-= kwatera Dary - nr 2002, pokład 8; USS Inari, data 24042379, około 20:00 =-
Astronomia nigdy nie należała do jej ulubionych przedmiotów, nic
dziwnego więc, że Dara nie mogła się skupić. Juz dłuższą chwilę
siedziała bez ruchu, wpatrzona tępo w padda z danymi kartograficznymi.
Sięgnęła po termos, próbując nalać sobie herbaty - niestety, skończyła
się, co tylko wzmogło irytację dziewczyny. Wstała od biurka i przeszła
się po pokoiku, jednak to nie uspokoiło jej, mimo iż zazwyczaj
pomagało.
- Zaraz! - pomyślała. - Przecież nie jestem już na studiach, nie muszę
tego zakuć na "już, teraz"... Czas na przerwę. Tylko co by tu zrobić?
Spojrzała na termos i tym razem jej umysł zadziałał błyskawicznie.
Szybko zebrała się i przygotowała do wyjścia. Nawet jeśli w mesie nie
będzie Laury, to i tak spacer jej dobrze zrobi.
-= mesa, pokład 2; USS Inari, data 24042379 =-
W mesie siedziało kilku załogantów rozmawiających o czymś. Poza tym
szumem panowała cisza. Nie było muzyki, nie było zabawy. Można by
rzec, ze dawało sie odczuć, że czegoś jest tu brak. Może tego ciepła,
do którego "młodzież" przywykła. A może i czegoś innego. Czego? To
należało znaleźć. Tylko gdzie tego szukać?
Dara weszła do sali i rozejrzała się, szukając nowej koleżanki.
Niestety, nie było jej nigdzie widać... Zrezygnowana podeszła do
replikatora i napełniła swój termos - przynajmniej jakiś pożytek
będzie... Nie miała jednak ochoty wracać do kwatery, skorzystała więc
z tego, że akurat zwolnił się jeden z małych stolików. Usiadła i
zaczęła obserwować otoczenie, bawiąc się w zgadywanie, kim są jej
sąsiedzi.
- Myślisz, że dokąd lecimy? - brunetka w niebieskiej bluzce siedząca w
pobliżu Dary nieco głośniej zapytała swoją koleżankę.
- Nie słyszałaś? Do Mgławicy Czerwonego Niedźwiedzia. A co?
- Zastanawiam sie czy to prawda co mówią o tym sektorze.
- To są bajki. - powiedziała druga z kobiet w szmaragdowym wdzianku.
W pewnej chwili obydwie kobiety (chociaż niektórzy powiedzieliby
raczej, że to dziewczyny) zauważyły przyglądająca sie im młoda,
ciemnoskórą kobietę. Spojrzały po sobie porozumiewawczo i jakby na
komendę równocześnie powstały i podeszły do stolika, gdzie siedziała
Dara.
- Cześć - powiedziały chórem.
- Cześć - odpowiedziała - jestem Dara. A Czerwony Niedźwiedź to
straszak dla dzieci.
- Ja jestem Kristina - powiedziała ta w szmaragdowym wdzianku i
przedstawiła swoja koleżankę - a to Maria. Dlaczego tak uważasz?
Możemy sie przysiąść? A może dosiądziesz do naszego stolika? - to
mówiąc wskazała na miejsce, które przed chwila opuściły. - Tak
samotnie chyba jest nudno, nieprawdaż?
- Chętnie... przejdę do was - i jak powiedziała, tak zrobiła. - A
wracając do Niedźwiedzia, mnie też nim straszono... to po prostu
niezbadana mgławica, która dla kilku okrętów okazała się być pechową.
Jak to z niezbadanymi i nieoznakowanymi miejscami bywa... Zresztą -
gdyby to było tak niebezpieczne, jak nam babcie i mamy wmawiały, kto
by nas tam puścił?
- Jak sie ktoś znajdzie, kto chce na własnej skórze odczuć co i jak,
to Dowództwo sie zgadza. Wszak sami chcą. A jak przy tym wyjaśnią
zagadkę, to już w ogóle - odpowiedziała Maria siadając przy stoliku.
- Swoją drogą... od dawna jesteście na okręcie? Czym się zajmujecie?
- Przybyłyśmy na dzień przez wyruszeniem. Ja jestem botanikiem, a
Maria jest w sekcji ochrony. A ty czym sie zajmujesz?
- Ksenobiologią... A chwilowo dokształcam się z mgławic, w ramach
szkoleń poszerzających horyzonty załogi... A propos, was też to
dotknęło?
- O jakich szkoleniach mówisz? - zaciekawiły sie obydwie kobiety.
- Wam nie kazali..? - zdziwiła sie Dara - Pierwsze polecenie służbowe,
jakie dostałam, to podszkolić się z astronomii i kartografii. I
słyszałam, że podobno cała załoga ma się doszkalać, żeby w razie czego
móc zastąpić kogoś z innego działu... Nic o tym nie wiecie?
Kristina i Maria spojrzały na siebie nie kryjąc zdumienia.
- Nie... skądże. Co prawda słyszałyśmy, ze kapitan życzyła siebie aby
doszkalać sie w różnych dziedzinach, ale to miało się znaleźć w
rozkładzie zajęć....
- .. A jak ostatnio patrzyłyśmy, ten się nie zmienił. - weszła w słowo
przyjaciółki Maria
- Może ci sie coś pomieszało? - upewniała się Kristina.
- Może... Zaraz, jaki rozkład zajęć?? - dziewczyna nagle poczuła się
jak w Akademii, gdzie mimo pewnego drylu studenckie żarty (zwłaszcza
te co głupsze)nie należały do rzadkości. - Możecie mi to wyjaśnić?
Dopiero dziś tu dotarłam i widać sporo mnie ominęło...
- Może faktycznie źle się wyraziłam - roześmiała sie Kristina. -
Chodziło mi, że każdy z nas ma jakiś tam plan dnia, którego to część
zajmuje służba. Później to już rożnie. Jedni maja jakieś określone
wizyty inni inne zajęcia, robione regularnie. W każdym razie póki co
nic o tym nie wiemy...
- Co wcale nie znaczy, że gdy jutro zameldujemy sie na służbie, to
nasi przełożeni nam tego nie zakomunikują - uzupełniła Maria.
- Aaaaaahaaaaaaa... Cóż, pierwszy dzień służby mam dopiero jutro, więc
pewnie wtedy poznam szczegóły... Olać, nie ma się co martwić na zapas!
Co powiecie na zmianę tematu? - spytała Dara, odzyskując rezon. -
Jesteście tu dłużej niż ja, może wiecie... Co tu można ciekawego robić
po służbie?
- W zasadzie to wszystko. Co kto lubi. Można spotkać sie w kilka osób
w czyjejś kwaterze i coś porobić, można wykorzystać holodek. Można
wreszcie przyjść do mesy, a tu zawsze znajdzie sie coś do roboty.
Czyli co tylko zapragniesz.
Ledwie Kristina skończyła mówić a do mesy weszło 3 młodych mężczyzn.
Jeden z nich, z wyglądu Hiszpan, w ręku miał gitarę.
- Cześć dziewczyny! - zawołał w ich stronę.
- Cześć Almondo! - odpowiedziała mu Kristina, Maria tymczasem wyjaśniała Darze:
- To jest Almondo. Wieczorki przy gitarze gromadzą sporą część załogi.
A Almondo pięknie gra. A jak śpiewa. Ten głos! - przez chwilę
rozmarzyła się.
- Ale Almondo nie tylko gra i śpiewa, ale też sam komponuje -
dorzuciła Kristina. Almondo tymczasem zbliżył sie do ich stolika.
- Jestem Almondo Castelo. Do usług - przedstawił się szarmancko Darze.
- Dara Matthews... czy usługi obejmują zapewnienie miejsca w pierwszym
rzędzie na występie? - zażartowała, zerkając ukradkiem na pozostałych
mężczyzn i zastanawiając się, czy co właściwie miały na myśli
dziewczyny mówiąc o "czymś do roboty" w mesie...
- Dla pięknych kobiet (prawie) wszystko. Chociaż w sprzyjających
okolicznościach to "prawie" może zniknąć - odpowiedział również żartem
Almondo, po czym podał Darze ramie niczym dżentelmen podający ramię
damie. Zwracając sie do Kristiny i Marii dodał - Idziecie?
- Nie daj sie Almondo prosić - szepnęła do Dary Maria wstając od stołu.
- Śmiało, on nie gryzie. Może być fajnie. - również szeptem zachęcała
Darę Kristina.
- Idziemy - dziewczyna dała się poprowadzić bez najmniejszego wahania.
Zapowiadał się całkiem przyjemny wieczór. Co najmniej...
OFF:
Chorąży Almondo Castello
specjalista napędu, USS Inari
&
Chor. Maria
oficer ochrony, USS Inari
&
Chor. Kristina
botanik, USS Inari
&
mat Dara Matthews
ksenobiolog, USS Inari
-= mesa, pokład 2; USS Inari, około 20:30 =-
Drugi koniec mesy wyglądał zupełnie inaczej niż go Dara zapamiętała
zaledwie kilka godzin temu. Stoliki - wcześniej ustawione równiutko
pośrodku - ktoś odsunął pod ściany a krzesła ustawił w kilku rzedach.
Na widok rearanżacji pomieszczenia dziewczyna odruchowo pomyśłała o
Laurze i rozejrzała się wokoło, jednak jej nie zauważyła. Załogantów
było jeszcze niewielu, ale co chwilę pojawiały się nowe osoby. Widać
informacja o wieczorku muzycznym szybko się rozniosła...
Zajęła miejsce zaproponowane przez Almondo, i ponownie się
rozejrzała... Zainteresowanych zaczynało przybywać, nowopoznane
dziewczyny wsiąkły w jedną z grupek. Odwróciła się do muzyka, licząc
na chwilę rozmowy przed występem... W końcu ledwie co go poznała i
wiedziała w sumie tylko jak ma na imię i że gra na gitarze. A
przynajmniej lubi nosić ze sobą gitarę.
Almondo miał jednak jakiś inny plan, bowiem właśnie odstawił
instrument i wyciągnął do niej rękę. Zaciekawiona, Dara dała się
poprowadzić na środek, po chwilo dotarło do niej, jaki był jego
zamiar. Gdy tylko zaczął mówić, poczuła, że się rumieni. Speszona
stała słuchając.
- Niektórzy juz zapewne wiedzą, inni właśnie się dowiadują, że na
okręt przybyła nam nowa koleżanka. Zwą ja Dara Matthews. Powitajmy ja
ciepło w naszym gronie. Niech już dłużej nie czuje się samotna, tym
bardziej, że z pewnością przyjdzie nam razem spędzić wiele chwil -
powiedział Almondo na tyle głośno, by go było w całym pomieszczeniu
dobrze słychać.
Odpowiedziały mu oklaski.
Dziewczyna stała jeszcze chwilę bez słowa, zmieszana i zawstydzona, po
czym zebrała się w sobie.
- Dziękuję za tak serdeczne przyjęcie - zaczęła powoli i z wahaniem,
jednak kontynuowała już pewniej. - Mam nadzieję, że będzie się nam
miło zarówno razem bawić, jak i współpracować... Tyle wstępu, teraz
już czas na oczekiwany występ! Almondo - graj!
Po tych słowach szybko usunęła się z widoku i usiadła na swoim
miejscu, wsłuchując się w pierwsze dźwięki gitary.
OFF:
-= mesa, pokład 2; USS Inari, około 21:00 =-
Dara dobrze się bawiła w czasie koncertu, mimo, że nie znała
większości utworów. Zreszta wydawało jej się, iż Almondo specjalnie
dobrał repertuar szukając piosenek z różnych epok i rejonów... Dobrze
było to widać po reakcji publiczności; część dołączała się nawet do
wokalisty i refreny wykonywały chórki z coraz to innych zakątków sali.
Ba, gdyby tylko znała słowa, sama by się dała wciągnąć w wir zabawy i
dołączyła do śpiewania - choć nie bardzo miała do tego talent.
Czas szybko płynął i gdy muzyk po kolejnym utworze oznajmił, że to
koniec, po mesie rozległ się jęk zawodu.
- Biiis! - Dara dołączyła się do grupowego okrzyku.
OFF:
mat Dara Matthews
xenobiolog, USS Inari
-= mesa, pokład 2; USS Inari, około 21:00 =-
Gdy oklaski ucichły i załoganci zaczęli rozpełzać się po sali, Dara
postanowiła również ruszyć się z miejsca i albo odnaleźć niedawno
poznane koleżanki, albo dokończyć rozmowę z muzykiem. Zdecydowana była
raczej na to drugie... zwłaszcza, że chciała mu podziękować za tak
gorące powitanie. Ruszyła w kierunku sceny.
- Świetna zabawa, nie sądzi Pani? - zagadnął ją ktoś z tłumu.
- Tak, wspaniały koncert - odparła Dara nieznajomemu, który się do
niej zwrócił... W sumie wyglądał jakos znajomo, ale nie mogła go
nigdzie umiejscowić. Tyle dziś osób poznała... Kojarzyła jakąś
rozmowę, ale szczegóły pozostawały zamazane, mimo wysilenia pamięci. W
tej samej chwili Almondo zszedł ze sceny, nie chcąc go stracić z
widoku zaczęła się więc przebijac przez tłumek w jego kierunku. Przez
chwilę zaświtała jej myśl, że może powinna coś jeszcze odpowiedzieć
obcemu, jednak nie potrafiła go już wyłowić z poruszającej się masy
widzów.
Po kilku chwilach udało jej się dotrzeć do artysty. Postanowiła
zaczekać chwilkę, aż skończy rozmawiać z jakąś rudą bajoranką...
dłuuugą chwilę... jeeeeeszcze dłuuuuższą chwilę... No, skończył! Żeby
zdążyć przed kolejną fanką, szybko przesunęła się i stanęła krok od
Almondo.
- Masz ochotę się czegoś napić? - wypaliła, dopiero po fakcie zdając
sobie sprawę z własnej, jakże nietypowej, "odwagi". "To pewnie z
nadmiaru wrażeń dzisiaj..." - pomyślała.