmierdziało jak z diabła dupy ale po doprowadzeniu wszystkiego do porządku było znośnie. Tam gdzie stoi telewizor jest stół i krzesła. Są w sumie 3 pokoje. Dwie sypialnie i salono-aneks kuchenny. Domek sam w sobie stoji osobno i blisko dużego domu gospodarzy i gdyby nie ten brud w nim to byłby bardzo sympatyczny. Bo jest wygodny i zgrabny.
Duży dom to pokoje kilkuosobowe i lepsze warunki sanitarne. Więcej ciepłej wody, lepsza kuchnia i czyściej choć to jest kwestia dyskusyjna bo wszyscy kursanci mówili że gospodarze muszą być strasznymi syfiarzami więc nie tylko ślepi ów syf dostrzegali. Jednak sam dom był czystszy ale za to bardziej zaludniony przez współlokatorów.
Pokoje bez łazienek. Jedna zbiorowa.
Śniadania zapewnione są w cenie kursu i robi je Kanya. Są to polskie klasyczne sniadania. To znaczy szwedzki stół i każdy sobie wybiera co tam mu pasuje i robi kanapki. Na kursie też w zasięgu ręki jest mnóstwo napojów.
Obiady natomiast to już należy zapewnić sobie we własnym zakresie. albo więc je zrobisz z przywiezionej przez siebie wałówki albo zamówisz w jednej z jadłodajni. Można też wyskoczyć o ile jeden z kursantów ma samochód a zazwyczaj ktoś takowym przyjeżdża do pobliskiego sklepu - dokładnie do sąsiedniej wsi czyli do Leszna. My spisywaliśmy kto co chce i jeden jechał na zakupy.
Tak samo zamawialiśmy obiady. Spis treści wg. menu i telefon. Firma przywoziła w ciągu 30 minut. Obiady w cenie około 20zł. i o smaku standardowej paszy stołówkowej. Dało się je zjeść i nie były podłe. Gospodyni gdy jest grupa minimum 10 osób robi obiady ale tym razem jejnie było bo pojechała na wczasy a i tak było nas 8 sztuk więc pewnie by się jej nie chciało dla nas gotować. I dobrze bo sądząc po jej stosunku do higieny i sprzątania miałbym poważne wątpliwości czy nie dostanę po jej jedzeniu duru brzusznego.
Na pierwszą dobę polecam więc zabrać trochę własnej paszy na drugą już spokojnie można zamawiać obiady i ma się zapewnione Śniadania. My kupowaliśmy i nie braliśmy jedzenia za dużo z domu. tyle byle było na 1 dobę.
Jeżeli chodzi o dojazd to udało nam się zagiąć taksówkarza. Nie trafił on za pierwszym razem. Pytaliśmy każdego napotkanego człowieka lasu i w końcu dojechaliśmy. Pewnie gdybyśmy skorzystali z numeru taksiarza którego polecał Janek nie byłoby problemu. Myjednak optymistycznie wsiedliśmy do pierwszej taksy przy stacji Warszawa Błonie i wio na Leszno i Szymanówek 11. to był błąd kosztujący nas 77zł.
Ogólnie wsi spokojna, wsi wesoła. Jedzenie było, woda leciała, brud widzieliśmy gorszy w wietnamie więc dało się przeżyć. Tylko komary tam latały jak konie wielkie!
Warunki gdzie był kurs czyli stodoła dostaje 6. Oczywiście wlecie!
Duży dom oceniam na 3 z plusem.
Mały domek gdzie wprawdzie byliśmy sami z naszymi PZN-kami oceniam na 2 z minusem. A dałbym 5 gdyby nie ten syf.
Uwaga - gospodarze to nie Janek i Kanya - oni tam tylko wynajmują lokale ze względu na cenę i bliskość Warszawy.
Co do wyboru miejsca można polemizować. Jednym się podobało innym nie. Wszyscy jednak zwracali uwagę na trudny dojazd i brud. Wszyscy też chwalili szkolenie w stodole bo ma ona swój klimat.
Orange ma tam słabe pole inni operatorzy względnie dobre.
To by było na tyle. Gdyby ktoś z Was mial pytania to zadawajcie je na liście. Będę odpowiadał każdej osobie a skorzystają Wszyscy.
Przy okazji zastrzegam sobie jedną rzecz. Proszę nie kopiować i nie podsyłać treści tego maila dalej. Jest to moje subiektywne zdanie na temat tego kursu a nie jakaś profesjonalna recenzja. Moja radosna twórczość jest przeznaczona tylko i wyłącznie dla użytkowników tej listy.
Pozdrawiam - Jarek

kurs masaz tajski

unread,
Aug 16, 2009, 4:14:33 PM8/16/09
to Terapia Manualna - POLSKA
certyfikat jest dwujezyczny, po polsku i angielsku, format A3 na
ozdobnym kartonie matowym z jednostronną, delikatną fakturę imitującą
paski - w kolorze i dotyku podobny do kartonu czerpanego.

tresc po polsku:
Certyfikat ukonczenia kursu wprowadzajacego do masazu tajskiego
dla ...
Kurs obejmowal 32 godzin zajec i stanowil czesc wiodaca do zdobycia
profesjonalnych kwalifikacji.

Jesli certyfikat sie pognie w podrozy lub jesli potrzeba wiecej do
innych gabinetow, w ktorych pracujesz, to wyslemy poczta zapakowane w
tuby - czasami od razu wreczamy 2 certyfikaty.

W tym roku warunki mieszkalne niestety sa siermiezne, gdybys dojechal
w ubieglym roku, to mieszkalbys w luksusowej 500 m2 willi z antykami i
sauna w ogrodzie na 6 osob. Ze wzgledu na kryzys ekonomiczny nasze
tegoroczne kursy z reguly sa bardzo niewielkie, kilkuosobowe i
niestety nie stac nas na lepszy lokal. Natomiast kursy w kampinosie
odbywaja sie co miesiac lub czesciej, nawet jesli jest tylko 2 uczniow
(np na najblizszy kurs w kampinosie 25-28.08 jest do tej pory tylko 2
osoby). Do tego kursy odbywaja sie w roznych miastach w calej polsce.

Jak pisalem wczesniej, nauczycielka moze dojechac w dowolne miejsce w
Polsce do zorganizowanej grupy, minimum 6 uczniow - odpada wtedy wam
dojazd i koszty zakwaterowania. Sala moze byc goscinnie w siedzibach
PZN lub nawet duzy pokoj w domu prywatnym, tym bardziej ze nie
potrzeba stolow, a na podlodze wystarcza maty czy koce.

kurs masaz tajski

unread,
Jul 5, 2016, 10:59:23 PM7/5/16
to Terapia Manualna - POLSKA
Kurs tajski: Wroclaw 22-24.7, Plock 29-31.7, Kluczbork 5-7.8, Kampinos 14-16.8, Szczecin 26-28.8.
Dla pzn 450zl w kampinosie, wroclawiu, kluczborku, po 600zl w plocku i szczecinie.
Nauczycielka z tajlandii moze dojechac dokadkolwiek do grupy 4 osob.
Reply all
Reply to author
Forward
0 new messages