-= USS Inari, Kuchnia, 2 pokład =-
Ksawery poczuł zapach różnych przypraw, z najróżniejszych zakątków
Galaktyki. Paru stewartów kręciło się po pomieszczeniu - i
przygotowywało różne składniki. Gruby lurianin wykrzykiwał łamanym
wspólnym różne komendy. Wilczyński znał luriański całkiem dobrze, ale
miał problem z rozpoznaniem akcentu. O Kucharzu Ksawery nie wiedział za
wiele, ale miło było się dowiedzieć że na pokładzie jest ktoś kto
naprawdę gotuje potrawy, a nie korzysta z replikatora.
Od czasu powrotu Voyagera z kwadrantu delta - wiele statków klasy
Intrepid zostało wyposażone w małą kuchnię, tuż za mesą, kosztem jednej
z bardziej wystawnych jadalni. Zdaniem Ksawerego było to bardzo
rozsądne. Jedzenie z replikatora było nienajgorsze, ale brak mu było
charakteru.
Wilczyński podszedł do lurianina - kucharz był gruby, nawet jak na
przedstawiciela swojego gatunku, a na jego głowie znajdowałą się
dziwaczna fryzura. Miał włosy związane w kucyk, postawione jakąś dziwną
modłą.
- Słucham, ladin turta, pana panie oficer - powiedział tubalnym głosem
obcy.
- Witam. Przychodzę w imieniu pani kapitan. Wkrótce przybędzie do nas
reprezentant gatunku aurelian...
- A... Migaru tassari, żółte ptaszki, ich kuchnia ciekawa...
Niestrawna, lecz ciekawa - powiedział kucharz.
- Tak. Cóż chodzi o to by nasz gość dobrze się poczuł... Jakiś posiłek,
z rodzinnej planety...
- O tak, maad maadi maad, nie ma problem. Panie oficer, Moraga
przygotuje coś pysznego... Pół żywe snardle w sosie z owoca pruu -
rzekł z uśmiechem na ustach lurianin.
Ksawery nie zrozumiał prawie niczego z ostatniej wypowiedzi Moragi.
Czym są snardle? Ksawery rzucił okiem na datapadd z informacjami o
aurelianach, który niósł przy sobie dla odświerzenia ich etykiety oraz
informacji z cyklu "może się kiedyś przydać"... Snardle. OK... Robaki,
z Aurelii, delikates dla mieszkańców planety. Z załączonego obrazka,
Wilczyński zauważył pewne podobieństwo do klingońskiego gagh.
Chorąży spojrzał na lurianina, który wciąż szczerzył się w szczerym
uśmiechu.
- Najlepiej będzie się chyba oddać sprawy w ręce szefa kuchni -
powiedział Ksawery.
- Aha... Dobra pan oficer, moja komaor omara, zrobię delikatesik i coś
może z kreolskiej dla reszty zaproszonych, coś pysznego duże przypraw.
Ja same pyszności zrobię... I wszystkie zobaczą że Moraga, wyśmienity
moor szef kuchni - powiedział Moraga, przez sekundkę wyglądał jak
szalony naukowiec który zaraz zacznie planować podbój świata.
- Więc szefie, pozostawiam nasze menu w pańskich rękach. Mamy około
dwóch godzin - powiedział Wilczyński.
Kucharz wyglądał jakby nagle doznał oświecenia.
- Szefie, Moradze podoba się to określenie. Pan oficer się nie
przejmuje. Wszystko będzie pychota - rzekł Moraga, po czym zaczął
wykrzykiwać komendy stewartom, którzy zaczęli uwijać się jeszcze
szybciej.
Ksawery nagle poczuł że personel w kuchni zaczął go kompletnie
ignorować, i z dużą wprawnością omijać jak przeszkodę drogową.
Wilczyński wszedł do mesy, słysząc za plecami jedynie "Gdzie ja
położyłem mufi mufi snardle. Było tu dość spokojnie. Paru załogantów
siedziało przy posiłkach, jakby ostatnie awarie na statku nie dotyczyły
wszystkich. Chociaż w mesie było spokojnie. Ksawery lekko westchnął, i
spokojnym krokiem ruszył do turbowindy.
chror. Ksawery Wilczyński
adiutant kapitan, USS Inari
&
Moraga
szef kucharzy, USS Inari