Władysław Polesiński
(1906-1939) założyciel Rycerskiego Zakonu Krzyża i Miecza Władysław Polesiński przyszedł na
świat 8 września 1906 w Żelechowie. Jego ojciec, Jan Polesiński, był stolarzem;
matka – Paulina z Dębińskich – zmarła, kiedy syn miał 12 lat. Uczęszczał
początkowo do gimnazjum w Żelechowie, udzielał się tam w harcerstwie. Następnie
podjął naukę w Korpusie Kadetów nr 2 w Modlinie, potem w Oficerskiej Szkole
Lotnictwa w Dęblinie. Ukończył ją w 1927 w stopniu sierżanta podchorążego; rok
później został mianowany podporucznikiem, a w 1930 otrzymał odznakę pilota. W
1931 został awansowany do rangi porucznika. Służył później w 2 Pułku Lotniczym w
Krakowie, studiując jednocześnie prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1928
ożenił się z nauczycielką Janiną Truchlińską; mieli syna Władysława urodzonego w
1936. Podczas lotu ćwiczebnego z Lwowa do Krakowa w 1931 miały miejsce
zdarzenia, które zadecydowały o jego dalszym życiu. Polesiński przy podchodzeniu
do lądowania zmniejszył wysokość lotu do 200 m; wówczas silnik uległ awarii i
samolot zaczął gwałtownie spadać. Maszyna, zahaczając o drzewo, spadła na
ziemię. Polesiński twierdził, że po zawołaniu "Jezu ratuj!" usłyszał wewnętrzny
głos. Wykonując jego polecenia, wydostał się wraz z obserwatorem z samolotu, po
czym nastąpił wybuch. Swoje przeżycia opisał później w wierszu: STAŁO SIĘ TO O
GODZINIE DZIEWIĄTEJ WIECZOREM Noc czarna. Ziemia gdzieś pode mną 1500metrów,
zgubiła się w mroku... Gdy wtem motor, me serce, bić przestaje ..."Lądować!" -
ciemno, szukam, gdzież ta ziemia ... Wtem - łomot, huk, coś się wżera w krzyże,
Bucha płomień ... Szamocę się, ratunku, na próżno: Kadłub przygniata cię-żarem
do ziemi ... "O Jezu!" Krzyk ten wydarł się jak oszalały ... I wnet wyraźnie
wewnątrz mnie rozkazy: "Puść klamry pasów! Pchnij tamte dźwigary! Uciekaj!"...
Spełniam ślepo, co ten głos mi każe, i - jestem wolny. Już mnie nic nie praży.
Usiadłem nad swym niedoszłym śmiertelnym zwęgliskiem i z twarzy ocierałem krew,
co się lała żywa. Nie śmiałem spojrzeć. Czułem, że ktoś się z tych płomieni
zbliża. Schyliłem kornie głowę, bo szedł do mnie On, Wielki, Miłujący Pan z
Krzyża, Jezus, Bóg! Do mnie, człowieka ... Z kolei syn Władysława Polesińskiego
(również Władysław) wspomina: Mama opowiadała mi o wypadku lotniczym mojego
Ojca. Przedstawiła mi ten wypadek jako najważniejszy moment w ich życiu. Mama
uratowanie się Ojca od śmierci określała jako cud. Kiedy Ojciec po tym wypadku
dotarł do domu i opowiedział Mamie, jak uniknął śmierci - Mama na słowa Ojca
odpowiedziała: "Żyjesz, bo przecież się bardzo o Ciebie modliłam, żebyś wrócił
cały i zdrów". A stało się to o dziewiątej wieczorem. Pod wpływem tego
wydarzenia porucznik Polesiński stał się człowiekiem żarliwej wiary. Wkrótce też
zaczął gromadzić wokół siebie grupę młodych oficerów różnych rodzajów broni,
którzy w 1937 r. napisali w "Polsce Zbrojnej" cykl artykułów, określających
podstawy nowego ruchu. Głosili ideę wykształcenia silnych charakterów, nowej
elity, czegoś w rodzaju nowoczesnego rycerstwa i wychowania "mocnego człowieka"
o żarliwej wierze i gotowości do jak najwierniejszej służbie Polsce. Celem tego
miało być dokonanie swoistej "sanacji moralnej", powstrzymanie upadku moralności
i kultury. W 1938 r. inicjatywa została sformalizowana poprzez oficjalne
powołanie Rycerskiego Zakonu Krzyża i Miecza, na którego czele stanął kpt. dypl.
W. Polesiński. Wśród jego członków byli m.in. ppor. pil. Jerzy Maringe i rtm.
Jan Włodarkiewicz. Utworzenie i działalność Zakonu spotkało się z życzliwym
poparciem Kościoła i niektórych środowisk prawicy. Natomiast zostało negatywnie
przyjęte przez wyższych wojskowych i sanacyjne władze, gdyż głoszone hasła
wskazywały, że dotychczasowe kierownictwo, zarówno wojskowe, jak też cywilne,
nie uosabia postulowanych cech charakteru. W tej sytuacji rozpoczęto śledztwo i
w maju 1938 r. władze wojskowe zakazały Zakonowi prowadzenia dalszej
działalności. Organizacja stawiała sobie za cel zrealizowanie nauki Chrystusa w
życiu państwa i zdobycie dla Polski przewodnictwa moralnego wśród narodów,
rozwój sił duchowych narodu w oparciu o etykę katolicką, wychowanie mocnych i
prawych ludzi – przewodników moralnych. W tym celu jej członkowie codziennie
wieczorem brali udział w apelu do Jezusa Chrystusa i Maryi – Królowej Narodu
Polskiego. Władysław Polesiński (syn) wspomina: Godzina dziewiąta wieczorem była
dla Ojca, a potem również dla całego Zakonu Krzyża i Miecza - godziną, w której
każdy żołnierz Zakonu w modlitwie łączył się z Chrystusem". Kpt. Polesiński
codziennie o godzinie 21 zdawał Chrystusowi meldunek z tego, czego dokonał w
minionym dniu, i prosił o światło, czego ma z pomocą Mocy Bożej dokonać jutro.
Takie są źródła Apelu Jasnogórskiego. Teraz już nie tylko Rycerski Zakon Krzyża
i Miecza, ale cały Naród za przyczyną Kardynała Stefana Wyszyńskiego, staje do
raportu przed Chrystusem razem z Maryją Królową Narodu Polskiego. Sam założyciel
Zakonu pisał: Bo przedziwnie dotąd splatały się dzieje Narodu polskiego i
polskiego oręża z imieniem Maryi. Z Jej imieniem, z pieśnią "Bogurodzica" na
ustach ruszało w bój polskie rycerstwo. Jej oblicze z Obrazu Częstochowskiego
zdobiło zwycięskie sztandary. Jej ryngraf błyszczał na piersi praojców, widomy
symbol ich ideałów ... Jej opiece oddawano Rzeczpospolitą w chwilach - zdawało
się - beznadziejnych, gdy już znikąd ratunku nie było widać. Ją to Jan Kazimierz
z wdzięczności za ocalenie Ojczyzny obwołał po wieki Królową Korony Polskiej. A
ileż wojen i bitew zwycięskich, w których krwawił się miecz polski w obronie
Krzyża, zawdzięczamy wstawiennictwu! Jesteśmy przecież uczniami i bojownikami
Chrystusa. On to sam na chwilę przed śmiercią - z Krzyża swego rzuca jedynemu
uczniowi, który wytrwał z Nim do końca, te słowa, wskazawszy na Maryję: "Oto
Matka twoja". My te słowa podejmujemy, wstępując tym samym na wypróbowaną w
Kościele Walczącym drogę, jaka prowadzi przez Maryję do Jej Syna. Uczymy się
zatem darzyć Maryję czymś więcej niż tradycyjnym sentymentem, zacnym może, ale
nie zawsze głębokim ... Uczymy się widzieć w Niej prawdziwą Hetmankę. Tę, która
"starła głowę węża" - naszego odwiecznego wroga. Uczymy się szukać w Niej tej
siły, którą znajdowało rycerstwo polskie pod Grunwaldem, Obertynem i Wiedniem,
widzieć tę siłę, która przodkom naszym dawała szaleńczą brawurę i rozmach, która
do skrzydeł husarskich przykuła tradycję zwycięstwa. Uczymy się, na przykładzie
Jej życia, takich cnót prawdziwie męskich, jak opieranie się całym swym
jestestwem o Boga, bohaterskiej, całopalnej ofiarności, dochowania wierności aż
do końca. Z synowskim tedy oddaniem - często, szczerze a z ufnością - prośmy Ją,
Królową Korony Polskiej, Patronkę Polskiej Młodzieży Akademickiej i Patronkę
naszego Zakonu, o światło dla oczu, o moc dla ramion naszych, moc na to, byśmy
zbudowali Polskę Chrystusową, w której panowanie Maryi stanie się w każdej
dziedzinie rzeczywistością ... Prośmy gorąco, a Ona nam niczego nie odmówi, jako
Matka prawdziwa, bo "od wieków nie słyszano, by kogo, kto do Niej się ucieka,
puściła"... Przez Nią więc do Syna - z Nim zaś po zwycięstwo! RZKiM nawiązywał
do tradycji rycerskich dawnej Polski. Dla członków Zakonu tradycja była czymś
więcej niż zwykłym przywiązaniem do przeszłości, ale czymś żywym. Pragnęli oni
odbudować dawny autorytet rycerza-żołnierza, który łączy swoje działania z
głęboką wiarą. Przejawem tego miała być pogarda śmierci i hańby oraz miłość do
Boga, Prawdy i Ojczyzny. Polska miała być krajem przeznaczonym do wielkich
czynów, mocarstwowej pozycji i moralnego przewodniczenia narodom. Zanim to
jednak nastąpi, musiała najpierw dojrzeć duchowo, w czym pomocna miała być etyka
katolicka. Każdy z "rycerzy" miał wypełniać swoje obowiązki w przykładny sposób,
stając się wzorem dla innych, jak też samemu kształtując w sobie zalety
niezbędne do służby krajowi. Zakon miał ponadto bardzo silny charakter
antykomunistyczny. Wydawał pismo pt. "Krzyż i Miecz". Z powodu tajności
działania do Zakonu nie można było się zapisać, a jedynie zostać przyjętym.
Członkami mogli być tylko Polacy wyznania katolickiego. Upatrzonych kandydatów o
właściwej postawie moralnej zapraszano na specjalne rozmowy przedstawiające cele
i zadania organizacji. Następnie wypełniali oni kwestionariusze rozpatrywane
przez kierownictwo. Przyjęci kandydaci przybierali sobie pseudonimy i tylko pod
nimi byli znani w organizacji. Nie ograniczano się zresztą tylko do wojskowych,
werbowano również nauczycieli, literatów, czy dziennikarzy (...).