W połowie lat 70 dwudziestego wieku miałam w pierwszej klasie :
18 h lekcyjnyh + 1 religia,
ale nauka twała 6 dni, czyli dziennie było 3 lekcje, raz w tygodniu 4
(religia).
Miało to sens: szkoła daleko, na pierwszej lekcji odpoczywałam po drodze do
szkoły, na drugiej uczyłam się, na trzeciej pszygotowywałm się do drogi
powrotnej (drożdżuka, kanapka, mleko - dostarczane pszez szkołę, na pszerwie
na to nie było czasu).
Uważam, że większy wysiłek dla 7 latka niż 3 lekcje dziennie, jest wysiłkiem
zbyt dużym, a w związku z tym pierwszoklasista powinien mieć 5 dni x od 3 do
4 lekcji=
15 do maksymalnie 20 lekcji, ale powinno to być zdecydowanie bliżej tyh 15h
tygodniowo.
Pszsiadywanie dziecka w szkole powoduje, że jest ono zmęczone, rozdrażnione,
nie ma czasu normalnie odpocząć, a to jest niezbędne do rozwoju, nauczenia
się czegokolwiek.
Dziecko pszesiadujące w szkole jest bezmyślne, nie ze swojej winy.
Nie widzę, żeby na poziomie 7-9 lat obecne dzieci wiedziały więcej niż moje
pokolenie.
Mają lepsze podręczniki, i gorsze warunki rozwoju (jw).
Obowiązujący model szkoły jest wygodny dla "masy pracującej" - bo dziecko ma
dłużej zorganizowaną opiekę, jest to jednak kosztem dzieci. Teoretycznie do
opieki poza obowiązkowymi lekcjami jest świetlica, i wydaje się , że ma to
sens, o ile ograniczyć by czas obowiązkowy w szkole.
--
(tekst w nowej ortografi: ó->u, ch->h, rz->ż lub sz, -ii -> -i)
Ortografia to NAWYK, często nielogiczny, ktury ludzie ociężali umysłowo,
nażucają bezmyślnie następnym pokoleniom.
http://reforma.ortografi.w.interia.pl/