Tu się chyba grupa nie rozwinie - i nie utrzyma. Ja sam, - tu czy tam - przelatuję jak meteor, i zgasnę jak meteoryt.
O entropicznej grawitacji słyszałem i trochę czytałem, ale teoria, którą mam na myśli, nie ma z nią związku. Trochę więcej z tym, co proponuje Alexander Unzicker:
O ile dobrze zgaduję, "Einstein's Lost Key: How We Overlooked the Best Idea of the 20th Century" najlepiej opisuje propozycję Unzicker'a, ja go znam z serii wykładów na Youtube:
Grawitacja to zmiana prędkości światła. Czytane wprost brzmi trochę jak herezja, na grupie "pl.sci.fizyka" była swego czasu potężna awantura o wpis do polskiej wersji Wikipedii dotyczący grawitacji. Przypomnę artykuł, który zainicjował burzę:
""Co do siły grawitacyjnej, pojawia się np. kiedy stoimy na Ziemi. Czujemy siłę grawitacyjną, bo pchamy Ziemię, a ona nas równą i przeciwnie skierowaną siłą proporcjonalną do naszej masy (inercyjnej). Skąd się ta siła bierze fizycznie? Otóż okazuje się (co teoretycznie możemy wydedukować z części matematycznej powyżej, ale można to zrobić łatwiej) że masy robią w swoim otoczeniu taką sztukę, że czas w ich pobliżu biegnie tym wolniej im są większe. To zjawisko nazywa się grawitacyjną dylatacją czasu. Skoro czas biegnie wolniej to tak samo prędkość światła może zwalniać w pobliżu tych mas. Więc kiedy jakiś obiekt w pobliżu jakiejś masy zewnętrznej (względem tego obiektu) przesunie się w kierunku tej malejącej prędkości światła c2 to i energia tego obiektu się zmniejszy (bo E = Mc2). Wiec dany obiekt zachowuje się tak, jakby był popychany ze swojego wnętrza przez siłę proporcjonalną do zmiany energii obiektu wzdłuż tej drogi w kierunku zewnętrznej masy. I powstaje wrażenie przyciągania przez masę zewnętrzną, podczas gdy w rzeczywistości to sam obiekt jest popychany w kierunku zewnętrznej masy swoją wewnętrzną siłą, bo obiekt dąży do stanu o niższej energii. Możemy teraz obliczyć z ilości zmniejszania się energii obiektu pod wpływem zmiany prędkości światła w otoczeniu zewnętrznej masy wskutek dylatacji czasu i okaże się, że ta siła jest dokładnie taka, jaka wynika ze wzoru Newtona na siłę grawitacyjną. Bez żadnego "przyciągania" i tylko dzięki samej dylatacji czasu i przez to przez zmianę prędkości światła na mniejszą. Może powstać pytanie, czy w rzeczywistości to jakaś tajemnicza siła przyciągająca, czy to tylko dylatacja czasu? Tę sprawę można rozstrzygnąć, mierząc czas precyzyjnym zegarem i okazuje się, że to tylko dylatacja czasu powoduje popychanie obiektu w kierunku zewnętrznej masy (w kierunku mniejszej energii wewnętrznej obiektu) a żadnego dodatkowego przyciągania Newtonowskiego nie ma.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to wszystko jedno, czy obiekt jest popychany, czy przyciągany w kierunku zewnętrznej masy i mechanizm fizyczny nie jest istotny. Okazuje się, że jest istotny, jeżeli wchodzi w grę zachowanie energii.
Skąd spadająca na Ziemię cegła bierze swoją rosnącą energię kinetyczną? Jeżeli nie znamy mechanizmu, to nie wiemy. "Skądciś" - mówią zwolennicy teorii Newtona. Z "jakiegoś" tajemniczego "pola grawitacyjnego" umieszczonego "gdzieś" dookoła nas. A Einstein powiedziałby, że z własnej energii wewnętrznej obiektu mc2. Bo spadająca cegła zamienia część swojej energii wewnętrznej mc2, którą traci wpadając w obszar mniejszej prędkości światła, na energię kinetyczną swojego ruchu i jej całkowita energia pozostaje stała bez żadnego dopływu energii z zewnątrz. I to wyeliminowanie "energii potencjalnej pola grawitacyjnego" z fizyki i umieszczenie "energii potencjalnej" w samym grawitującym obiekcie, jest oryginalnym osiągnięciem Einsteina, widocznym dopiero w opisie fizycznym tego, co stworzył."
Powody awantury były oczywiste, niemniej sądzę, że takie podejście nie stoi jeszcze w sprzeczności z OTW. Tylko nigdzie nie zostało wyjaśnione (chyba u Einsteina i Unzickera również) ta kwestia:
"Otóż okazuje się [...], że masy robią w swoim otoczeniu taką sztukę, że czas w ich pobliżu biegnie tym wolniej im są większe."
Ja w tym miejscu mam swoją propozycję, nieoczekiwanie prostą - zarówno ze względu na sam pomysł, jak i pod względem matematycznym. Powtarzam to od jakiegoś czasu, nie zdradzając najważniejszych szczegółów: wystarczy dodać kilka postulatów do mechaniki kwantowej i modelu standardowego (oraz kilkaset stron argumentacji), aby pokazać, że grawitacja pośrednio wynika z "zagęszczania się" pól kwantowych cząstek elementarnych - a skądinąd wiadomo, że pola kwantowe tych cząstek rozciągają się do nieskończoności.
Jeśli mamy na myśli "zwyczajną" materię, to już wiemy, że "prawdziwa" masa stanowi w niej tylko kilka procent, cała reszta to energia - przede wszystkim energia kinetyczna kwarków oscylujących w nukleonach z relatywistycznymi prędkościami oraz ich wiązań gluonowych. Ułamek procenta wkładu do masy materii to energia wiązań między nukleonami, reszta energii (wiązań powłok elektronowych czy - dalej - energia chemiczna) się praktycznie nie liczy. A wspomniane kilka procent to masa spoczynkowa kwarków i elektronów, co do której już niewiele brakuje, aby ją również wyeliminować, zastępując energią wiązania lub kinetyczną na niższym poziomie (chwilowo nieodkrytej) struktury.
Ostatecznie to nie masa i energia deformuje (czaso)przestrzeń (albo w alternatywnym podejściu zmienia lokalną wartość parametru c), bo masa po prostu nie istnieje, objawia się tylko w rozmaitych eksperymentach i subiektywnych odczuciach jako pewnego rodzaju makroskopowa właściwość rozmaitych obiektów. Zatem umówmy się, że tylko i wyłącznie energia deformuje (czaso)przestrzeń - i tutaj wymyśliłem (bo przecież nie odkryłem), w jaki sposób energia pól kwantowych zmienia właściwości (czaso)przestrzeni.
Teoria zrobi się niestrawna dla większości fizyków chwilę później. Specjalnie biorę w nawias połowę pojęcia "czasoprzestrzeni", wspominając o "(czaso)przestrzeni". Chodzi o to, że ponownie rozdzielam przestrzeń od czasu, zrywając z dogmatem Minkowskiego, który swego czasu stwierdził mniej więcej tak (cytuję z pamięci): "Od tego momentu nie będzie już osobnego czasu i przestrzeni, tylko jedna czasoprzestrzeń". Potrzebuję tylko czwartego wymiaru przestrzennego, w którego kierunku zachodzą wszystkie oscylacje pól kwantowych. Czas jest osobnym wymiarem (wygodnie przyjąć, że piątym) - a całość utrzymana jest w ryzach geometrii Euklidesa.
Tyle na dzisiaj - i na tutaj. O wiele zresztą za dużo.
--
Sławek [am-pm]