Google Groups no longer supports new Usenet posts or subscriptions. Historical content remains viewable.
Dismiss

I co ja mam o tym myśleć?

2 views
Skip to first unread message

eli

unread,
Feb 5, 2005, 12:19:30 PM2/5/05
to
Problem jest następujacego rodzaju. Poznalam dwa miesiace temu chłopaka w sieci.
Było to całkiem przypadkowe spotkanie. Zaczeliśmy do siebie pisywać, na początku
zdarzały się nawet dwa maile dziennie . Szybko, tzn. po tygodniu zorientowaliśmy
się ,ze mamy wspólne zainteresowania, podobne poglądy i świetnie się rozumiemy.
On po tygodniu zaproponował spotkanie. Bylo w miarę dobrze, tylko trochę drętwo,
ale to pewnie z racji tego ,ze byliśmy bardzo onieśmieleni( w końcu to nasze
pierwsze spotkanie), pewnie kazdy chcial aby wypadlo jak najlepiej. Potem ,dalej
korespondowaliśmy, gadaliśmy przez gg, nawet codziennie, mimo, ze on nie mial
wtedy stałego dostępu do netu. Szczerze mówiac, nigdy kogoś tak wspanialego nie
spotkalam, jest naprawdę wyjatkowy, pod kazdym względem, naprawdę bardzo go
lubię, moze nawet coś więcej. Potem jeszcze raz poszlismy do kina, bylo o wiele
lepiej, mniej drętwo. W tym czasie załozyli mu stały net i juz mogliśmy gadać do
woli. Ja jestem na gg prawie cały dzień, on nie za wiele, bo ma problemy z
oczami,ale jakieś 2 godzinki dziennie zawsze jest na gg. Zawsze wtedy do mnie
zagaduje i gadamy ile się da. Gadamy o wszystkim, traktuje mnie jak kolezankę,
moze nawet przyjaciółke.Zawsze wykazuje pewną troskę o mnie. Raczej jestem tego
pewna, ze z nikim innym tak nie rozmawia. Nie mówiac o naszych mailach. Raz
nawet zdarzylo się ,ze mial powazne problemy z siecia i nie za bardzo chodzilo
mu gg, ja wtedy o tym nie wiedzilalam i myslalam ,ze poprostu chce ze mną zerwać
kontakt, nie odpisując na gg.Zaraz jednak zadzwonil przejety na komórke, chcąc
sie upewnić czy mu wierzę i czy sie nie obrazilam.(chyba mu wiec na mnie trochę
zalezy ). Zresztą to naprawde byla awaria sieci i teraz nie ma o czym mówić .
Cały czas jednak traktuje mnie jak kolezankę, nigdy nie mówił niczego, co by
wskazywalo na jakieś skrywane uczucia do mnie. Ja z drugiej strony tez nic nie
mówię i nie sugeruje, bo obawiam sie jego reakcji. Ale raczej to nie jest objaw
zwykłej kolezeńskiej sympatii, przeciez mam wielu znajomych, z którymi raczej
nie rozmawia sie tak często. Nawet z własną siostrą nie gada sie przeciez
codziennie, o ile nie mieszka już w domu rodzinnym. Pamiętam ,ze jednego dnia
mnie nie bylo na gg, to potem następnego dnia, pytal gdzie się podziewalam!
A przeciez to tylko jeden dzień.Ja tez gdy nie gadam z nim choc raz dziennie,
czuje sie bardzo zle .Dzis jakos tak sie zgadalo na temat walentynek, nic mu nie
sugerowalam, on tez nie , zeby się spotkać.
Napisal tylko, ze jego wymarzoną patnerką bylaby dziewczyna o podobnym
spojrzeniu na swiat. Podobne okreslenie, pojawialo się w jednym z jego emaili
(tzn powiedzial, ze mamy podobny sposób postrzegania swiata)
ale nic konkretnego poza tym nie powiedzial Wlasciwie to nie uzywamy swoich
imion, tylko pewnego rodzaju pieszczotliwe sformulowania, nie chcę tego pisać
teraz...
Co ja mam o nim sądzic, czy czuje do mnie cos wiecej, czy tylko mi sie tak
wydaje? Teraz to juz wpadam z jednej skrajności w drugą i nie mam pojęcia jak to
roztrzygnąć. Dodam, ze chłopak jest raczej nieśmialy i troszkę
zakompleksiony.Czasami wydaje mi się ,ze czuje do mnie cos wiecej, innym razem,
ze wrecz przeciwnie... Co wy o tym sądzicie? Naprawdę coraz trudniej mi sie zyje
w takim rozdarciu.
Dzięki za wszystkie rady
P.S> Chcialabym mu wyslać walentynkę, ale nie jestem pewna, czy go tym nie sploszę.

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

jagusia

unread,
Feb 5, 2005, 1:03:07 PM2/5/05
to

Użytkownik "eli" <kaspian...@vp.pl> napisał w wiadomości
news:2dd0.000001...@newsgate.onet.pl...

> Co ja mam o nim sądzic, czy czuje do mnie cos wiecej, czy tylko mi sie tak
> wydaje? Teraz to juz wpadam z jednej skrajności w drugą i nie mam pojęcia
> jak to
> roztrzygnąć. Dodam, ze chłopak jest raczej nieśmialy i troszkę
> zakompleksiony.Czasami wydaje mi się ,ze czuje do mnie cos wiecej, innym
> razem,
> ze wrecz przeciwnie... Co wy o tym sądzicie? Naprawdę coraz trudniej mi
> sie zyje
> w takim rozdarciu.
> Dzięki za wszystkie rady
> P.S> Chcialabym mu wyslać walentynkę, ale nie jestem pewna, czy go tym nie
> sploszę.

ty, a nie mozesz sie go wprost zapytac?
na jakis czas bedziesz miec sprawe z glowy.
albo forwardnij mu ten post.
bosz dlaczego ludzie robia sobie problemy z niczego?

Adam

unread,
Feb 5, 2005, 1:08:35 PM2/5/05
to

>> P.S> Chcialabym mu wyslać walentynkę, ale nie jestem pewna, czy go tym
>> nie sploszę.
hihi 'zazdroszcze' mu, ach zeby tak byc troszke mlodszym i miec te same
dylematy

>
> ty, a nie mozesz sie go wprost zapytac?
> na jakis czas bedziesz miec sprawe z glowy.
> albo forwardnij mu ten post.
> bosz dlaczego ludzie robia sobie problemy z niczego?
>

ano dlatego ze autorka tego postu dopiero wkracza w swiat "zwiazkow"

_ValteR_

unread,
Feb 5, 2005, 1:11:25 PM2/5/05
to
*eli* wrote in <news:2dd0.000001...@newsgate.onet.pl> :

> ble ble ble

nie zdajesz sobie sprawy jakie to wszystko żałosne???

zainwestuj w akapity - to nie boli

--
Związki są jak opony - na niektórych można zrobić więcej kilometrów,
ale w końcu i tak wszystkie się ścierają.

bazz...@poczta.onet.pl

unread,
Feb 5, 2005, 1:07:54 PM2/5/05
to

> bosz dlaczego ludzie robia sobie problemy z niczego?
>

Bo są ludźmi, mają mózgi, psychikę i takie tam.

jagusia

unread,
Feb 5, 2005, 1:10:18 PM2/5/05
to

Użytkownik "Adam" <kd...@plks.gf> napisał w wiadomości
news:cu324b$4s7$1...@atlantis.news.tpi.pl...

> ano dlatego ze autorka tego postu dopiero wkracza w swiat "zwiazkow"

musi sie w takim razie szybko uczyc zeby nie marnowac czasu na zle
inwestycje ;)

jagusia

unread,
Feb 5, 2005, 1:11:35 PM2/5/05
to

Użytkownik <bazz...@poczta.onet.pl> napisał w wiadomości
news:2dd0.000001...@newsgate.onet.pl...


>> bosz dlaczego ludzie robia sobie problemy z niczego?
>>
>
> Bo są ludźmi, mają mózgi, psychikę i takie tam.

alez bzdura. a co ma do tego posiadanie mozgu i psychiki?

bazz...@poczta.onet.pl

unread,
Feb 5, 2005, 1:29:38 PM2/5/05
to

Sam już nie wiem. Moja psychika rozpadła się pod naporem twojej krytyki.

bazz...@poczta.onet.pl

unread,
Feb 5, 2005, 1:45:48 PM2/5/05
to
Wszystko wskazuje na to że chłopak jest bardziej niż zainteresowany, ale
straszliwie wrażliwy ci się trafił.
Musisz przejąć inicjatywę, bo inaczej minie wieczność zanim podczas wolnego niby
przypadkowo położy ci rękę na pupie ;)
Moja rada - smaruj walnetynkę.

cbnet

unread,
Feb 5, 2005, 2:12:02 PM2/5/05
to
eli:
> ... Chcialabym mu wyslać walentynkę, ale nie jestem

> pewna, czy go tym nie sploszę.

Na pewno w jakis sposob na to liczy.

To co jest miedzy Wami to fajna przyjazn, ktora rozwija sie
w kierunku zwiazku.

Czy przyjazn to juz milosc? - na to musisz sama sobie
odpowiedziec. ;)

--
Czarek

Adam

unread,
Feb 5, 2005, 2:38:06 PM2/5/05
to
jagusia napisał(a):
jestem zdania ze nie koniecznie szybko i ale dobrze miec wlasne
doswiadczenia a nie opierac sie na radach :)

Biko 77

unread,
Feb 5, 2005, 2:49:34 PM2/5/05
to
musisz jak najszybciej zrobic mu laske... inaczej nie widze,
z tego co piszesz wynika niezbicie ze on tylko na to czeka i raczej
pierwszy nie zereaguje:)

a tak na serio to zastanow sie (zreszta to napisalas) po co czekasz
na jego wiadomosc, po co lubisz z nim korespondowac...
chlopak to tez czlowiek i czuje to co ty i w tym samym celu robi (bo
niby w jakim innym...) tylko pewnie niesmialy jakis ....

albo inaczej: skoro tylko pisze a nic nie robi to powiedz mu ze jego
maile sa zalosne... bedziesz miala problem z glowy....

--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

qharz

unread,
Feb 5, 2005, 2:31:10 PM2/5/05
to

> Napisal tylko, ze jego wymarzoną patnerką bylaby dziewczyna o podobnym
> spojrzeniu na swiat.

To jest juz duzy tekst jak na niesmialego.

> konkretnego poza tym nie powiedzial Wlasciwie to nie uzywamy swoich
> imion, tylko pewnego rodzaju pieszczotliwe sformulowania, nie chcę tego
> pisać

Bo pol zycia kazdy uczy chlopcow ze dziewczyny to takie romantyczne
stworzenia i domysla sie poprzez takie delikatne aluzje i zeby unikac
konkretow(jak sie pozniej okazuje g**** prawda)

> Co ja mam o nim sądzic, czy czuje do mnie cos wiecej, czy tylko mi sie tak
> wydaje?

99,9% kocha Cie, wyslij mu walentynke.

Jakbys mu nie odpowiadala to zerwalby kontakty po pierwszym spotkaniu zebys
sobie nie pomyslala ze on chce cos wiecej.

vonBraun

unread,
Feb 5, 2005, 6:19:32 PM2/5/05
to eli
eli wrote
w news://news.ipartners.pl:119/2dd0.000001...@newsgate.onet.pl

> Problem jest następujacego rodzaju. Poznalam dwa miesiace temu
> chłopaka w sieci.
> Było to całkiem przypadkowe spotkanie. Zaczeliśmy do siebie pisywać,
> na początku
> zdarzały się nawet dwa maile dziennie .

Facet który pisze dwa maile dziennie musi być poważnie zainteresowany,
gdyby było inaczej przesyłałby tylko SMS-y.

> Szybko, tzn. po tygodniu zorientowaliśmy
> się ,ze mamy wspólne zainteresowania,
>podobne poglądy i świetnie się rozumiemy.
> On po tygodniu zaproponował spotkanie.
> Bylo w miarę dobrze, tylko trochę drętwo,
> ale to pewnie z racji tego ,ze
>byliśmy bardzo onieśmieleni( w końcu to nasze
> pierwsze spotkanie), pewnie kazdy chcial aby wypadlo jak najlepiej.

Co za pomysł????! Na pierwszą randkę
należy umawiać się w kafejce internetowej,
siadać przy sąsiednich komputerach i
gadać z sobą przez gg! Wtedy wypada o wiele
lepiej.

> Potem ,dalej
> korespondowaliśmy, gadaliśmy przez gg,

No nie wiem..., a nie pomyślałaś
żeby zainstalować sobie Skype albo Tlen?
Podobno chłopcy są bardziej szczerzy na Tlenie.

> nawet codziennie, mimo, ze on nie mial
> wtedy stałego dostępu do netu.

Dziwny gość. Chciał gadać z dziewczynami
a nie miał stałego dostępu do netu???
Większość moich koleżanek od razu
by go skreśliła. Ale może dlatego
wydał Ci się taki 'wyjątkowy'?

> Szczerze mówiac, nigdy kogoś tak wspanialego nie
> spotkalam, jest naprawdę wyjatkowy,
> pod kazdym względem, naprawdę bardzo go
> lubię, moze nawet coś więcej.
> Potem jeszcze raz poszlismy do kina, bylo o wiele
> lepiej, mniej drętwo. W tym czasie
> załozyli mu stały net i juz mogliśmy gadać do
> woli.

Ech, to fakt że bez stałego dostępu do netu nie da się pogadać do woli.

> Ja jestem na gg prawie cały dzień, on nie za wiele, bo ma problemy z
> oczami,ale jakieś 2 godzinki dziennie zawsze jest na gg.

Teraz z kolei myślę, że to związek
bez przyszłości. No chyba, że wystarczy
Ci tylko 2 godziny dziennie
rozmowy z Twoim przyszłym facetem.
Jak nie, to tylko patrzeć jak
zaczniesz go zdradzać przez gg albo e-maile.


> Zawsze wtedy do mnie
> zagaduje i gadamy ile się da.
>Gadamy o wszystkim, traktuje mnie jak kolezankę,
> moze nawet przyjaciółke.Zawsze
>wykazuje pewną troskę o mnie. Raczej jestem tego
> pewna, ze z nikim innym tak nie
>rozmawia. Nie mówiac o naszych mailach. Raz
> nawet zdarzylo się ,ze mial powazne
>problemy z siecia i nie za bardzo chodzilo
> mu gg,

Jakiś niezdara. Jeśli wysiadło mu
stałe łącze, mógł się przecież połączyć
przez modem.

> ja wtedy o tym nie wiedzilalam i
>myslalam ,ze poprostu chce ze mną zerwać
> kontakt, nie odpisując na gg.Zaraz
>jednak zadzwonil przejety na komórke,

Dobrze, że przynajmniej działa mu komórka.

BTW, czy ma taką z aparatem i mp3,
lub przynajmniej z bluetootch?

Słyszałem, że raz kiedyś jakaś dziewczyna,
gdy wysiadła jej komórka i nie miała
dostępu do netu spytała po prostu
chłopaka "czy czujesz do mnie coś więcej?" -
Tyle, że podobno odwieźli go do szpitala R-ką w stanie szoku.

> innym razem,
> ze wrecz przeciwnie... Co wy o tym
> sądzicie? Naprawdę coraz trudniej mi sie zyje
> w takim rozdarciu.
> Dzięki za wszystkie rady
> P.S> Chcialabym mu wyslać walentynkę,
> ale nie jestem pewna, czy go tym nie sploszę.
>

Psycholog radzi:
Cały ten ambaras to nie twoja i jego wina,
po prostu urodziliście się trochę za wcześnie.
Technologia kontaktów sieciowych nie pozwala jeszcze na to aby wymienić
przez internet pierwszy pocałunek,
wziąć się za ręke(tu nie jestem pewien), przytulić,
żyć w małżeństwie, czy mieć wirtualne dzieci. Mam jednak wrażenie,
że ta dziedzina rozwija się bardzo szybko, więc radzę
po prostu poczekać.

z wirtualnym pozdrowieniem
vonBraun

mixxos

unread,
Feb 6, 2005, 3:29:47 AM2/6/05
to

> Psycholog radzi:
> Caly ten ambaras to nie twoja i jego wina,
> po prostu urodziliscie sie troche za wczesnie.
> Technologia kontaktow sieciowych nie pozwala jeszcze na to aby
> wymienic przez internet pierwszy pocalunek,
> wziac sie za reke(tu nie jestem pewien), przytulic,
> zyc w malzenstwie, czy miec wirtualne dzieci. Mam jednak wrazenie,
> ze ta dziedzina rozwija sie bardzo szybko, wiec radze
> po prostu poczekac.

przeciez sa emotikonki w gg
wiec w czym problem :D :P
pocalunki, sex, wszystko, z gory, z boku i z podskoku*
a jakie doznania SZOK !!!
-wlasnie jakie
:D


Ale przygadales -teraz to juz sie raczej hajtna wirtualnie, dziecie tez 'Sy' zrobia
(*ps nie wiem nie korzystam od dawna z komunikatorow, ale kiedys widzialem takie ikonki, w wersji
spiraconej :P)
--
Mixxos

mixxos

unread,
Feb 6, 2005, 3:35:51 AM2/6/05
to
eli napisal(a):

> Problem jest nastepujacego rodzaju. Poznalam dwa miesiace temu
> chlopaka w sieci. Bylo to calkiem przypadkowe spotkanie.
> Zaczelismy do siebie pisywac, na poczatku zdarzaly sie nawet dwa

to jakis nalot wekendowy na pl.sci.psychologia
8:-}

> woli. Ja jestem na gg prawie caly dzien, on nie za wiele, bo ma
> problemy z oczami,ale jakies 2 godzinki dziennie zawsze jest na

Dziewczyno czy Ciebie pogielo, caly dzien ????? !!!!
to trzeba sie juz leczyc

Ty tez bedziesz miala problemy z oczami, kregoslupem, cycuszki Ci nie urosna
itd itd :P
moze nie chce takiej
--
Mixxos

Przemysław Dębski

unread,
Feb 6, 2005, 3:39:31 AM2/6/05
to

Użytkownik "eli" <kaspian...@vp.pl> napisał w wiadomości
news:2dd0.000001...@newsgate.onet.pl...

Najskuteczniejsza metoda poderwania laski, to nie podrywać jej :)

Na post po zbóju zaprosił
P.D.

Slawek [am-pm]

unread,
Feb 6, 2005, 6:54:28 AM2/6/05
to
"Przemysław Dębski" <po_z...@go2.pl> napisał w wiadomości
news:cu4l3r$lck$1...@news.onet.pl...

> Najskuteczniejsza metoda poderwania laski, to nie podrywać jej :)


Pitolisz, jak zwykle zresztą. Trzy procenty to taka super-skuteczność?
Na trzydzieści super-lasek, których w życiu nie podrywałem, udało mi
się tylko z jedną.

--
Sławek


Przemysław Dębski

unread,
Feb 6, 2005, 7:04:25 AM2/6/05
to

Użytkownik "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta_onet)@tutaj.nic> napisał w
wiadomości news:cu50hh$6ne$1...@news.onet.pl...

>> Najskuteczniejsza metoda poderwania laski, to nie podrywać jej :)
>
>
> Pitolisz, jak zwykle zresztą. Trzy procenty to taka super-skuteczność?
> Na trzydzieści super-lasek, których w życiu nie podrywałem, udało mi
> się tylko z jedną.

Tak, Misiu pisiu - tylko że ja mówiłem to w kontekście internetowych
kontaktów :)
Wejdź sobie na jakiegoś czata i popróbuj co jest bardziej skuteczne :)

Na post po zbóju zaprosił

P.D. ... jak zwykle zresztą

cbnet

unread,
Feb 6, 2005, 7:11:48 AM2/6/05
to
vonBraun:
> ... /pitu-pitu/ ...
> Psycholog radzi:
> ... /pitu-pitu/ ...

Pierdolisz. ;)

--
Czarek

Janusz H.

unread,
Feb 6, 2005, 12:50:04 PM2/6/05
to
vonBraun news:cu3keb$279a$1...@news2.ipartners.pl :/.../

Bardzo to pedagogiczne, vonBraun.
Dużo zdrowsze niż 'niekulturalne wyrazy'...
;-(((

JH

vonBraun

unread,
Feb 6, 2005, 5:39:17 PM2/6/05
to
Janusz H. wrote:

Przeważyła wiara, że '(u)śmiech to zdrowie'
(przy całej świadomości pewnej niekonsekwencji) ;-)

vB

KOMINEK

unread,
Feb 6, 2005, 8:30:04 PM2/6/05
to
"eli" <kaspian...@vp.pl> wrote in
news:2dd0.000001...@newsgate.onet.pl:

> Co wy o tym sądzicie? Naprawdę coraz trudniej mi sie zyje
> w takim rozdarciu.

Sukces rozpoczecia kazdego nowego zwiazku polega zawsze na tym, ze ktos
robi ten pierwszy krok.
Nic prostszego i zarazem nic trudniejszego, jak byc tym, ktory wreszcie
"powie to".
Nie przejmuj sie tym. Zyj sobie dalej w tym swoim rozdarciu. Przyjdzie
moment, ze nie wytrzymasz. Po prostu na to poczekaj.
--
Nudzisz sie? To napisz: kom...@premieres.tv albo [zaGGadaj - 1209534] albo [skype:kominek]


TWoj penis jest cienki jak fajki,ktore jarasz [k2]

Slawek [am-pm]

unread,
Feb 6, 2005, 8:55:34 PM2/6/05
to
"Przemysław Dębski" <po_z...@go2.pl> napisał w wiadomości
news:cu5140$5g7$1...@news.onet.pl...


> Tak, Misiu pisiu - tylko że ja mówiłem to w kontekście internetowych kontaktów :)
> Wejdź sobie na jakiegoś czata i popróbuj co jest bardziej skuteczne :)


Niemal zawsze piszesz sensownie, ale tym razem
niekoniecznie. ;-) Uważam, że praktycznie w każdym
kontekście jest to bardzo skuteczna metoda, musi się
tylko pojawić wcześniej jakikolwiek punkt zaczepienia.

Kiedyś wymyśliłem sobie taki model, który zachwycił
mnie swoją prostotą, a jednocześnie poraził głębią
odniesień do rzeczywistości. ;-) Wyobraź(my) sobie
związek dwojga osób jako dwie kulki połączone
sprężynką. Zacznijmy od sytuacji spoczynkowej:
sprężynka na luzie, kulki są w jakiejś tam odległości od
siebie. Co poczuje jedna kulka, gdy druga zechce się
do niej zbliżyć? SIŁĘ ODPYCHAJĄCĄ. Co poczuje
ta sama kulka, gdy druga zechce się oddalić? SIŁĘ
PRZYCIĄGAJĄCĄ. Jak wygląda sytuacja, gdy
jedna z kulek udaje, że nie interesuje się drugą,
posuwając (za przeproszeniem) swoją upatrzoną
trajektorią? Ta druga zaczyna - jak głupia - latać
dookoła pierwszej. Im bardziej lata, tym bardziej
czuje siłę działania sprężynki.

"To naprawdę działa!" - jak raz powiedział (przy
całkiem innej okazji) niejaki Kis Smis, który skądinąd
nie lubi mechanizmów. Całkiem skutecznie można
model "kulki-sprężynka (c)" podstawić do sąsiedniego
wątku ("W zwiazku ?"), zaczynającym się od jakże
odkrywczej myśli: "W kazdym zwiazku pelna wladze
ma ta strona, ktorej mniej zalezy na jego zachowaniu."
Albo w wątku "Czy można odzyskać miłość kobiety
(bardzo długie i pewnie nudne)", w którym Tomek
i MAX wymieniają swoje doświadczenia o wyznawaniu
miłości:

>> niedziała :/ jak jej to szczerze mówie : że Ją kocham to Ona mówi : ale teraz to już niema znaczenia...
>
> ja tez raz tak powiedzilem dziewczynie to odpowiedziala
> ze nie chce mnie wiecej znac , zebym nie pisal i niedzwonil
> wiecej.

Gdyby chłopaki znali teorię "kulki-sprężynka (c)"
(w skrócie: "k-s (c)"), mogliby przewidzieć sobie zawczasu
potencjalne skutki swoich gorących deklaracji. Niestety,
nie znali - i spowodowali efekt odwrotny do zamierzonego.
Przedwczesne wyznania miłosne, ujawnianie nadmiernego
zaangażowania czy uzależnienia to nic innego tylko
napinanie (ściskanie) sprężynki. Na kogoś, kto akurat jest
mało zainteresowany działa to wyjątkowo odpychająco.

Całkiem dobrze schemat "k-s (c)" sprawdza się w związkach
początkujących, jak i tych na pozór dojrzałych i stabilnych.
Co się na przykład dzieje z jednym z małżonków, gdy ten
drugi zaczyna się "oddalać" i chrzani coś w stylu: "Potrzebuję
samotności, potrzebuję czasu, aby pewne sprawy przemyśleć"?
W pierwszym momencie ten pierwszy czuje siłę ciągnącą go
do tego drugiego (sprężyna się rozciąga). Skutkiem tego
rozpoczyna działania, które najczęściej są kompletnie chybione.
Staje się namolny, zdenerwowany i denerwujący, usiłuje
coś tam wyjaśnić czy zrozumieć ("Co się dzieje z naszym
związkiem?"), pojawia się zazdrość (najczęściej uzasadniona),
próby kontrolowania lub szpiegowania - jednym słowem
osaczanie na całego. Druga strona odczuwa coraz bardziej
nieznośny nacisk sprężyny, a jedyną ulgę może przynieść
pogłębienie się początkowego oddalenia - aż do finalnego
wystrzelenia jak z procy do innego układu kulkowo-
-sprężynkowego.

Tymczasem ktoś bardzo doświadczony, który teorię
i praktykę "k-s (c)" ma w małym palcu, w niepokojącej
go sytuacji postępuje dokładnie odwronie. Gdy druga
strona odstępuje o krok, sam pozostaje niewzruszony
w miejscu, a jeszcze lepiej robi, gdy odstępuje o pół
kroku. Gdy partner domaga się więcej przestrzeni czy
wolności, ten pierwszy wspaniałomyślnie na to przystaje,
a nawet drzwi klatki otwiera jeszcze bardziej. Trzyma
fason - jest spokojny, pewny siebie, pobłażliwy. Robi
wrażenie życzliwie zainteresowanego, lecz w żadnym
wypadku nie uzależnionego.

Niektórym łatwiej coś takiego zagrać, innym trudniej.
Na pewno pomaga coś, co określa się jednym słowem:
duma. Pomaga również mocno ugruntowane poczucie
własnej wartości, zdolności aktorskie oraz ten... no...
indiański chów. O ile oczywiście uzna(my), że gra jest
warta świeczki.

Ech, długo mógłbym tak ględzić na temat teorii "k-s (c)",
wyszukując na jej poparcie i rozwinięcie tysiące wątków
z dziejów PSP oraz listów do "Filipinki". Wracając jeszcze
na chwilę do początku - czyli metody podrywu na brak
podrywu - to oczywiście działa, ale nie tak skutecznie,
jak bardziej urozmaicone strategie, w rodzaju naprzemiennie
okazywanego zainteresowania i kompletnej obojętności
lub wycofania. Odpowiednia amplituda bodźców oraz
częstotliwość ich powtarzania potrafi szybko rozbujać
namiętność w obiekcie poddawanym tym manipulacjom.
Niektórym - lekko zwichrowanym psychicznie osobnikom -
- nieświadomie taka strategia sama wychodzi. Chodzi m. in.
o tych, co to nie cierpią samotności, ale boją się bliskości
("chce sie, ale boje sie").

Pora na podsumowanie wywodów. Należy jeść dużo
owoców i warzyw.

I jeszcze coś. Według mojej orientacji w jednym na mniej
więcej pięć do dziesięciu związków partnerom nie jest
JUŻ potrzebna (i JUŻ nigdy nie będzie) teoria i praktyka
"k-s (c)". To są naprawdę szczęśliwe i trwałe związki,
w których sielankę z rzadka zakłócają głośne krzyki, trzask
rozbijanych talerzy i walenie pięścią w stół. W końcu
nie samą miłością (choćby idealną) żyją ludzie.

--
Sławek

P.S. Nie nazywaj mnie Misiem pisiem, bo to jest zła pisownia.
W oryginale było: Misiu-pysiu.


... MAX :)

unread,
Feb 7, 2005, 5:07:35 AM2/7/05
to

Slawek w news:cu6hqj$q3r$1...@news.onet.pl...
/.../


> model "kulki-sprężynka (c)" /.../

Ty to masz ... kulki :)). Tylko pozazdrościć ;).

Mechanika oczywiście bez zarzutu - w pełni po(d)pieram swoim siwym
włosem... ups.. głosem!!

Zastanowiło mnie tylko, czy aby następnym krokiem w udoskonalaniu
modelu (symbolu modelu), nie powinien być skrót "k-s-k" - oczywiście (c).
Model to doskonały, tak jak doskonałe są kule. Gorzej ze sprężynką ;).
Model mechaniczny moim zdaniem nieco kuleje (choć przemawia do mas).

Chciałbym zwrócić uwagę na zjawiska fizyczne występujące w momentach
pełnokontaktowego zbliżenia, kiedy to sprężynka zdaje się być przeszkodą
bądź niepotrzebną częścią garderoby kulek.
Chciałoby się ją wówczas odpiąć? No bo jak inaczej? Spręzynka mechaniczna
ma przecież swój wymiar!! Nawet po całkowitym ściśnięciu.
A jak tu się... kontaktować ... poprzez wymiar!!?
(poza tym można się w spręzynce zaplątać jak w pępowinie i nie daj boże udusić...)

Tak - moim zdaniem trzeba ją wtedy odpiąć, dla bezpieczeństwa.
Problem wyłania się jednak natychmiast po dokonaniu zbliżenia (wyrównania
potencjałów), kiedy to okazuje się, że nie wiadomo skąd pojawia się siła
odpychająca - tak jakby ktoś zapomniał odpiąć spręzynkę i cierpi ona straszne
katusze będąc ściśnięta... ponad siły.
Tu też wyłaniają się mniej lub bardziej subtelne różnice między kulkami, których
opisanie pozostawię następnym badaczom...


Może więc zamiast mechanicznego - model elektrostatyczny?;)

Spręzynka - permanentne, łukowate wyładowania elektryczne pełznące
po powierzchniach kulek, od miejsc najbardziej zbliżonych począwszy
(gdzie następuje ich inicjacja - zaczepienie się), ku miejscom coraz bardziej
od siebie oddalonym na powierzchniach, aż do momentu zerwania.
Barwny to widok... i trzeszczący (w szwach). Widzę, że nie zda egzaminu...


Nawiasem mówiąc, ciekawe co to będzie, jak między kulki zamiast sprężynki ...
wejdzie obca pasztetowa - jak myślisz PD?;)
Albo gdy w poluzowaną sprężynkę wplącze się trzecia kulka...
Takie małe "k-s-k-s-k" ?


;))

Jeśli ktokolwiek jeszcze zajmuje się uwiecznianiem na łamach serwisu psphome
najbardziej trafnych i oryginalnych postów - zgłaszam niniejszym
post Sławka [am-pm] do kategorii postów wybranych.

Pozdrawiam
... MAX :).


Przemysław Dębski

unread,
Feb 7, 2005, 5:38:46 AM2/7/05
to

Użytkownik "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta_onet)@tutaj.nic> napisał w
wiadomości news:cu6hqj$q3r$1...@news.onet.pl...

> Niemal zawsze piszesz sensownie, ale tym razem
> niekoniecznie. ;-) Uważam, że praktycznie w każdym
> kontekście jest to bardzo skuteczna metoda, musi się
> tylko pojawić wcześniej jakikolwiek punkt zaczepienia.

Tym razem jednak, musze obstać przy swoim :) Cała sztuka tzw. podrywu polega
własnie na stworzeniu owego punktu zaczepienia - to co się dzieje później to
już tylko konsekwencja. W realu nikłe są szanse na stworzenie owego punktu
metodą "na obojętność". Obojetnością można kuć żelazo aż do czerwoności, ale
wpierw trzeba znaleźć sposób na przytarganie tego żelastwa do kuźni :) Co
innego w necie. Statystycznie patrząc, większość facetów odzywających się do
kobitek na cztach i innych giegie, ma jeden cel - poświntuszyć sobie w mniej
lub bardziej subtelny sposób. Czytałeś mój tekst z wątku o liście
frankensztajna - o kubeczkach i dupczeniu ? :) No więc kobitka, do której
odzywa się facet który rozmawia normalnie, nie podrywa, nie świntuszy - ona
poprostu zaczyna się zastanawiać - "hmmm o co mu chodzi, ciekawe kiedy
przejdzie do tematu dupczenia" ... i masz już babe do kuźni przytarganą :) A
w realu ? No cóż - chyba średnio to by zadziałało - tym bardziej jeśli jest
się dobrym aktorem - wtedy obiekt naszych zabiegów mógłby uwierzyć w naszą
obojętność, co przyniosłoby skutek zgoła odwrotny od zamierzonego :) Druga
sprawa, nasze polskie baby są strasznie rozpieszczone, szczególnie co
ładniejsze egzemplarze - no nie wiem, być może gdzieś tam w nich siedzi
natura zdobywcy, na której wywołaniu możnaby oprzeć naszą taktykę, ale z
drugiej strony patrząc - czy oziębły facet stanowiłby dla nich wyzwanie ? :)
Już prędzej obstawiałbym układ, w którym natura księżniczki produkuje
niezaspokojoną chuć bycia zdobywaną, a brak zdobywania wywołuje zdziwienie i
zainteresowanie osobnikiem oziębłym - ale to tylko teroia. W praktyce
niezdobywana księżniczka, nie będzie próbować przymuszać nas do zdobywania,
tylko znajdzie sobie innego rycerza, przy okazji wywołując w nas zadrość.
Baby, baby są mściwe i przebiegłe :) Generalnie można z nimi grać w kulki,
jak opisujesz, ale jest to możliwe dopiero wtedy gdy taki kulkowy układ
zaistnieje. Od urodzenia, facet jest kulką z dyndającą sprężynką - łapanie
żeńskich kulek na spręzynkę i to jeszcze bez przynęty ? Możliwe, ale mało
skuteczne :) Pozatym, bez przynęty - od razu rodzi podejrzenie o
kłusownictwo :)

Przemysław Dębski

unread,
Feb 7, 2005, 6:08:45 AM2/7/05
to

Użytkownik "... MAX :)" <all....@pan.not.pl> napisał w wiadomości
news:cu7i5t.3...@hr6k.h58c1eb6a.invalid...

> Nawiasem mówiąc, ciekawe co to będzie, jak między kulki zamiast sprężynki
...
> wejdzie obca pasztetowa - jak myślisz PD?;)
> Albo gdy w poluzowaną sprężynkę wplącze się trzecia kulka...
> Takie małe "k-s-k-s-k" ?

Co ja myślę ? :) Myślę, że spręzynką będzie prawo Coulomba. Nie od dziś
wiadomo, że pasztetowa może mieć ładunek dodatni bądź ujemny. Oczywiście
taki wyizolowany układ ++- lub --+ nie ma szans na bycie stabilnym. Niemniej
jednak, nigdzie nie jest powiedziane że układ ma być stabilny :) Gdyby nie
było elektronów walencyjnych, co rusz wskakujących w inny atom - nie byłoby
prądu. A jak wiadomo, przepływ pradu czasem jest zjawiskiem pożądanym, a
czasem wrecz przeciwnie. :)

gazebo

unread,
Feb 7, 2005, 6:20:16 AM2/7/05
to
Przemysław Dębski wrote:
>
> > [...] Gdyby nie

> > było elektronów walencyjnych, co rusz wskakujących w inny atom - nie
> > byłoby
> > prądu.
>
> No dobra. Pomieszałem zjawiska fizyczne - ale wiadomo o co chodzi ? :))
>

Walentynki?
--
Come In Number 51, Your Time Is Up

Przemysław Dębski

unread,
Feb 7, 2005, 6:18:54 AM2/7/05
to

Użytkownik "Przemysław Dębski" <po_z...@go2.pl> napisał w wiadomości
news:cu7i68$53c$1...@news.onet.pl...

> [...] Gdyby nie


> było elektronów walencyjnych, co rusz wskakujących w inny atom - nie
byłoby
> prądu.

No dobra. Pomieszałem zjawiska fizyczne - ale wiadomo o co chodzi ? :))

Na post po zbóju zaprosił
P.D.

AR

unread,
Feb 7, 2005, 6:52:07 AM2/7/05
to
Użytkownik "... MAX :)"


> Tak - moim zdaniem trzeba ją wtedy odpiąć, dla bezpieczeństwa.
> Problem wyłania się jednak natychmiast po dokonaniu zbliżenia (wyrównania
> potencjałów), kiedy to okazuje się, że nie wiadomo skąd pojawia się siła
> odpychająca - tak jakby ktoś zapomniał odpiąć spręzynkę i cierpi ona straszne
> katusze będąc ściśnięta... ponad siły.

Tak się wydaje tylko kulkom, które nigdy naprawdę nie były blisko
z inną kulką (ich sprężynka ma na imię maxxxEGO ;)

> Tu też wyłaniają się mniej lub bardziej subtelne różnice między kulkami, których
> opisanie pozostawię następnym badaczom...


>/.../


> Nawiasem mówiąc, ciekawe co to będzie, jak między kulki zamiast sprężynki ...
> wejdzie obca pasztetowa - jak myślisz PD?;)

Łeee..
Z obcą pasztetową?? Pomiędzy?

Kompletne z(a)(m)ulenie?
Zanik przewodnictwa? ;)

> Albo gdy w poluzowaną sprężynkę wplącze się trzecia kulka...
> Takie małe "k-s-k-s-k" ?

Sprężynkę (z powodu odkształceń) można już wyrzucić na złom.

--
Następny badacz.
;)


> ;))

> Jeśli ktokolwiek jeszcze zajmuje się uwiecznianiem na łamach serwisu psphome
> najbardziej trafnych i oryginalnych postów - zgłaszam niniejszym
> post Sławka [am-pm] do kategorii postów wybranych.

To była moja piewsza! ;) myśl po lekturce Sławka.

Slawek [am-pm]

unread,
Feb 7, 2005, 7:21:11 AM2/7/05
to
"... MAX :)" <all....@pan.not.pl> napisał w wiadomości
news:cu7i5t.3...@hr6k.h58c1eb6a.invalid...

>> model "kulki-sprężynka (c)" /.../
> [...]


> Zastanowiło mnie tylko, czy aby następnym krokiem w udoskonalaniu
> modelu (symbolu modelu), nie powinien być skrót "k-s-k" - oczywiście (c).
> Model to doskonały, tak jak doskonałe są kule. Gorzej ze sprężynką ;).
> Model mechaniczny moim zdaniem nieco kuleje (choć przemawia do mas).


Odmawiam współpracy, jeśli chodzi o udoskonalanie modelu "k-s (c)". ;-)
Zamiast cokolwiek nowego wyjaśniać, będzie tylko komplikował
i zaciemniał sprawę. W rzeczy samej miał on tylko jakoś tam
przemawiać do wyobraźni (mas) w jednym z wielu aspektów
dość skomplikowanych relacji międzyludzkich.


> Chciałbym zwrócić uwagę na zjawiska fizyczne występujące w momentach
> pełnokontaktowego zbliżenia, kiedy to sprężynka zdaje się być przeszkodą
> bądź niepotrzebną częścią garderoby kulek.


Fuj, fuj! Model kulkowy nie zakłada pełnego zbliżenia kulek!
Normalny i pożądany stan jest wtedy, gdy kulki są przez długi
czas w pewnej odległości od siebie. Ich wspólna sprężynka
najwyżej się lekko się napina - raz w jedną, raz w drugą stronę.
Prekładając z polskiego na nasze wygąda to tak: partnerzy
niekiedy mają siebie dosyć, niekiedy tęsknią za sobą. Nic poza
tym. Nie pchają się na siebie emocjonalnie, nie włażą jedno
na drugie, pozostawiając wzajemnie istotny margines swobody
i niezależności. Inaczej zadusiliby się, a przynajmniej ten silniejszy
słabszego. Cokolwiek byśmy nie podkładali pod pojęcie "siły".

Tyle o kulkach na dzisiaj. Jeśli zaś masz na myśli "coś więcej",
jakąś "bezpośrednią" wymianę ładunków, to poniższe wydaje się
niezłym pomysłem:


> Może więc zamiast mechanicznego - model elektrostatyczny?;)

> [...]


> Barwny to widok... i trzeszczący (w szwach). Widzę, że nie zda egzaminu...


Oj, chyba tak. :-P


> Pozdrawiam
> ... MAX :).


Jako i ja pozdrawiam.

Kolanko :-)


Przemysław Dębski

unread,
Feb 7, 2005, 7:44:00 AM2/7/05
to

Użytkownik "gazebo" <gaz...@pf.pl> napisał w wiadomości
news:42074EF0...@pf.pl...

> > No dobra. Pomieszałem zjawiska fizyczne - ale wiadomo o co chodzi ? :))
> >
>
> Walentynki?

Dokładnie.
A konkretnie - dokładnie na odwrót :)

Slawek [am-pm]

unread,
Feb 7, 2005, 9:34:38 AM2/7/05
to
"Przemysław Dębski" <po_z...@go2.pl> napisał w wiadomości
news:cu7gd5$605$1...@news.onet.pl...

... co napisał, to napisał, o tym za chwilę.

>> Pitolisz, jak zwykle zresztą.

>> Niemal zawsze piszesz sensownie, ale tym razem
>> niekoniecznie. ;-)

Napisałem tak w różnych miejscach. Podejrzewam, że
nie dałeś się nabrać na moje przeciwstawne generalizacje
Twojej aktywności. Wyjaśniam to jednak na wszelki
wypadek, gdyby komuś tam wydawało się, że zawsze
piszę prawdę.


> Tym razem jednak, musze obstać przy swoim :) [...


Uparty jak osioł.


> ...] Cała sztuka tzw. podrywu polega


> własnie na stworzeniu owego punktu zaczepienia - to co się dzieje później to
> już tylko konsekwencja. W realu nikłe są szanse na stworzenie owego punktu
> metodą "na obojętność". Obojetnością można kuć żelazo aż do czerwoności, ale
> wpierw trzeba znaleźć sposób na przytarganie tego żelastwa do kuźni :)


Ciekawe są te skojarzenia z kuźnią. Jakiś kowal powiedział,
że z kobietą trzeba postępować tak, jak z żelazem: najpierw
rozgrzać, a później obrabiać. Wracając do rzeczy - cokolwiek
dramatyzujesz, pisząc o przytarganiu żelastwa do kuźni.
Nie chodzi mi wcale o to, że prawdziwy kowal zawsze
nosi swój młot przy sobie.

Nie obejdzie się, niestety, bez zarysowania kontekstu
historycznego oraz naświetlenia tła społeczno-ekonomicznego.


> Co innego w necie. Statystycznie patrząc, większość facetów odzywających się
> do kobitek na cztach i innych giegie, ma jeden cel - poświntuszyć sobie w mniej
> lub bardziej subtelny sposób. Czytałeś mój tekst z wątku o liście

> frankensztajna - o kubeczkach i dupczeniu ? :) [...


Czytałem, czytałem, tylko nie wiedziałem, czy kubeczek to ten
...sztejn a lista to dupcenie, czy może odwrotnie. ;-)


> ...] No więc kobitka, do której


> odzywa się facet który rozmawia normalnie, nie podrywa, nie świntuszy - ona
> poprostu zaczyna się zastanawiać - "hmmm o co mu chodzi, ciekawe kiedy
> przejdzie do tematu dupczenia" ... i masz już babe do kuźni przytarganą :)


No a tutaj wszystko jest jasne jak słońce.


> ...] A w realu ? No cóż - chyba średnio to by zadziałało - tym bardziej jeśli jest


> się dobrym aktorem - wtedy obiekt naszych zabiegów mógłby uwierzyć w naszą
> obojętność, co przyniosłoby skutek zgoła odwrotny od zamierzonego :)


Masz w tym ustępie absolutną rację. Wiesz, co mnie kiedyś
zaskoczyło? Nie zgadłbyś - odkrycie, że dziewczyny naprawdę
różnią się od chłopaków. Przykładowo, nie interesują się tymi,
którzy się nimi nie interesują. Taka generalna zasada, z milionami
wyjątków. Nie mam czasu na wyjątki, pogadajmy o zasadzie.
Wyobraźmy sobie imprezkę - jak najbardziej realną - w której
grupa znających się chłopaków spotyka się z grupą nie znanych
sobie dziewczyn. Cóż oni robią? Lustrują dziewczyny, przyglądają
się im uważnie, wymieniają uwagi, tworzą natychmiast ranking:
ta niezła, ta lepsza, a ta najlepsza. Tymczasem u dziewczyn
wygląda to inaczej. Nie wiem dokładnie jak (nigdy jeszcze
nie byłem dziewczyną), ale mniej więcej tak, że większość z nich
traktuje chłopaków jak szarą, bezkształtną masę. Z tej masy
raz na jakiś czas wyłania się egzemplarz, który cokolwiek
zagada, rzuci jakiś komplement, zatańczy - albo przynajmniej
spojrzy głęboko w oczy. Powolutku dla konkretnej dziewczyny
rośnie grono potencjalnych kandydatów na poważniejszą znajomość.
Po dość krótkim czasie lista subskrypcyjna zostaje zamknięta.
Maruderzy, choćby nie wiem jak (we własnym mniemaniu)
atrakcyjni, nie mają teraz u niej szans, pozostając na wieki
w szarej, bezkształtnej masie.

Teraz się Ciebie zapytowywuję, czy tak trudno wyłonić się
(choć na chwilę) z owej bezkształtnej masy? Minąć w przelocie,
zagadać, zwrócić (werbalnie, czyli oralnie) uwagę na jakiś jej
element ubioru lub uczesania? Powiedzmy sobie szczerze -
- różnie z tym bywa. Coby jednak nie zakłócić klarowności
wywodu, przyjmijmy, że to nic łatwiejszego pod słońcem. ;-)
Uffff... Żelastwo w kuźni. Teraz kujemy obojętnością.


> Druga sprawa, nasze polskie baby są strasznie rozpieszczone, szczególnie co
> ładniejsze egzemplarze - no nie wiem, być może gdzieś tam w nich siedzi
> natura zdobywcy, na której wywołaniu możnaby oprzeć naszą taktykę, ale z
> drugiej strony patrząc - czy oziębły facet stanowiłby dla nich wyzwanie ? :)


Właśnie w przypadku pięknych, rozpieszczonych dziewczyn
"nasza" strategia doskonale się sprawdza. Co robi nerwowy,
niedoświadczony chłopak, któremu jakimś cudem udało się
zdobyć tak zwany przyczółek? Nie odstępuje dziewczyny
na krok, stawiając jej drinki, zagadując, obtańcowując.
Obawia się, że jak tylko zostawi ją na chwilę samą,
natychmiast straci potencjalny łup. Tymczasem stary
wyjadacz wie, jak pogrywać w kulki. W czasie rozmowy
z nią zapyta: "Kim jest tamta atrakcyjna blondynka/brunetka/ruda?
Wypij teraz tego szampana, pogadaj/zatańcz z moim
kumplem, naprawdę wspaniałym facetem - i pozwól, że
z nią zatańczę". To działa niezawodnie. Przy okazji taka
strategia ma jeszcze jedną zaletę - czasami wyczerpują się
tematy na długą gadkę-szmatkę. Drętwa cisza bywa
naprawdę drętwa. ;-) Warto zatem na jakiś czas
odpuścić, zaczerpnąć świeżego powietrza oraz świeżych
pomysłów.

Czytałem kiedyś w mądrej książce głupiego autora (być
może było odwrotnie), że piękną kobietę należy traktować
z prosto i zwyczajnie. Przyzwyczaiła się ona od najmłodszych
lat do nieustannie składanych hołdów, a gdy trafi się wreszcie
ktoś, kto traktuje ją jak zwykłą, "normalną" dziewczynę,
z miejsca ją to zaskakuje i intryguje. Tutaj bym chętnie
rozwinął jakąś inną "swoją" teorię, ale nie bardzo mam już
czas.


> Już prędzej obstawiałbym układ, w którym natura księżniczki produkuje
> niezaspokojoną chuć bycia zdobywaną, a brak zdobywania wywołuje zdziwienie i
> zainteresowanie osobnikiem oziębłym - ale to tylko teroia. W praktyce
> niezdobywana księżniczka, nie będzie próbować przymuszać nas do zdobywania,
> tylko znajdzie sobie innego rycerza, przy okazji wywołując w nas zadrość.


"Nie ma nic bardziej praktycznego od dobrej teorii". Zgadnij,
któż to raz na jakiś przytaczał tę myśl? Piszesz, że to tylko
teoria. Albo coś ta "Twoja" teoria szwankuje, albo nie
umiesz jej przełożyć na praktykę.

Niemniej zgadzamy się w tym, że najważniejszy jest punkt
zaczepienia - czyli chociaż najcieńsza gumka rozciągnięta między
kulkami (a prezerwatywę noś i przy pogodzie). Rzucę teraz
sobie kilka bełkotliwych sentencji, w rodzaju: dobry początek
to połowa roboty, niemniej prawdziwego mężczyznę poznajemy
nie po tym, jak zaczyna... No właśnie, przedstaw nam tu
migiem listę Twoich zdobyczy (koniecznie z referencjami),
ty stary podrywaczu!


> Na post po zbóju zaprosił
> P.D.


Zbójaj się! ;-)

--
Sławek


... MAX :)

unread,
Feb 7, 2005, 10:57:49 AM2/7/05
to

Przem po_zboju w wiadomości news:cu7i68$53c$1...@news.onet.pl...
/.../


> > obca pasztetowa - jak myślisz PD?;)

> > Takie małe "k-s-k-s-k" ?

> Co ja myślę ? :) Myślę, że spręzynką będzie prawo Coulomba. Nie od dziś
> wiadomo, że pasztetowa może mieć ładunek dodatni bądź ujemny.

Jako i kulki zapewne ;).
Ale te dwie, co się już szamoczą na tej sprężynowej smyczy, to ...
obie dodatnie? obie ujemne? czy naprzemienne...?

No bo... jeśli obie takie same, to IMO;) długo ze sobą nie pożyją (z nudów),
gdyż wg tego Twojego Colomba się będą bardziej odpychać niż zasysać
(choć to siły subtelne i nie zawsze rozpoznane, a jak jedna do tego wszystkiego
raptus - to na siłę i wbrew będzie coś tam chciała... Ty wiesz lepiej co ;)).
A jeśli naprzemienne, no to zawsze jakaś parówa odmiennego znaku się przyklei,
albo do jednej albo do drugiej...

> Oczywiście
> taki wyizolowany układ ++- lub --+ nie ma szans na bycie stabilnym. Niemniej
> jednak, nigdzie nie jest powiedziane że układ ma być stabilny :)

Ani wyizolowany ;)
A może to jest to!!?
Stabilność, stabilnością, ale to chyba wbrew naturze, co?
Oczywiście wszystko zalezy od skali, że tak powiem...;)))
I stąd znamy różniste przypadki szczególne.
[dla jednego całe życie to dwa tygodnie zakochania, a dla innego sto lat nie starczy]


> Gdyby nie było
> elektronów walencyjnych, co rusz wskakujących w inny atom - nie byłoby
> prądu. A jak wiadomo, przepływ pradu czasem jest zjawiskiem pożądanym,
> a czasem wrecz przeciwnie. :)

No tak... coś tu jednak rotujesz ;)). Ale zgadzam się z Tobą w pełni.
Wszystko stoi na walencynkach wskakujących i wyskakujących.


> Na post po zbóju zaprosił
> P.D.
>

... MAX :)

... MAX :)

unread,
Feb 7, 2005, 11:09:13 AM2/7/05
to

AR w news:cu7kjl$1ae$1...@atlantis.news.tpi.pl...
/.../


> > Problem wyłania się jednak natychmiast po dokonaniu zbliżenia /.../


> > nie wiadomo skąd pojawia się siła odpychająca - tak jakby ktoś

> > zapomniał odpiąć sprężynkę i cierpi ona straszne katusze będąc ściśnięta...

> Tak się wydaje tylko kulkom, które nigdy naprawdę nie były blisko
> z inną kulką (ich sprężynka ma na imię maxxxEGO ;)

No nie wiem... Powiało mi tu idealizowaniem bądź teoretyzowaniem.
Ja tam swoje wiem ;).
Po ściśnięciu ekstremalnym występuje zazwyczaj moment krótkiej prawdy ;))
Jeśli rozmarzona kulka go prześpi bądź przemarzy, to obudzi się następnego dnia
z karteczką (bądź nie) na stoliku... typu "wysz łem po papierosy - zara wracam" ;)).
Taka będzie nagła potrzeba zwiększenia dystansu...
;)

No dopsze. To będzie to maxEGO - zgoda.
Ale ja nie o tym.
Ja o tym, czym różnią się reakcje kulek w czasie do kilku minut po tym fuj ekstremalnym
z zerem w środku ;).


> Łeee..
> Z obcą pasztetową?? Pomiędzy?
>
> Kompletne z(a)(m)ulenie?
> Zanik przewodnictwa? ;)

:)))... Wiedziałem!!
Ale to nie ja, to PD zaczął z tymi przeskokami walen... w atomach
i prądami w te i wewte... ;)


> Sprężynkę (z powodu odkształceń) można już wyrzucić na złom.

Na złom... jasne - a można chociaż na tym zarobić?
Istnieje jakiś recycling?;))

Praktyka mówi, że żadnych sprężynek na złomowisku nie widać,
wszystkie są zawsze w użyciu.
Może więc, co najwyżej można się... że tak powiem - wypiąć,
i latać po świecie bez jakiejkolwiek smyczy :)?
Też dobre ;))

Tylko czy to się uda? Jak długo?


> --
> Następny badacz.
> ;)


pozdrawiam
... MAX :)


... MAX :)

unread,
Feb 7, 2005, 11:02:33 AM2/7/05
to

Slawek w news:cu7nm3$27h$1...@news.onet.pl...
/.../


> > skrót "k-s-k" - oczywiście (c).

> Odmawiam współpracy, jeśli chodzi o udoskonalanie modelu "k-s (c)". ;-)

Prawo autorskie :). Nikt jednak nie będzie czekał na przyzwolenie Einsteina,
w kwestii udoskonalenia jego teorii. Musisz się z tym pogodzić, że rzuciwszy
publice odkrywczą myśl, napędzasz jej potencjały twórcze... i wkrótce może
się okazać że powstanie z tego modelu - perpetum mobile!!;) [pk-ms (c;)]
Wtedy też odmówisz współpracy?;)


> Zamiast cokolwiek nowego wyjaśniać, będzie tylko komplikował
> i zaciemniał sprawę. W rzeczy samej miał on tylko jakoś tam
> przemawiać do wyobraźni (mas) w jednym z wielu aspektów
> dość skomplikowanych relacji międzyludzkich.

I przemówił, jak widać. Dosadnie i inspirująco...;)
Ale to chyba nie koniec?


> > Chciałbym zwrócić uwagę na zjawiska fizyczne występujące w momentach

> Fuj, fuj! Model kulkowy nie zakłada pełnego zbliżenia kulek!

Eeee... w takim razie jest zbyt cząstkowy ;))
Najciekawsze dzieje się jak wiadomo przy zbliżaniu ekstremalnym.
Tam gdzie wymiar wzdłużny sprężynki zaczyna asymptotycznie zbliżać się
do zera (FUJ!! co za robaczywe myśłi), ale go nigdy nie osiąga...
Wtedy to dopiero są napięcia!
Cała klasyczna i nie tylko, fizyka, dostaje kręćka...;)

> Normalny i pożądany stan jest wtedy, gdy kulki są przez długi
> czas w pewnej odległości od siebie.

Pożądany przez kogo?
Statystycznie rzecz biorąc nasi krajanie nie sa zbyt gorliwi w tych zbliżeniach
ekstremalnych, jednak raz na tydzień to chyba można, co?
Czy tydzień to normalny i pożadany czas?

> Ich wspólna sprężynka najwyżej się lekko napina - /.../


> niekiedy mają siebie dosyć, niekiedy tęsknią za sobą. Nic poza
> tym. Nie pchają się na siebie emocjonalnie, nie włażą jedno

> na drugie, /.../

Widzę, że Ty jednak poważnie ;))...
Ależ ja się z Tobą w pełni zgadzam!!
:)
Ale, żeby tak bez wchodzenia na siebie???
Kto by to wytrzymał...
Klasztor jakiś?
(oczywiście mówię o kontaktach emocjonalnych ;||)


/.../
> Kolanko :-)
>

;))... a jednak... Nie ma to jak kawałek fizyki z bliskim kontakcie.


pozdrawiam
... MAX :)

Przemysław Dębski

unread,
Feb 7, 2005, 4:22:28 PM2/7/05
to

Użytkownik "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta_onet)@tutaj.nic> napisał w
wiadomości news:cu7ubl$h54$1...@news.onet.pl...

> [...] Podejrzewam, że


> nie dałeś się nabrać na moje przeciwstawne generalizacje
> Twojej aktywności.

Tego właśnie nie wiem, czy nie dałem się nabrać - bo nie wiem jaki cel im
przyświecał. Podpuchę w celu zwrócenia uwagi odrzuciłem na samym początku,
ale zastępczego motywu znaleźć nie potrafiłem :)

> Uparty jak osioł.

... a nie Boża Krówka ? :P

> Teraz się Ciebie zapytowywuję, czy tak trudno wyłonić się
> (choć na chwilę) z owej bezkształtnej masy? Minąć w przelocie,
> zagadać, zwrócić (werbalnie, czyli oralnie) uwagę na jakiś jej
> element ubioru lub uczesania? Powiedzmy sobie szczerze -
> - różnie z tym bywa. Coby jednak nie zakłócić klarowności
> wywodu, przyjmijmy, że to nic łatwiejszego pod słońcem. ;-)
> Uffff... Żelastwo w kuźni. Teraz kujemy obojętnością.

Mam watpliwości, czy nie istnieje jakaś inna - bardziej praktyczna teoria :)
Wszystko niby się zgadza. Ale jest jeden szkopuł. Może odwołam się do
wyników totolotka. Gdyby każdej liczbie, przypisać słupek - którego wysokość
określałaby, ile razy dana liczba została wylosowana. To w przypadku
multilotka, mielibyśmy 80 słupków które w odpowiedniej skali wyglądałyby na
identyczne. Pierwszy wniosek, po obejrzeniu tak spreparowanych danych
brzmiałby: "nie ważne jakie liczby skreślę, i tak wygram". Jak to się ma do
teori którą przedstawiłeś wyżej.Otóż statystycznie rzecz ujmując, wszystko w
tej teori się zgadza. Tylko nie uwzględnia ona czynnika destabilizującego
wyniki. Moim zdaniem, sedno problemu leży w podobieństwach pomiędzy obiema
płciami - a raczej w niedostrzeganiu tych podobieństw. Nawet nie chodzi o
płcie. Chodzi o zwykłe człowieczeństwo. Czynnik ludzki. Twierdzisz, że
mechanizm o wdzięcznej nazwie kobieta, działa inaczej niż mężczyzna. Zgoda.
Tak jest. Tylko że podmechanizm całego mechanizmu o nazwie pociąg do płci
przeciwnej, wcale nie działa w oderwaniu od mechanizmu głownego :) Innymi
słowy, nie można powiedzieć, że kobieta w kontaktach z mężczyzną działa w
sposób czysto instynktowny. Gdyby naprzykład temu mechanizmowi dać możliwość
odczuwania emocji, a nie tylko możliwośc działania zgodnie ze schematem
subskrybcji na listę kandydatów, to mogłoby się okazać, że istnieje szereg
czynników mogących znacząco wpłynąc na mechanizm dobierania :) Weźmy sobie
jakiegoś nieśmiałego faceta. Nawet mu przez ten nieśmiały łeb nie przejdzie
myśl, że kobieta stojąca naprzeciwko niego, będąca ideałem z jego marzeń -
może być równie nieśmiała jak on :) Nie wiem skąd to się bierze, ale patrząc
na drugiego człowieka i ewentualnie oceniając go, nie mamy świadomości
faktu, że może on własnie odczuwać dobrze znane nam z autopsji emocje. A już
napewno zapomina się o tym wtedy, gdy patrzy się na jakąs "sunię z dużymi
cycami" - przecie toto nie może kierować się znanymi nam uczuciami :)) Śmiem
twierdzić, że o ile róznice damsko męskie są i występują jak najbardziej, to
ich rola w nawiązywaniu kontaktów nie jest aż tak wielka, jak ją tu
przedstawiasz.

> [...] No właśnie, przedstaw nam tu


> migiem listę Twoich zdobyczy (koniecznie z referencjami),
> ty stary podrywaczu!

Jakieś 15 GB miesięcznie :))))

Cien

unread,
Feb 7, 2005, 5:22:14 PM2/7/05
to
W news:Xns95F61B2F...@127.0.0.1 KOMINEK napisał(a):

> Sukces rozpoczecia kazdego nowego zwiazku polega zawsze
> na tym, ze ktos robi ten pierwszy krok.

Inaczej się nie da.

> Nic prostszego i zarazem nic trudniejszego, jak byc tym,
> ktory wreszcie "powie to".

Prawda.

> Nie przejmuj sie tym. Zyj sobie dalej w tym swoim rozdarciu.
> Przyjdzie moment, ze nie wytrzymasz. Po prostu na to poczekaj.

Moim zdaniem najlepsza odpowiedź w tym wątku. Ale uważam, że nie zawsze się
to sprawdza. Bywa, że ludzie stopniowo odsuwają się od siebie uznając, że
druga strona jednak nie jest zainteresowana. Może dojść do tego, że zerwą
kontakt nim przyjdzie ten właściwy moment. Gdyby np. mieszkali obok siebie i
chcąc nie chcąc musieliby się kontaktować - wtedy szanse na to, że doczekają
się właściwej chwili rosną.


--
pozdrawiam
Cień


Przypomniała mi się pioseneczka Urszuli:

Dwoje niemądrych, w klubie samotnych serc
Całe długie noce i dnie
Żyją osobno, choć do siebie należeć chcą
I wierzą że lepiej będzie tak...
On bierze telefon by, do niej dzwonić lecz
"Co będzie jeśli u niej ktoś jest?''
Ona przenigdy, też nie zadzwoni nie
Niemądrzy i uparci ludzie, przecież...

Mają jeszcze czas
Mogą zmieniać świat
Mogą zacząć wszystko znów jeszcze raz
Mają tysiąc szans
Mogą wiecznie trwać
Zacząć wszystko jeszcze jeden raz...

Dwoje niemądrych, z klubu samotnych serc
Znów popełniają zaniechania grzech
On żałuje że pozwolił odejść jej
A ona wierzy że będzie OK
I nic nie zmienia się.
On pije i czeka na dzień
A ona znowu bierze coś na sen
Jasne że żadne z nich nie zrobi nigdy nic
Co za uparci ludzie to są!

Mają jeszcze czas...

--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

KOMINEK

unread,
Feb 7, 2005, 5:54:12 PM2/7/05
to
"Cien" <si...@NOSPAM.gazeta.pl> wrote in news:cu8pmm$a0p$1...@inews.gazeta.pl:

> Może dojść do tego, że zerwą
> kontakt nim przyjdzie ten właściwy moment.

No tak, to jest ten slaby punkt, jednakze w takich momentach ja mowie:
stalo sie tak, jak mialo sie stac.
I tyle.
Po prostu ich drogi nie mialy sie zejsc.


--
Nudzisz sie? To napisz: kom...@premieres.tv albo [zaGGadaj - 1209534] albo [skype:kominek]


Lepiej nic nie mowic, niz glupio milczec.

Przemysław Dębski

unread,
Feb 7, 2005, 6:27:25 PM2/7/05
to

Użytkownik "... MAX :)" <all....@pan.not.pl> napisał w wiadomości
news:cu87bv.3...@hr6k.h6f480c12.invalid...

> No bo... jeśli obie takie same, to IMO;) długo ze sobą nie pożyją (z
> nudów),
> gdyż wg tego Twojego Colomba się będą bardziej odpychać niż zasysać
> (choć to siły subtelne i nie zawsze rozpoznane, a jak jedna do tego
> wszystkiego
> raptus - to na siłę i wbrew będzie coś tam chciała... Ty wiesz lepiej co
> ;)).
> A jeśli naprzemienne, no to zawsze jakaś parówa odmiennego znaku się
> przyklei,
> albo do jednej albo do drugiej...

Mnogość róznorakich oddziaływań występujących, jest równoliczna z
rozgrywającymi się okolicznościami przyrody :)) Myślę, że powyższe zdanie
dobitnie oddaje sens ujmowania tego o czym mówimy w jedną spójną teorię -
tłumaczącą wszelkie możliwe przypadki :) Poza tym maliny mi się ostatnio
przejadły :)

Gandalf the Pink

unread,
Feb 8, 2005, 3:03:56 AM2/8/05
to
Dnia 07.02.2005 KOMINEK <kom...@oil.org.pl> napisał/a:
> No tak, to jest ten slaby punkt, jednakze w takich momentach ja mowie:
> stalo sie tak, jak mialo sie stac.
> I tyle.
> Po prostu ich drogi nie mialy sie zejsc.

To zrzucanie odpowiedzialnosci na los. Zrzucanie w momencie, w ktorym
moglibysmy sami nim pokierowac. Czasem wystarczy impuls, a fakt, ze ktos
nie podjal nawet proby wyzwolenia impulsu swiadczy wedlug mnie o
biernosci. A biernosc to slabosc.

--
G -=gandalf.uczucia.com.pl=-

A Freudian slip is when you say one thing but mean your mother.

... MAX :)

unread,
Feb 8, 2005, 8:09:17 AM2/8/05
to

Przem po_zboju w news:cu8tgg$ghp$1...@news.onet.pl...
/.../


Niebywale syntetycznie... ;)

> Mnogość róznorakich oddziaływań występujących, jest równoliczna z
> rozgrywającymi się okolicznościami przyrody :)) Myślę, że powyższe zdanie
> dobitnie oddaje sens ujmowania tego o czym mówimy w jedną spójną teorię -
> tłumaczącą wszelkie możliwe przypadki :)

Jednym słowem - mamy kandydata do NoBla...;))

A nie sądzisz, że mimochodem poderżnąłeś garło Autorowi "k-s (c)"?
Taka dobra, przenikliwa konstrukcja, a tu... masz babo placek -
zazdrośnicy. Zamiast się ucieszyć i rozwijać, doskonalić (choć to juz niby
doskonałe), to huzia na juzia..;)). Cóz to za mechanizm psycholo tym rządzi?


> Poza tym maliny mi się ostatnio przejadły :)

Hehe... jakie tam maliny!?;) Wiosna Ci w głowie i malinowe usteczka
tych 15 GB dzierlatek rumianych Ci w głowie?
[właściwie - czemu nie...;)? - tu z pewnością AR ma mocne argumenty].


A co do ... wpuszczania. Mówiąc poważnie - nie ma wątpliwości,
że mamy z nim do czynienia w przypadkach notorycznych zmian adresów
(co już nie jest plagą zdaje się, ale rekordziści są dobrze znani).
O ile pamiętam - niejaki All zmęczył się był wybitnie tym przetwarzaniem
materii ożywionej, i stał się historią, barw jednak nie zmieniając ...;)

Domyślam się, że nie raz (a'propos tych malin) zacierał rączęta ... ze zgrozą,
gdy chcąc nie chcąc prawda o stosunkach międzyludzkich wychodziła
Ci bokiem ;)).
Nie trzeba to było słuchac starszych?...;)))

> Na post po zbóju zaprosił
> P.D.

pozdrawiam
... MAX :)

Przemysław Dębski

unread,
Feb 8, 2005, 8:49:57 AM2/8/05
to

Użytkownik "... MAX :)" <all....@pan.not.pl> napisał w wiadomości
news:cuahdj.3...@hr6k.hf442025e.invalid...

> Niebywale syntetycznie... ;)

Mam w chałupie problemy ze skupieniem się na słowotwórczości. Poważnie
mówię. Coś w stylu - jakaś żyła wodna pozbawiająca weny gdy siada się przed
kompem i chce coś napisać :(

> A nie sądzisz, że mimochodem poderżnąłeś garło Autorowi "k-s (c)"?
> Taka dobra, przenikliwa konstrukcja, a tu... masz babo placek -
> zazdrośnicy. Zamiast się ucieszyć i rozwijać, doskonalić (choć to juz niby
> doskonałe), to huzia na juzia..;)). Cóz to za mechanizm psycholo tym
rządzi?

Eeee, nie sądzę. Analogia z kuleczkami i spręzynką, była dobra do pokazania
jakiegoś aspektu relacji międzyludzkich. Gdyby jednak chcieć ją rozszerzyć
na inne aspekty, to trzaby po kolei naginać wszelkie zjawiska w których
kulki występują w formie podmiotu, a spręzynki w formie orzeczenia :)
Kulombowsko się odpychają albo przyciągają, ale na bardzo małych
odległościach występują inne rodzaje sił, na dodatek kulka jest jedna a
bramki są dwie. W pewnym kontekście, możnaby również wymyślić analogię do
kręgli :) Jak wiadomo długopis zawiera w sobie sprężynkę i kulkę - multum
możliwości - tylko po co się w to pchać ? :) Analogie tworzy się w celu
ułatwienia zrozumienia, a nie w celu tworzenia pięknych kwiecistych analogi
:) Tak więc Sławkowa kulkologia, cel swój spełniła (ukłony), ale brnięcie w
nią dalej ... chcesz malinkę ? :)

> A co do ... wpuszczania. Mówiąc poważnie - nie ma wątpliwości,
> że mamy z nim do czynienia w przypadkach notorycznych zmian adresów
> (co już nie jest plagą zdaje się, ale rekordziści są dobrze znani).


No dobra. Ale tak w zasadzie, to w czym Ci te zmiany adresu przeszkadzają ?
Przecież i tak nie czytasz zmienno-adresiarza ... prawda ? :) A może czytasz
? :) To w końcu brak zmieniania adresów, miłaby Ci pomóc w czytaniu czy
nieczytaniu ? :) A może może powody są bardziej przyziemne ? :) Ja tam się
swojej złośliwości nie wstydzę :))

> Domyślam się, że nie raz (a'propos tych malin) zacierał rączęta ... ze
zgrozą,
> gdy chcąc nie chcąc prawda o stosunkach międzyludzkich wychodziła
> Ci bokiem ;)).

ZaTycztomuje :) - Rozwiniesz ? :)

> Nie trzeba to było słuchac starszych?...;)))

nie ma mowy :P

Amnesiak

unread,
Feb 8, 2005, 12:35:37 PM2/8/05
to
Użytkownik "... MAX :)" <all....@pan.not.pl> napisał w
wiadomości news:cu7i5t.3...@hr6k.h58c1eb6a.invalid...

> Jeśli ktokolwiek jeszcze zajmuje się uwiecznianiem na
> łamach serwisu psphome
> najbardziej trafnych i oryginalnych postów - zgłaszam
> niniejszym
> post Sławka [am-pm] do kategorii postów wybranych.

Uwiecznianiem zajmuje się każdy kto skorzysta z formularza
wyboru postów :).

Amnesiak


... MAX :)

unread,
Feb 8, 2005, 3:41:04 PM2/8/05
to

Amnesiak w news:cuat9f$cd3$1...@news.onet.pl...
/.../


> > zgłaszam niniejszym post Sławka [am-pm] do kategorii postów wybranych.

> Uwiecznianiem zajmuje się każdy kto skorzysta z formularza
> wyboru postów :).

A co to takiego?;)
Coś mi się widzi, ze ta nasza psphome to takie "życie po życiu"...
Gdyby tak spytać jakiegoś Pinka, albo Paulę, albo innego darnela
(co to do straty dziewictwa się przyznaje ;), o czym oni gadają, to pewnie
zrobia wielkie oczki...
Może by tak jakaś mała promocyjka?
A może reanimacyjka?;)
Przecież ... jak długo można się zadowalać faktem, że pęcznieją
"złote myśli" obcych, a tutejsi niewiele na temat wiedzą?


> Amnesiak

;)

... MAX :)

... MAX :)

unread,
Feb 8, 2005, 3:32:32 PM2/8/05
to

Przem po_zboju w news:cuafvr$259$1...@news.onet.pl...
/.../


> Mam w chałupie problemy ze skupieniem się na słowotwórczości. Poważnie
> mówię. Coś w stylu - jakaś żyła wodna pozbawiająca weny gdy siada się przed
> kompem i chce coś napisać :(

Się nie przejmuj :). To musi być przejściowe. Zbyt wiele w Tobie pożytecznego
potencjału, abyś się tym... takimi żyłami przejmował. Poza tym, żyła wodna,
to jeszcze nie żyła wódna, a po takiej to dopiero masię podobno ... słowotoki..;)


> > A nie sądzisz, że mimochodem poderżnąłeś garło Autorowi "k-s (c)"?

/.../

> Eeee, nie sądzę. Analogia z kuleczkami i spręzynką, była dobra do pokazania
> jakiegoś aspektu relacji międzyludzkich. Gdyby jednak chcieć ją rozszerzyć
> na inne aspekty, to trzaby po kolei naginać wszelkie zjawiska w których
> kulki występują w formie podmiotu, a spręzynki w formie orzeczenia :)
> Kulombowsko się odpychają albo przyciągają, ale na bardzo małych
> odległościach występują inne rodzaje sił, na dodatek kulka jest jedna a
> bramki są dwie.

Jak to..? Bramki dwie? Kulka jedna?
Nie będę wchodził w kompetencje Autora "k-s (c)", ale miałem wrażenie,
że kulki były dwie a bramka jedna..;). A może to mnie się skupienie pogarsza,
albo jakieś inne maliny się kroją?
Co do tego, że na małych odległościach pojawiają się inne siły - nie mam
wątpliwości. Ale Autor wspomniał, że model nie sięga w obszary zbliżeń
ekstremalnych (czym mnie zasmucił, nawiasem mówiąc ;).

> W pewnym kontekście, możnaby również wymyślić analogię do
> kręgli :) Jak wiadomo długopis zawiera w sobie sprężynkę i kulkę

Kręgle w długopisie? Długopis w kręgielni?

> - multum możliwości - tylko po co się w to pchać ? :) Analogie tworzy
> się w celu ułatwienia zrozumienia, a nie w celu tworzenia pięknych
> kwiecistych analogi :) Tak więc Sławkowa kulkologia, cel swój spełniła
> (ukłony), ale brnięcie w nią dalej ... chcesz malinkę ? :)

No dobra. Niech Ci będzie, ze spełniła rolę. Mnie to przekonuje choćby z tego
błahego powodu, że wydobyła mnie z "pspmarazmu";) i pozwoliła zaistnieć
jako nowy duch o starych korzeniach. Obawiam się jednak, czy na długo
starczy mi tej wódy.. wody.. tfu - wenny!!
Wszyscy jestesmy przecież jedną wielką zmiennością - oczywiście oprócz
tych zabetonowanych na amen, którym natura poskąpiła zmysłu Słyszenia ;).


> > A co do ... wpuszczania. Mówiąc poważnie - nie ma wątpliwości,
> > że mamy z nim do czynienia w przypadkach notorycznych zmian adresów

> /.../ Ale tak w zasadzie, to w czym Ci te zmiany adresu przeszkadzają ?


> Przecież i tak nie czytasz zmienno-adresiarza ... prawda ? :)
> A może czytasz ? :) To w końcu brak zmieniania adresów, miłaby
> Ci pomóc w czytaniu czy nieczytaniu ? :) A może może powody są
> bardziej przyziemne ? :) Ja tam się swojej złośliwości nie wstydzę :))

Te... psychlog... nie bądź Ty taki do przodu (przez malinnik) ;).
Mam Ci zrobić wykład na temat niezmienności adresów (choćby antyspamówek)?
No chyba, że z myślą o nowicjuszach...;).
...
Nie, jednak nie widzę potrzeby. Świat się zmienia a nauki nie idą w las.
W lesie sa natomiast wilki (nie mylić z przesympatyczną Vicky), których
nie trzeba wywoływać. Zresztą, nawet wywoływanie to dziś już przeszłość.
Teraz jest wszystko cyfrowo - po USB i to 2!!
;)
A powiesz mi, psycholgu, czego Ty się tam dopatrujesz w bardziej przyziemnych
powodach? Od razu powiem, ze żadne przyziemności mnie na ogół nie interesują.
Zazwyczaj nie piję.


> > Domyślam się, że nie raz (a'propos tych malin) zacierał rączęta ...
> > ze zgrozą, gdy chcąc nie chcąc prawda o stosunkach międzyludzkich
> > wychodziła Ci bokiem ;)).

> ZaTycztomuje :) - Rozwiniesz ? :)


Hehe... ZaCebetuję :). Rozwiń se sam :).

> > Nie trzeba to było słuchac starszych?...;)))
>
> nie ma mowy :P

Wiedziałem... ;)


> Na post po zbóju zaprosił
> P.D.


pozdrawiam
... MAX :)

Amnesiak

unread,
Feb 8, 2005, 4:18:21 PM2/8/05
to
Użytkownik "... MAX :)" <all....@pan.not.pl> napisał w
wiadomości news:cubco2.3...@hr6k.h97c58401.invalid...

>> Uwiecznianiem zajmuje się każdy kto skorzysta z
>> formularza
>> wyboru postów :).
>
> A co to takiego?;)

Zajrzyj tu:
http://psphome.dhtml.pl/wybrane_rekomendacja.html
Jest to formularz, z którego każdy psp-owicz może
skorzystać, by uwiecznić na stronie http://psphome.dhtml.pl
post z tej grupy dyskusyjnej, który uzna za szczególnie
interesujący, poruszający lub błyskotliwy.
;)

> Może by tak jakaś mała promocyjka?
> A może reanimacyjka?;)

Reanimacja jest całkowicie zbędna. Serwis właśnie odpoczywa
po oblężeniu choinkowym. A promocja - czemu nie? Ktoś
chętny? ;)

Amnesiak


cbnet

unread,
Feb 9, 2005, 3:35:55 AM2/9/05
to
> ... Kiedyś wymyśliłem sobie taki model, który zachwycił

> mnie swoją prostotą, a jednocześnie poraził głębią
> odniesień do rzeczywistości. ;-)
> [...]

Krotko: charakterystyczny dla glufkujacych [na prozno]
nieudacznikow popedowy 'model' "zwiazku dwoch osob".
Niestety. ;)

Nie chce, aby mi to poczytano za kolokwializm, ale dodam
przy okazji, ze generalnie to 'normalne', iz tego rodzaju
"modele" latwo zachwycaja nie tylko swych tfurcow, ale tak
samo trafiaja do innych niedorobionych (niespelnionych?)
jentelektualystoff.

--
Czarek

--
============= P o l N E W S ==============
archiwum i przeszukiwanie newsów
http://www.polnews.pl

Slawek [am-pm]

unread,
Feb 9, 2005, 3:57:46 AM2/9/05
to
"cbnet" <cb...@nospam.pl> napisał w wiadomości
news:0502090...@polnews.pl...

> Nie chce, aby mi to poczytano za kolokwializm, ale dodam
> przy okazji, ze generalnie to 'normalne', iz tego rodzaju
> "modele" latwo zachwycaja nie tylko swych tfurcow, ale tak
> samo trafiaja do innych niedorobionych (niespelnionych?)
> jentelektualystoff.


A spierdalaj. ;-)

--
Sławek


ksRobak

unread,
Feb 9, 2005, 4:20:23 AM2/9/05
to

"Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta_onet)@tutaj.nic>
news:cucjaa$l5g$1...@news.onet.pl...
> "cbnet" <cb...@nospam.pl>
> news:0502090...@polnews.pl...

cytat:
Tymczasem ktoś bardzo doświadczony, który teorię
i praktykę "k-s (c)" ma w małym palcu, w niepokojącej
go sytuacji postępuje dokładnie odwronie. Gdy druga
strona odstępuje o krok, sam pozostaje niewzruszony
w miejscu, a jeszcze lepiej robi, gdy odstępuje o pół
kroku. Gdy partner domaga się więcej przestrzeni czy
wolności, ten pierwszy wspaniałomyślnie na to przystaje,
a nawet drzwi klatki otwiera jeszcze bardziej. Trzyma
fason - jest spokojny, pewny siebie, pobłażliwy. Robi
wrażenie życzliwie zainteresowanego, lecz w żadnym
wypadku nie uzależnionego.

Niektórym łatwiej coś takiego zagrać, innym trudniej.
Na pewno pomaga coś, co określa się jednym słowem:
duma. Pomaga również mocno ugruntowane poczucie
własnej wartości, zdolności aktorskie oraz ten... no...
indiański chów. O ile oczywiście uzna(my), że gra jest
warta świeczki.
--
Sławek
/cytat:

>> Nie chce, aby mi to poczytano za kolokwializm, ale dodam
>> przy okazji, ze generalnie to 'normalne', iz tego rodzaju
>> "modele" latwo zachwycaja nie tylko swych tfurcow, ale tak
>> samo trafiaja do innych niedorobionych (niespelnionych?)
>> jentelektualystoff.

> A spierdalaj. ;-)
> --
> Sławek

Kulka się obraziła na sprężynkę i nie wiadomo czy to jeszcze gra
czy to już gra. <cool>
REdakror Edward Robak
--
Lubię czytać artykuły ksRobaka zamieszczane
w polskiej gazecie elektronicznej "pl.sci.filozofia"


cbnet

unread,
Feb 9, 2005, 5:26:33 AM2/9/05
to
S:
>A spierdalaj. ;-)

Taaa... wiedzialem. ;)

Slawek [am-pm]

unread,
Feb 9, 2005, 5:52:50 AM2/9/05
to
"Przemysław Dębski" <po_z...@go2.pl> napisał w wiadomości
news:cu8m67$3hg$1...@news.onet.pl...

>> [...] Podejrzewam, że
>> nie dałeś się nabrać na moje przeciwstawne generalizacje
>> Twojej aktywności.
>
> Tego właśnie nie wiem, czy nie dałem się nabrać - bo nie wiem jaki cel im
> przyświecał. Podpuchę w celu zwrócenia uwagi odrzuciłem
> na samym początku, ale zastępczego motywu znaleźć nie potrafiłem :)


Zaraz, zaraz, co to ja miałem na myśli? Chyba to, że odczucia
w stylu "ten gość zawsze pisze do rzeczy" albo "ten to pitoli
jak zwykle" są gówno warte. Za każdym razem dowolny
tekst należy starać się odczytywać na nowo, wyłączając
chociaż na moment swoje - choćby nie wiem jak mocno
ugruntowane - zdanie na temat autora. Inaczej robi się parodia
czytania ze zrozumieniem, w stylu: "Och, ten rozkoszny Misiu-pysiu
znowu napisał śliczny tekst, który mi się cudnie czytało!" lub
"No popatrz, ten wyciągnięty z komina czarci robal bluzgający
na lewo i prawo po raz kolejny zaśmieca naszą grupę ohydnymi
płodami swojego żałosnego, szczątkowego mózgu".
Ale co ja Ci tu będę tłumaczył, tak se tylko pomyślałem,
że młodzież patrzy i się uczy.

Dla pełnej jasności dodam tylko, iż azaliż nie wykluczam
sytuacji, w której po wypatrzeniu jakiegoś nowego tekstu,
zawieszeniu na kołku swojego ugruntowanego zdania na
temat autora oraz przeczytaniu i dogłębnym przemyśleniu
tekstu napiszę taki komentarz: "No popatrz, ten wyciągnięty
z komina czarci robal bluzgający na lewo i prawo po raz
kolejny zaśmieca naszą grupę ohydnymi płodami swojego
żałosnego, szczątkowego mózgu".


> [...ciach kawałek dyskusji na temat podrywania...]

> [...] Otóż statystycznie rzecz ujmując, wszystko w tej teori się zgadza.


> Tylko nie uwzględnia ona czynnika destabilizującego wyniki. Moim zdaniem,
> sedno problemu leży w podobieństwach pomiędzy obiema płciami - a raczej
> w niedostrzeganiu tych podobieństw. Nawet nie chodzi o płcie. Chodzi
> o zwykłe człowieczeństwo. Czynnik ludzki. Twierdzisz, że mechanizm
> o wdzięcznej nazwie kobieta, działa inaczej niż mężczyzna. Zgoda. Tak jest.
> Tylko że podmechanizm całego mechanizmu o nazwie pociąg do płci

> przeciwnej, wcale nie działa w oderwaniu od mechanizmu głownego :) [...


Jak zwykle piszesz sensownie, ;-) chociaż nie do końca. ;-)
Zaczynasz robić bałagan i mieszać nieprzystające do siebie
kategorie. Jeśli mówimy o "zwykłym człowieczeństwie" lub
"czynniku ludzkim", to darujmy sobie całą gadkę o mechanizmach.
Spotkałeś miłą, wartościową dziewczynę, spodobała Ci się, ale
jesteś trochę nieśmiały. Niemniej czujesz, że stworzycie razem
związek, w którym będziecie szczęśliwi (a ona będzie dobrą
żoną :-PPP), zatem intuicyjnie próbujesz najlepiej i najzręczniej
do niej podejść. To jest podejście "ludzkie", wbrew pozorom
(jakie stwarzam na lewo i prawo) często mi bliskie.

Gdy jednak tutaj dywagujemy sobie na temat tego, co kłębi się
pod powłoką ludzkiej psychiki, odstaw na bok te - jak by je
określił Flyer - humanistyczne brednie. Jeśli czujesz, że nie
klapuje Ci czyjeś wyjaśnienie mechanizmu dobierania się, nie
podpieraj się pojęciami z całkiem innej bajki, tylko zakasuj
rękawy i wpychaj ręce głębiej w te flaki.


> ...] Innymi słowy, nie można powiedzieć, że kobieta w kontaktach z mężczyzną


> działa w sposób czysto instynktowny. Gdyby naprzykład temu mechanizmowi
> dać możliwość odczuwania emocji, a nie tylko możliwośc działania zgodnie ze
> schematem subskrybcji na listę kandydatów, to mogłoby się okazać, że istnieje
> szereg czynników mogących znacząco wpłynąc na mechanizm dobierania :)


"Gdyby mechanizmowi dać możliwość odczuwania emocji" - ależ
emocje to nic innego, jak tylko mechanizm! Zatem jak można dodać
mechanizmowi mechanizmu? Siedzi w naszych mózgach cała
skomplikowana maszyneria, ów (rozproszony w wielu miejscach pod
czaszką) "mózg emocjonalny", w którego gestii są między innymi
procedury dobierania się w pary człowieków. Gra emocji, instynktów,
pragnień, lęków czy nieśmiałości jest tylko końcowym, widocznym
i odczuwalnym dla nas uzewnętrznieniem procedur (dziesiątek i setek
"gotowców"), których jedynym "zadaniem" jest jak najbardziej
"sensowne" i "skuteczne" przeciągnięcie osobnika gatunku (tutaj)
ludzkiego od kołyski po grób. Zabawa kuleczkami to tylko namiastka
opisu tych "prawdziwych mechanizmów", i jeśli zwracasz uwagę
na ułomność ("statystyczność") tamtego modelu, to oczywiście masz
rację. I chwała Ci za ciąg dalszy. A przypierdalam się o to i owo tu
i ówdzie, no bo po prostu lubię. ;-)

Dla uzupełnienia dodam coś z Twojego tekstu, który od bardzo
dawna koniecznie chciałem skomentować. Tekst "Milcz jak do mnie
mówisz !" z 31.08.2004, o karmieniu łabędzi chlebem:


> [...] Obydwa dorosłe łabędzie były
> przy pomoście, a za nimi małe. Obydwa patrzyły na mnie i syczały gdy
> zbliżyłem się zanadto - chclebek mogłem rzucać małym tylko nad rodzicami.
> Fajne nie ? Taki goły zwierzecy instynkt. Żadnych tam norm
> etyczno-małżeńsko-rodzicowskich. Podejrzewam, że gdyby te łabędzie umiały
> się werbalnie porozumiewać, to w którymś pokoleniu instynkt zostałby
> wykorzeniony przez normy werbalno-łabędzie. Ale jak miałem okazję
> obserwować - goły zwierzęcy instynkt działa o niebo lepiej niż jakiekolwiek
> normy etyczno-prawne. Jak sądzicie (spec od ewolucji mile widziany :) ) Czy
> ewolucja nie dała d**** rozszerzając funkcjonalność organu płciowego zwanego
> potocznie ustami do funkcji narządu mowy ? :)


Użyłeś wyjątkowo ryzykownego sformułowania, że to niby goły
zwierzęcy instynkt działa o niebo lepiej niż jakiekolwiek normy
etyczno-prawne. Jeśli masz na myśli siłę i bezwarunkowość
działania instynktu, to pewnie masz rację. Jeśli natomiast
porównujemy skuteczność (finalny efekt działania) gołego
instynktu oraz instynktu mocno osłabionego, ale wspartego
normami etyczno-prawnymi (uwaga - tutaj chwilowo również
mieszam kategorie), to ów goły instynkt dostaje ostro w tyłek,
a dokładniej mówiąc, w tyłek dostaje osobnik w ten goły
instynkt wyposażony, przynajmniej w społeczności składającej
się chociaż w części z osobników obdarzonych rozumem.
Porównaj gościa, który jest napędzany gołym instynktem
podtrzymania gatunku z takim, który ograniczony jest normami
etyczno-prawnymi. Nie zgodzisz się z tym, że ten pierwszy
prędzej czy później trafi do wariatkowa lub do pierdla? Weź
jakikolwiek inny instynkt, na przykład żądzę władzy albo żądzę
pieniądza. Nie sądzisz, że skuteczne folgowanie tym instynktom
nie może polegać na samym instynkcie? Musi być wsparty innymi
mechanizmami, z których najważniejszy jest rozum, który "lubi"
z kolei wspierać się normami etyczno-prawnymi, w rodzaju:
"normy etyczno-prawne są dobre tylko dla frajerów", "wierz
mi - nie ufaj nikomu", i takie tam...

Nieprzypadkowo zaliczyłem żądzę pieniądza oraz żądzę rządzenia
do instynktów. I właśnie w tym miejscu przejdę do sedna mojego
przypier... tego, no ...dalania się. Widzę (nie tylko) w Twoich
koncepcjach [...co to jest końska idea? końcepcja...] i myśleniu
taki misz-masz. Nawrzucane bez ładu i składu różne i na pozór
nieprzystające do siebie pojęcia: podświadomość, super-ego,
instynkt, emocje, odczucia moralne, pragnienia zwyczajne
i trascendentne. A ja Ci powiadam, że taki podział jest sztuczny,
przypadkowy, całkiem arbitralny. Czyli do dupy. Wśród tego
wszystkiego króluje najbardziej w dziejach świata mylny pogląd,
jakoby w toku cywilizowania się człowieka dochodziło do
stopniowego zaniku sfery instynktów oraz zastępowania ich
sztucznymi tworami (o wątpliwej skuteczności), wpajanymi nam
w drodze indoktrynacji i/lub warunkowania (hi, Flyer! ;-).
Sam o tym napisałeś w zacytowanym wyżej tekście,
dla pewności powtórzę:


> Podejrzewam, że gdyby te łabędzie umiały się werbalnie
> porozumiewać, to w którymś pokoleniu instynkt zostałby
> wykorzeniony przez normy werbalno-łabędzie.


Jest akurat odwrotnie. Nie znam żadnego instynktu, który
w przypadku człowieka został wykorzeniony na długiej
drodze od małpy do... myślącej małpy. Równocześnie
na tej drodze pojawiło się wiele nowych, równocześnie te
stare w dużym stopniu skomplikowały się i wysubtelniały.
Rzuć na warstat jakikolwiek instynkt i dokładnie go
rozmontuj. Instynkt gniazdowania. Jest co prawda grupa
ludzi, którzy niewiele różnią się w tym miejscu od reszty
zwierząt, koczując, gdzie popadnie, nocując w norach
czy kanałach ciepłowniczych, klecąc sobie gniazda
z przypadkowo znalezionych kawałków styropianu
i tektury. A potem słyszymy w wiadomościach o kolejnych
ofiarach mrozów. Pomyśl o instynkcie macierzyńskim,
który w przypadku człowieka rozwinął się do wręcz
patologicznych rozmiarów! ;-) Czy znasz jakiekolwiek
inny gatunek zwierząt, którego samica przejmuje się losem
potomstwa aż do swojej śmierci? Że nie rozwinę
tematu nieprawdopodobnie skomplikowanych i długotrwale
powtarzanych zabiegów, których wykonywanie w przypadku
człowieka zaspokaja ten instynkt.

Zatem jeśli wydaje Ci się, że jakiś tam instynkt ustępuje
pola - napiszę w skrócie - rozumowi, to nie dlatego, że
staje się niepotrzebny, tylko właśnie po to, aby stać się
bardziej skutecznym. "I to działa!" ;-)

Pogadajmy teraz o jakimś "nowym" instynkcie, na przykład
takim, który zmusza ludzi do poszukiwania sensu - sensu
działania, sensu istnienia (nawiasem mówiąc, zacząłem
niedawno - raptem kilka miesięcy temu - dyskusję z Evą,
którą to - dyskusję, nie Evę! - z żalem musiałem porzucić).
Już słyszę ten wrzask protestu ludzi oburzonych tym, że tak
wzniosłe odczucie zaliczam do tak niskiej, "zwierzęcej"
kategorii. Tymczasem zastanów(my) się chwilę, czym jest
instynkt oraz w jaki sposób się nam objawia. Otóż jest to
jakieś odczucie, pojawiające się niewiadomoskąd
(wypływające z głębin podświadomości), którego nie
można nabyć ani stracić w toku uczenia się/warunkowania/
indoktrynacji, zmuszające osobnika do określonego
(zaspokajającego ten instynkt) zachowania.

Instynkt "sensowności" spełnia wszystkie te kryteria. Nie
trzeba się go uczyć ani w jakikolwiek inny sposób poznawać.
Już małe dziecko wie, że kąpiel oraz mycie ząbków jest
bez sensu, bo to tylko strata czasu, który można z pożytkiem
wykorzystać na najpoważniejsze pod słońcem zajęcie - zabawę.
Starsze dzieci "instynktownie" czują ogromny bezsens uczenia
się w szkołach, dorośli ludzie odczuwają brak sensu pozostawania
w jakiejś tam pracy lub jakichś tam związkach (a pozostają
w takich sytuacjach tylko dlatego, że dochodzi do kolizji
z innymi instynktami, akurat w danej sytuacji silniejszymi).
Z kolei odczucie, że coś, co robimy, ma sens, dodaje nam
skrzydeł, motywuje, wręcz uszczęśliwia. Gdzieś tam w toku
życia, poniekąd jako efekt uboczny, pojawiają się pytania
o jakiś głębszy sens, ale już nie będę tego pod-wątku tutaj
rozwijał. Dodam tylko na koniec, że w moim przypadku ten
instynkt działa wręcz obezwładniająco. Za cholerę nie mogę
zmusić się do roboty, której sensu nie "czuję". Ja tylko wiem,
że ta robota ma sens. Z drugiej strony są zajęcia, o których
wiem, że w danej sytuacji nie mają sensu, ale "czucie"
podpowiada coś innego. Zgadnij, co w takiej sytuacji wygrywa.
Ot, choćby w tej chwili. Siedzę, i wypisuję głupoty, zamiast
zająć się jakimś bardziej pożytecznym i produktywnym
zajęciem. ;-)

Podkreślę to, co w przypadku grupy "nowych" instynktów
jest moim zdaniem najistotniejsze. Ich zafunkcjonowanie
musi być w bardzo dużym stopniu wsparte ~rozumem. Są
"przygotowane" do użycia w środowisku istot myślących
oraz same wymagają myślenia. Taki tandem: emocja-myśl.
Jing-jang. Ping pong.

Czy przykładowa krowa może być szczęśliwa? Otóż
uważam, że jest to wykluczone. Instynkt "szczęśliwości"
nie miał "celu" i nie miał "sensu" w krowie zaistnieć. Krowa
może być co najwyżej zadowolona, gdyż kategoria
"szczęśliwości" wymaga chociaż szczypty myślenia. Z drugiej
strony ludzie - gdy tylko osiągną określony poziom świadomości -
"instynktownie" czują, że są albo nie są szczęśliwi, wiedzą
z góry, jak jest lepiej oraz do jakiego stanu mają dążyć.
Podobnie jest z lękiem przed śmiercią. Jestem zdania, że
istoty bezrozumne nie odczuwają lęku przed śmiercią. Aby
go odczuć, trzeba najpierw zdać sobie sprawę z własnego
przemijania, coś tam sobie wyobrazić i zrozumieć. Wtedy,
jak królik z cylindra iluzjonisty, wyskakuje ów lęk. Zwierzęta
mają po prostu instynkt przetrwania, a nie instynktowny
strach przed śmiercią. Subtelna, acz istotna różnica. Już kiedyś
tłukłem na ten temat - długo, namiętnie i bezskutecznie.

Jeszcze raz fragment przypowiastki o łabądkach:


> [...] Jak sądzicie (spec od ewolucji mile widziany :) ) Czy
> ewolucja nie dała d**** rozszerzając funkcjonalność organu
> płciowego zwanego potocznie ustami do funkcji narządu mowy ? :)


Jako samozwańczy spec od ewolucji odpowiem: w żadnym
wypadku. Najkrótsze uzasadnienie - to, co jest, wygrało
z tym, czego nie ma. Zresztą ewolucja ma w dupie to, czy
dała dupy, czy nie dała. ;-) A wy, stworzonka, męczcie się.


> [...] Śmiem twierdzić, że o ile róznice damsko męskie są i występują jak najbardziej,


> to ich rola w nawiązywaniu kontaktów nie jest aż tak wielka, jak ją tu przedstawiasz.


Pozwolisz, że w trosce o cierpliwość innych użytkowników grupy
oraz presję swoich pozostałych instynktów nie pociągnę dalej tego
tematu. Gdybyś był naprawdę ciekawy, co mam jeszcze do powiedzenia
na ten temat (ale nie sądzę, abyś był, bo w końcu nie po to tutaj
się produkujemy, aby się czegokolwiek dowiedzieć ;-), odesłałbym
Cię do moich archiwalnych tekstów, chociaż, po prawdzie, częściej
pisałem o rozpadaniu się związków, niż o ich zawiązywaniu.

Trzym się, Przem.

--
Sławek


Slawek [am-pm]

unread,
Feb 9, 2005, 5:54:41 AM2/9/05
to
"cbnet" <cb...@nospam.pl> napisał w wiadomości
news:0502091...@polnews.pl...

>>A spierdalaj. ;-)
>
> Taaa... wiedzialem. ;)


Mnie też było bardzo miło podyskutować.

--
Sławek


cbnet

unread,
Feb 9, 2005, 6:46:11 AM2/9/05
to
S:
> ... podyskutować.

Zbytek laski. ;)

Slawek [am-pm]

unread,
Feb 10, 2005, 5:47:13 AM2/10/05
to
"Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta_onet)@tutaj.nic> napisał w wiadomości
news:cucq24$eg7$1...@news.onet.pl...

[...Ciach bełkot oszołoma...]


Co byś nie pomyślał, że tylko się przyczepiam, przytoczę kawałek
Twojego postu, z którego tezami zgodzę się niemal prawie
absolutnie stuprocentowo. Nie chce mi się podawać namiarów,
bo przytoczę go prawie w całości, a i dyskusji wtedy nie było
żadnej:


> No dobra - odpiszę Ci, bo i tak wiem że nie skomentujesz :-P


Założymy się? :-P


> [...] Traktuję świadomość jako
> nieświadome uzupełnienie nieświadomości - fajnie brzmi nie ? :-) Każda,
> nawet najbardziej durna czynność, która wydaje się świadoma - rodzi wg. mnie
> skutki nieświadome. Nawet czynności nie fizyczne temu podlegają - ot choćby
> zastanawianie się. Nieświadomość rzuca świadomości kawał mięcha na pożarcie
> w postaci chemii np. "ona mi się podoba". Świadomość sobie pożera mięcho
> "hmmm, ładna piękna i inteligentna" :-) I tu kwestia, czy to przypadek, że
> zaczęliśmy się nad tym zastanawiać i przedewszystkim po co - ha nie było
> wyjścia - zostaliśmy zmuszeni do tego. Mniejsza o to jaką drogą poszedł nasz
> tok rozumowania - u każdego neuronki inaczej iskrzą. Ważne jest to że nasza
> nieświadomość wymusiła na świadomości działanie. Ale po co ? Ot tak sobie
> dla zabawy ? Pewnie nie :-) Dlaczego i po co nie wiem - to jest właśnie urok
> nieświadomości Jestem zdania, że to własnie nieświadomość kieruje
> człowiekiem - nawet wtedy gdy on twierdzi inaczej. Ale skoro ktoś twierdzi,
> że działa świadomie i mysli świadomie - to niech mi wytłumaczy dlaczego w
> danym momencie zastanawia się nad jakąś konkretną kwestią a nie inną. No
> jasne - można te myśli związać z jakimś bodźcem, ale to zbyt wielki skrót,
> bo bodziec sam w sobie niczego nie wywyołuje - to reakcja nieświadomości na
> bodziec czasem zmusza świadomość do działania. Śmiem twierdzić, że nasz tok
> rozumowania też jest zupełnie nieświadomy. No bo co to znaczy "ładna piękna
> i inteligentna" ? To jest ocena - ale co to za ocena w oderwaniu od wzorca.
> Gdy myśli się "ładna piękna i inteligentna" ma się przed oczami obiekt - ale
> wzorzec siedzi sobie w nieświadomości i jest wogóle oderwany od konkretów.
> Czyli myśli nachodzące nas to w pewnym sensie werbalizacja zupełnie
> nieświadomych procesów. [...]


Nie skomentowałem wtedy, bo właściwie trudno komentować coś, co
jest OK. Napisałem kiedyś post, który idealnie koresponduje z powyższym
fragmentem, mimo tego, że używałem całkiem innych sformułowań oraz
naświetlałem sprawę z innego punktu widzenia. Byłeś wtedy świeżym,
kilkutygodniowym nabytkiem grupy PSP, i teraz się zastanawiam, czy to
przeczytałeś:

http://www.google.pl/groups?as_umsgid=bdnkn6%242ts%2...@nemesis.news.tpi.pl&lr=&hl=pl

Prawda, że niektóre nasze tezy są zadziwiająco zbieżne? W Twoim
tekście widzę tylko jedną małą (za przeproszeniem) dziurę:


> [...] Ważne jest to że nasza
> nieświadomość wymusiła na świadomości działanie. Ale po co ? Ot tak sobie
> dla zabawy ? Pewnie nie :-) Dlaczego i po co nie wiem - to jest właśnie urok
> nieświadomości


Nadal nie wiesz, dlaczego i po co "nieświadomość wymusza na
świadomości działanie"? Może już wiesz, a przynajmniej powinieneś
znać moje zdanie na ten temat. Co jakiś czas je powtarzam,
w najrozmaitszych wariacjach: wszystko kręci się w interesie genów,
dla których jesteśmy tylko przygodnym opakowaniem.

Powyższe zdanie można odczytać na setki fałszywych sposobów -
- bo w rzeczy samej takie zdanie absolutnie nic nie wyjaśnia.
Wskazuję tutaj tylko jakiś bardzo nadrzędny mechanizm
nad całą resztą podrzędnych mechanizmów, a w dziesiątkach
wypowiedzi próbuję pokazać bardziej szczegółowe powiązania
i zależności. Właściwie niemal nic innego tutaj nie robiłem, tylko
próbowałem zrozumieć i wyjaśnić Twoje "dlaczego" i "po co".
Starałem się złapać na gorącym uczynku każdy impuls wypływający
z podświadomości (mózgu emocjonalnego) i pokazać jego tak
zwany "sens". Bardzo fajny materiał do tego rodzaju spekulacji
podsuwała "nam" na przykład tutaj głupia ;-) Kaśka (mopek).
Odpowiadałem jej wielokrotnie, między innymi tak:

>> [...] wiec co u mnie nowego? odpowiadam "bez zmian". wtedy ona mi mowi ze
>> zmienila prace, chlopaka i miejsce zamieszkania, czuje uklucie zazdrosci. ale
>> wlasciwie dlaczego?
>
> Najbardziej jej zazdrościsz zmiany chłopaka. Tak sobie myślę, przypominając
> Twoje dawniejsze posty.

Nie wyjaśniałem więcej, ale przypuszczam, że potrafisz już sobie
wyobrazić, w jaki sposób bym to dalej pociągnął, dochodząc aż
do najwyższego poziomu i odpowiedzi na pytanie: jaki "interes"
mają jej geny, podsuwające za pośrednictwem maszynerii
emocjonalnej (czy tak jak wcześniej mniej więcej pisałem -
- maszynerii instynktów) ten konkretny impuls do jej świadomości.

Proste, jak kłębek sznurka w kieszeni. I żeby wszystko było całkiem
jasne, podkreślę z całą mocą: w "rzeczywistości" nie ma żadnych
mechanizmów czy też modeli. One lęgną się wyłącznie w naszych
umysłach, klecone bardziej czy mniej świadomie (!) jako podręczne
narzędzia, pozwalające nam niekiedy odczuwać błogie zadowolenie
wynikające z (pozornego) zrozumienia.

To też jest w sumie ciekawe. Całkowicie nieświadome budowanie
i użytkowanie modeli pewnych "aspektów rzeczywistości" nazywamy
intuicją. Jeśli mi nie wierzysz, to sobie sprawdź w dowolnym słowniku
lub encyklopedii. ;-)

--
Sławek


Przemysław Dębski

unread,
Feb 10, 2005, 6:18:26 AM2/10/05
to

Użytkownik "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta_onet)@tutaj.nic> napisał w
wiadomości news:cufe4n$gad$1...@news.onet.pl...

> Co byś nie pomyślał, że tylko się przyczepiam, przytoczę kawałek

Ej no ! :) Co byś nie pomyślał, że sobie nie pomyślałem o tym co sobie
pomyślałeś i napisałeś - jestem w trakcie odpisywania na to co napisałeś i
byc może wcześniej nawet pomyślałeś, ale musze pomyśleć zanim napiszę, bo
pomyślisz sobie że przypierdalam się bo lubie się przypierdalać - i będziesz
miał rację, choć tym razem akurat nie do końca :) ... zresztą, kto jak
kto - ale Ty powinienneś wiedzieć coś o mechaniźmie powstawania zaległości w
odpowiadaniu na posty, na które chciałoby się odpowiedzieć :)

tycztom

unread,
Feb 10, 2005, 12:08:03 PM2/10/05
to
Użytkownik "... MAX :)" <all....@pan.not.pl> napisał w wiadomości
news:cubco2.3...@hr6k.he0c2b497.invalid...


>> ZaTycztomuje :) - Rozwiniesz ? :)

> Hehe... ZaCebetuję :). Rozwiń se sam :).


Zgłaszam do działu Humor PSP /albo jakoś/ :))

pzdr
TT

P.S. Nadrabiam zaległości.

--
mansarda netopierza
http://tycztom.7net.pl

tycztom

unread,
Feb 10, 2005, 1:22:43 PM2/10/05
to
Użytkownik "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta_onet)@tutaj.nic> napisał w
wiadomości news:cu6hqj$q3r$1...@news.onet.pl...

> Kiedyś wymyśliłem sobie taki model, który zachwycił
> mnie swoją prostotą, a jednocześnie poraził głębią
> odniesień do rzeczywistości. ;-)

Absolutne VETO :)

Ten model ma tyle wspólnego z transcedentalnością PSP, co model Jaśka z
4b p.t. "jak zaliczyć matematykę u dowolnego belfra". Otóż Jasiu
wymyślił sobie, że 'wryje' na pamięć wszelkie możliwe TYPY zadań
matematycznych, a na klasówce zmieni wartości niewiadomych itd. Jak
postanowił, tak uczynił i nawet zaliczył. Przypomniała mi się jeszcze
taka pogawędka. Kiedy jako szczawik przebywałem w otwockim w sanatorium,
spaliśmy po 7-iu smyków w sali. Kiedyś przysypiałem a w bekgrandzie taka
rozmowa:

Michaś
- To co mi radzisz?
Krzychu
- ja mam taki sposób... jak ona trzyma ręce w kieszeni, to ja wyjmuję -
i odwrotnie. Stary! Zawsze skutkuje!

Pewnie działa ;) Tak samo jak Twój model "kulek". To co chciałem
powiedzieć = temu, że ludzie są ograniczeni możliwościami własnego
MODELU (nie bliżej, ani nie dalej). Jeżeli ktoś 'pragnie' 'lecieć w
kulki', to nigdy i za żadne 'chiny' nie wyjdzie poza granice 'kulkowego'
stołu do snukera /czy jak tam to się zwie - taka odmiana bilarda,
ostatnio się zachwycałem na Eurosporcie, transmisja z Malty/. A jeżeli
nawet wyjdzie, to będzie to tylko złudzenie i dobre aktorstwo strony
przeciwnej.

Zaiskrzenie, o którym gdzieś tam wyczytałem, widzę tylko jedno.
Rozbieżność modeli. Załóżmy, że dochodzi do następującego dysonansu
psycho-fizycznego. Osobnik 'lecący w kulki' poznaje wyznawcę '~modelu'
"TEMP" /o którym niżej/. Rzeczą absolutnie pewną jest to, że 'kulek'
dostanie w buźkę drugą końcówką, już po pierwszej próbie _naciągania_
sprężyny, o ile w ogóle dostanie szansę _spróbowania_ ;))

Model - a właściwie guzik nie model, bo tu o żadnych modelach nie może
być mowy.
Po prostu:

------------------------------------------------------
"TEMP" \Transcedentalna Energetyka Mózgu Poznawczego\

Model 'kulkowy' na pewno jest prawdziwy i funkcjonuje w świecie ludzi,
którzy uczą się na pamięć zadań z matematyki a w razie egzaminu
zmieniają 'daną-kobietę' po drugiej stronie sprężyny. Następnie do
późnej starości opowiadają wnukom o wszystkich panienkach, które
przydreptały na tę samą wędkę - a jednocześnie rozmyślają, czemu sąsiad
z niezmiennie tą samą żoną zawsze wypadał lepiej :D. Ale nie oszukujmy
się... Tacy ludzie nie mają żadnych szans na porządnej uczelni o profilu
ścisłym. Ba! Oni często o tym wiedzą i wybierają np. ASP... Niestety
'zwyczajne życie' nie ominie nikogo i nie ma tu elastyczności typu
_pstryk_ jednak wolę być kobietą, Kodżakiem albo Zorro ;) Większość z
nas wytrzymuje ze sobą do _naturalnego_ końca.

"TEMP" to nic innego, jak wykorzystanie mózgu w celu długich i
cierpliwych poszukiwań energetycznego końca ukochanego... z nadzieją, że
tamten/tamta pragnie dokładnie tego samego. Nigdzie nie jest
powiedziane, że kiedykolwiek się to uda. Pierwsze objawy sukcesu, które
mogą przyjść po wielu miesiącach lub nawet latach, to specyficzny
nastrój - czujesz się tak, jakby cały Twój środek był właśnie
współdzielony. Z czasem zaczynasz za tym tęsknić i niezależnie od
sytuacji szukasz tej drugiej końcówki, ona to wyczuwa i robi dokładnie
to samo. Następny etap, to delikatne dreszcze, później jeszcze inne.
Generalnie w apogeum zaczyna się od 'naelektryzowanych' włosów, a kończy
na mrowieniu w jądrach /u faceta/ ;)

Wielki sens tego typu podejścia związany jest z tym, że tu nie trzeba
żadnej fizyczności. Czasem wystarczy tylko raz kogoś takiego spotkać.
Wzajemny sukces w poszukiwaniu 'energetycznych końcówek' bardzo dobrze
wróży, ponieważ osobnik z drugiej orbity ROZGWIAZDY (uwaga!) nie jest w
stanie i nigdy nie będzie w stanie odbić naszego sygnału, choćbyśmy nie
wiem czym i jak stukali.

... i tu wielka odpowiedzialność rodziców - jak przekazać wiedzą z
zakresu "TEMP", tak, aby dzieci nie uległy iluzji spełnienia.

Polecam wszystkim, którzy szukają czegoś dojrzałego. Kulkowe zagrywki...
to krótkodystansowy kredyt na cało_żyćne cierpienia i udręki.

TempTemp :D

cbnet

unread,
Feb 10, 2005, 1:58:15 PM2/10/05
to
> ... Kulkowe zagrywki...

> to krótkodystansowy kredyt na cało_żyćne cierpienia i udręki.

Przesadziles.

Wszystko jest kwestia proporcji.
Trudno nauczyc sie geografii z ksiazki do fizyki... itd.

Jednostka plytka i uboga psycho-mentalnie nie potrzebuje
poszukiwan coraz bardziej skomplikowanych, doskonalszych
'modeli' rzeczywistosci, lecz w pelni zadowoli sie, a nawet
"zachwyci", czyms w rodzaju modeli 'miszcza' S, alle...

potrzebuje przy tym czegos jeszcze.

Czego?
Wyobraz sobie prymitywnego jelopa otoczonego przez jednostki
znacznie bardziej od niego zaawansowane psycho-mentalnie - czy
ktos taki nie bedzie wykazywal 1) otwartosci, 2) poszukujac
przy tym okazji do odnajdywania: przejawow akceptacji dla
swoich uogolnionych odwzorowan mechanizmow interakcji
miedzyosobniczej?

Po co jest mu to potrzebne?
Chodzi oczywiscie o _zewnetrzna_ legitymizacje wlasnego bytu.

Pozostawiam otwarta kwestie czy taka potrzeba uciekania sie
do prob podpierania ego para-autorytetami zewnetrznymi wynika
z koniecznosci czy tylko z fantazji i czy jest przejawem
rzeczywistych walorow wysoko rozwinietych zdolnosci spolecznych... :)

choc nie bede sciemniac, ze nie smiem bardzo watpic. ;)

Przemysław Dębski

unread,
Feb 10, 2005, 4:35:26 PM2/10/05
to
Użytkownik "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta_onet)@tutaj.nic> napisał w
wiadomości news:cufe4n$gad$1...@news.onet.pl...

Ze wszystkim co wyciąłem, zgadzam się. A z tym co zostawiłem też się
zgadzam, ale trzeba było coś zostawić :)

> To też jest w sumie ciekawe. Całkowicie nieświadome budowanie
> i użytkowanie modeli pewnych "aspektów rzeczywistości" nazywamy
> intuicją. Jeśli mi nie wierzysz, to sobie sprawdź w dowolnym słowniku
> lub encyklopedii. ;-)

Przepraszam za ewentualne humanistyczne skojarzenia :) Mam wrażenie, ża cały
czas toczy się tu nieustanna gra. Gdyby spersonalizować nieświadomość i
świadomośc, to jest to gierka polegająca na "Jestem cały czas za twoimi
plecami" :) Pewnie wiesz, kto jest cały czas za czyimi plecami ?:) Cały
sikret polega na tym, że gra odbywa się w czasie. Jesteśmy w stanie w każdej
chwili obrócić się, ale to co zobaczymy, to tylko skutki działań naszego
przyjaciela przyspawanego do naszych pleców - bo on przecież obraca się
razem z nami. Oczywiście, nie byłbyś sobą, gdybyś nie zwrócił mi uwagi, że
to my obracamy się razem z nim, a nie on z nami :) Nie wiem, czy zwróciłes
uwagę na jedną rzecz. Jakimi analogiami byśmy nie operowali by pogadać na
temat świadomości i nieświadomości, zawsze pojawiają się w nich dwie strony,
które próbują się nawzajem oszukać. Nieświadomość ma tak sterować
świadomością by ta nic o nieświadomości nie wiedziała spełniając przy tym
jej "zachcianki". A świadomośc próbuje przy pomocy intelektu :) obadać
nieświadomość tak aby biedna nieświadomość tak sterowała świadomością, by
owej świadomości chucie spełnić. No więc własnie. Kto tu kogo próbuje
oszukać i kto jest bardziej człowiekiem ? :) Czy bardziej człowiekiem jest
świadomość, dzięki której potrafimy np. stać przed lustrem i czuć
satysfakcję z własnej urody, czy tez może nieświadomość jest bardziej
człowiekiem dzięki której potrafimy np. stać przed lustrem i czuć
satysfakcję z własnej urody ? :) Wbrew pozorom, pytanie takie wcale nie jest
głupie - można je sprowadzić do odwiecznego pytania - która nóżkę wróbelek
ma bardziej ? :) No dobra, koniec filozofowania. Trzebaby z tego
filozeofilowania coś wyciągnąć - bo jak narazie nic nowego to nie wniosło.
Gdy wpadła mi w ręke książka Fiorda, uśmiechnąłem się z politowaniem, gdy
przeczytałem że ważką rolę w analizowaniu czagoś tam moga stanowić
przejęzyczenia. Dlatego nie zdziwię się ewentualnemu uśmieszkowi, gdy
podniosę kwestię .... no własnie ... kwestię głupich pytań, którą
zakończyłem poprzednią część wywodu :) Każdemu zapewne nie raz w życiu,
przydarzyła się sytuacja w której nie udało sie rozwiązać jakiegos problemu.
Napewno tez przytrafiały się sytuacje, gdy nagle w wyniku olśnienia
rozwiązanie przychodziło nie wiadomo skąd. Może mały przykładzik. Gdy byłem
jeszcze w bardzo podeszłym wieku, bardzo lubiłem jeździć ze znajomymi na
mazury pod namiot. W tych czasach, rozłożenie namiotu nie sprowadzało się do
skopulowania ze soba dwóch gietkich patyków i włożenia ich w tzw. namiot
własciwy. Cała konstrukcja składała się z dużej ilości rurek i rureczek - na
konstrukcje narzucało się warstwę wierzchnią namiotu, a wewnątrz tego tworu
podwieszało się dwie sypialnie. Jak zwykle w takich sytuacjach, najwięcej
problemu przysparzało połączenie rureczek ze sobą w odpowiedni sposób.
Problem w tym, ze był to żaden problem, ponieważ poszczególne ciągi rurek
były połączone jakimś łańcuszkiem w środku, tak więc nie trzeba było
dobierać, wystarczyło ponasadzać. Tworzyły się większe elementy konstrukcji,
które łatwo było dopasować. Takich większych elementów było z 10. Pisałem
wcześniej, że złożenie tych elementów to nie problem ? Kłamałem :) Otóż,
mimo że nie był to problem, ni kuta nie udało nam sie ich tak połaczyć by
było dobrze. Ciągle "tu za krótko, tam za długa a tu krzywo". Po pewnym
czasie postanowiłem pomyśleć :) I ... wpadłem na rozwiązanie :) Skoro
większe części nie dają się złożyć do kupy - to znaczy że są źle złożone z
tych mniejszych. Ale jak mogą być źle złożone skoro sa połączone łańcuchem
:) No nic - pomyślałem sobie. Albo zrobie z siebie durnia przed
towarzystwem, albo geniusza. Dokonałem stosownych niskomplikowanych obliczeń
(parę całek i wyznaczników macierzy 10x10 :) ) I oznajmiłem Towarzystwu "W
tej i tej rurce, na łaczeniu tym i tym, łańcuch jest przerwany". ... I tak
zostałem geniuszem :) Nie sądzisz, że coś co nazywa się nagłym olśnieniem
wiąże się z dojściem do (sic) świadomości, że przyczyną niemożności
rozwiązania jakiegoś problemu, nie jest wcale to że źle kombinujemy tylko
to, że próbujemy odpowiedzieć na niewłasciwe pytanie (głupie pytanie) ? Jak
to się ma do kwesti świadomości/nieświadomości. Skoro potrafimy często po
fakcie uświadomoć sobie, nieświadome przyczyny naszego zachowania - to
znaczy, że odpowiadamy sobie na pytanie "gdzie lezy granica między
świadomością a nieświadomością ?" I teraz zadam głupie pytanie - czy to
pytanie jest mądre ? :) Szczególnie w kontekście tego, że jak sam napisałeś
w podlinkowanym artykule, jedno bez drugiego żyć nie może. To prawda bez
dwóch zdań - nie może. Przekornie napiszę, że nieświadomość z pełną
premedytacją podsyła świadomości kawał miencha, w postaci chuci na
"uświadamianie sobie nieświadomego" poprzez generowanie pytania "gdzie lezy
granica między świadomością a nieświadomością ?" :) Gdyby tendencyjnie
odmawiać odpowiedzi na jakiekolwiek "głupie" pytania. Gdyby działac nie tyle
wbrew, co neutralnie wzgledem nieświadomych żadzy, tzn. nie działac przeciw
nimm ale nie zaspakajać ich. Taki masohizm prowadziłby do ześwirowania -
ludzie odizolowani od świata, bez fizycznej możliwości zrealizowania czegoś
więcej ponad "jeść, siusiu, kupa" świrują - to tylko kwestia czasu. Dlaczego
? W tym kontekście "dlaczego" to bardzo głupie pytanie. :) Myślę, że lepszym
pytaniem jest - "po co te wszystkie mechanizmy są dla nas tajemnicą ?".

Uff :)

elgar_mail

unread,
Feb 10, 2005, 5:37:31 PM2/10/05
to
On Thu, 10 Feb 2005 22:35:26 +0100, Przemysław Dębski wrote in
<news:cugk27$m28$1...@news.onet.pl>:

> Nieświadomość ma tak sterować
> świadomością by ta nic o nieświadomości nie wiedziała spełniając przy tym
> jej "zachcianki".

Wetnę się, trochę przypiął, trochę przyłatał.

Przedwczoraj wyjeżdżając rano z domu miałam "zwidy" krwi na asfalcie,
zauważałam różne plamy na drodze. Z kolei wracając wieczorem wydawało mi
się, że parę sytuacji prowadzi do zderzenia, jakbym (nieświadomie?)
projektowała dalszy tor ruchu samochodu, który wpada na coś przednim
zderzakiem.

Jechałam dość szybko, sucha droga, tłok, ale było spokojnie. Tuż przed
zjazdem z dwupasmówki - ostre hamowanie, samochód przede mną szybko
zwolnił. Polonez przed nim zatrzymał się na drodze, później zjechał na
pobocze więc pomyślałam, że to awaria. Wtedy pas się przeluźnił, mój
poprzednik ruszył, odsłaniając na środku jezdni potrąconego królika.

Drugie zdarzenie (a właściwie nie-zdarzenie):
Jeden raz zdarzyło mi się bać znanej trasy bez powodu. Lato, środek dnia,
słońce, a ja bałam się jechać, miałam nawet zrezygnować, gdyby kolega nie
miał czasu jechać ze mną (tak, zupełnie nieracjonalne, wiedziałam, że boję
się w dziwny sposób). Pojechaliśmy, zagapiłam się jadąc bardzo szybko,
gdyby nie on - nie zauważyłabym w porę samochodu czekającego (w zupełnie
nieuczęszczanym miejscu) na zjazd z lewego pasa... uuuu, byłoby gorzko :-(

> Skoro potrafimy często po
> fakcie uświadomoć sobie, nieświadome przyczyny naszego zachowania - to
> znaczy, że odpowiadamy sobie na pytanie "gdzie lezy granica między
> świadomością a nieświadomością ?"

Nie uświadamiam sobie przyczyn, nie mam odpowiedzi, ja tylko nie lekceważę.

elgar

cbnet

unread,
Feb 10, 2005, 5:59:11 PM2/10/05
to
PD:
> ... Czy bardziej człowiekiem jest świadomość,

> dzięki której potrafimy np. stać przed lustrem
> i czuć satysfakcję z własnej urody, czy tez może
> nieświadomość jest bardziej człowiekiem dzięki
> której potrafimy np. stać przed lustrem i czuć
> satysfakcję z własnej urody ? :)

W jakim celu ludzie stawiaja sobie pytania?

Czy postawienie pytania moze samo w sobie stanowic cel?
/Czy poznanie odpowiedzi to cel pytania?/

Czy pytania sa tozsame z celem, czy dopiero odpowiedzi
na pytania?

Czy jest mozliwe ["nieswiadome"] zmierzanie do celu
"definitywnie" nieosiagalnego dla swiadomosci?

Wbrew pozorom powyzsze pytania nie musza byc wcale
"glupie". ;)

cbnet

unread,
Feb 10, 2005, 7:02:35 PM2/10/05
to
elgar_mail:

> Wetnę się, trochę przypiął, trochę przyłatał.
> [...]
> ... nie lekceważę.

Zastanawialas sie nad potencjalnie mozliwymi kombinacjami
relacji wrogosci (0)/niewrogosci (1) pomiedzy swiadomoscia (1)
oraz nieswiadomoscia (0)?

Hipotetycznie:
1) 1110
2) 1100
3) 1010
4) 1000

Reprezentacja w odniesieniu do rzeczywistosci:
ad 1: szaman,
ad 2: ortodoksyjny oszolom,
ad 3: racjonalista,
ad 4: buntownik.

Krotko mowiac: roznie moze byc.

--
Czarek

elgar_mail

unread,
Feb 10, 2005, 7:42:35 PM2/10/05
to
On Fri, 11 Feb 2005 01:02:35 +0100, cbnet wrote in
<news:cugsd8$rcd$1...@news.onet.pl>:
[...]

> Zastanawialas sie nad potencjalnie mozliwymi kombinacjami
> relacji wrogosci (0)/niewrogosci (1) pomiedzy swiadomoscia (1)
> oraz nieswiadomoscia (0)?
[...]
Też.

Dobrze, opowiem coś jeszcze ;-) poza ostrzeżeniami miewałam też
uspokajające przeświadczenia. Najbardziej wyraźne dla mnie, to jak
pojechałam szaleńczo długą zimową trasę w trudnych warunkach, pochmurne
popołudnie, później szarówka, zmrok i gwałtowna zamieć śnieżna na
autostradzie (w Niemczech, ale też było niefajnie). Biało, choć oko wykol,
widoczność momentami na dwa metry, na pokładzie śpi dwójka ludzi, a ja mam
budzik na 3/4. Crazy? Tak. Ale wiedziałam, że jesteśmy bezpieczni.
Nie ma "dowodów", ale... nie wiem, jak normalnie mogłabym tak pojechać. O
świcie byliśmy w Polsce.

elgar

cbnet

unread,
Feb 11, 2005, 3:16:57 AM2/11/05
to
elgar_mail:

> Dobrze, opowiem coś jeszcze ;-)
> [...]

Z Ciebie to niezla szamanka elgarze. ;)

--
Czarek

Przemysław Dębski

unread,
Feb 11, 2005, 3:43:49 AM2/11/05
to

Użytkownik "Przemysław Dębski" <po_z...@go2.pl> napisał w wiadomości
news:cugk27$m28$1...@news.onet.pl...

[ciach podłe insynuacje i kłamstwa]

Jeśli mnie więc pamięc nie myli. To zadałes mi pytanie "czy już wiem po
co?", sugerując przy tym odpowiedź: ~aby geny mogły żyć długo i szczęsliwie.
Wiem, że całkiem świadomie użyłes tutaj skrótu myślowego :) Jest jeszcze
coś, na co chce zwrócić uwagę, zanim znów zacznę coś podle insynuować. Nie
będzie to dla Ciebie nowością, całkiem niedawno, a może dawno - tez cos o
tym wspominałeś. Otóż ewolucja, nie ma celu samego w sobie - za to potrafi
nieźle optymalizować różnorakie zalezności. Przy czym z naszego punktu
widzenia, czujemy się czasem oszukani, że np. wredna ewolucja nie dała nam
skrzydeł byśmy mogli latać jak ptaki. Śmiem twierdzić, że brak skrzydeł u
ludzi jest skałdnikiem jakiejś zalezności. Inaczej mówiąc - niueumiejętność
fruwania jest na dzień dzisiejszy stanem optymalnym.

I teraz. Twoje twierdenie o genach w opakowaniu. Jak rozumiem nie jest aż
tak bezpośrednie jak brzmi ?:) Czlowiek czy też ludź, jako mechanizm
biologiczny doskonale poradziłby sobie bez jakiejkolwiek świadomości. Myślę,
że nie byłoby problemu, aby ewolucja przebiegła w ten sposób, by człowiek
był nieświadomy niczym bakteria czy inny pantofelek. Jeśli sprowadzamy
ludzką egzystencję :) do tak przyziemnych spraw jak przeżycie, kopulacja dla
podtrzymania gatunku i inne pierdoły - to obdarzenie nas świadomością przez
naturę, byłoby z jej strony krokiem cokolwiek głupim. No bo kto lubi
komplikować sobie życie ? :) Wszechmądra nieświadomość, nie dość że ma na
głowie problemy z przekazywaniem i udoskonalaniem genów, musi na dodatek
użerać sie ze świadomością swojego nosiciela :) Do czego więc cała ta
świadomośc jest nam potrzebna ? Przecierz z biologicznego punktu widzenia -
jaki proponujesz - zupełnie do niczego :) Trzebaby zadać jakies niegłupie
pytanie w tym momencie :) Jakie są skutki uboczne tego, że posiadamy
świadomość ? Ano takie, że zupełnie "wbrew naturze" potrafimy latać przy
pomocy samolotów naprzykład. Jakie jeszcze ? Naprzykład takie, że potrafimy
przy pomocy jednego czerwonego guziczka obrócić całą ludzkość w to z czego
powstała :) I teraz zadam baaaaardzo głupie pytanie :) Kto powiedział, że
ewolucja sama w sobie nie może ewoluować ? Przecież jesto to mechanizm -
który "niechcący" optymalizuje świat. Co jest bardziej optymalne:
wykształcanie przez miliony lat skrzydeł u człowieka, czy może wykształcenie
u niego świadomości, dzięki której na przestrzeni 100 lat nauczy się latać
bez używania skrzydeł ? :)

Przemysław Dębski

unread,
Feb 11, 2005, 4:18:50 AM2/11/05
to
Użytkownik "elgar_mail" <el...@blank.pl> napisał w wiadomości
news:d5lvd2fisjy7$.a54k7c0o2fhm$.dlg@40tude.net...

> Nie uświadamiam sobie przyczyn, nie mam odpowiedzi, ja tylko nie
lekceważę.

... intuicji. A może nie intucji ? Cholera wie czego :) Kiedyś cosik na ten
temat nawet pisałem. To, że jakieś bodźce zupełnie nie dochodzą do naszej
świadomości, wcale nie oznacza, że do nieświadomości nie docierają, która po
obróbce tychże produkuje "Alarm!!!". Tylko nie wiadomo czego ten alarm
dotyczy. Prawie każdy doświadczył, jakichś złych przeczuć - których
zlekceważenie mogłoby się skończyć źle. Przyzwyczajeni jesteśmy, że wszelkie
sygnały odbieramy znanymi nam dobrze zmysłami, czyli np. okiem, uchem
węchem. Ale też naukowo udowodniono, że oddychamy całym ciałem - nie tylko
gebą :) Kwestia niby nie uzasadnionych przeczuć, zawsze zwraca moją uwagę na
nieśmiałą koncepcję, że tzw. szósty zmysł - może być jak najbardziej
fizycznym organem - a nie produkowaną w umyśle nadwrażliwością.

... MAX :)

unread,
Feb 11, 2005, 8:01:23 AM2/11/05
to

Przem w news:cuhr8b$2ma3$1...@mamut1.aster.pl...
/.../

Wprawdzie gaworzysz z Autorem ;)), niemniej i ja, na boku coś tu
znajdę gwoli uzupełnienia. Nawiasem mówiąc dobrze Cię widzieć
w lepszej formie...;). W końcu "nie święci garnki lepią"...;))).


> Otóż ewolucja, nie ma celu samego w sobie - za to potrafi
> nieźle optymalizować różnorakie zalezności.

Zupełnie przypadkowo - jak ślepy, bezcelowy i bezrozumny zegarmistrz.
W sumie to tylko obserwacja, a nie żadne satysfakcjonujące wyjaśnienie
zagadki ;).


> Przy czym z naszego punktu
> widzenia, czujemy się czasem oszukani, że np. wredna ewolucja nie dała nam
> skrzydeł byśmy mogli latać jak ptaki. Śmiem twierdzić, że brak skrzydeł u
> ludzi jest skałdnikiem jakiejś zalezności. Inaczej mówiąc - niueumiejętność
> fruwania jest na dzień dzisiejszy stanem optymalnym.

Tak stawiając sprawę - pokazujesz ją (widzisz ją) z "d.." strony....
Cokolwiek, kiedykolwiek widzimy (patrząc na stan faktyczny) jest i zawsze było
stanem optymalnym z "punktu widzenia" ewolucji. Kłopot człowieka polega
na tym, ze uzurpuje on sobie (w swej masie) prawo do określania optimum
wg własnych kryteriów i wyobrażeń. Nie ma to nic wspólnego z "zamiarami"
ewolucji - w tym procesami optymalizowania rzeczywistości.


> I teraz. Twoje twierdenie o genach w opakowaniu. Jak rozumiem nie jest aż
> tak bezpośrednie jak brzmi ?:) Czlowiek czy też ludź, jako mechanizm
> biologiczny doskonale poradziłby sobie bez jakiejkolwiek świadomości. Myślę,
> że nie byłoby problemu, aby ewolucja przebiegła w ten sposób, by człowiek
> był nieświadomy niczym bakteria czy inny pantofelek.

A co stoi na przeszkodzie, abyś w tej chwili WCZUŁ SIĘ w postać bakterii
czy pantofelka? Zrób to!!
Człowiek, nie nazywałby się człowiekiem, gdyby ewolucja nie doprowadziła
go do stanu w jakim egzystuje.

> Jeśli sprowadzamy
> ludzką egzystencję :) do tak przyziemnych spraw jak przeżycie, kopulacja dla
> podtrzymania gatunku i inne pierdoły - to obdarzenie nas świadomością przez
> naturę, byłoby z jej strony krokiem cokolwiek głupim. No bo kto lubi
> komplikować sobie życie ? :)


Znów krążysz wokół czegoś ludzkiego, co na siłę wkładasz w ręce natury.
Ewolucja nie ma na celu (gdyz nie ma W OGÓLE celu) obdarzania kogokolwiek
czy czegokolwiek, czymkolwiek. A w szczególności, nie ma takich bzdurnych
zamiarów (gdyż zamiarów nie ma W OGÓLE), jak komplikowanie sobie życia ;)))
No ale wiemy, ze Ty lubisz komplikowac sobie zycie ...
w malinnikach....
;)


> Wszechmądra nieświadomość, nie dość że ma na
> głowie problemy z przekazywaniem i udoskonalaniem genów, musi na dodatek
> użerać sie ze świadomością swojego nosiciela :)

To nie tak Przem!! :)) To nie tak...
maliniarzu ;)


> Do czego więc cała ta świadomośc jest nam potrzebna ?

Zakładasz więc, ze ewolucja, celowo (w jakiejś potrzebie) wyposażyła nas
w świadomość. Muszę Cię zmartwić - nic takiego nie miało miejsca ;)))


> Przecierz z biologicznego punktu widzenia -
> jaki proponujesz - zupełnie do niczego :) Trzebaby zadać jakies niegłupie
> pytanie w tym momencie :) Jakie są skutki uboczne tego, że posiadamy
> świadomość ? Ano takie, że zupełnie "wbrew naturze" potrafimy latać przy
> pomocy samolotów naprzykład. Jakie jeszcze ? Naprzykład takie, że potrafimy
> przy pomocy jednego czerwonego guziczka obrócić całą ludzkość w to z czego
> powstała :) I teraz zadam baaaaardzo głupie pytanie :) Kto powiedział, że
> ewolucja sama w sobie nie może ewoluować ?

Bardzo mądre i rzeczowe pytanie. Powiedz teraz co to jest ewolucja.
Nie jakim algorytmem się posługuje, tylko CO TO JEST?

> Przecież jesto to mechanizm - który "niechcący" optymalizuje świat.
> Co jest bardziej optymalne:
> wykształcanie przez miliony lat skrzydeł u człowieka, czy może wykształcenie
> u niego świadomości, dzięki której na przestrzeni 100 lat nauczy się latać
> bez używania skrzydeł ? :)

I tak jak pierwsze zdanie jest poprawne, tak drugie jest z gruntu błędne,
gdyz znów zakładasz nieświadomie, iż ewolucja posiada jakikolwiek cel.
Niczego takiego nie ma.
A juz w szczególnosci nie ma czegoś takiego, jak dbałość ewolucji o człowieka
(żeby mu sie lepiej latało).


> Na post po zbóju zaprosił
> P.D.
>


;)

pozdrawiaki
... MAX :)

--
"Ludzie tacy jak my, wierzący w fizykę, wiedzą, ze różnica miedzy
przeszłością, teraźniejszością i przyszłością jest tylko uparcie obecną
iluzją." - Albert Einstein

Przemysław Dębski

unread,
Feb 11, 2005, 8:31:56 AM2/11/05
to

Użytkownik "... MAX :)" <all....@pan.not.pl> napisał w wiadomości
news:cuie4p.3...@hr6k.h55cc2b1f.invalid...

Pięknie :)

Tłumaczy Cie Allu tylko to, że tekst był kierowany do Sławka i wszelkie
maliny, były poustawiane w miejscach, w których miałem pewnośc że Sławek ich
nie skosztuje. Ba, nawet będzie wiedział w jakim celu rzeczone malinki
porozstawiałem :) A Ty co ?? Wpadłes i zerzarłeś wszystkie malinki - Łasuchu
:)))

... MAX :)

unread,
Feb 11, 2005, 10:15:30 AM2/11/05
to

Przem po_zboju w news:cuicbt$5qi$1...@mamut1.aster.pl...
/.../


> A Ty co ?? Wpadłes i zerzarłeś wszystkie malinki - Łasuchu
> :)))

No wybacz, wybacz.... :). A juz najwięcej popiołu na głowę muszę sypać
wobec Sławka, któremu malinki podjadam. Muszę się wytłumaczyć...
będąc jednak pewnym, ze Sławek znajdzie dla siebie właśnie tutaj
jakieś słodkości. Inaczej... byłbym niepocieszony :||... i musiał znów
zanurzyć się w odchłań ... popiołów.

A więc... pamiętam, że nie tak dawno, zdaje się dwie pannice całkiem,
całkiem, zarzuciły mi, że "nie biorę udziału"...
A ja po prostu mam dylemat.
Nie mam najmniejszych motywacji by brać udział w typowych poggwarkach
tak jak nie korzystam nigdy z chata.
Natomiast wcinanie się komuś w jego konstruktywne, wnikliwe i wartościowe
poszukiwania - jest zawsze jakieś nie fair... jest jak żerowanie na czyjejś
inicjatywie i kreatywności. I dlatego na przykład nie rozmawiam bezpośrednio
ze Sławkiem, gdyż moje poglady sa niemal identyczne z jego poglądami
(co mnie czasem martwi;)).
Aby jednak cośkolwiek uczestniczyć, rzucam się oto na Twoje maliny, jako
że jestem pewien co do minimalnych róznic światopoglądowych ;)), które
mogą być napędem historii :)).

Są tez inne formy uczestnictwa, ale póki co są one zbyt wyczerpujące...

A poza tym...
w końcu nie robimy nic innego jak ... wpływanie na ewolucję ..;))

No i pytanie "co to takiego" - pozostaje dla Sławka :)).

> Na post po zbóju zaprosił
> P.D.


;)

... MAX :)

Flyer

unread,
Feb 11, 2005, 7:08:19 PM2/11/05
to
Przemysław Dębski; <cuhta2$2o5g$1...@mamut1.aster.pl> :

> Kwestia niby nie uzasadnionych przeczuć, zawsze zwraca moją uwagę na
> nieśmiałą koncepcję, że tzw. szósty zmysł - może być jak najbardziej
> fizycznym organem - a nie produkowaną w umyśle nadwrażliwością.

Bo jest [organem] - mózgiem - różnica tkwi w dostrzeganiu bodźców o
mniejszym stopniu pewności - powiedzmy normalnie dostrzegasz bodźce o
stopniu pewności [powiedzmy] 70-90% i od razu jej werbalizujesz
jednoznacznie, natomiast dostrzegając bodźce o stopniu pewności
[powiedzmy] 30% z jednej strony je "dostrzegasz" z drugiej nie możesz
zwerbalizować, bo werbalizacja jest przypisana [powiedzmy] zakresowi
niepewności od 70 do 90%.

Flyer
--
Szukam roboty - zdolny i chętny - Warszawa
http://plfoto.com/zdjecie.php?picture=403101

ksRobak

unread,
Feb 12, 2005, 2:43:32 AM2/12/05
to
pl.sci.filozofia,pl.sci.psychologia

"Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl>
news:cujhln$i0t$1...@nemesis.news.tpi.pl...
> Przemysław Dębski; <cuhta2$2o5g$1...@mamut1.aster.pl> :

>> Kwestia niby nie uzasadnionych przeczuć, zawsze zwraca moją
>> uwagę na nieśmiałą koncepcję, że tzw. szósty zmysł - może być
>> jak najbardziej fizycznym organem - a nie produkowaną w umyśle
>> nadwrażliwością.

>> Na post po zbóju zaprosił
>> P.D.

> Bo jest [organem] - mózgiem - różnica tkwi w dostrzeganiu bodźców


> o mniejszym stopniu pewności - powiedzmy normalnie dostrzegasz
> bodźce o stopniu pewności [powiedzmy] 70-90% i od razu jej
> werbalizujesz jednoznacznie, natomiast dostrzegając bodźce
> o stopniu pewności [powiedzmy] 30% z jednej strony je "dostrzegasz"
> z drugiej nie możesz zwerbalizować, bo werbalizacja jest przypisana
> [powiedzmy] zakresowi niepewności od 70 do 90%.
>
> Flyer

Szósty zmysł (równowaga) posiada jak najbardziej fizyczny organ
umiejscowiony u fauny na ogół "pod czaszką" a służący żywym
organizmom do orientacji przestrzennej (PION i poziom) w stosunku do
wektora sił grawitacyjnych.
Siódmy zmysł o którym rozmawiacie a więc UMYSŁ charakteryzuje się
oddziaływaniami słabymi w odróżnieniu od podstawowych 5-ciu
zmysłów które są oddziaływaniami silnymi. Aby odbierać sygnały
z UMYSŁU pozostałe zmysły powinny być wyciszone;
jeśli brak wyciszenia to sygnały z UMYSŁU rozmywają się w szumach.
...
Ponieważ zagadnienie jest filozoficzne crosspost na "pl.sci.filozofia"
PS. istotna jest różnica pomiędzy dostrzeganiem a postrzeganiem. :)
REdaktor Edward Robak

Przemysław Dębski

unread,
Feb 12, 2005, 2:58:16 AM2/12/05
to

Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:cujhln$i0t$1...@nemesis.news.tpi.pl...

> Bo jest [organem] - mózgiem - różnica tkwi w dostrzeganiu bodźców o
> mniejszym stopniu pewności - powiedzmy normalnie dostrzegasz bodźce o
> stopniu pewności [powiedzmy] 70-90% i od razu jej werbalizujesz
> jednoznacznie, natomiast dostrzegając bodźce o stopniu pewności
> [powiedzmy] 30% z jednej strony je "dostrzegasz" z drugiej nie możesz
> zwerbalizować, bo werbalizacja jest przypisana [powiedzmy] zakresowi
> niepewności od 70 do 90%.

Co do jednego się zgodzę. Organ ten zawiera równiez mózg. Ale nie tylko. Już
mówię do czego zmierzam.
Jesteśmy przyzwyczajeni do rozdzielania interpretacji bodźców z
poszczególnych zmysłów w świadomości. Jeśli patrzysz na drzewo i słyszysz
jego szum - to odróżniasz szum od tego co widzisz, dopiero że tak powiem na
wyższym poziomie następuje skojarzenie szumu z widokiem w nazwę drzewo. Niby
oczywiste. To co słyszysz to nie to samo co widzisz mimo że pochodzi z tego
samego źródła. Ale załóżmy, ze nagle nasze drzewo zaczęło .... gdakać :)
Widzisz drzewo, słyszysz gdakanie - ale nie widzisz kury :) Pojawia się
dysonans - coś jest nie tak. Przykład z gdacząym drzewem - dotyczył rzeczy
które są nam dobrze znane. Każdy widział kiedyś drzewo i ma świadomość, że
ono nie gdacze :) Co gorsza - my to drzewo w pełni świadomie obserwowaliśmy.
Ów szósty zmysł - to moim zdaniem dysonanisik tego rodzaju odbywający się na
poziomie nieświadomości. Dotyczy on rzeczy na które nie zwracamy świadomie
uwagi. Kiedyś napisałem tu post, o kepce drzew na środku pola - która
budziła grozę "niewiadomo dlaczego". Poprostu w całej tej sceneri
nieświadomość doskonale wiedziała "co jest nie tak" - a świadomość z braku
wiedzy "co jest nie tak" zinterpretowała alarm od nieświadomości jako
zagrożenie i wyprodukowała strach. Zresztą wszelkie dobrej jakości horroy
bazują na tym mechaniźmie - wiesz że coś się stanie - ale nie wiesz co -
mimo że wszystkie znaki (w przypadku filmu manipulacja poprzez muzykę)
wskazują że coś się zaraz stanie ... a tu nagle z szafy wyskakuje kot
(standardowy motyw :) ) i serce wyskakuje człowiekowi z zawiasów :)
Udział w tym dysonansiku mogą brać rózne zmysły - na końcu których
oczywiście jest mózg - ale czy to ważne ? :))

Flyer

unread,
Feb 13, 2005, 7:08:11 AM2/13/05
to
ksRobak; <375qcvF...@individual.net> :

[...]

> Ponieważ zagadnienie jest filozoficzne crosspost na "pl.sci.filozofia"

Zaiste filozoficzne - mnie się jednak zdaje, że Ty leniwy się zrobiłeś
[a może czasu brak] i wolisz obserwować wszystkie wątki ze swoim
skromnym udziałem w jednym miejscu - a jak to ładnei wygląda -
pobytujesz sobie na 10 grupach, zrobisz crossposty i nagle się okazuje,
że generujesz 50% odpowiedzi na pl.sci.filozofia. :)

ksRobak

unread,
Feb 13, 2005, 7:23:04 AM2/13/05
to

"Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl>
news:cung7g$o9p$1...@nemesis.news.tpi.pl...
> ksRobak; <news:375qcvF...@individual.net> :

> [...]

>> Ponieważ zagadnienie jest filozoficzne crosspost na "pl.sci.filozofia"

> Zaiste filozoficzne - mnie się jednak zdaje, że Ty leniwy się zrobiłeś
> [a może czasu brak] i wolisz obserwować wszystkie wątki ze swoim
> skromnym udziałem w jednym miejscu - a jak to ładnei wygląda -
> pobytujesz sobie na 10 grupach, zrobisz crossposty i nagle się
> okazuje, że generujesz 50% odpowiedzi na pl.sci.filozofia. :)
>
> Flyer

Masz rację. :-)
Gdy wyjaśniam i opisuję zagadnienia mało znane lub nieznane
to wolę by ta informacja dotarła także do FILOZOFÓW bowiem
to do NICH należy przyszłość. :)
Poniższe słowa były skierowane przede wszystkim do Ludzi myślących:


Szósty zmysł (równowaga) posiada jak najbardziej fizyczny organ
umiejscowiony u fauny na ogół "pod czaszką" a służący żywym
organizmom do orientacji przestrzennej (PION i poziom) w stosunku do
wektora sił grawitacyjnych.
Siódmy zmysł o którym rozmawiacie a więc UMYSŁ charakteryzuje się
oddziaływaniami słabymi w odróżnieniu od podstawowych 5-ciu
zmysłów które są oddziaływaniami silnymi. Aby odbierać sygnały
z UMYSŁU pozostałe zmysły powinny być wyciszone;
jeśli brak wyciszenia to sygnały z UMYSŁU rozmywają się w szumach.

...
Ponieważ zagadnienie jest filozoficzne crosspost na "pl.sci.filozofia"

Redart

unread,
Feb 13, 2005, 7:44:26 AM2/13/05
to

Użytkownik "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta_onet)@tutaj.nic> napisał w
wiadomości news:cu7ubl$h54$1...@news.onet.pl...

> "Przemysław Dębski" <po_z...@go2.pl> napisał w wiadomości
> news:cu7gd5$605$1...@news.onet.pl...

W tym miejscu się włączę.

Cześć Sławek ! ;)
Wywołałeś mnie do tablicy, więc odpowiadam ...
Nie czytałem tych wątków wcześniej.

Pewnie będziesz trochę rozczarowany, ale rozważanie
relacji damsko-męskich w zaprezentowanym przez Ciebie
(i podjetym przez P.D.) ujęciu, aspekcie, fazie nie bardzo
trafia w moje osobiste zainteresowania (ciężko mi nawet to
czytać ;). Mówiąc krótko: nigdy nie byłem łowcą kobiet,
raczej abstrakcją dla mnie jest pokazana w wątku modelowa
sytuacja grupy chłopaków, którzy oceniają laski, powstają
listy subskrybcyjne itp. Mam po prostu inne doświadczenia.
Owszem - jako chłopak mniej więcej 12-14 letni aktywnie
uczestniczyłem w tego typu akcjach, ale dalsze życie
przebiegało już wg. zupełnie innych schematów. Na tego typu
zachowania patrzyłem potem już z boku (np. na obozach sportowych
itp. gdzie grupy młodych mężczyzn polujących wieczorami dokładnie
wpasowują się to, co napisałeś). Tak więc opisana sytuacja
bardzo kojarzy mi się z dyskoteką nastolatków, wojakami na
przepustce, sportowcami na zgrupowaniu w Cetniewie (duży
ośrodek sportowy koło Władysławowa), ew. z serialem
"Seks w wielkim mieście" (który namiętnie śledziła moja żona)
- i tylko tyle. Wydaje mi się, że mężczyzn można z grubsza
podzielić na dwie grupy - alienów i towarzyszy. Ja zawsze
byłem alienem. Moimi przyjaciółmi byli i są: brat, ojciec,
wujkowie. Teraz, jako już mąż i ojciec, a także wujek nawiązuję
głębsze przyjaźnie z innymi mężczyznami, ale w ramach tych relacji
tematów damsko-męskich w takiej perspektywie już w ogóle się
nie rozważa ;). To są mężczyźni w stałych związkach, którzy
albo mają dzieci, albo ich kobiety mają dzieci z innymi
mężczyznami itp ;). Stary po prostu już jestem :) (mentalnie).
Poza tym zawsze pielęgnowałem też relacje z kobietami i z
natury rzeczy były to relacje nie mogące się rozwijać
w kierunku związków (matka, siostra, ciotki, starsze kuzynki).

Ale, ale ... żeby nie było. Tę "starość" odniosę bezpośrednio
do pokazanego przez Ciebie modelu kulek i sprężynek, bo może
to pokaże najlepiej różnicę w NASZYCH ZAINTERESOWANIACH (nie
w samym opisanym modelu rzeczywistości).
Otóż Twój model zakłada swobodę poruszania się kul połączonych
sprężyną. Więcej: przedstawiając ten model dałeś bardzo wyraźnie
do zrozumienia, że interesują Cię możliwości manipulowania drugą
kulką przy wykorzystaniu tej wiedzy. Ja bym zaś spróbował
pokazać, gdzie w tym modelu można szukać przyczyn cierpienia.
Otóż zawsze tam, gdzie kulka traci możność decydowania o swoich
posunięciach, swobodę ruchu. Zawsze wtedy, gdy jej ruch zależy
bardziej od sprężyny, niż od niej samej.
Można zauważyć, że zarówno sytuacja zbytniego zbliżenia jak
i oddalenia tworzy takie ograniczenie i kulkom jest z tym
niewygodnie. Niewygodnie jest też wtedy, gdy jedna kulka wiecznie
goni drugą a druga ucieka, bo mają inne preferencje co do optymalnej
odległości (to jest myślę warte wspomnienia - kule same projektują
swoją sprężynę i utrzymują wizję "sprężyny idealnej").
Ale teraz przejdę do tego, co mnie najbardziej w tym interesuje.
Otóż model w którym istnieją tylko kule jest wg. mnie zbyt
odrealniony, zbyt ubogi, by precyzyjnie pokazywać zachowania
międzyludzkie i to, w jaki sposób rodzi się w nich cierpienie.
Spójrzmy np. na kwestię symetrii - zobacz, że w tym modelu
bardzo słabo zarysowana jest kwestia nierówności stron. Rozpatrując
sytuację dwóch kul możemy odnieść wrażenie, że obie w zasadzie
funkcjonują na takich samych prawach i mają takie same możliwości.
Nie istnieją żadne dodatkowe, np. zewnętrzne ograniczenia.

A mnie właśnie interesuje dużo bardziej rozważanie sytuacji, w której
ruchy obu kul są bardzo ograniczone już na wstępie, a ograniczenia te
nie są bezpośrednio pochodną sprężyny. Wprowadziłbym więc do modelu
dodatkowy możliwie prosty element - prostokątne pudełko i założenie,
że kule poruszają się wewnątrz niego. Sprężyna w stanie spoczynku ma
rozmiary
porównywalne z bokiem pudełka. Jest to sytuacja, w której obie kule na
wstępie nie mogą się bawić w radosny taniec na dużym parkiecie
(drgania harmoniczne i pirułety - czyż to nie jest dobry model tańca ?) ;).

Wyodrębniłbym tu dwa bardzo istotne i przeciwstawne typy zachowań,
które wg. mnie już bardzo zblizają model do rzeczywistości:

1. Dzięki MODYFIKACJI PREFERENCJI co do długości sprężyny kule
mogą bardzo istotnie zmienić swoją sytuację, swobodę ruchu - na lepsze.
Obopólna decyzja o skróceniu sprężyny i realizacja tego założenia może
dać możliwość dosć swobodnego tańca ;).
2. Kula może też uzyskać większą swobodę ruchu KOSZTEM DRUGIEJ KULI
utrzymując ją w rogu, czyli wykorzystując zewnetrzne ograniczenia
to tego, by trzymać ją w szachu. Jest to sytuacja, w której
jedna kula NIE PODEJMUJE WYSIŁKU MODYFIKACJI preferencji i wieczny
problem mijania się w wąskim korytarzu rozwiązuje właśnie
w ten sposób - nie dopuszcza doń drugiej strony.

Ten drugi opis ma pewną wadę, bo asymetria wydaje się tu zbyt rażąca.
Ale tak jest tylko z pozoru - w takim układzie żadna z kul nie ma swobody
ruchów. "Agresor" musi wiecznie pilnować odległości a "ofiara" będzie
wiecznie na niego napierać. Można by nawet powiedzieć że obie kule
wpadną w pewien schemat ruchów. Można też próbować znaleźć w tym szansę
na pewną równowagę: każda z kul na stałe zarezerwuje sobie pewien rewir
- jedna będzie przebywać w obszarze centralnym (np. kobieta w domu),
a druga będzie się poruszać jedynie "na obrzeżach" - od rogu do rogu
(facet - pracoholik pojawiający się w domu po to, by usiąść przy stole
na wyznaczonym miejscu, potem przesunąć się do łóżka a potem zaraz zmykać
z powrotem do roboty). Jest to sytuacja w której obie kule znajdują
sposób na realizację, ale jednocześnie może istnieć stałe silne napięcie,
a kule słabo współdzielą przestrzeń życiową.

Ale to już bardzo małżeńskie podejście.
Wracając do kwestii łowcy ...
Wbijam szpilę ...

Sam fakt, że niektórzy ludzie rozważają w dojrzałym wieku kwestie damsko
męskie w ramach modelu, w którym nie zakładają dodatkowych ograniczeń
oznacza właśnie wg. mnie to, że nie dopuszczają myśli o ZMIANIE WŁASNYCH
PREFERENCJI i starają się rzeczywistość przedstawiać tak, jakby były
one na sztywno, z zewnątrz ustalone i niezmienne. Jest to pewien wymiar
ich egoizmu. Niedopuszczanie myśli o innych ograniczeniach niż sprężyna
pokazuje to, w jaki sposób zdejmują z siebie odpowiedzialność za to,
że druga kula tkwi bezradna w rogu. Udają, że nie mają z tym nic
wspólnego ;))).
Jednak jest to punkt widzenia typowy tylko dla kuli, która nauczyła się
zapędzać inne kule w róg - czyli nimi manipulować przy wykorzystaniu
własnej przewagi w "wiedzy o sprężynach". A ten wątek służy właśnie
głównie wymianie takiej "wiedzy" ;)))


Flyer

unread,
Feb 13, 2005, 2:55:45 PM2/13/05
to
Przemysław Dębski; <cukctr$me$1...@news.onet.pl> :

>
> Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
> news:cujhln$i0t$1...@nemesis.news.tpi.pl...
>
> > Bo jest [organem] - mózgiem - różnica tkwi w dostrzeganiu bodźców o
> > mniejszym stopniu pewności - powiedzmy normalnie dostrzegasz bodźce o
> > stopniu pewności [powiedzmy] 70-90% i od razu jej werbalizujesz
> > jednoznacznie, natomiast dostrzegając bodźce o stopniu pewności
> > [powiedzmy] 30% z jednej strony je "dostrzegasz" z drugiej nie możesz
> > zwerbalizować, bo werbalizacja jest przypisana [powiedzmy] zakresowi
> > niepewności od 70 do 90%.
>
> Co do jednego się zgodzę. Organ ten zawiera równiez mózg. Ale nie tylko. Już
> mówię do czego zmierzam.
> Jesteśmy przyzwyczajeni do rozdzielania interpretacji bodźców z
> poszczególnych zmysłów w świadomości. Jeśli patrzysz na drzewo i słyszysz
> jego szum - to odróżniasz szum od tego co widzisz, dopiero że tak powiem na
> wyższym poziomie następuje skojarzenie szumu z widokiem w nazwę drzewo. Niby
> oczywiste. To co słyszysz to nie to samo co widzisz mimo że pochodzi z tego
> samego źródła. Ale załóżmy, ze nagle nasze drzewo zaczęło .... gdakać :)
> Widzisz drzewo, słyszysz gdakanie - ale nie widzisz kury :) Pojawia się
> dysonans - coś jest nie tak. Przykład z gdacząym drzewem - dotyczył rzeczy
> które są nam dobrze znane. Każdy widział kiedyś drzewo i ma świadomość, że
> ono nie gdacze :)

Zły przykład. Tak na marginesie - moja wypowiedź była uproszczeniem,
więc jeżeli chcesz uderzyć w uproszczenie, to masz małe szanse na
przekonanie mnie. ;)

A zły [przykład] dlatego, że słuch i wzrok ODDZIELNIE interpretują
bodźce - skoro patrzysz się na drzewo, to żeby wywołać Twój dysonans
drzewo musiałoby zacząć chodzić. Natomiast sam dźwięk gdakania musiałby
być ZGODNY z wzorcem szumu liści, żebyś zaczął coś podejrzewać [czyli
doznał podwójnego dysonansu wynikającego z nałożenia się niespotykanego
wzorca gdakania z dźwiękiem dotychczas odpowiadającym temu wzorcowi -
czyli szumem] Bez tego po prostu zacząłbyś szukac kury, ale nie
kojarzyłbyś braku kury z drzewem.

> Ów szósty zmysł - to moim zdaniem dysonanisik tego rodzaju odbywający się na
> poziomie nieświadomości.

Chyba zacznę pić - w poprzednim poście piszesz o "organie", pod wpływem
mojego "błędu" [;)] nagle zauważasz, że to zwykły dysonans. Bardzo
"intencjonalny" musisz być w zwykłym realnym życiu, a ja myślałem że to
ja mam z tym problem. :)

> Dotyczy on rzeczy na które nie zwracamy świadomie
> uwagi. Kiedyś napisałem tu post, o kepce drzew na środku pola - która
> budziła grozę "niewiadomo dlaczego". Poprostu w całej tej sceneri
> nieświadomość doskonale wiedziała "co jest nie tak" -

;)))) Popatrz na różne fobie - istnieje fobia na kępkę drzew?, a może
jednak istnieje fobia na otwartą przestrzeń? - owa kępka drzew
umożliwiła Ci zauważenie niepokoju wywołanego otwartą przestrzenią, a Ty
zamiast skorzystać z tego i się douczyć obarczyłeś JEDYNY dający się
zwerbalizować element winą za SWÓJ stan. ;)

> a świadomość z braku
> wiedzy "co jest nie tak" zinterpretowała alarm od nieświadomości jako
> zagrożenie i wyprodukowała strach. Zresztą wszelkie dobrej jakości horroy
> bazują na tym mechaniźmie - wiesz że coś się stanie - ale nie wiesz co -
> mimo że wszystkie znaki (w przypadku filmu manipulacja poprzez muzykę)
> wskazują że coś się zaraz stanie ... > a tu nagle z szafy wyskakuje kot

> (standardowy motyw :) ) [...]

Z punktu widzenia ludzkiego mózgu już się stało --> muzyka wywołała
efekt, a wyskoczenie kota z szafy ten efekt tylko "podbiło".

Przemysław Dębski

unread,
Feb 13, 2005, 4:39:24 PM2/13/05
to

Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:cuobk6$n6m$1...@nemesis.news.tpi.pl...

> Zły przykład. Tak na marginesie - moja wypowiedź była uproszczeniem,
> więc jeżeli chcesz uderzyć w uproszczenie, to masz małe szanse na
> przekonanie mnie. ;)

Alez w którym momencie uderzam w Twoje uproszczenie ? Przedstawiłem swoją
"wersję wydarzeń". A skoro rozmawiamy nieco na marginesie ... to nawet nie
za bardzo było w co uderzać :) No bo w co ? W procentową zawrtość pewności
bodźców jako wytłumaczenie przeczuć ?:)) Może i była w tym jakaś myśl,
której nie wyczułem, ale to tak jakby ustosunkowywać się do "Pana Tadeusza"
nie czytając go, za to znając jednozdaniowe streszczenie "Tadusz hajtnął się
z Zośką, w czym pomógł ks.Robak" :))

> A zły [przykład] dlatego, że słuch i wzrok ODDZIELNIE interpretują
> bodźce - skoro patrzysz się na drzewo, to żeby wywołać Twój dysonans
> drzewo musiałoby zacząć chodzić. Natomiast sam dźwięk gdakania musiałby
> być ZGODNY z wzorcem szumu liści, żebyś zaczął coś podejrzewać [czyli
> doznał podwójnego dysonansu wynikającego z nałożenia się niespotykanego
> wzorca gdakania z dźwiękiem dotychczas odpowiadającym temu wzorcowi -
> czyli szumem] Bez tego po prostu zacząłbyś szukac kury, ale nie
> kojarzyłbyś braku kury z drzewem.

Zgoda.

>> Ów szósty zmysł - to moim zdaniem dysonanisik tego rodzaju odbywający się
>> na
>> poziomie nieświadomości.
>
> Chyba zacznę pić - w poprzednim poście piszesz o "organie", pod wpływem
> mojego "błędu" [;)] nagle zauważasz, że to zwykły dysonans. Bardzo
> "intencjonalny" musisz być w zwykłym realnym życiu, a ja myślałem że to
> ja mam z tym problem. :)

A pij. Może wtedy zauważysz, że mózg+oko=organ wzroku, mózg+nos=organ węchu,
mózg + {conajmniej dwa dowolne zmysły} = organ szóstego zmysłu. ... Twoje
zdrowie :)

> Z punktu widzenia ludzkiego mózgu już się stało --> muzyka wywołała
> efekt, a wyskoczenie kota z szafy ten efekt tylko "podbiło".

Weź sobie jakąs ścieżkę dzwiękową z horroru i zobacz, czy od samej muzyki
będziesz miał jakies emocje poza doznaniami estetycznymi. Weź sobie puść ten
sam horror z wyłaczonym dzwiękiem, za to z napisami - dobranoc :)
To co widzisz naprowadza Cię na konkret - to co słyszysz prowokuje emocje
podkładane pod koknkret. Jedno bez drugiego nie wywoła efektu.

Slawek [am-pm]

unread,
Feb 13, 2005, 6:04:08 PM2/13/05
to
"Redart" <red...@op.pl> napisał w wiadomości
news:cunhvb$b5a$1...@news.onet.pl...

> W tym miejscu się włączę.


Bardzo się cieszę, chociaż wolałbym nieco inne miejsce...

Tymczasem jednak wpadlem w kolejny wir, odpowiem
za kilka(naście???) dni - Tobie, Tycztomowi, Przemkowi
(i komu tam jeszcze zdołam).

--
Sławek


Flyer

unread,
Feb 13, 2005, 6:05:36 PM2/13/05
to
Przemysław Dębski; <cuohea$aat$1...@news.onet.pl> :

>
> Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
> news:cuobk6$n6m$1...@nemesis.news.tpi.pl...
>
> > Zły przykład. Tak na marginesie - moja wypowiedź była uproszczeniem,
> > więc jeżeli chcesz uderzyć w uproszczenie, to masz małe szanse na
> > przekonanie mnie. ;)
>
> Alez w którym momencie uderzam w Twoje uproszczenie ?

To był czas przyszły - żebyś zbytnio nie marnował czasu - i znów wyszło
nie tak jak trzeba. ;)

[...]

> > Z punktu widzenia ludzkiego mózgu już się stało --> muzyka wywołała
> > efekt, a wyskoczenie kota z szafy ten efekt tylko "podbiło".
>
> Weź sobie jakąs ścieżkę dzwiękową z horroru i zobacz, czy od samej muzyki
> będziesz miał jakies emocje poza doznaniami estetycznymi. Weź sobie puść ten
> sam horror z wyłaczonym dzwiękiem, za to z napisami - dobranoc :)
> To co widzisz naprowadza Cię na konkret - to co słyszysz prowokuje emocje
> podkładane pod koknkret. Jedno bez drugiego nie wywoła efektu.

Doznia estetyczne - to tak teraz nazywa się "emocje" [niepokój] nie
dające się zwerbalizować? Nie wiedziałem. ;) Na nic mnie nie naprowadza
- po prostu wywołuje niepokój niezależnie od "kota wyskakującego z
szafy", czyli niepokój już jest. Ty dopisujesz do tego humanistyczną
racjonalizcję pt. człowiek jest zdenerowany [odczuwa niepokój] bo
przeczuwa/wie, że coś się stanie, tymczasem on odczuwa tylko i wyłącznie
niepokój wywołany muzyką - reszta jest racjonalizacją post factum [choć
liczoną w sekundach].

Przemysław Dębski

unread,
Feb 14, 2005, 3:43:38 AM2/14/05
to

Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:cuomh6$hgu$1...@atlantis.news.tpi.pl...

> Doznia estetyczne - to tak teraz nazywa się "emocje" [niepokój] nie
> dające się zwerbalizować? Nie wiedziałem. ;)

Takie tłumaczenie żeś se wymyślił - to sie teraz z nim bij :)

> Na nic mnie nie naprowadza
> - po prostu wywołuje niepokój niezależnie od "kota wyskakującego z
> szafy", czyli niepokój już jest. Ty dopisujesz do tego humanistyczną
> racjonalizcję pt. człowiek jest zdenerowany [odczuwa niepokój] bo
> przeczuwa/wie, że coś się stanie, tymczasem on odczuwa tylko i wyłącznie
> niepokój wywołany muzyką - reszta jest racjonalizacją post factum [choć
> liczoną w sekundach].

Ok. Ale pogadajmy o konkretach :) Film "Szczęki" i charakterystyczny motyw
"tudududu-tudududu" (TrenR by to lepiej zwerbalizował ) gdy płynie rekin -
ale jeszcze go na ekranie nie widać. Posłuchajmy tego kawałka z płyty CD -
bez filmu.. Motyw ten buduje napięcie, jest wstępem muzycznym do jakiegoś
hmmm rozwinięcia. W oderwaniu od "wizji" - masz świadomośc, że ewentualne
rozwinięcie nie może Cię zaskoczyć . Masz prawo spodziewać się "mocnego
uderzenia" za chwilę. A tu dupa. Dam sobie rękę uciąć - że w ścieżce
dźwiękowej rozwinięcia muzycznego tego motywu _nie_ma_. Nie wiem czy
zwróciłeś uwagę, jeśli dane Ci było słuchac soundtracków do "mocniejszych"
filmów, napięcie muzyczne nie jest nigdy rozwiązywanye w mocne uderzenie.
Posłuchaj sobie choćby ścieżki dzwiękowej do Gwiezdnych Wojen - ale nie tych
trzech oklepanych kawałków - tylko całości. Zobaczysz, że jest tak jak
piszę. Muzyka buduje napięcie, które następnie jest rozładowywane przez w
konkret widziany na ekranie. Muzyka w sensie takiej tylko do posłuchania
charakteryzuje się budowaniem napięcia - a następnie rozładowywaniem go w
główny motyw danego utworu- oczywiście nie każda i nie zawsze :) Moge Ci
strzelić wykładzik na ten temat na przykładzie konkretnych utworów - więc
lepiej mnie nie prowokuj :))

Przemysław Dębski

unread,
Feb 14, 2005, 4:00:12 AM2/14/05
to
Użytkownik "Przemysław Dębski" <po_z...@go2.pl> napisał w wiadomości
news:cupobt$c87$1...@mamut1.aster.pl...

Gwoli uzupełnienia. Napięcie budowane przez motyw muzyczny podczas oglądania
filmu - cały czas ma odzwierciedlenie w tym co oglądasz na ekranie - a
dokładniej w "niewiadomo co się zaraz stanie". Dlatego nie oczekujesz
rozwinięcia napięcia w "zajebisty motyw muzyczny" - tylko w "krwawą scenę
:)" na ekranie. Gdy słuchasz tylko muzyki nie podskoczysz ze strachu gdy
motyw budujący napięcie nagle zaniknie :) Oglądając w ten sposób
spreparowaną scenę - napięcie muzyczne kojarzone jest ze strachem poprzez to
co ogladasz. Tylko słuchając - nie odczujesz konkretnych emocji dopóki w
wyobraźnie nie powiążesz sobie ich z czymś tam w miarę realnym - odczujesz
wrażenia estetyczne co najwyżej :) Jeśli było by inaczej - to wszyscy Ci,
którzy słuchają muzyki podczas pracy lub innych czynnosci - lądowali by w
wariatkowie z podejrzeniem o jakąś psychozę maniakalną ... :)

Flyer

unread,
Feb 14, 2005, 7:35:20 AM2/14/05
to
Przemysław Dębski; <cupobt$c87$1...@mamut1.aster.pl> :

> Ok. Ale pogadajmy o konkretach :) Film "Szczęki" i charakterystyczny motyw
> "tudududu-tudududu" (TrenR by to lepiej zwerbalizował ) gdy płynie rekin -
> ale jeszcze go na ekranie nie widać. Posłuchajmy tego kawałka z płyty CD -
> bez filmu.. Motyw ten buduje napięcie, jest wstępem muzycznym do jakiegoś
> hmmm rozwinięcia.

Jest "wstępem" bo tak jest używany w filmach - czyli racjonalizujesz
funkcję na bazie opisu/używania, a nie na bazie faktycznej wartości.

> W oderwaniu od "wizji" - masz świadomośc, że ewentualne
> rozwinięcie nie może Cię zaskoczyć.

Zły przykład. ;) Akurat w tym przypadku muzyka jest wartością nadrzędną
[płetwa rekina jest podrzędna - nie jest nawet rozwinięciem] - osoba,
która nigdy nie miała kontaktu z rekinem prawdopodobnie na płetwę rekina
zareagowałaby zaciekawieniem - tutaj nie ma ŻADNEGO rozwinięcia a tylko
racjonalizacja i przeniesienie niepokoju wywołanego muzyką na nijaką
płetwę rekina - widok pnia płynącego rzeką też kojarzysz jednoznacznie z
krokodylem i uciekasz z krzykiem? :)

> Masz prawo spodziewać się "mocnego
> uderzenia" za chwilę. A tu dupa.

A fe, jaka żałosna racjonalizacja - niczego nie mam prawa się
spodziewać. W jakiejś komedii zresztą ten motyw został wykorzystany -
dwoje bohaterów jedzie samochodem, nagle pojawia się podnoszący emocje
motyw muzyczny, bohaterowie zastygają w oczekiwaniu najgorszego, a tu
dupa [jak sam napisałeś] - pojawia się autokar z ćwiczącą orkiestrą
symfoniczną. ;)

> Dam sobie rękę uciąć - że w ścieżce
> dźwiękowej rozwinięcia muzycznego tego motywu _nie_ma_. Nie wiem czy
> zwróciłeś uwagę, jeśli dane Ci było słuchac soundtracków do "mocniejszych"
> filmów, napięcie muzyczne nie jest nigdy rozwiązywanye w mocne uderzenie.
> Posłuchaj sobie choćby ścieżki dzwiękowej do Gwiezdnych Wojen - ale nie tych
> trzech oklepanych kawałków - tylko całości. Zobaczysz, że jest tak jak
> piszę. Muzyka buduje napięcie, które następnie jest rozładowywane przez w
> konkret widziany na ekranie. Muzyka w sensie takiej tylko do posłuchania
> charakteryzuje się budowaniem napięcia - a następnie rozładowywaniem go w
> główny motyw danego utworu- oczywiście nie każda i nie zawsze :) Moge Ci
> strzelić wykładzik na ten temat na przykładzie konkretnych utworów - więc
> lepiej mnie nie prowokuj :))

Mam wrażenie, że zgubiłeś własny tok myślenia, od którego wszystko się
zaczęło, więc przypomnę:

JD:

> Zresztą wszelkie dobrej jakości horroy
> bazują na tym mechaniźmie - wiesz że coś się stanie - ale nie wiesz co -
> mimo że wszystkie znaki (w przypadku filmu manipulacja poprzez muzykę)
> wskazują że coś się zaraz stanie ... > a tu nagle z szafy wyskakuje kot
> (standardowy motyw :) ) [...]

Ja:

> Z punktu widzenia ludzkiego mózgu już się stało --> muzyka wywołała
> efekt, a wyskoczenie kota z szafy ten efekt tylko "podbiło".

Moja uwaga dotyczyła:

- racjonalizacji pt. "wiesz, że coś się stanie", która wynika z
doświadczenia/opisu a nie z cech mózgu - czyli "nie wiesz" - wnosisz
tylko na bazie pewnej próby z pewnym prawdopodobieństwem [które z racji
bycia prawdopodobieństwem jest sprzeczne ze znaczeniem słowa "wiesz"]
lub/i racjonalizujesz emocje, których nie doświadczasz świadomie;
- sprzeczności pomiędzy faktem, że dla mózgu już się coś stało/dzieje, a
dla świadomości "coś się stanie";

Ja patrzę od strony mózgu - świadomość mam chwilowo w głębokim
poważaniu. ;)

Zakładam, że rozumujesz podobnie, toteż zapodałem powyższe, żebyś był
świadomy, że zaczęło się od Twojego sformułowania

Flyer

unread,
Feb 14, 2005, 7:35:15 AM2/14/05
to
Przemysław Dębski; <cupppf$g6$1...@mamut1.aster.pl> :

> Użytkownik "Przemysław Dębski" <po_z...@go2.pl> napisał w wiadomości
> news:cupobt$c87$1...@mamut1.aster.pl...
>
> Gwoli uzupełnienia. Napięcie budowane przez motyw muzyczny podczas oglądania
> filmu - cały czas ma odzwierciedlenie w tym co oglądasz na ekranie

Czyżbyś sobie zaprzeczał? ;) - w przedprzedostatnim poście pisałeś o
oglądaniu filmu bez dźwięku - skoro odzwierciedla czy ma rozwinięcie, to
dlaczego film bez dźwięku wywołuje senność - przynajmniej horror bez
dźwięku powinien być interesujący na poziomie filmu sensacyjnego?

> - a
> dokładniej w "niewiadomo co się zaraz stanie". Dlatego nie oczekujesz
> rozwinięcia napięcia w "zajebisty motyw muzyczny" - tylko w "krwawą scenę
> :)" na ekranie.

Błądzisz mój synu. ;)) Chyba muszę wyprowadzić definicję tzw. myślenia
abstrakcyjnego [bo do tego sprowadza się powyższa werbalizacja] -
człowiek ma zdolność tylko i wyłącznie do myślenia
materialnego/rzeczywistego/emocjonalnego, które dzięki mowie i zapisanym
konstrukcjom abstrakcyjnym jest w stanie "przedstawić" w formie
abstrakcyjnej.

Zrozum, że ani ja, ani Ty faktycznie NIC NIE OCZEKUJEMY, ani od filmu,
ani od muzyki - bierzesz muzykę, podnosi ona poziom niepokoju, poziomowi
niepokoju [w uproszczeniu] odpowiada konstrukcja abstrakcyjna werbalna
zapisana w innym miejscu mózgu [nazwę go śmietnikiem ;)] i wyciągam z
tego śmietnika zwerbalizowaną konstrukcję pt. "oczekuję/oczekiwałem".
Dokładnie gówno prawda, tłumaczenie post factum swojego stanu
emocjonalnego - TYLKO abstrakcyjne tłumaczenie.

> Gdy słuchasz tylko muzyki nie podskoczysz ze strachu gdy
> motyw budujący napięcie nagle zaniknie :) Oglądając w ten sposób
> spreparowaną scenę - napięcie muzyczne kojarzone jest ze strachem poprzez to
> co ogladasz.

Nie jest kojarzone - jest zupełnie oddzielnym procesem kojarzonym
"naokoło" dzięki wartości sygnału zwrotnego i wywołanemu niepokojowi -
równie dobrze może być kojarzone z kanapką z szynką, kąpielą, randką,
budzikiem, czystą kartką papieru - dwie zupełnie oddzielne funkcje
mające kontakt wyłącznie dzięki sygnałowi. Tzw. kojarzenie, to dla mnie
proces zdeterminowany, tymczasem żebyś Ty mógł "skojarzyć" w tym
przypadku musisz najpierw odpowiednio aktywować obszar wzroku, inaczej
motyw muzyczny będzie kojarzony z obrazem orkiestry, skrzypiec, trąbki
itd.

A co do muzyki - owszem można wywołać strach utrzymując dłuższy czas
pewien niepokojący motyw, wprowadzając bardziej drażniące dźwięki lub
podnosząc głośność.

> Tylko słuchając - nie odczujesz konkretnych emocji dopóki w
> wyobraźnie nie powiążesz sobie ich z czymś tam w miarę realnym - odczujesz
> wrażenia estetyczne co najwyżej :) Jeśli było by inaczej - to wszyscy Ci,
> którzy słuchają muzyki podczas pracy lub innych czynnosci - lądowali by w
> wariatkowie z podejrzeniem o jakąś psychozę maniakalną ... :)

Psychoza maniakalna to raczej stan, kiedy "stopień niepewności" zmienia
się od tych moich 50% do 90% - podnosząc wartość sygnału i wykorzystując
nieefektywność ludzkiego mózgu w pewnym momencie daje się wyodrębnić
grupa bodźców o wysokiej pewności [względnej, bo wynikające z
podniesienia wartości sygnału]. Natomiast słuchanie muzyki w pracy jest
formą znoszenia wartości sygnału poprzez wywołanie sygnału w innym
ośrodku - niestety prowadzi do uzależnienia i zapewne również do
"zmęczenia" i innych objawów czysto fizjologicznych. Możesz nawet zrobić
eksperyment - zabrać radia i zobaczyć jaka jest różnica we fluktuacji
lub scysjach biurowych - nie wywoła to oczywiście efektu na osobach
mających niski poziom niepokoju lub niepotrzebujących muzyki do
wyciszenia. Tak JD - osoby słuchające muzyki w robocie są "podejrzane",
choć jeszcze nie winne. ;)

Przemysław Dębski

unread,
Feb 14, 2005, 10:52:39 AM2/14/05
to
Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:cuqcs8$ghp$1...@nemesis.news.tpi.pl...

> Oczywiście, że się generuje. Inna sprawa, że punktem wyjścia do oceny
> jest opis stanu kierowcy - kierowca zmęczony słucha muzyki żeby nie
> zasnąć [wywołać niepokój utrzymujący stan czuwania], u kierowcy
> zdenerowanego [widokiem innych samochodów na przykład] lub tylko
> wypoczętego, muzyka podbija niepokój [zdenerwowanie], który objawia się
> w szybkiej jeździe, wymijaniu każdego napotkanego samochodu, spadku
> poziomu uwagi itd.

Kierowca zmęczony [jest] -> Nie zasnąć [docelowo]
Kierowca zdenerwowany [jest] -> rozładować stan [docelowo]
Kierowca wypoczęty [jest] - > zabawić się [docelowo]
Kierowca wypoczety [jest] -> multum możliwości [docelowo]

Za każdym razem występuje róznica pomiędzy stanem [jest] a stanem
[docelowo]. I "Libido emocjonalne" powstałe w wyniku muzyki, zostaje
odpowiednio ukierunkowane pod konkretny stan docelowy. Jednak co się dzieje
w wypadku, gdy cel nie jest traktowany świadomie jako cel - określmy to
słowem "wynik" i na dodatek jest to wynik dobrze znany. ? Tak przecierz jest
w przypadku oglądania "drastycznych scen" :) Na co wtedy kieruje się
pobudzone muzyką "libido emocjonalne" ? Z tego co zrozumiałem z Twoich
wywodów, bierze sobie najbardziej prawdopodobne "coś" ze "śmietnika" i na to
kieruje swoją siłę wodospadu - czyli na coś co pochodzi z wewnątrz. ...
tylko jakoś żadko spotykam się z sytuacją, gdy w kinie podczas jakiegoś
kulminacyjnego momentu "krwawego młotka w akcji pod prysznicem"
podbudowanego muzyką, ktoś nagle ni w pięć ni w dziesięć krzyczy
podekscytowany "Boże, jak ja nie cierpie walentynek !!!" :)

Przemysław Dębski

unread,
Feb 14, 2005, 8:28:01 AM2/14/05
to
Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:cuq5vd$r98$1...@atlantis.news.tpi.pl...

> Mam wrażenie, że zgubiłeś własny tok myślenia, od którego wszystko się
> zaczęło, więc przypomnę:

Nie tyle zgubiłem tok myślenia, co wybiegłem nieco w "przyszłość". Ale już
wracam.

> - sprzeczności pomiędzy faktem, że dla mózgu już się coś stało/dzieje, a
> dla świadomości "coś się stanie";

i

> > Z punktu widzenia ludzkiego mózgu już się stało --> muzyka wywołała
> > efekt, a wyskoczenie kota z szafy ten efekt tylko "podbiło".

Jesli dobrze rozumiem - to sugerujesz coś takiego:
W nieświadomości "stało się", a świadomośc odczuwając wygenerowane w
nieświadomości emocje może sobie interpretować "być może coś się stanie" z
takim czy innym prawdopodobieństwem ?

Nestępne pytanie jest przy założeniu, że dobrze zrozumiałem poetę tym razem.
Skoro muzyka sama w sobie wygenerowała powyższy stan, a nieszczęsny kot
jedynie go podbił, to wyjaśnij mi jak to się dzieje, że słuchając tej samej
muzyki np. w samochodzie, stan ten się nie wygeneruje ? Chyba że twierdzisz,
że się wygeneruje.

Flyer

unread,
Feb 14, 2005, 9:29:23 AM2/14/05
to
Przemysław Dębski; <cuq9bd$ht2$1...@mamut1.aster.pl> :

> Jesli dobrze rozumiem - to sugerujesz coś takiego:
> W nieświadomości "stało się", a świadomośc odczuwając wygenerowane w
> nieświadomości emocje może sobie interpretować "być może coś się stanie" z
> takim czy innym prawdopodobieństwem ?

Tak, tyle że nie jest to interpretacja [proces twórczy] ale mechaniczne
przywołanie pewnego abstrakcyjnego pojęcia - bez znajomości tego pojęcia
nigdy byś nie powiedział "być może coś się stanie".

> Nestępne pytanie jest przy założeniu, że dobrze zrozumiałem poetę tym razem.
> Skoro muzyka sama w sobie wygenerowała powyższy stan, a nieszczęsny kot
> jedynie go podbił, to wyjaśnij mi jak to się dzieje, że słuchając tej samej
> muzyki np. w samochodzie, stan ten się nie wygeneruje ? Chyba że twierdzisz,
> że się wygeneruje.

Oczywiście, że się generuje. Inna sprawa, że punktem wyjścia do oceny


jest opis stanu kierowcy - kierowca zmęczony słucha muzyki żeby nie
zasnąć [wywołać niepokój utrzymujący stan czuwania], u kierowcy
zdenerowanego [widokiem innych samochodów na przykład] lub tylko
wypoczętego, muzyka podbija niepokój [zdenerwowanie], który objawia się
w szybkiej jeździe, wymijaniu każdego napotkanego samochodu, spadku
poziomu uwagi itd.

Flyer

Flyer

unread,
Feb 14, 2005, 4:31:03 PM2/14/05
to
Przemysław Dębski; <cuqhri$qsv$1...@mamut1.aster.pl> :

> Kierowca zmęczony [jest] -> Nie zasnąć [docelowo]

docelowo --> zdenerwować się

> Kierowca zdenerwowany [jest] -> rozładować stan [docelowo]

docelowo --> bardziej się zdenerowować

> Kierowca wypoczęty [jest] - > zabawić się [docelowo]

docelowo --> rozładować stan zdenerowania albo bardziej atrakcyjne
zdenerwować się

> Kierowca wypoczety [jest] -> multum możliwości [docelowo]

j.w.

:))

Tak się zastanawiam, czy faktycznie istnieje "znoszenie się" czy tylko
wyższy stopień "zdenerowania"/niepokoju, dzięki któremu spada
recepcja/przenoszona jest uwaga na inne bodźce [tu dźwiękowe zamiast
wzrokowych]/ wyższy stopień niepokoju a co za tym idzie inny sygnał
uniemożliwa zadziałanie niektórych bodźców "denerwujących" - przy czym
wymiar bezwzględny niepokoju wzrasta zamiast spadać. Czyli nagminne
słuchanie muzyki prostą drogą do wariatkowa. ;)

> Za każdym razem występuje róznica pomiędzy stanem [jest] a stanem
> [docelowo]. I "Libido emocjonalne" powstałe w wyniku muzyki, zostaje
> odpowiednio ukierunkowane pod konkretny stan docelowy.
> Jednak co się dzieje
> w wypadku, gdy cel nie jest traktowany świadomie jako cel - określmy to
> słowem "wynik" i na dodatek jest to wynik dobrze znany. ? Tak przecierz jest
> w przypadku oglądania "drastycznych scen" :) Na co wtedy kieruje się
> pobudzone muzyką "libido emocjonalne" ? Z tego co zrozumiałem z Twoich
> wywodów, bierze sobie najbardziej prawdopodobne "coś" ze "śmietnika" i na to
> kieruje swoją siłę wodospadu - czyli na coś co pochodzi z wewnątrz. ...
> tylko jakoś żadko spotykam się z sytuacją, gdy w kinie podczas jakiegoś
> kulminacyjnego momentu "krwawego młotka w akcji pod prysznicem"
> podbudowanego muzyką, ktoś nagle ni w pięć ni w dziesięć krzyczy
> podekscytowany "Boże, jak ja nie cierpie walentynek !!!" :)

Akurat cytat o śmietniku dotyczył "oczekiwania, że coś się stanie", a
nie wywołania drugiego bodźca w innym ośrodku mózgu - w tym momencie
wzroku. Czyli dotyczył sytuacji, kiedy muzyka sobie leci a przed jej
końcem pyta się widzów o odczucia. Ja nie neguję tego, że wzrok ma
udział w oglądaniu horroru, ale uważam, że:
a. wzrok i słuch są to dwa oddzielne procesy itd.
b. wzrok ma we współczesnych horrorach poślednią rolę - po odpowiedniej
muzyce możesz równie dobrze pokazać kopertę z przelewem emerytury, jak i
zakrwawiony młotek. ;)

Przemysław Dębski

unread,
Feb 15, 2005, 3:29:56 AM2/15/05
to

Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:cur5bs$j12$1...@atlantis.news.tpi.pl...

> Tak się zastanawiam, czy faktycznie istnieje "znoszenie się" czy tylko
> wyższy stopień "zdenerowania"/niepokoju, dzięki któremu spada
> recepcja/przenoszona jest uwaga na inne bodźce [tu dźwiękowe zamiast
> wzrokowych]/ wyższy stopień niepokoju a co za tym idzie inny sygnał
> uniemożliwa zadziałanie niektórych bodźców "denerwujących" - przy czym
> wymiar bezwzględny niepokoju wzrasta zamiast spadać. Czyli nagminne
> słuchanie muzyki prostą drogą do wariatkowa. ;)

Przyznam, że nie wiem co masz na myśli :)

> [...] Ja nie neguję tego, że wzrok ma


> udział w oglądaniu horroru, ale uważam, że:
> a. wzrok i słuch są to dwa oddzielne procesy itd.

No nareszcie :) Ja własnie tak nie uważam. Teraz mniej więcej wiesz do czego
się odnosiłem, gdy "się pogubiłem" ? :) Wzrok i słuch i czym tam jeszcze
czlowiek percepuje, same w sobie są to odzielne procesy. Ale tylko w
znaczeniu hmmm fizjologicznym. Natomiast umysł interpretuje bodziec z danego
zmysłu, w kontekscie bodźców z innych zmysłów. Dlatego, jeśli kopiesz
staruszkę i ona krzyczy - wszystko gra. Jeśli jednak nie kopiesz staruszki,
a ona krzyczy jakby była kopana - to zastanawiasz się "co jest nie tak".

> b. wzrok ma we współczesnych horrorach poślednią rolę - po odpowiedniej
> muzyce możesz równie dobrze pokazać kopertę z przelewem emerytury, jak i
> zakrwawiony młotek. ;)

Się mylisz :) Ciekawe dlaczego w "Obcym", nasza biedna Ripley uganiała się
za kosmicznym stworem, zamiast za kopertą z przerażająco niska emeryturą ?

Flyer

unread,
Feb 15, 2005, 5:44:05 AM2/15/05
to
Przemysław Dębski; <cusbtc$2bnp$1...@mamut1.aster.pl> :

>
> Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
> news:cur5bs$j12$1...@atlantis.news.tpi.pl...
>
> > Tak się zastanawiam, czy faktycznie istnieje "znoszenie się" czy tylko
> > wyższy stopień "zdenerowania"/niepokoju, dzięki któremu spada
> > recepcja/przenoszona jest uwaga na inne bodźce [tu dźwiękowe zamiast
> > wzrokowych]/ wyższy stopień niepokoju a co za tym idzie inny sygnał
> > uniemożliwa zadziałanie niektórych bodźców "denerwujących" - przy czym
> > wymiar bezwzględny niepokoju wzrasta zamiast spadać. Czyli nagminne
> > słuchanie muzyki prostą drogą do wariatkowa. ;)
>
> Przyznam, że nie wiem co masz na myśli :)

Tak sobie rozwijam moje pomysły. Nie wiem, czy koniecznie chcesz
zrozumieć ten brudnopis, ale głównie chodzi o to, że z punktu widzenia
fizjologii [i mojego własnego oczywiście ;)] muzyka nie uspokaja - jest
substytutem papierosa, działki, setki - działa poprzez zmianę
charakterystyki układu, ale nie przez jego wyciszenie.

> > [...] Ja nie neguję tego, że wzrok ma
> > udział w oglądaniu horroru, ale uważam, że:
> > a. wzrok i słuch są to dwa oddzielne procesy itd.
>
> No nareszcie :) Ja własnie tak nie uważam. Teraz mniej więcej wiesz do czego
> się odnosiłem, gdy "się pogubiłem" ? :) Wzrok i słuch i czym tam jeszcze
> czlowiek percepuje, same w sobie są to odzielne procesy. Ale tylko w
> znaczeniu hmmm fizjologicznym.

Jak najbardziej praktycznym, nie tylko fizjologicznym.

> Natomiast umysł interpretuje bodziec z danego
> zmysłu, w kontekscie bodźców z innych zmysłów.

Czyli najpierw musi zajść pewne zdarzenie w innym zmyśle, żeby wyszła
jakaś określona "interpretacja". Zauważ podrzędność interpretacji
uzyskanej w taki sposób. Gdyby nie zaszło zdarzenie a, którego nie
potrafisz zwerbalizować, to niedostępna by była werbalizacja zdarzenia b
w uzyskanej formie.

> Dlatego, jeśli kopiesz
> staruszkę i ona krzyczy - wszystko gra. Jeśli jednak nie kopiesz staruszki,
> a ona krzyczy jakby była kopana - to zastanawiasz się "co jest nie tak".

Tak, tyle że krzyk jest już formą "werbalizacji" - czyli jest czynnikiem
b, a nie a. Mi chodzi bardziej o coś takiego - np. powszechnie się
uważa, że samiec broni stada złożonego z samic - a teraz wprowadź
czynnik a, czyli samice - czyli samiec jest wkurwiony obecnością samic,
ale nie potrafi zwerbalizować tego stanu [pomijając "znoszący" efekt
seks] i atakuje wszystko, co daje się zwerbalizować --> tu inne samce.
Zobacz jaki ładny przepis na unikanie przemocy domowej ;) --> wystarczy
wyeliminować samice albo [co trudniejsze] uświadomić samcowi negatywny
wpływ samic na jego zachowanie i/lub podawać odpowiednie leki [utopią
jest natomiast cywilizowane i humanistyczne tłumaczenie, że przemoc jest
be]. ;)))) Tu ma zastosowanie ta moja psychotyczna definicja, która
nawet w formie ogólnoprzyjętej zakłada brak kontaktu z rzeczywistością,
a brak zdolności do odczytywania procesów leżących u podłoża zachowania
takim brakiem właśnie jest.



> > b. wzrok ma we współczesnych horrorach poślednią rolę - po odpowiedniej
> > muzyce możesz równie dobrze pokazać kopertę z przelewem emerytury, jak i
> > zakrwawiony młotek. ;)
>
> Się mylisz :) Ciekawe dlaczego w "Obcym", nasza biedna Ripley uganiała się
> za kosmicznym stworem, zamiast za kopertą z przerażająco niska emeryturą ?
> :)

No dobrze - nie we wszystkich - ale np. "Szczęki" bez dźwięku byłyby
filmem o pływającym burku. ;)

Przemysław Dębski

unread,
Feb 15, 2005, 8:44:27 AM2/15/05
to

Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:cusjra$d8j$1...@atlantis.news.tpi.pl...

Do reszty ustosunkuję się nieco później (jesli starczy mi zacięcia :)) )

> Czyli najpierw musi zajść pewne zdarzenie w innym zmyśle, żeby wyszła
> jakaś określona "interpretacja". Zauważ podrzędność interpretacji
> uzyskanej w taki sposób. Gdyby nie zaszło zdarzenie a, którego nie
> potrafisz zwerbalizować, to niedostępna by była werbalizacja zdarzenia b
> w uzyskanej formie.

Nadinterpretujesz :) Wszelka tzw. interpretacja polega na dopasowywaniu do
wzorca. Załóżmy, że stoi przed Tobą butelka coca-coli. Otwierasz i pijesz.
Co się tak naprawdę stało. Zobaczyłes butelkę z płynem z napisem coca-cola.
To pierwsze skojarzenie ze wzorcem. Zacząłeś ją pić a smak i zapach pasował
do wzorca - dlatego nie przestałes pić - to drugie skojarzenie ze wzorcem,
ale już będące zupełnie poza świadomością i wykonane przy pomocy innych
zmysłów. Aby określić czy to coca-cola, wystarczyło abyś zobaczył coś co na
oko wygląda jak coca-cola - ale jest to tylko określenie na poziomie
świadomości. Gdyby jednak zamiast coca-coli w naszej butelce był bardzo
podobny z wyglądu olej silnikowy - pewnie przestałbyś pić. Co to ma do
rzeczy ? :)
Otóż wszelkie wzorce czegoś tam, istnieją w kontekście wszelkich zmysłów
przy pomocy których ów wzorzec był tworzony.
Jeśli coś co percepujemy, jest zgodne z nieświadomym wzorcem - to umysł nie
generuje emocji mających zwrócić nasza uwagę że coś jest nie tak. Pijesz
sobie tę coca-cole i nic szczególnego się nie dzieje. Gdy jednak pijesz olej
silnikowy, bo jesteś na oko przekonany że to coca-cola - to umysł percepując
smak i zapach spożywanego preparatu wygeneruje emocje pt. coś jest nie tak.
A gdy do Twojej świadomości dojdzie co konkretnie jest nie tak, gdy
uświadomisz sobie że pijesz jakieś "świństwo" - to zaczniesz się krztusić i
pluć na wszelkie strony. Jeszcze inaczej. Stoi przed Tobą butelka z wodą.
Jak się domyślasz - mam dla Ciebie zadanie pt.napij się tej wody :) Jeśli
woda wyglada jak woda - pewnie się napijesz. I jeśli nie będzie miała smaku
(jak to woda) - to pewnie nie zwrócisz uwagi na jej smak. Ale gdyby nasza
woda miała smak coca-coli, to umysł wygenerowałby emocje "coś jest nie tak",
ale ponieważ smak coca-coli jak i wody pasuje do wzorca "czegoś do picia" -
wygenerowane emocje nie powodowałyby obrzydzenia (jak w przypadku oleju), a
zdziwienie "ki diabeł ? Przeźroczysta coca-cola ?". A więc dopasowywujemy do
wzorca (interpretujemy) wszystkimi zmysłami, którymi wzorzec został
"zbudowany". Niekoniecznie musimy robić to świadomie. Natomiast jesli w tym
co interpretujemy, jest coś co ewidentnie nie pasuje do wzorca - natychmiast
zostajemy o tym poinformowani. Przeważnie wydaje nam się, że interpretujemy
tylko doznania wzrokowe, a ewentualne bodźce z innych zmysłów to tylko tak
czasami - ale ogólnie bardzo rzadko :) Nic bardziej mylnego :) Poprostu
interpretacja bodźców wzrokowych jest bardzo skuteczna. Trudno, by widząc
coca-colę pomylić ją z koniem naprzykład :) I jesli inne zmysły nie będa
miały nic "przeciw" interpretacji, że spożywamy coca-colę - to nawet do
naszej świadomości nie dojdzie fakt, że owa butelka z płynem była poddana
dogłębniejszemu sprawdzeniu poprzez nieświadomość z użyciem innych zmysłów
niż wzrok i na tym poziomie też została dopasowana do wzorca. W tej sprawie,
chciałbym przedstawić kolejny dowód, jeśli wysoki sąd nie jest jeszcze
znudzony. Załózmy, że tym razem jemy sobie obiad. Obiad jak to obiad,
pyszny - a na dodatek jest niedziela, i przy stole siedzi cała rodzina. Gdy
nagle, jeden z członków naszej rodziny zaczyna opowiadać: "widziałem
ostatnio film na diskowery - że u jakichś chińczyków, to sa restauracje
gdzie podaje się zywe robale do jedzenia". Ciotka puszcza pawia - co zresztą
było do przewidzenia (ona zwsze jakaś dziwna była) :) Ale zaraz. Co tu sie
stało ? Ciotka zawsze była głupia, ale nikt na boga, nie posądza jej by
kiedykolwiek jadła robale. Skąd ten odruch wymiotny ? Umysł, cały czas
siedział cicho, nie protestując przed smakiem kotleta schabowego. Ciocia,
mieląc kotleta w paszczy, cały czas go czuła fizycznie, językiem,
podniebieniem ... _nie_zastanawiając_się_ co je - wystarczał brak sprzeciwu
ze strony nieświadomości. Skojarzenie posiłku z robalami wywołało sprzeciw
zmysłu _czucia_. O ile mam świadomość, że jem kotleta, to nie zastanawiam
się nad tym co czuję w gębie. Ale gdy świadomośc wyobraziła sobie, że czuję
w swojej gębie pełzające insekty i na dodatek dochodzi do mnie że tak
naprawdę nie wiem co przeżuwam bo nie widzę co mam w gębie aby
zweryfikować - to produkują się emocje w konsekwencji których ciocia puszcza
pawia. Zobacz. Kto by pomyślał, że czucie (w sensie dotyku) jest zmysłem,
którego bodźce są interpretowane podczas spożywania posiłku.

Teraz. Moja teza, dotycząca przeczuć, odnosiła się do sytuacji, gdy
nieświadomie percepujesz otoczenie i w wyniku nieuświadomionego
niedopasowania do wzorca powstaje "alarm". Ale ponieważ wszystko dzieje się
w nieświadomości - nie jesteś w stanie skojarzyć owego alarmu z konkretną
sytuacją/bodźcem. Może to będzie przykłąd trochę nieadekwatny, bo w końcu w
przykładzie dojdziemy do tego "co było nie tak", ale chyba dobrze pokaże o
co mi chodzi. Jesli długo jeździsz samochodem, po tej samej trasie -
powiedzmy z pracy do domu, to nie zastanawiasz się nad drogą, którędy jechać
itd ... jedziesz tą samą trasą i koncentrujesz sie co najwyżej na
prawidłowym wykonaniu manewrów. Trasę dobierasz nieświadomie. I teraz. Z
naprzeciwka jedzie wprost na Ciebie inny samochód - do tego mrugając
światłami i trąbiąc. Wszyscy dookoła też trąbią i pukają się w głowę. Do
Twojej świadomości dochodzi, że coś jest nie tak. Ale nie wiesz co.
Zaczynasz się _denerwować_, myślisz sobie "popieprzyło ich wszystkich ?" .
Dopiero po jakimś czasie okazuje się że jechałes
pod prąd. Poprostu zmieniono status ulicy na jednokierunkową. Myśląc że jest
wszystko w porządku jechałes nieświadomie na pamięć. Oczywiście to czysta
abstrakcja, ale pokazuje reakcję człowieka, gdy nie wie on, co jest powodem
alarmu - gdy tylko ów alarm "słyszy". Najczęściej popada się wtedy w
racjonalizację. Gdy alarm niewiadomo skąd pojawia się na drodze, to człowiek
racjonalizuje go np. "zaraz będzie wypadek" - gdy tymczasem alarm ów może
być wywołany czymś zupełnie nie związanym z "jazdą". Jedziesz sobie na drugi
kraniec polski myśląc o niebieskich migdałach. Zaczyna zapadać zmrok.
Przejeżdżasz przez wieś, w której w żadnym z okien nie pali się światło,
latarnie uliczne są wyłączone i nie widac żywego ducha na ulicy. Ty myślisz
sobie o niebieskich migdałach, ale nieświadomie interpretujesz to co
widzisz. Początkowo niepokój nie dociera do Ciebie. Ale za chwilę zaczyna
docierać - problem w tym że przez ową wieś już przejechałeś i nie widzisz
"co jest nie tak". Co sobie wymyślisz na uracjonalizowanie owego niepokoju
to insza inszość, ale z racji charakteru zespołu bodźców, który wywołał ten
niepokój - podejrzewam, że zaczną Cię dręczyć horrorowo-wilkołate-z-lasu
myśli :)

Flyer

unread,
Feb 15, 2005, 6:19:13 PM2/15/05
to
Przemysław Dębski; <cusu9l$2sl1$1...@mamut1.aster.pl> :

>
> Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
> news:cusjra$d8j$1...@atlantis.news.tpi.pl...
>
> Do reszty ustosunkuję się nieco później (jesli starczy mi zacięcia :)) )
>
> > Czyli najpierw musi zajść pewne zdarzenie w innym zmyśle, żeby wyszła
> > jakaś określona "interpretacja". Zauważ podrzędność interpretacji
> > uzyskanej w taki sposób. Gdyby nie zaszło zdarzenie a, którego nie
> > potrafisz zwerbalizować, to niedostępna by była werbalizacja zdarzenia b
> > w uzyskanej formie.
>
> Nadinterpretujesz :) Wszelka tzw. interpretacja polega na dopasowywaniu do
> wzorca. Załóżmy, że stoi przed Tobą butelka coca-coli. Otwierasz i pijesz.
> Co się tak naprawdę stało. Zobaczyłes butelkę z płynem z napisem coca-cola.

Tylko najpierw muszę zauważyć tę butelkę - a nie zauważę jej
[świadomie], nawet jeżeli będzie stała mi przed nosem jeżeli nie
zostanie wyzwolony odpowiedni poziom niepokoju odpowiadający sygnałowi
zapisu x bodźców [bo nie jest to funkcja 1 [stan] -->1 [elementów], ale
może być to funkcja 1 --> 100/1000/10 000]. Oczywiście, może być tak
[ale nie musi], że to nie jakiś czynnik zewnętrzny wyzwoli stan, ale
cechy coli, czyli materiał, kolor, kształt, faktura, naklejka, gra
świateł, ale --> one też najpierw wywołują stan, a później nastepuje
skojarzenie fizycznie istniejącego stanu z abstrakcyjną konstrukcją pt.
cola, przy czym widok coli może np. spowodować chęć napicia się coli,
ale równie dobrze chęć napicia się herbaty, wyjścia do toalety, czy
patrzenia na zegarek. Nie zdarzało Ci się nigdy "nie-zauważyć" czegoś co
stało na wprost Ciebie lub czego szukałeś - wiem - humanistyczne -
"nie-zauważyłem" i niby wszystko jasne. ;)

> To pierwsze skojarzenie ze wzorcem.

Tu nie ma wzorca - wzorzec to zbyt duże słowo - jest zestaw sygnałów
odpowiadających odbiorowi NIEKTÓRYCH cech przedmiotu [butelki z colą].

> Zacząłeś ją pić a smak i zapach pasował
> do wzorca - dlatego nie przestałes pić - to drugie skojarzenie ze wzorcem,

Zacząłeś pić, bo zaczęła działać kofeina ["emocje], czułeś słodki smak
["emocje"], czułeś kwaśny smak ["emocje"] i czułeś bąbelki ["emocje"],
może widziałeś kolor [emocje] i "słyszałeś" bąbelki itd. Zapominasz o
momencie, kiedy pierwszy raz spróbowałes koli i nic nie wiedziałes nt.
"wzorca", a jednak piłeś - różnica polega tylko na tym, że teraz jesteś
w stanie zwerbalizować dlaczego pijesz - "bo lubię kolę" [:)))], podczas
kiedy wcześniej nawet nie potrafiłbyś powiedzieć dlaczego pijesz. ;)
Pijesz nie dlatego, że jest to zgodne ze wzorcem - zgodność ze wzorcem
jest werbalizacją "post factum" - tym brakiem kontaktu z rzeczywistością
u każdego człowieka [chyba, że uznać, że jakimś cudem procesy wewnętrzne
człowieka i bodźce niewerbalizowalne nie przynależą do rzeczywistości
;)].

> ale już będące zupełnie poza świadomością i wykonane przy pomocy innych
> zmysłów.

Niby powinienem się zgodzić, ale się nie zgodzę, bo mz. wychodzisz od
zupełnie innego modelu - te procesy będące poza świadomością warunkują
Twoje czynności, jak również różne wersji werbalizacji - one są na
pierwszym planie, one decydują w pierwszej kolejności o efekcie.

Pominę rozważania nt. tego, że sama werbalizacja też może wywołać
emocje, ale w przykładach stosowanych w tym wątku wolę żebyśmy założyli,
że stan początkowy był stanem zerowym [wygaszenie wszelkiego niepokoju].

> Aby określić czy to coca-cola, wystarczyło abyś zobaczył coś co na
> oko wygląda jak coca-cola - ale jest to tylko określenie na poziomie
> świadomości. Gdyby jednak zamiast coca-coli w naszej butelce był bardzo
> podobny z wyglądu olej silnikowy - pewnie przestałbyś pić. Co to ma do
> rzeczy ? :)

To, że żeby zacząć pić należy najpierw:
a. zauważyć butelkę
b. skierować na nią uwagę

Myślisz, że do tego wystarczy "lubię colę"? A skąd niby ma się wziąść to
"lubię colę" - nie, samo z siebie nie pojawia się w myślach, jest
biernym odzwierciedleniem procesów zachodzących w mózgu - jest tym
Matriksem, z którego głupi ludzie próbują się uwolnić. ;)

> Otóż wszelkie wzorce czegoś tam, istnieją w kontekście wszelkich zmysłów
> przy pomocy których ów wzorzec był tworzony.
> Jeśli coś co percepujemy, jest zgodne z nieświadomym wzorcem - to umysł nie
> generuje emocji mających zwrócić nasza uwagę że coś jest nie tak. Pijesz
> sobie tę coca-cole i nic szczególnego się nie dzieje. Gdy jednak pijesz olej
> silnikowy, bo jesteś na oko przekonany że to coca-cola - to umysł percepując
> smak i zapach spożywanego preparatu wygeneruje emocje pt. coś jest nie tak.
> A gdy do Twojej świadomości dojdzie co konkretnie jest nie tak, gdy
> uświadomisz sobie że pijesz jakieś "świństwo" - to zaczniesz się krztusić i
> pluć na wszelkie strony.

Z colą jest ten problem, że jest wiele jej "wzorców" - ale co do plucia,
to nie zaczniesz pluć ze względu na "odbieganie od wzorca" tylko znów ze
względu na odbiór emocjonalny cech oleju silnikowego.

> Jeszcze inaczej. Stoi przed Tobą butelka z wodą.
> Jak się domyślasz - mam dla Ciebie zadanie pt.napij się tej wody :) Jeśli
> woda wyglada jak woda - pewnie się napijesz. I jeśli nie będzie miała smaku
> (jak to woda) - to pewnie nie zwrócisz uwagi na jej smak.

Jakby co, to woda ma smak - nawet destylowana - chyba, że uznasz, że H20
nie jest substancją chemiczną. ;) Zresztą oprócz "niepokoju" związanego
z cechami wody przy piciu pojawia się "niepokój" związany z czynnościami
fizjologicznymi [ruch mięśni, temperatura itd.].

> Ale gdyby nasza
> woda miała smak coca-coli, to umysł wygenerowałby emocje "coś jest nie tak",
> ale ponieważ smak coca-coli jak i wody pasuje do wzorca "czegoś do picia" -
> wygenerowane emocje nie powodowałyby obrzydzenia (jak w przypadku oleju), a
> zdziwienie "ki diabeł ? Przeźroczysta coca-cola ?".

Jakby co, to taka była - produkt Pepsi Co. ;)

> A więc dopasowywujemy do
> wzorca (interpretujemy) wszystkimi zmysłami, którymi wzorzec został
> "zbudowany". Niekoniecznie musimy robić to świadomie. Natomiast jesli w tym
> co interpretujemy, jest coś co ewidentnie nie pasuje do wzorca - natychmiast
> zostajemy o tym poinformowani.

Raz, że nie zawsze, a dwa że w opisywanym przypadku pewnie byś
stwierdził - jaki fajny smak ma ta woda [post factum oczywiście i
zupełnie niezależnie od tego Twojego "wzorca"]. A tak ogólnie to i mi
nie idzie pisanie i chyba Tobie, bo się coś zapętlasz, więc trochę
skrócę męki. ;)

[...]

> ze strony nieświadomości. Skojarzenie posiłku z robalami wywołało sprzeciw
> zmysłu _czucia_.

Najpierw w ośrodku zmysłu "czucia" muszą się znajdować zapisy związane z
"czuciem", a w następnym/innym z mdłościami - nie muszą być one
skojarzone z robakami, ale być muszą. Na tym polega abstrakcja
werbalizacji, że nie może ona istnieć bez faktycznych doświadczeń innych
ośrodków. Możesz odczuwać dotyk samodzielnie, możesz odczuwać zapach
samodzielnie, ale słowa są kalekami - nie istnieją samodzielnie,
najpierw musiał być kiedyś tam wywołany rzeczywisty stan [pomijam "błędy
w zapisie", ale one też dotyczą innych ośrodków].

> O ile mam świadomość, że jem kotleta, to nie zastanawiam
> się nad tym co czuję w gębie.

Naprawdę? Zaserowawać Ci takiego kotleta, nad którym będziesz się
zastanawiał? Jakąś starą wołowinę z byka, albo krowy, która straciła
mleko ze starości i trafiła do rzeźni? ;)

> Ale gdy świadomośc wyobraziła sobie, że czuję
> w swojej gębie pełzające insekty i na dodatek dochodzi do mnie że tak
> naprawdę nie wiem co przeżuwam bo nie widzę co mam w gębie aby
> zweryfikować - to produkują się emocje w konsekwencji których ciocia puszcza
> pawia. Zobacz. Kto by pomyślał, że czucie (w sensie dotyku) jest zmysłem,
> którego bodźce są interpretowane podczas spożywania posiłku.

Są, ale *niezależnie* od zdolności nazwania tego co jesz.

[...]

> racjonalizację. Gdy alarm niewiadomo skąd pojawia się na drodze, to człowiek
> racjonalizuje go np. "zaraz będzie wypadek" - gdy tymczasem alarm ów może
> być wywołany czymś zupełnie nie związanym z "jazdą".

Znów czegoś nie zrozumiałem? ;) Teraz tłumaczysz "coś się zaraz stanie"
zgodnie z moją definicją pt. jeden bodziec ---> generowanie sygnału
[niepokoju] --> 100 zdeterminowanych poziomem sygnału alternatyw -->
PRZYPADKOWY wybór jednej.

[...]

A dalej to się zlekka zgadzamy, choć nie wiem dlaczego opisujesz mi
psychotyczną reakcję kierowcy jako odpowiedź na uwagę o psychotycznych
podstawach ludzkiego zachowania. ;)

Przemysław Dębski

unread,
Feb 17, 2005, 4:06:27 AM2/17/05
to

Użytkownik "Flyer" <fl...@poczta.gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:cuu02o$g8t$1...@atlantis.news.tpi.pl...

> [...] A tak ogólnie to i mi


> nie idzie pisanie i chyba Tobie, bo się coś zapętlasz, więc trochę
> skrócę męki. ;)

Sam sie zapętlasz :P :) Na chwilę muszę przerwać tę konwersację - ale nie
bawem do niej wrócę. Tak więc śpij z jednym okiem otwartym :)

0 new messages