Którejś tam chwili - czy to ważne,
na ściepie, która toczy syf,
piliśmy długo, nieuważnie...
- I jeszcze raz... I jeszcze ćwierć...
Siedział z nami ochlapus Wojtek,
i doktor był, debile dwa,
czołgista, gwiazdki cztery,
jesienna noc, Robuś i ja.
Gdy słońce zaszło (Kicz? Poemat?)
i księżyc zalśnił jakby zbladł,
ktoś nagle zaczął na ten temat:
"Co będzie, kiedy na ściepie będzie ład?"
Ach, każdy setkę miał idei!
Ach, każdy się do czynu rwał!
Wypatrywali brzegu, kei...
- Wszystkiego, co tam we łbie który miał.
Bobrowczuk założył kram z lodami.
Doktor - dzałeczke pod Otwockiem.
Pan Jerzy - burdel gdzieś w Sjöstad .
Ja - cicha przystań w piwnicy swej.
Będziemy chodzić na zające,
będziemy w święta dzieci chrzcić,
i tylko czasem ręce drżące
przypomną, jak to miało być.
Mijają sierpnie, maje, wrześnie,
Pan Bozia rzeźbi twarze nam,
i nagle - co to kurwa? - Choć tak wcześnie,
znów się spotyka skład ten sam.
Płyną za nami słowa rzewne,
żegna nas spokój spojrzeniem tkliwym,
a my - znów w drogę. Na niepewne.
Po oceanie nieżyczliwym.
Więc znów siadamy, jak należy,
nieładni trochę. Starsi ciut,
i każdy, kto w alkohol wierzy,
do szklanki wrzuca serca lód.
I nagle - jakby nam się śniło,
odpływa ładu piach i mech,
i na pytanie: "Jak tam było?"
milczy się tylko: "Et...", lub: "Ech..."
Cóż ci tam ściepa zrobić może?
- Tyle co biedna nocna ćma
to tylko CZŁOWIEK, książę stworzeń
- ten ci, kochanie, w ryja da.
Cóż tam ściepa ci zabierze
- Kobietę, honor, wielka grę?
Tyle co wiatru za kołnierzem,
tyle ci zła ta ściepa ślę.
Na ściepie braknie nie raz hecy,
czasami nawet szczęścia brak,
lecz ci nie wsadzi noża w plecy
żaden sciepower. Człowiek - tak.
Nikt ci nie powie tutaj: jazda,
od dziś - na ściepie nowy ład!
I najchłodniejsza nawet gwiazda
nie patrzy tak jak on - twój brat.
Więc choćbyś wypił oceany,
nie będziesz taki chodził struty,
jak kiedy człowiek ukochany
da ci wychylić łyk cykuty.
Czy pan się dziwi, panie Jorg'u,
czy pan też widział takie słońca,
co zanim spłyną na posłanie,
już widzi się początek końca?
Więc choć za oknem kwitną krzewy,
wracamy tu ze wszystkich stron,
cóż, że nad nami mkną - nie mewy,
lecz stada zwykłych czarnych wron.
Te wrony to jest metafora.
Niepokój wroni. Złudzeń brak,
Nad ranem, w kąpie - twarz potwora.
Wiatr nie zawinił. Ludzie - tak.
https://tinyurl.com/4mfezbb9