Nie miałem co robić przez 1,5 h, więc wszedłem na prelekcję Sikory. Facet
opowiadał o życiu więziennym, czyli o tym, jak więzienie patologizuje
człowieka. Od tego czasu zacząłem być stanowczym przeciwnikiem zarówno kary
śmierci, jak i bardzo surowych kar (związanych z osadzeniem) za drobne
przestępstwa - po to, żeby ludzie niezdemoralizowani w sposób przestępczy
np. pijani kierowcy) byli oddzieleni od groźnych bandytów, dla których
zabicie człowieka nie różni się niczym od rozgniecenia muchy. Ci pierwsi
powinni być ukarani szybko, surowo i skutecznie, ale nie więzieniem, z
którego mógliby wyjść jako zdemoralizowani przestępcy, tylko na przykład
konfiskatą samochodu, a kiedy spowodowali wypadek, w którym ktoś poniósł
szkodę - dodatkowo koniecznością płacenia odszkodowania ofierze.
Od tamtego czasu zacząłem również mniej narzekać, bo przecież taki człowiek
garował 10 lat, a się nie złamał - uświadomiłem sobie, z jak błahych
powodów wymiękałem.
Były też momenty, w których słuchacze mocno się brechtali - to te związane z
wyjaśnieniem zasad grypsery, chociaż dla garujących więźniów grypsowanie
wcale nie jest takie śmieszne (inna sprawa, że obecnie grypsera zanika).
Grypsujący więźniowie traktują pewne słowa (związane z seksualnością,
czynnościami fizjologicznymi oraz aparatem policyjnym i więzienniczym, a
także derywaty ich dowolnych znaczeń), a także przedmioty i części ciała
(narządy płciowe i wszystko co ma z nimi kontakt, ubikację, czyli bardachę,
kosz na śmieci, klucz od celi, i wszystko, czego dotykał "cwel")
za "przestrzelone" - kontakt z nimi niezgodny ze ściśle określonym rytuałem
prowadzi do przecwelenia, czyli spadku do najniższej kategorii w
hierarchii.
Z tego powodu więzień nie może powiedzieć "parówka", musi "minigięta w
samokiciorującej się samarce" (gięta - kiełbasa, kiciorować - czyścić,
również: przepraszać, samarka - torebka foliowa). Nie może mówić "daj",
musi: "kopsnij" (np. "kopsnij żaru", "kopsnij zajarać", "cwelom wity się
nie kopsa").
Jednym z ciekawszych rytuałów jest "pucowanie się do puli", czyli
anonsowanie zbliżającej się czynności fizjologicznej. Więzień, którego
przyciska większa potrzeba fizjologiczna, musi zapucować: "Nie szamać, nie
drynić, bardacha, na ostro" (w różnych ZK bywa różnie, funkcjonują też
formuły "nie jeść, nie pić", "jedzą, nie jeść" i inne). Oczywiście, jeśli
idzie odpróżnić pęcherz, zamiast: "na ostro", mówi: "na krótko", a jeśli
idzie "grzmocić", "pukać", czyli "pałować", mówi: "na wesoło". Po
zakończeniu czynności i zamknięciu dekla sedesu oznajmia: "Plomba - można
szamać".
Dla wielu więźniów najbardziej przerażającym przedmiotem w celi jest
szczotka do czyszczenia sedesu ("berło", "lola") - pokropienie nią, nawet
przypadkowe oznacza nieodwołalne przecwelenie, a dotykać jej wolno jedynie
za rękojeść i to jedynie przez samarkę.
Sikora siedział za podwójne morderstwo, więc miał szacunek - nigdy nikt nie
odważył się go skręcić do wora (czyli uznać za frajera), przecwelić ani tym
bardziej wyhuśtać na tygrysie. Niemniej jednak trafić do więzienia jest
łatwo, zwłaszcza za "przekroczenie obrony koniecznej". Strzeżmy się więc.
W lecie w celi panuje straszny upał - najgorzej podobno na Rakowieckiej w
pawilonach wybudowanych za czasów UB. Temperatura może przekraczać nawet 50
stopni (warto dodać, że w celach siedzi po kilkanaście osób, którym wolno
korzystać z łaźni jedynie raz w tygodniu - łatwo sobie wyobrazić, jaki tam
unosi się zapach). Frajerzy (warstwa pośrednia w hierarchii) i cwele są
nieustannie dręczeni i poniżani. Na szczęście zdarza się coraz mniej
gwałtów homoseksualnych. Jeśli chodzi o homoseksualizm, reguły są
specyficzne - za "pedała" (i automatycznie cwela) jest uznawany tylko
homoseksualista dowolny z wolności lub homoseksualista bierny z więzienia,
natomiast sprawcy więziennych gwałtów pederastycznych nie są wcale uznawani
za homoseksualistów, ale za "prawdziwych, twardych mężczyzn". Również
wzajemne tatuowanie się więźniów ma pewien podtekst homoerotyczny, chociaż
gity się do tego nie przyznają.
Opisywane przez prof. Marka Kamińskiego gierki więzienne (fragmenty książki
można znaleźć tu: http://42.pl/u/tnE ) zostały zaniechane około początku
lat 90. na wniosek szefów grypsery (tzw. "mieszających"). Zaniknęła też
symbolika tatuaży więziennych.
Cała opowieść Sikory bardzo mną wstrząsnęła i do dzisiaj tkwi w moim mózgu.
Gdyby ktoś chciał się zapoznać z obecną sytuacją w więzieniach, polecam
także to:
http://www.knsps.uni.wroc.pl/kamil_miszewski_mgr.pdf
"Grypsera: przemiana, słabnięcie czy upadek subkultury więziennej?"
Była to praca magisterska studenta socjologii UMK, który siedział w
więzieniu przez 3 lata za spowodowanie wypadku po pijanemu, napisana na
podstawie obserwacji z za kratkami. Promotorem pracy był znany skądinąd
prof. Andrzej Zybertowicz, który bardzo lubi nietypowe tematy.
[...]
> Niemniej jednak
> trafić do więzienia jest łatwo, zwłaszcza za "przekroczenie obrony
> koniecznej".
[...]
To się chyba już zmieniło albo ma się niebawem zmienić.
Gawron
> Grypsujący więźniowie
Posklejane wpisy z bloga Sikory o subkulturze grypserskiej
(http://splacamdlug.blog.interia.pl/?yearID=2006&monthID=10 ):
-------------------------------
W latach 40 i 50, rękoma kryminalnych dokonywano w więzieniach ciężkich
pobić kończących się bardzo często morderstwami na ludziach z podziemia
antysowieckiego. Tak, więc nie tylko ginęli polscy bojownicy w egzekucjach
dokonywanych na terenie więzień, lecz również bezpieka wykorzystywała
kryminalistów. Nie przytoczę tu liczb, ale było wiele tego typu zdarzeń.
Może kiedyś odnajdę.
Zawsze, powtarzam, ale to zawsze aparat bezpieczeństwa sprawował kontrolę
nad wszelkiego typu subkulturami więziennymi. Poprzez członków tych grup, a
przede wszystkim przez grypsujących służba bezpieczeństwa a przede
wszystkich piony ochrony zdobywały wiedzę o nastrojach, o wszystkim, co
jest niezbędne do przewidywania, co też może zrobić ta masa ludzka
zamknięta w bydlęcych warunkach, jednym słowem ta wiedza była i nadal jest
niezbędna do kierowania więzieniem.
Nie będę zajmował się tą problematyką, dla ciekawskich warto zajrzeć do
publikacji takich autorów jak prof. Andrzej Bałandynowicz czy dr Paweł
Moczydłowski (były dyrektor Centralnego Zarządu Służby Więziennej pierwszy
człowiek, który rozpoczął reformy w SW, znienawidzony przez wielu gadów).
Po 89 roku, gdy i do zakładów karnych zawitało nowe, zrezygnowano ze
współpracy z tajnymi agentami. Wychodząc z założenia, że więcej mogą zrobić
szkody niż dobrego. Choćby fala buntów pod koniec lat 80. Nie udało się jej
powstrzymać.
Służba więzienna zadekretowała (tu powinienem napisać w cudzysłowie), że na
szczycie więziennej hierarchii stoją grypsujący inaczej szamaki, czy
obraźliwie, konie czy kobyły (szamak od szamania nie czarowania, a jest to
zamiennik w więzieniu na słowo jeść). Niżej stoją niegrypsujący, którzy od
końca lat 90 w regułach szamactwa zaczęli być nazywani frajerami.
[Przypis M.C.: Git-ludziom nie wolno było używać słów "jeść" i "fest", a
fest-ludziom "szamać" i "git", stąd nazwa gitów - "szamaki".]
Gdy trafiłem w 1994 roku do aresztu śledczego przy ulicy Rakowieckiej w
Warszawie, niegrypsujący nie byli nazywani frajerami. Po prostu nie
należeli do subkultury więziennej. Nie liczyli się w rozumieniu szamactwa w
więziennym środowisku. Lecz to nie znaczy, że można było ich nazywać
obraźliwie frajerami. Niegrypsujący nie wtrącali się szamactwu w
ich "więzienne życie". Grypsujący zachowywali się podobnie. Oczywiście
manifestowali siłę, przy każdej nadarzającej się okazji, szczególnie w
trakcie spotkań u lekarza, w poczekalniach więziennych, czy w trakcie
odwiedzin, wszędzie tam gdzie mogli łączyć się w większą grupę Zawsze
szamak był i pewnie jest niebezpieczny w grupie, gdy jest sam lub stanowi
mniejszość, wówczas jest niezwykle grzeczny w stosunku do wszystkich
niegrypsujących.
Przytoczę tu grypsujących dialog
- Siemano.
- Siemano.
Tu następuje zwykle zwrot akcji, wnikliwe spojrzenia, wręcz głębokie
zaglądanie sobie w oczy. I po tym pada pytanie:
- Grypsujesz? - zwykle starszy, lepiej ubrany zadaje pytanie, jednym
słowem ktoś stojący wyżej w hierarchii, mimo, że zaznaczam wszyscy są u
nich równi. (Fe, ależ komuna). I pada po tym odpowiedź:
- Grypsusję.
[Przypis M.C.:
Inna wersja dialogu odbywającego się po wejściu grypsującego do nowej celi:
- Jak u was jest?
- Jest git.
- Się macie ludzie.
Jeśli w celi dominują przedstawiciele subkultury festów, pada
odpowiedź "jest fest", a wtedy jeśli wchodzący jest gitem, lepiej, żeby się
do tego nie przyznawał, bo w najlepszym razie pokropią go berłem.
Jeszcze inna wersja:
- Feścisz, greścisz czy szeleścisz?
- Ja grypsuję!]
I po takim wstępie jeden drugiemu podawał rękę. Po tym następuje ożywiona
dyskusja. Zwykle pokazówka przed niegrypsującymi. Głośna, szepcząca,
wymiana poglądów, kto jest parówą (obraźliwie o kimś, że jest gnojem,
mocniejsze od frajera), rechotanie, a raczej rżenie stąd określenie kobyły,
konie. Poklepywanie się, I na koniec tuż przed rozstaniem jeszcze uścisk
dłoni. I czasem ostatnie pytanie człowieka do człowieka: Czy nie ma
szluga(papierosa). Odpowiedź przeważnie pada, że nie. Po czym jak jeden
znika to pytany wyciąga szluga i jara z komentarzem niepochlebnym wobec
swojego brata szamaka. Jednym słowem tak większość rozumie reguły
więzienne, wkuwane przez pierwsze dwa tygodnie szamackiego szkolenia w
których jest powiedziane, że człowiek człowiekowi musi w każdym momencie
pomóc - to jest obowiązek w ich bajerze.
Grypsujący nie poda niegrypsującemu ręki, bo nie wie kim jest ów
niegrypsujący. Paradoks polega na tym, że wśród grypsujacych szerzyła się
niezrozumiała dla mnie wiara, że wszyscy członkowie bractwa szamactwa są
prawdomówni, nie donoszą, nie współpracują z administracją, ogólnie to
wszyscy są walczący, o prawa ludzi grypsujących.
A człowiek człowiekowi nie może nie pomóc. Czyli co twoje to i moje. Toż to
socjalizm, w więziennym wydaniu. Nieźle sobie panowie wymyślili. A
najwięcej do powiedzenia w ich środowisku mają ci, co w rozumieniu życia
wolnościowego najmniej w nim znaczyli. I to oni na ogół dokonują
redystrybucji wszelkich dóbr, którymi są obdarowywani
tymczasowo-aresztowani, przede wszystkim pierwszy raz karani. Tymi
autorytetami byli przeważnie recydywiści. Zaznaczę tu, że opisuję stan na
połowę lat 90.
Dziś i w więzieniach nastąpiła rewolucja, a lepiej więzienie ewoluuje w
kierunku pieniędzy. Obecnie w więzieniach rządzi ten, kto ma dostęp do
narkotyków, do pieniędzy i do szeroko rozumianego świata przestępczego.
Czyli kapitalizm pełną gębą a nie zasady rodem z PRL.
Na samym dole tej drabiny więziennej społeczności znajdują się
poszkodowani inaczej nazywani cwelami. Cwel ma w więzieniu po prostu
przekichane. I tyle. Cwel siedzi w celach chronionych, czyli służba
więzienna ma większe baczenie na poszkodowanych.
I to jest podstawowa piramida, w której do niedawna chciała dzielić i
rządzić administracja. Użyłem czasu przeszłego, bo swoją niekompetencją, tu
użyję delikatnego sformułowania doprowadziła w wielu jednostkach, że
faktycznie rządzą ci, co dystrybuują narkotyki. Czyli ci, którzy są lepszym
płatnikiem niż Państwo Polskie, czyli, pod nosem ustawodawczy w jednostce
budżetowej, jakim jest system penitencjarny wyrósł sprytny kapitalista,
który znalazł dla siebie niszę, zaspakaja potrzeby, lub sam je kreuje w
sposób niezwykle brutalny.
Dyrektorzy są przekonani, że jest wszystko w ich jednostkach oki. A
nawet, gdy nie jest oki, to jest oki, bo jeśliby by nie było oki, to
znaczy, że ochrona źle pracuje. A w konsekwencji sam dyrektor. I trudno mu
się dziwić, że nie dostrzega wielu niebezpiecznych aspektów wywołujących w
konsekwencji przemiany kapitalistyczne w więzieniach bez udziału
gospodarzy. Chciałbym tak myśleć.
Jak już jesteśmy przy narkotykach, do dorzućmy tu jeszcze wspomagacze
treningowe czyli wszelkiego rodzaju anaboliki, sterydy, i przeważnie z
dolnej półki, czy wręcz sprzedawane są podróbki. Głupi złodziej kupi
wszystko. Wódka, już jest sporadyczną używką, kto teraz będzie zaprawiał
się tanią podróbką spirytusu. Złodziej nie chce oślepnąć.
Skazany dziś ma przede wszystkim ciąg na prochy i na skręty.
I dodatkowo, aby skomplikować funkcjonariuszom pracę to trzeba dodać, że
niegrypsujący ostatnimi czasy bardzo dobrze się zorganizowali, i na
nieszczęście klawiszy nie tworzą struktur postkomunistycznych (takich jak
grypsujący) a są to luźne grupy, bardzo mobilne, wchodzące w kontakt ze
wszystkimi, mam tu na myśli i skazanych i funkcjonariuszy.
Te grupy wypierają szamactwo. Dziś grypsujący są w odwrocie. Największa
wylęgarnia grypsujących w Polsce czyli areszt na Białołęce umiejscowiony
przy ulicy Ciupagi 1, dziś jest skansenem. Niegdyś nas niegrypsujacych było
kilkudziesięciu, dziś szamakom można zorganizować rezerwaty by przetrwali.
Dlaczego przez wiele lat przynajmniej w oficjalnych publikacjach
umniejszano rolę gangów, band, szajek, grup cwaniaków. Bo znów zmuszony
jestem użyć słowa niestety, było tak wygodnie i bezpiecznie. Wręcz kreowano
pewne zachowania po to by wzmacniać w wielu więzieniach grypsujących. Bo
dzięki temu mogli klawisze utrzymywać stary stan rzeczy.
Grypsujący w każdym więzieniu mieli mieszajacego, jak go zwał tak go zwał.
On trzymał więzienie. On decydował o kierunku rozwoju (tfu zaczynam używać
pseudoekonomicznego języka, pewnie, że sobie kpię). Te barany a więcej
sukinsyny dręczyły, terroryzowały niegrypsujących przy jawnym jak w ZK
Sieradz, w AŚ Białołęka ZK Potulice, czy niejawnym w ZK Włocławek wsparciu
gadów (gad to obraźliwie o klawiszach.
Jeśli będę używał gad, to Czytelniku już wiesz, co chcę o kimś
powiedzieć itp.). Ten terror trwał wiele lat. Cała walka kobył nie była
skierowana do walki z administracją więzienia tylko na prześladowaniu
niegrypsujących.
Nie wymieniam tu trzeciej grupy cweli, bo oni w ogóle nie mieli do niedawna
nic do powiedzenia. Dziś podobno i cwele mają jakąś wewnętrzną hierarchie.
I powróćmy do sedna. Otóż nasuwa się pytanie? Jeśli mieszający miał taki
wpływ na to, co się działo w wiezieniu, to w takim razie administracja
powinna wykonać odpowiednie działania by mieszający był tajnym
współpracownikiem administracji? Czyli, można w ten specyficzny sposób
trzymać za pysk całe więzienie. A, że tak przy okazji pozwala się na
gnębienie niegrypsujących przez grypsujących to już inna sprawa. O tym
opowiem później.
Tylko jak przekonać mieszającego do współpracy? Nic trudnego.
Przedstawię tu hipotezę znajomego skazańca: całą bajerę więzienną
grypsujących (czyli zbiór reguł i zasad) wymyślili funkcjonariusze służby
więziennej.
Grypsowanie mimo ogólnych zasad zróżnicowane jest od jednostki. Na przykład
mielęcińska bajera (włocławska, Mielęcin dawna nazwa ZK Włocławek) różni
się od bajery iławskiej, czy radomskiej czy tarnowskiej. Co z tego wynika?
Otóż, jeśli jest skazaniec grypsujący przewożony np. z ZK Włocławek do ZK
Tarnów, to na 80 procent ma szansę na to, że trafi do wora, (czyli zostanie
skręcony do wora, czyli zostanie wykluczony z grupy grypsujących).
Tym samym trafi do niegrypsujacych. A ci pamiętając, co mógł czynić, gdy
grypsował, błyskawicznie przesyłają go do cweli. Stąd kariera grypsującego
może się bardzo szybko skończyć. Wysnujmy stąd wniosek. Grypsujący, ale też
i inni boją się jak ognia transportów. Bo łaska jak to udowodniłem na
pstrym koniu jeździ. I powracając do mieszającego, to niech no taki nie
pójdzie na układ z administracją, no to ma pewną ciepłą i cichą cwelownię z
gwałtami w tle przez całość zasądzonej kary gdy tylko zostanie
wyekspediowany w transport. Bo mieszającemu niegrypsujacy, a już cwele na
pewno nie przepuszczą.
Spytasz Czytelniku skąd będą wiedzieć, że ten to ten? Proste. Bo te
jełopy się znaczą. Czyli tatuują sobie gita w koronie (symbol zasłużonego
grypsującego dla społeczności, taka forma awansu społecznego). A poza tym w
więzieniu informacja leci szybciej niż sms. Przesadziłem, lecz w dwa może
trzy dni już cała Polska Więzienna wie, co się tu czy gdzie indziej
wydarzyło. O tym jak to się odbywa przy innej okazji.
Taki mieszający ma również przekichanie ale po cichu u swoich też. Bo
wiadomym jest, że jeśli decyduje o czyimś losie, lub o dobrach
zgromadzonych czasem nielegalnie, wówczas zwykle będzie budzić w innych
zawiść.
Jak widzisz, drabina z mieszającymi i innymi pajacami, co to niby
sztywni dla braci a najwięksi konfidenci jest niezłym majstersztykiem Panów
Klawiszy.
Niestety drabina więziennego feudalizmu z każdym rokiem obsuwa się. Bo
świat idzie do przodu i wewnątrz grup przestępczych są również nieustanne
zawirowanie, toteż w CZSW miano świadomość nowego, lecz póki co starano się
zwolnić przemiany.
-------------------------------
> Opisywane przez prof. Marka Kamińskiego gierki więzienne (fragmenty
> książki można znaleźć tu: http://42.pl/u/tnE ) zostały zaniechane około
Oto opis gierek dokonany przez osobę siedzącą w latach 70. i 80. Jest bardzo
wulgarny, ale nie takie rzeczy usenet widział. Nie korygowałem błędów
ortograficznych (oprócz tych najbardziej irytujących, które Aspell na
czerwono wyrzucał) żadnych innych.
-----------------------------------------
Na pewno wielu z was zastanawia się jak to jest po wejściu nowego pod celę.
Sławek [chodzi o Sławomira Sikorę - przyp M.C.] wiele już o tym pisze w
swoim Blogu,więc powtarzanie tego samego było by może nudzące,mogę więc
pisać trochę inaczej i postaram się pisać w zrozumiałym już języku,bo ktoś
już zwrócił mi uwagę,że grypsera do kogoś kto nigdy nie siedział jest nie
zrozumiała,podobnie jak gwara wielkopolska-poznańska, której kilkakrotnie
użyłem w moich komentarzach pisanych pod newsami na Interim,a więc obiecuje
poprawę. Będę pisał jednak tak jak było.
A więc każdy noworodek, świeżak, czyli nowo przybywający pod celę
więzień,jest kimś w rodzaju kota w wojsku, czy młodym pracownikiem w
firmie.Jest kimś nowym,który musi przejść swoisty proces
inicjacji,przyjęcia w poczet społeczności. Nowy więc nim zostanie przyjęty
do grupy usługuje starszym stażem więźniom ale tylko tym grypsującym,bo
mówimy o celi grypsery. Tak jak w wojsku kot dostarcza rozrywki
dziadkom,czyli rezerwie tak nowy pod celą dostarcza rozrywki starszym
stażem. Pod każdą celą jest wybrany spośród społeczności grypsującej
nazwijmy go starszy celi - grupy,to z jego zdaniem,opinią liczą się
inni,jego się słucha.Nowy w tym czasie przechodzi tak zwany okres
Ameryki,czyli przejściowy gdzie ma czas nauczyć się lub udoskonalić
grypserę,załapać co się z czym je.A przede wszystkim okrzepnąć,stać się
charakternym czyli twardym facetem.W więzieniu nie można być miękkim,jeżeli
nie chce się stać cwelem,czyli męską dziwką do świadczenia usług
seksualnych, czyli dawania dupy, czy robienia laski
współwięźniom.Przepraszam za brutalność wypowiedzi,ale taka jest
rzeczywistość i muszę pisać nazywając rzeczy po imieniu. Zabawy pod celą
nazywane są gierkami, a ich różnorodność zależy od pomysłowości
siedzących.Robi się to dla zabicia nudy.W tym miejscu muszę powiedzieć,że
porównując to co chłopaki robili w poprawczaku, później faceci w
pudle,wcale nie było straszniejsze od tego co przyszło mi przeżyć gdy
trafiłem do armii ,po wyjściu z pudła.Służyłem w Marynarce Wojennej w Gdyni
ale na opis tego przyjdzie czas.
Gierki albo giercowanie składało się z wielu zabaw,najważniejszym jednak
zarówno w kryminale jak i w wojsku,jest to ,by nie unieść się honorem,i nie
zepsuć zabawy innym,bo wtedy jest przesrane,w armil nie dostaniesz obcinki
i będziesz wiecznym zapchlonym kotem,a w pudle możesz zostać przecwelony i
stać się dupo dajcą, albo obciągarą.
Jedną z zabaw było stawanie na taborecie pod kratą okna i opowiadanie co się
widzi za oknem,za złą odpowiedź dostawało się po plerach z całej siły
skręconym i namoczonym w wodzie ręcznikiem.Nim załapałem o co chodzi
dostałem parę razy,a mówiłem,że widzę kratę, siatkę, spacerniak, drzewa,
ulicę, ludzi, wreszcie skapowałem, że widzę wolność i wtedy jedna z zabaw
się skończyła.Kolejną był marsz przez celę z zawiązanymi oczami.Zadanie
polegało na tym by trafić palcem wyciągniętej przed siebie ręki w kukiel
czyli wizjer w drzwiach,przez który gady-czyli klawisze-czyli strażnicy
obserwują wnętrze celi. Nie ważne jest dojście do drzwi,zabawa polega na
przytrzaśnięciu znienacka palucha delikwenta np. drewnianą skrzynką od
szachów.Spróbujcie w domu jak to jest można zlać się z bólu.Ale wszak to
jest zabawa i nie można na to się obrażać,świadomość,że kiedyś przyjdzie
ktoś nowy i będzie się jemu robiło to samo pozwala jakoś znieść te drobne
nie dogodności.Gdy stałem się pełnoprawnym gitem, grypserem,ten trud został
nagrodzony.I tu przypomina mi się sytuacja z lat późniejszych byłem już po
wojsku i kiwałem z kolejnym wyrokiem w Czarnym,pod celę trafił taki jeden
krnąbrny fiut,który nie chciał giercować, to spotkało się z naszym nie
zadowoleniem,postanowiliśmy po kilkukrotnej z jego strony odmowie zrobić z
niego cwela,on o tym nie wiedział,a myśmy chcieli mieć z tego ubaw po
pachy. W taki sposób ukaraliśmy oporniachę, a sobie zapewniliśmy rozrywkę.
Nie ukrywam,że piszę o brutalnej więziennej rzeczywistości,bez lukrowania,i
słodzenia,bo tylko w taki sposób jesteście w stanie pojąć panujące tam
reguły.Każdy zdrowy fizycznie facet przebywający dłuższy czas odizolowany
od kobiety głupieje.Największą dolegliwością skazanego jest brak seksu z
kobietą. Ileż można się onanizować ręką, czyli walić konia, tam kobietę
musi zastąpić cwel. To on zrobi ci laskę, da dupy,stanowi substytut
kobiety.To jest ta mroczna część więziennego życia, nie każdy chce o tym
mówić ja piszę,byście byli świadomi faktu,że coś takiego jak szeroko
rozumiana resocjalizacja nie istnieje. Dopóki zdrowi faceci będą na lata
odizolowywani od swoich żon,narzeczonych,czy dziewczyn takie rzeczy będą
miały miejsce.Jak więc przebiegłą ta zabawa w Czarnym,użyliśmy argumentu,że
damy mu spokój jak wykona to ostatnie zadanie.Biedaczysko nie wiedział co
go czeka i jaki jego los będzie później. W tym miejscu pragnę dodać,że
gdybyśmy tego nie zrobili pod naszą celą zrobili by to inni,tak już jest,że
jak nie ma cwela,to trzeba go znaleźć. Wtedy na kolację podano parówkę ( w
tym miejscu pragnę dodać,że innym określeniem więźnia będącego cwelem jest
nazywanie go parówą) może spotkaliście się z takim określeniem. A więc
starszy grupy zostawił swoją parówkę, do posiłku,przy stole siadają tylko
grypsujący ci ,którzy są w nowicjacie to kolejne określenie Ameryki,lub są
cwelami, festami czy frajerami jedzą osobno siedząc na taboretach.Jest to
przykre,ale taka jest formalna zasada. Po kolacji gdy odstawiliśmy swoje
platery (aluminiowe talerze) na półkę zaproponowaliśmy zabawę. Otóż z
zawiązanymi oczyma i otwartym pyskiem miał złapać kiełbasę trzymaną na
widelcu trzymaną przez starszego celi, i tak było istotnie gdy nie miał
zawiązanych oczu,naszym zadaniem było naprowadzać go na kiełbasę jak w
zabawie w zimno,ciepło i gorąco.Tylko w miedzy czasie starszy zamienił
parówkę,na swojego stojącego członka wyjętego z rozporka, i delikwent objął
go ustami ku naszej radości, myśmy wszyscy zaczęli krzyczeć i bić brawo,gdy
mu pozwolono zdjąć opaskę z głowy doznał szoku.Promieniał z wściekłości
robił się czerwony, biały, zielony, gdyby mógł zajebał by nas,ale nawet
gdyby chciał w 9 osobowej celi miał marne szanse na zrealizowanie swoich
planów, od tej pory stał się cwelem,o czym miał się przekonać już tej samej
nocy. Ale o tym później. Raz jeszcze pragnę was przeprosić za drastyczność
opisanych scen, ale taka jest prawda,dlatego wolę pokazać prawdę choćby tą
najgorszą, by wszystkim uświadomić,że więzienie nie jest sanatorium,jak to
starają się społeczeństwu wmawiać prawicowi politycy. Tam trwa wieczna
walka o własną godność o przetrwanie 24 godz na dobę przez całe kiwanie.
----------------------------------------- (Źródło: http://42.pl/u/tuU )
Opis jest być może przesadzony, ale raczej wiarygodny, ponieważ istnienie
takich zjawisk potwierdza kilka źródeł, m.in. książka prof.
Kamińskiego "Gry więzienne". Opisane zjawiska zachodziły w latach 70. i 80.
Warto zauważyć, że wielu opozycjonistów siedziało w takich warunkach, tym
bardziej, że wielu z nich zostało celowo umieszczonych z najtwardszymi
grypsującymi i recydywistami, żeby ich morale słabło.
Obecnie odsiadka wygląda trochę innaczej, problemy są inne, co nie znaczy -
mniej dotkliwe dla więźniów.
> Obecnie odsiadka wygląda trochę innaczej, problemy są inne, co nie znaczy
> - mniej dotkliwe dla więźniów.
Obecnie rzeczywistość ZK często wygląda tak - wypowiedź więźnia:
------------------------CYTAT
Siedziałem w Białymstoku, więc wiem jak jest naprawdę. Nie był to jakis
szczególnie "okrutny" zakład, ale wystarczajacy, aby miec dość wszystkiego.
W tych wszystkich wypowiedziach są trzy, może cztery prawdziwe wpisy (mowa o
tych opisujących więzienia)- dwóch osadzonego i dwóch osób ze służby
więziennej - meżczyzny i kobiety [nicków już nie chce mi się odświeżać],
którzy - zauważcie to proszę "zdrowa" części społeczeństwa [ukłony
do "czystej"...] sami piszą, że nie zawsze jest tak, że więźniami są
pozbawieni ludzkich cech zwyrodnialcy gwałcący i mordujący dzieci itp.,
itd.
Reszta wpisów opowiadających o "grypserze", "cwelach", "gadach" itd., to
jakieś opowieści z piatej ręki zaburzonych osobników, którzy chyba za
bardzo fascynują się "półświatkiem" i chłoną te wszystkie "prawdziwe"
opowieści o życiu "pod celą" od tych, którzy tam najbardziej trzęśli
gaciami, a po wyjsciu rżną AlCapone
Nie ma jednej prawdy.
Dobrze ujął to jeden Kolega - jest grypsera i "grypsera". Jedni grypsują bo
pochodzą z takich środowisk, że nie można inaczej, inni grypsują, bo po
wejsciu do celi po prostu pada pytanie - grypsujesz czy nie ? I wielu nawet
nie wiedząc o co chodzi, ze strachu mówi - tak Grypsuje - plater, dołan,
peronka, witki, szkitki, a żeby nie wyjść w laczkach na peronkę, a żeby
frajerowi ręki nie podac, a to, a tamto, po co, na co, sam nie wie i nie
rozumie. Gubi się w tym wszystkim, bo dla niego to jakaś egzotyka - ale
grypsuje Dla nich grypsera - to tylko folklor - jakaś wiezienna gwara,
jakieś cudaczne zasady. Nic więcej. O czym tu mowa... grypsują
alimenciarze, drobne złodziejaszki, a nawet ci co siedza za pobicie żony. O
grypsujacych "za majty" nie słyszałem, ale cóż... po tym co sam widziałem,
wszystko jest możliwe...
Potwierdzam - bywa i tak, że stara "erka" czyli recydywa sprzedaje się za
fajki, taka jest prawda. To w większości naprawdę biedni, przegrani ludzie,
którzy poza więzieniem są nikim i niczym, zaś do zakładów trafiają bo sobie
nie potrafią w normalnym życiu poradzić, albo sa nikomu niepotrzebni i nie
mają nikogo do kogo mogliby się zwrócić o cokolwiek. Co ma ich czekać
innego jak nie powrót do świata w którym coś jednak znaczą. Nawet jeśli
jest to tak naprawdę iluzja. Bo prawdą jest tez to, że w więzieniach rządzi
pieniądz. Nie te dziary i pagony na ramionach. Taka jest prawda.
Problem jest w tym, że zbyt często do zakładów trafiają zupełnie przypadkowi
ludzie, którym cos tam się wydarzyło np. wypadek, niespłacone alimenty,
jakiś tragiczny zbieg okoliczności itp., często naprawdę wplatani albo
wrobieni przez współpracujących z policją bandziorków, którzy zrobia
wszystko, aby ocalić swoją d.pę itd. Naprawdę właśnie ci ludzie przezywają
koszmar, bo jakoś nikt z ustawodawców, prawodawców i szanownych oficjeli
nie zadał sobie trudu, aby rozróżniać skazanych. Pakuje sie wszystkich pod
jeden mianownik - skazany...
Jest zupełnie tak jak tu czytam w większości wypowiedzi (praktykujących
katolików i wzorów cnót obywatelskich skazanego utożsamia się od razu z
jakimś straceńcem, którego los powinien być jak najbardziej koszmarny, aby
ten "dobry" mógł sie napawać i sycić sadystyczną i perwersyjna radością, że
ten "zły" cierpi katusze...
Ludzie, uważajcie, bo mozecie szybciutko zmienić sie z wzorów cnót
obywatelskich na złodziei Niemozliwe ? No to ja się pytam ilu złodziei
pisze teraz te napompowane obruszeniem teksty - ilu z was ukradło z sieci
muzykę, filmy, programy ? Wszyscy święci? To nie kradzież ? Jasne że nie -
bo was nikt nie złapał za tyłek, ale jak przez jakiś przypadek okaże sie że
to jednak kradzież i traficie do puchy Mój znajomy właśnie tak samo się
zapieniał - a niech gniją w pierdlach, a wymordować skur.. itd., itp. No i
sam teraz popadł... Oj, śpiewa zupełnie inaczej. Naprawdę... I co szok
teraz. Oj, a ilu tam ląduje za trawkę. Hurtem, normalnie hurtem, bo w
sądzie taka np. stara sędzina przed emerytura to nie ma zmiłowania i nie
rozróżnia co to twardy, a co to miękki staff Rózni się tam trafiają. I
policjanci i prawnicy też. I to dość często ! Ci jednak naprawdę cierpia
najbardziej Nie żeby ktoś ich tam specjalnie nękał. (No może troszke
policjantów Po prostu przeżywają szok termiczny
Naprawdę nie ma tam tylko i wyłącznie złych ludzi jak się tu większości
wydaje. Naprawdę nie piszcie tych bzdur, że tam jest raj, senatorium i
wczasy, bo będzie mniej fajnie jak tam traficie przez przypadek, albo np.
wasz tatuś po pijaku coś samochodzikiem nawywija i trzeba mu będzie rakiety
[paczki] wysyłać . tak, tak. Zobaczycie te wczasy .
Także nie jest prawdą, że oddziałowi i wychowawcy to jakieś zdegenerowane
sadystyczne świnie. Naprawdę nie. Jest tam więcej ludzkich i dobrych ludzi
niż wam się wydaje. Tylko nie zawsze osadzony to powie, no bo przecież - on
grypsuje! . Owszem jest też całkiem sporo przypadkowych i sfrustrowanych
ludzi, którzy naprawdę nie powinni tam pracować, bo się tam zupełnie nie
nadają, a jest też kilku wyjatkowych sukinsynów - ale to są WYJĄTKI, a nie
reguła.
Podobnie jak wśród osadzonych - w większości "kwiat młodzieży" to to nie
jest i owszem, ale bez przesady - nie jest prawdą, że wszyscy skazani to
jakiś zdemoralizowany i zdeprawowany element, który należałoby na dobrą
sprawę "zlikwidować" . Spotkałem tam owszem wyjatkowych bydlaków, ale to
też były wyjatki ! Nie jest tak, że tam siedzą sami psychopaci gotowi
zamordować za dwadzieścia zł. Nie ma tam samych seryjnych gwałcicieli
zwłok, niemowlaków i morderców staruszek.
Właśnie często jakiś nieudacznik - dziennikarzyna z podrzędnego pisma
(portalu . stwarza taki obraz bo mu za wierszówkę płacą, a on tematu nie
znalazł to wymyśla...
Prawdę jest, że nie ma tam żadnej resocjalizacji, żadnej ! Prawdą jest to,
że jedzenia jest więcej niż w szpitalu. To prawda, z tym że to, że jest ono
lepsze to już trochę przesada Takie złe tez nie jest. No, chyba że ktoś w
domu same szynki i polędwiczki zażera Karmią stosunkowo dużo, bo boją się
buntów i zamieszek, więzienia są koszmarnie przepełnione, więc żeby tyle
chłopa się nie pozabijało to chociaż ich nakarmią - tylko i wyłacznie
dlatego. Żeby było inaczej to by było jak w piosence "czarny chleb, czarna
kawa"... Naprawdę nie słuchajcie też tych bredni, że tam się je pomyje. Są
normalne (prawie) posiłki. Owszem - niektórym może za mało (taki 150-kilowy
kark , owszem - strasznie monotonne, to prawda, ale generalnie - też jest
prawdą - że niektórzy tak w domu nie jedzą ! Biały ser, marmolada i kasza
na okragło - owszem, ale też i parówki, kotlet mielony i gorące zupy. Jak
nie wiecie co to nędza to nie zrozumiecie, że do wiezienia trafiaja tez
niektórzy z biedy - żeby sobie normalnie podjeść, w pościeli pospać i z
gorącej wody skorzystać. I co, tych też wysłać do kamieniołomów albo na
stryczek od razu ? Bo siedzą i są winni ?
Ze mną siedział taki zamorzony chłopaczek z jakiejś popegerowkiej dziury,
który wyglądał może na 12-13 lat, a miał 20. Siedział za włam - bo się
włamał do baru i odgrzał sobie pyzy w mikrofalówce. Jak mówił - choć raz
nażarł do woli... Wypił dwa piwa i czekał tylko na policję, żeby go
zabrali, bo w domu melina i ojciec wszystkich napier... a dzieciom każe
kraść żeby na wódkę było. Co, też do kamieniołomów z nim ? Powiesić od
razu, czy najpierw niech odpracuje swoja zbrodnie w kopalni uranu ? A może
mu oczy, nerki i wątróbkę sprzedać do transplantacji przed egzekucją? Co -
święta, bogobojna i "czysta" części społeczeństwa ?
Normalnie mi się przypomina pięć lat za kradzież chleba dla Jeana Valjean
z "Nedzników" i inspektor Javier...
Po dziś dzień widuję kilku funkcjonariuszy SW spacerujących sobie spokojnie
z żonami i dziećmi po parku w Białymstoku i nikt ich nie napada, nie
wyzywa, nie krzywdzi. Ja ich witam zawsze miło bo byli ludźmi w więzieniu,
traktowali mnie po ludzku, pomimo ze ja byłem tym po drugiej stronie. Widzę
czasami że sobie podgadują z chłopakami, którzy własnie wyszli (to widać,
bo chłopcy przeważnie "malowani" Wiec to nie jest tak, że to tylko ja ich
szanuję itd. Jak widac - nie tylko.
I od razu - żeby nie było, że to są "zblatowani dowódcy" - na szacunek nie
załuguje ten własnie co wpier... się drobnym złodziejaszkom radyjek i
zdezelowanych beemek w d.upę, żeby mu ukradli kolegom spod celi ładny sikor
(zegarek) i przynosi im amfę w sobotę, kiedy nie ma w zakładzie wychowawcy.
Bo i tacy sprytni się zdarzają Ale na pewno nie tym później "Ludzie"
podają rękę w parku
W czasie mojego pobytu - JEDEN RAZ - podkreślam - jeden raz - zdarzyło mi
się że byłem swiadkiem ewidentnego nadużycia funkcjonariusza SW, który nota
bene i tak za długo miejsca nie zagrzał w SW, bo to był jakiś czub, któremu
się właśnie chyba zdarzyło za dużo amerykańskich filmów naoglądać i
zrezygnowano z jego wątpliwych usług. Jeden raz !
Te wszystkie "dźwięki" (dzwiękochłonne cele w których katuje się więźniów),
opowieści o pałowaniu do nieprzytomności osadzonych przez atandy "gadów"
itp., itd., to są opowieści znad rzeczki naprawde nie majace nic wspólnego
z szarym i nudnym jak flaki z olejem życiem i jednych i drugich -
osadzonych i ich pilnujacych.
Ja nie twierdzę też że nikt nie dostał przez łeb - bo niektórzy to aż się
napraszają - np. grożą nożem wychowawcy, żeby "przyszpanować"
przed "ziomkami" przy zdawaniu sztućców (bo tam się dostaje nóż stalowy
tylko na czas posiłku, normalnie jest taki fajny komplecik z plastiku No,
ale powtarzam - są to naprawdę wyjątkowe epizody. I to przeważnie wśród
małolatów, którzy robią to ze strachu przed tym, żeby nie było, ze "się
peniają". Jak ktoś wariować zaczyna to NAPRAWDĘ prędzej dostanie w ucho pod
celą niż ktoś z SW mu naprawdę przywali.
Druga prawda - której jakoś nikt z tych "git ludzi" nie opisał, a szkoda...
Tak przez internet i na odległość to "gad" "ch.. i k..." a pod celą tak
naprawdę, to jak ?! PANIE DOWÓDCO ! Tak się recydywa do oddziałowego
zwraca - Panie Dowódco. Śmiechu warte są te wszystkie ściemy. Ja mówiłem
zawsze - panie odziałowy, bo to jego funkcja w służbie więziennej i tyle,
ale naprawdę na porządku dziennym to tam jest u wielu - "dowódco"
abo "panie dowódco" bo się lizusostwo chce przypodobać, żeby wniose @@@ mu
oddziałowy wpisał Jakoś naprawdę nie słyszałem, żeby ktoś tak ambitnie
walczył i wyzywał oddziałowych To są fakty, a nie jakieś opowieści
literackie frustratów !
Co do samookaleczeń - tego sie nie da RACJONALNIE wytłumaczyć (wiem, że to
brzmi banalnie i trywialnie) komuś kto nie musiał siedzieć na klikunastu
metrach kwadratowych w kilka osób przez dłuższy czas, np. pół roku i był w
depresji, nerwicy, albo przeżywał załamanie psychiczne - gdzie był i tak
bliski samobójstwa.
Samookaleczenia sa różne i z różnych powodów. Bardzo różnych - poczawszy od
skrajnej głupoty i popisów (łykanie zapalniczek, anten od telewizora, łyżek
itd.), przez rozpaczliwy stres z powodu izolacji, konfliktów pod celą,
przez demonstracje bezradności, chęć ucieczki (nawet na krótko), do gestów
naprawdę skrajnej rozpaczy - bo żona odeszła, bo ktoś umarł, bo ktoś
zdradził itd. Tu nie ma jednej odpowiedzi - dlaczego. Powodów jest wiele i
sa różne.
Takie jakieś bzdury jak łykanie różnych dziwnych rzeczy, sznyty - to jest
taki "folklor" więzienny, tak samo jak tatuaże. Czym innego są poważne
samookalecznia, samo-infekcje itd. często powodujące naprawdę duże
powikłania. To zupełnie inny gatunek agresji skierowanej do siebie. I to
należałoby rozróżnić.
------------------------KONIEC CYTATU
Oczywiście, w różnych zakładach jest różnie. Dawna grypsera wymiera,
pojawiają się natomiast bardzo brutalni młodzi bandyci, którzy chcą
rządzić. Obecnie za skansen grypsery uchodzi AŚ Białołęka.
Jedno tylko się nie zmienia - to, że w więzieniu nigdy nie było ani nie ma
żadnej rzeczywistej resocjalizacji.