ALE - dwa artykuły. Pierwszy, z Pulsu Biznesu, stawia księdza w nie
najlepszym świetle, drugi, z Dziennika Łódzkiego, w dobrym - przykład, jak
media kreują "rzeczywistość" :/
-----------------------------
http://www.pb.pl/Default2.aspx?ArticleID=90df9e6b-8ede-4bd8-84ec-061efc982071
Piotr Banach z Kutna naraża się biskupom. Bo uparcie rozwiązuje problemy
zapracowanych narzeczonych, doradza też biznesowi. W mig. A że bierze za to
pieniądze — takie życie.
Jeśli mówi się o przedsiębiorczości w Kościele, padają przede wszystkim dwa
nazwiska: prałat Jankowski i ojciec Rydzyk. Pewnie nadal tak będzie.
Pierwszy ma przecież swoje wino, chciał mieć wódkę, drugi ma radio i
telewizję. Ksiądz Piotr Banach z Kutna organizuje tylko nauki
przedmałżeńskie oraz prowadzi doradztwo do spraw rozwoju organizacji,
zarządzania, liderowania i innych przydatnych w biznesie dziedzin. Myśląc o
Radiu Maryja oraz prałacie Jankowskim, może jednak warto czasami przeczytać
o przedsiębiorczości innego księdza. Bo ona jakaś taka bardziej normalna.
Strona katechez przedmałżeńskich parafii pod wezwaniem Matki Bożej
Wspomożenia Wiernych w Kutnie na Dybowie, www.dybow.net/katechezy.htm
Pisze proboszcz ks. Piotr Banach, konsultor Komisji Duszpasterstwa
Konferencji Episkopatu Polski, a po godzinach szkoleniowiec i doradca.
„Wszystkich, którzy zapisywali się na katechezy przedmałżeńskie, prosimy o
cierpliwość (…). Zdaję sobie sprawę z tego, iż forma dziesięciu katechez w
ciągu jednego dnia jest bardzo wygodna. Mobilizujcie więc waszych
proboszczów i naszych biskupów, by aktualizowali tę formę prowadzenia
katechez przedmałżeńskich również w innych miejscach.
Nasze katechezy są próbą wyjścia naprzeciw tym wszystkim, którzy są w
sytuacji »podbramkowej«. Nie jesteśmy jednak w stanie obsłużyć całej
Warszawy, dużej części Polski i jeszcze kawałka świata. Moi parafianie nie
mają problemów z odbyciem katechez przedmałżeńskich. Przyczyńcie się do
tego, by i w Waszych parafiach było podobnie! (…)
Nie zarzucajcie nam, że Was okłamujemy, zwodzimy, »robimy w kulki«...
Uwierzcie, że formularz był aktywny, a miejsca zapełniły się w przeciągu 4
minut (sic!). A jeśli mówicie, że w ten sposób Kościół odpycha Was od
wiary, to zastanówcie się nad swoją wiarą (…).
Aktualnie: Brak wolnych miejsc! Nowe terminy pojawią się po świętach
wielkanocnych”.
Parafia proboszcza Banacha — dla zapracowanych — organizuje w Warszawie
jednodniowe, sobotnie, katechezy przedmałżeńskie za 75 złotych od osoby. W
tym jest obiad i zaliczona jedna wizyta w poradni przedmałżeńskiej.
Zapisuje się przez internet. Tradycyjne katechezy trwają 90 razy dłużej.
Trzy miesiące.
Byliśmy w szoku
Konstancin–Jeziorna. Południowe rubieże stolicy, wille — często zacne i
luksusowe. Centrum Animacji Misyjnej Stowarzyszenia Apostolstwa
Katolickiego Księży Pallotynów (ksiądz Banach jest pallotynem) nie odbiega
standardem od okolicy. Przestronna sala konferencyjna. Patio z pokaźną
fontanną pośrodku. Spora kaplica. To tu właśnie parafia z Kutna zaprasza na
ekspresowe przygotowanie przedmałżeńskie. Gdy grupy są mniejsze, za miejsce
wykładów służy dom księży pallotynów w Warszawie przy ul. Skaryszewskiej,
blisko Dworca Wschodniego.
Klara Mościcka, PR-owiec, pracująca dla znanej firmy medialnej, żeby
zapisać siebie i narzeczonego Karola na katechezy w Konstancinie, została
po godzinach w pracy. Czekała, aż pallotyni uruchomią aplikację na swojej
stronie. Zapisy rozpoczynały się o 18.00.
— Niemal od razu — po tym jak się pojawił — zaczęłam wypełniać formularz. A
i tak na końcu okazało się, że byłam w ostatniej dwudziestce przyjętych.
Termin wyszedł 23 lutego. Czemu to ja musiałam ślęczeć przed komputerem?
Karol jest pośrednikiem nieruchomości, często pracuje na mieście, tym
bardziej po południu. A poza tym on by na pewno zapomniał — uśmiecha się
Klara.
Klara i Karol na sobotnie katechezy trochę zaspali, więc pędzili na
złamanie karku. Spóźnili się jednak tylko piętnaście minut, nie było zatem
problemu. Weszli na salę. Tłum.
— Byliśmy w szoku. Siedziała chyba z setka osób — wspomina Klara.
I opowiada dalej.
Katechezy prowadzili na przemian ks. Andrzej Narwojsz, wikariusz parafii w
Kutnie i katecheta, oraz Małgorzata Skofisz, parafialna doradczyni życia
rodzinnego, pielęgniarka. Obydwoje, często dowcipnie, w ciągu niemal
dwunastogodzinnych wykładów poruszyli w skondensowanej formie wszystkie
obowiązujące nowożeńców, według prawa kanonicznego, tematy. Od odpowiedzi
na pytanie, kim jest dla mnie Chrystus, poprzez rozważania na temat
charakterologicznego dopasowania przyszłych małżonków, wychowywania dzieci,
sakramenty, do omówienia naturalnych metod planowania rodziny metodą
objawowo termiczną prof. Rotzera.
— Najśmieszniejsze było to, że najbardziej zainteresowani słuchaniem o
termometrze i lepkości śluzu byli panowie — puszcza oko Klara.
W przerwie organizatorzy poczęstowali młodych obiadem. Spotkanie zakończyło
się zaś wspólną mszą recytowaną. Rezydujący w Konstancinie ksiądz, były
wojskowy, tłumaczył, co po kolei robi, odprawiając nabożeństwo. Wygłosił
też kazanie, podczas którego obydwoje z Karolem usłyszeli, że ślubu
kościelnego nie warto brać tylko dla białej sukienki i przyjęcia. Bo takich
par jest już za dużo (przytoczył, że w Hiszpanii w pierwszym roku rozpada
się 75 proc. kościelnych małżeństw). Klara usłyszała też od księdza, że —
gdy brakuje iskry, jest gorzej — czasami warto kupić na przykład nowe
stringi i sprawić sobie przyjemność, ponieważ łóżko musi łączyć małżeństwo.
Nie powinna go natomiast podzielić zdrada.
— Wprawił nas wszystkich w osłupienie, bo zasugerował nawet, że nie jest
pewne, czy powinniśmy się dzielić ze współmałżonkiem prawdą o naszej chwili
słabości. A już na pewno nie powinniśmy tego robić, gdy mamy pewność, że
nasze małżeństwo zapłaci za to najwyższą cenę, czyli dojdzie do rozwodu —
opowiada Klara.
Po 20.00. Po mszy, po wyrywkowym odpytaniu, co zapamiętali, pary otrzymują
od ks. Narwojsza i pani Małgosi upragniony dokument. 10 katechez
zaliczonych, do tego jedna wizyta w poradni rodzinnej (zostają jeszcze
dwie).
Kierujemy się ekonomią
Ksiądz Piotr Banach, słuchając tego, co opowiedziała Klara Mościcka, kiwa
potakująco głową.
— To taka forma feedbacku, która zawsze jest przydatna, by jeszcze poprawić
to, co robimy — rzuca.
Z drugiej strony w pewnym stopniu się kryguje. Zastanawia się, czy aby
wyświetlenie jego działań w biznesowej prasie może nie być źle odebrane.
— Nasza postępowość nie wszystkim w Kościele się podoba. Trzeba pamiętać,
że de facto w prawie kanonicznym stoi, że przygotowanie przedmałżeńskie —
choć normalnie w parafiach trwa trzy miesiące — powinno trwać dwa lata.
Poza tym pada też zarzut, że zbijamy na tych katechezach kokosy. Zatem
trzeba zrozumieć moje obawy — mówi zakonnik.
Przełamuje się jednak dość szybko. Potwierdzając, że ma w sobie kilka
niezwykle rzadko spotykanych u księży „żyłek”. Ksiądz Piotr Banach to
przecież przedsiębiorczy postępowiec. Przy okazji organizowania
jednodniowych katechez piecze dwie pieczenie przy jednym ogniu.
— Na pomysł organizowania krótkich nauk przedmałżeńskich wpadłem, kiedy
studiowałem w Austrii i przebywałem w Niemczech. Tam taka forma
przygotowania przed ślubem jest praktykowana od lat. Przez ostatnie cztery
lata organizujemy w Kutnie weekendowe trzydniowe nauki. Na jednodniowe
zdecydowaliśmy się niedawno. Oczywiste, że w naszej działalności kierujemy
też się ekonomią. Księża nie pobierają honorariów za swoją pracę. Niemniej
płacimy pani Małgorzacie, mamy też inne koszta. Z zysków robimy inwestycje
w parafii — witraże, nowe ogrzewanie i wiele innych podobnych spraw —
wspomagamy nasz Caritas — opowiada proboszcz Banach, który wybiera się
właśnie do Nowego Tomyśla. W pobliskim ośrodku ma zaplanowane szkolenie dla
pracowników koncernu Amica.
Alter ego
— Prowadzę też inną działalność. Mamy taką organizację doradczą Open Space
Polska, w której organizujemy warsztaty i seminaria dla ludzi Kościoła, ale
także dla świeckich organizacji. To doradztwo w organizacji, zarządzaniu,
liderowaniu. Przed Amicą robiliśmy je m.in. dla Hypernowej, ale także na
przykład dla urzędu marszałkowskiego w Szczecinie — opowiada Piotr Banach.
Celowo należy tu wykreślić „ks.”, ponieważ pallotyn kurs dla Amiki — tak
jak inne dla świeckich — przeprowadza incognito.
— Nie chcę krępować uczestników swoją koloratką. Tym bardziej że na
przykład menedżerowie czy dyrektorzy mogliby mnie nie traktować poważnie,
zadając sobie pytanie: jak to ksiądz będzie się wymądrzał, a co on może
wiedzieć o zarządzaniu, organizacji przedsiębiorstwa — wyjaśnia ks. Banach.
Metoda open space, którą promuje ks. Piotr Banach i której jest w Polsce
prekursorem, opiera się na założeniu, że największa motywacja do działania
rodzi się podczas samodzielnie organizowanej pracy i wzmacniana jest przez
współdziałanie w grupie, które również rodzi się naturalnie. Uczestnicy
spotkań grupują się samodzielnie w kręgi jak przy stołach na kawę podczas
konferencji. I w tych kręgach pracują, podejmują decyzje i wybierają
firmowe strategie.
Open space technology wymyślił w 1983 roku Amerykanin Harrison Owen, po
tym, jak zorganizował międzynarodową konferencję, na którą miało przybyć
250 uczestników. Cały rok ciężko pracował, aby jak najlepiej tę konferencję
przygotować. Kiedy wszystko się skończyło, postanowił, że już nigdy więcej
nie będzie robił czegoś podobnego. Wszyscy uczestnicy konferencji mówili na
zakończenie, że najlepszą i najbardziej przydatną częścią spotkania były
przerwy na kawę.
Open space sprawdza się wtedy, kiedy poszukujemy nowych i bardziej
skutecznych sposobów, aby zająć się kompleksowymi tematami, kiedy tematy te
niosą możliwość wywołania jakiegoś konfliktu, kiedy nikt nie zna odpowiedzi
na stawiane pytania i kiedy podjęcie pojawiającego się problemu wymaga
zaangażowania się w dyskusję coraz większej grupy osób.
Piotr Banach zapałał sympatią do open space w tym samym czasie, gdy zaczął
myśleć o krótkich naukach przedmałżeńskich. Znów zaważył pobyt w Austrii i
Niemczech. A szczególnie jego pierwsza styczność z treningami metody w
Berlinie i Vlotho. Potem? Potem ks. Banach wykorzystał swoje kontakty i
zaczął działać. I znów dowiódł, że jest przedsiębiorczym księdzem dla
przedsiębiorczych ludzi.
źródło: Puls Biznesu
-----------------------------
http://lodz.naszemiasto.pl/kocham_nasze_miasto/specjalna_artykul/635505.html
Z tego miejsca jesteśmy dumni
"Jeśli ktoś traci wiarę w ludzi i w życie, powinien odwiedzić parafię na
Dybowie" - takie słowa można usłyszeć od kutnian, którzy bywają w kościele
przy ulicy Jesiennej. Warsztaty, gazetka, rajdy rowerowe, kolonie dla
dzieci, zbiórka darów dla ubogich, aerobik, festyny, prowadzenie sklepu i
stacji benzynowej, parafiobus. Lista pomysłów realizowanych przez
proboszcza ks. Piotra Banacha i jego przyjaciół nie ma końca. - A będzie
się działo jeszcze więcej - zapowiadają parafianie...
Festyn parafialny też nie jest typowy, co roku na uczestników czeka mnóstwo
atrakcji. Zabawa odbywa się na dziedzińcu przed kościołem
Na dybowskiej plebanii jest jak w wielkim domu, w którym spotyka się i
pracuje kilka rodzin. Mieszkańcy osiedla twierdzą, że kościół dzięki temu
przyciąga wiernych, nie tracąc powagi i dostojeństwa świątyni.
Otwarta plebania
- Niektórzy patrzą na to podejrzliwie, że cały czas kręcą się tutaj ludzie
- mówi ks. Piotr Banach. - Dlatego są plusy i minusy tej sytuacji. Jestem
osobą bardzo otwartą i wiem, że tylko taka postawa pozwala skutecznie
dotrzeć do ludzi, przyciągnąć ich do Boga i do pomocy drugiemu człowiekowi.
Dlatego nasza plebania funkcjonuje na zasadach open space, czyli współpracy
i rozwoju w otwartej przestrzeni. Dostałem od Boga dar pomysłu, wizję życia
parafii i dzielę się nią z innymi. Zależy mi na tym, żeby dotrzeć do
młodzieży, która boryka się z coraz poważniejszymi problemami na co dzień.
Trzeba im pomagać i dać szansę.
Taką szansę dostają m. in. Łukasz Różyński i Marta Michalska, młodzi
parafianie z Dybowa, którzy współpracując z proboszczem rozwijają swoje
pasje i zdolności. Marta prowadzi gazetkę parafialną, jest redaktorem
naczelnym, realizuje swoje marzenia. Dzięki festynom parafialnym Łukasz
Różyński wystawia swoje obrazy. Pół roku malował obraz, który ma być
zlicytowany, a dochód ze sprzedaży będzie przeznaczony na cel charytatywny.
Poważni i... radośni
Przy dybowskiej parafii działa Caritas, Stowarzyszenie Inicjatyw Lokalnych,
odbywają się bezpłatne lekcje języka angielskiego, warsztaty historii,
kultury, sztuki, literatury, zajęcia sportowe i oczywiście oazy. -
Promujemy zdrowy styl życia, aktywnosć ruchową, a także integrację
środowiskową - mówi Elżbieta Maślarz. - Nawiązaliśmy współpracę z sanepidem
oraz specjalistami - dietetykiem oraz endokrynologiem. Dzięki dobrej
współpracy z proboszczem parafii Dybów dla potrzeb zajęć zaadaptowalismy
salę parafialną. W ramach dofinansowania z UM Kutno wyposażylismy sale w
sprzęt do prowadzenia zajęć: karimaty oraz hantle. Zamiennie za ćwiczenia
na sali planujemy raz w miesiącu wyjazdy na basen.
Festyn parafialny też nie jest typowy, co roku na uczestników czeka mnóstwo
atrakcji. Potyczki wojów, loteria fantowa z nagrodą (np. rower górski),
lekcja malowania rękoma, wystawy rękodzieł.
Festyn odbywa się raz w roku, ale wierni mówią, że najważniejsza
działalność prowadzona jest na co dzień. - Blisko 120 rodzin w naszej
parafii żyje w ubóstwie, często głodują - mówi Czesław Rybicki. - Dlatego
wspólnie ze Szkołą Podstawową nr 4 szukamy potrzebujących i zbieramy dla
nich żywność, ubrania. Opiekujemy się osobami starszymi. W lipcu odbędzie
się ważna impreza dla młodzieży - rajd rowerowy po Mazurach. Jeśli
utrzymamy młodych ludzi przy kościele, nie będą się gubić.
- Po prostu pomagamy innym, ale potrzeby wciąż są ogromne - mówi Nadia
Stolińska. - Liczymy, że do naszych akcji przyłączy się jeszcze więcej
ludzi dobrych serc.
Działających przy parafii charakteryzuje kilka wspólnych cech. Są otwarci,
ale skromni, pracowici, poważni w kościele, radośni na plebanii. - Pomagam,
jak potrafię, głównie przy rozbudowie kościoła - mówi Józef Melka.
Kościół, czyli ludzie
Proboszcz z Dybowa wie, że praca z ludźmi jest skuteczna, ale bywa trudna.
- Oczywiście, że zdarzają nam się "potyczki" - opowiada ks. Banach. -
Dlatego biorę udział w warsztatach open space, couchingu (tzw. doradztwo
bez doradzania). Mam zapał, wizję, siłę, ale nie jestem doskonały, dlatego
uczę się od innych.
Efektem pomysłów i zaradności proboszcza i parafian jest m. in. parafiobus,
czyli specjalnie wynajęty autobus dowożący bezpłatnie wiernych na mszę na
Dybów. - Wiedziałem, że parafianie borykają się z problemem dojazdu, co
jest uciążliwe szczególnie dla osób starszych - mówi Piotr Banach. -
Dlatego wynająłem autobus od MZK w Kutnie. Cieszę się, że to się udało,
teraz na mszy o godzinie 10 jest więcej osób.
Ostatnio parafia Dybów złożyła wniosek o dotację z ministerstwa na program
"Bezpieczna parafia". - Jeśli nie dostaniemy wsparcia finansowego, to sami
sobie poradzimy - mówi proboszcz. - Młodzież sama chce realizować projekty,
znajdują fundacje, które mogą ich wesprzeć. Razem sobie poradzimy.
- Nasza parafia jest otwarta na ludzi, dlatego udaje nam się tak dużo
zdziałać - mówi Ewa Gawrońska.
-----------------------------
Proponuj� zapozna� si� z dosy� now� dziedzin�, zwan� memetyk�.
Je�eli gen jest przekazywan� jednostk� informacji biologicznej, to mem jest
jej odpowiednikiem je�eli chodzi o informacj� kulturow�. Memem jest na
przyk�ad literka A, jak�� melodyjk�, lub specyficznym podaniem r�ki itp.
Bardzo �wie�y punkt widzenia na relacje w spo�ecze�stwie i sposoby
przekazywania sobie kultury, wiedzy i zachowa�. Wg tej dziedziny religia
jest te� odmian� memu, i to tak� kt�ra jest bardzo zara�liwa i szybko si�
rozpszestrzenia. Jest to silny mem, kt�ry potrafi zabi� osob� przez kt�r�
si� przenosi, tylko po to, �eby si� rozpszestrzeni�. Potrafi r�wnie� zabija�
inne memy, w tym r�wnie� ich nosicieli np. ludzi innego wyznania. Oczywi�cie
pisz� zabi�, ale to osoba zabija, nie mem, oczywi�cie s� to szczeg�lne
wypadki. Memetyka t�umaczy np. samob�jstwa. Osoba jest "kierowana" przez
mem, kt�ry jako tako nie ma inteligencji, ale wp�ywa na organizm, jak
narkotyk. Jak narkotyk jest silny, to mu si� nie oprzesz, ka�e Ci co�
zrobi�, a "powie Ci", �e to ty tak chcesz. Nie chcesz �pa�, a idziesz na
ulic�, kradniesz torebk� i �adujesz w �y��. Dlaczego ksi�dzu tak zale�y na
propagacji religii/memu ? Ot�rz uwa�a, �e ten mem musi by� przekazywany i
zamierza zarazi� nim jak najwi�cej os�b. Tak wi�c ten mem "zmusi�" ksi�dza
do tego, �eby odebra� sobie dobra i dzi�ki temu mem ma wi�ksze szanse
przetrwania. Zastan�w si�, co by by�o gdyby ten mem religii nie by� taki
silny ? to proste, nie by�o by tylu chrze�cijan. Na memy r�wnie� dzia�a
dob�r naturalny. Je�eli jaki� mem jest nieprzydatny to po prostu zostaje
wyparty.
Og�lnie nie b�d� tutaj w to wnika�, bo jeszcze namieszam. Najlepiej poczyta�
sobie ksi��ki dotycz�ce memetyki. Naprawd� mo�na inaczej na to wszystko
spoj�e�.
Andrzej
hej, sorry ze sie podepne. dasz moze jekies tytuly? bede dzwieczny
--
whitey
> Proponujďż˝ zapoznaďż˝ siďż˝ z dosyďż˝ nowďż˝ dziedzinďż˝, zwanďż˝ memetykďż˝.
Nie musz� si� zapoznawa�, fascynowa�em si� tym par� lat temu (memetyka,
socjobiologia, psychologia ewolucyjna), ale z perspektywy lat - nic
specjalnego :) Fascynacja neuronauk� i biocybernetyk� za to pozosta�a i
ci�gle si� rozwija :)
> hej, sorry ze sie podepne. dasz moze jekies tytuly? bede dzwieczny
Richard Brodie: "Wirus umys�u"
http://www.psyche.pl/product_info.php?products_id=6303
Susan Blackmore: "Maszyna memowa"
http://www.lideria.pl/sklep/opis?nr=14465
http://pl.wikipedia.org/wiki/Memetyka
* Richard Brodie Wirus umysłu
* Richard Dawkins Samolubny gen (1976)
* Mariusz Biedrzycki Genetyka kultury (1998)
* Susan Blackmore Maszyna memowa (tłumaczenie wydane w roku 1999)
* Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska Moc narrativum. Katowice 2008
Czytałem dwie pierwsze.
Pozdrawiam
Andrzej
ok moze nieprecyzyjnie sie wyslowilem, ktore mozesz polecic
wszystkich 5 nie chce kupowac, wikipedie znam oczywiscie
dzieki bardzo za odpowiedz
--
whitey
Fajnie tak sobie poopisywac byty niematerialne, jak mem. Ksiazki o tym
pisac i w ogole.
Andrzej