Zbigniew Toronski
Jarek
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Ale nie dotyczyło to np. absolwentów szkół wyzszych,- na uczelniach był tzw.
pełnomocnik do spraw zatrudnienia i przydzielał absolwentów do odpowiednich
(albo i nie:) miejsc pracy. Jesli ktos nie podjął tam pracy i nie
przepracował, o ile pamiętam, min. 3 lat, musiał zwracać koszty studiów,
wcale nie małe ( rzędu ceny PF126)
--
Przy odpowiedzi bezpośrednio do mnie, w adresie użyj zamiast pełnej
nazwy "wirtualnapolska" jej skrót, tj. "wp" Pozdr.
P
--
Gemini
Adres w nagłówku antyspamowy
1/Ustawowy obowiązek pracy- dotyczył absolwentów szkół wyższych, tzw.
Studium Nauczycielskich i niektórych średnich-
-regulowały ustawy o szkolnictwie. Do 1956 r. powszechnie i
rygorystycznie stosowany, potem mniej, często zastępowany spłatą kosztów
wykształcenia, głównie jesli delikwent wyjeżdżał za granicę.
2/ Obowiązek odpracowania stypendium fundowanego dla absolwenta wyższej
uczelni-
-regulowała umowa z zakladem-fundatorem stypendium,
3/ Tzw. element dzielił sie na kryminalny i aspołeczny-ci ostatni to
niekarani i nie pracujący np. cinkciarze czy prostytutki. Nękani przez
MO, często zatrzymywani na 48 godzin, rejestrowani w kartotekach
oficjalnych lub też nie.
4/Zwykły obywatel, który np. żył z przesyłanych z zagranicy dolarów nie
był nękany.
5/ Niepracujący, bez źródel dochodu, a pijący zaliczał sie do elementu
aspołecznego. Miał kartotekę.
W stanie wojennym, od maja do zimy tysiące takich elementów trafiło w
Bieszczady-na prace przymusowe.
--
Pozdrawiam- Zbig Kurzawa
"Clavum clavo"
http://zbigkurzawa.tripod.com/
Guzik prawda.
Z autopsji, tak bylo na papierze.
Sam byłem bez pracy kilkanascie miesiecy i nic...
tyle tylko ze nie miałem (oficjalnie "kasy").
Za studia nikt nie kazał mi zwracac forsy...
Bieszczady i Żulawy to mit drogi kolego,
ale jak chcesz w niego wierzyć wolna wola, można i w Archiwum X.
Tak powstaja legendy;)
To bardzo ciekawe, bo faktycznie był taki obowiązek, chciaż w latach
80-tych to tylko była fikcja. Polacy ten obowiązek umieli obchodzic podobnie
jak obowiazek słuzby wojskowej.
Mimo obowiązku bywało, że osobom niewygodnym nie dane było w ogole
korzystać z tego obowiązku i władze jakby o nim zapominały.
Znałem osoby, które celowo szły do pracy, by ich wyrzucono za
niepunktualność lub złamanie dyscypliny pracy.
Pamietasz schyłkowy PRL ale rzeczywiscie pieczątka w dowodzie była wyraźnym
sygnałem dla milicji z kim mają doczynienia i to przez cały PRL
> Obowiazek pracy byl o ile dobrze pamietam obowiazkiem
> konstytucyjnym w PRL (jeden z atrykulow konstytucji
> mowil bodajze "praca jest obowiazkiem i prawem obywatela")
Oficjalnie to było prawo do pracy z którego lepiej było korzystać jeśli
chciało się żyć w mairę spokojnie
Pamietaj, że pod kontrola było wszystko:
- przydział mieszkania - także spółdzielczego - ja czekałem 13 lat a jak
wywalczyłem przydział to okazało się, że na pietrze na 6 rodzin 3 czekały
około roku czyli średnia to było 7 lat- masz przykład jak powstawały dane do
tamtych statystyk - kto byli ci ludzie te trzy rodziny - oficer wywiadu,
kierwonik działu w cenzurze i syn zasłuzonego milicjanta
- telefony - czekałem nie mniej niż 7 lat i jako bajke opowiadałem, że przed
wojna to w Wraszawie czekało się od dwóch do pięciu dni na podłączenie
telefonu! książki telefoniczne z lat PRLu to prawie dokładny spis ludzi
władzy
- samochody - na przydziały kosztowałytyle, że po kilku latach jeżdżenia
sprzedawali ci od władzy na giełdzie po cenie wyższej niz sami zapłacili!
jeździli więc za darmo i mieli od ręki pieniadze na nowy samochód
zprzydziału /talony!/,
- przyjęcia na studia - do dziś nikt się za to nie wziął a szkoda tam
dopiero były kwiatki
co to ma wspólnego z zatrudnieniem?
-abym dostał mieszkanie na które od kilku lat miałem pełny wkład to musiałem
miec poparcie zakładu pracy!
- aby dostać telefon to musiałem wykazac jak bardzo jest potrzebny i jak
bardzo jestem zasłuzony w pracy
- na samochód to nawet nie próbowąłem się załapac bo talony były tylko dla
działaczy co sie wykazali
Wracając do mieszkań- przez kilka lat wynajmowąłem mieszkanie i tak co kilka
miesiecy dopominałem się o swoje:
- byłem u Ministra - pełne poparcie Jnstytutu Fizyki - tak mi sie wydawało
a mieszkanie dostali : ten z procesu taterników i talon na samochód też /ale
ona akurat sypał kolegów/ , kolega co sie rozwiódł ale on w był PZPR i był
informatorem, w końcu wywalczyłem mieszkanie tak że u Prezesa Spółdzielni
zrobiłem takie piekło że jak bym trafił na łobuza to jak nic skończyło by
sie wyrokiem - trafiłem na ludzkiego i dał przydział na budynek w którym
dopiero co wylewano fundamenty, jego - tego Prezesa zwolnili po kilku
miesiącach - za dużo dawał mieszkań dla członków spółdzielni!
Wracając do tematu
Prasa cały czas zachowywała czujnośc partyjną i jak przejżysz to znajdziesz
komentarze
-złapano złodzieja - nigdzie nie pracujacy - wyrok duży murowany,
- awantura w domu - aresztowano XX nigdzie nie pracował, w tym samym czasie
jeśłi złapano na kradziezy partyjnego sprawie ukręcano łeb,
Ja było z rolnikami?
Różnie - po pierwsze władzy sie nie mieściło w głowie, że moze ktos miec
ziemię, gospodarstwo rolne a mieszkac w Warszawie 70 km od tej ziemi -
śmiesznie wychodziło, brak przydziałów na produkty a jak wiozłem mieso to
próbowali robić kłopoty łącznie z rekwizycją!
W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ziemia nie dawała możliwości
utrzymania godziwego poziomu zycia i dlatego tak już od trzeciej czwartej
rano zapalały sie w kolejnych domach światła - to chłoporoboitnicy
spieszyli na pociagi , dojezdzali czasami naet przez trzydziesci i więcej
lat co dzień te 50-100 km
Rzemieślinicy - był obowiązek przynależności do cechu, na tej podstawie
wklepywał Wydział Handlu i Usług stosowna pieczatkę do dowodu.
SJS
Piekny zestaw. Spora praca. Bo faktycznie nawet jak nie wysyłali za brak
zatrudnienia na Żuławy, itp to byy inne sposoby. Zreszta Żuławy itp to były
specjalnie przygotowane dla osób, które nielubiły włądzy w sposób aktywny.
Jak to ich nazywano? Już nie pamietam :(
Ale ukuto specjalne okreslenie.
Jeszcze raz dzieki za przypomnienie jak to kiedyś miło bywało.
Walenty
> Jeszcze raz dzieki za przypomnienie jak to kiedyś miło bywało.
Prośba do moderatorów. Panowie, może jednak byście nie puszczali
postów z tak rażącym lekceważeniem Netykiety? Przecież zbędne
zacydowanie 116 linii to już idiotyzm...
--
Peter 'Mikolaj' Mikolajski <> ICQ: 55031994 / GG: 2259986
"I find your lack of faith disturbing" (LV @ ANH)
"Prawdziwa sztuka obroni się sama... ale nie przede mną"
(kabaret Potem - Wiosenna pieśń radości)
>Guzik prawda.
>Z autopsji, tak bylo na papierze.
>Sam byłem bez pracy kilkanascie miesiecy i nic...
>tyle tylko ze nie miałem (oficjalnie "kasy").
>Za studia nikt nie kazał mi zwracac forsy...
>Bieszczady i Żulawy to mit drogi kolego,
>ale jak chcesz w niego wierzyć wolna wola, można i w Archiwum X.
>Tak powstaja legendy;)
Dokładnie - jeśli chodzi o Bieszczady. Akurat lata 80-te znam tam z
własnego doświadczenia i zasadniczo trafiało tam kilka rodzajów ludzi:
drwale i wypalacze wegla - na bardzo dobrych warunkach finansowych;
tzw. niebieskie ptaki - ale samodzielnie, głównie różne świry, artyści
i hipisi. Praktycznie jedynymi którzy trafiali tam przymusowo to byli
więźniowie trafiający z prawomocnymi wyrokami do paru tamtejszych
więzień. Mimo legend w Bieszczadach było wtedy bardzo cięzko się
schować - po prostu było tak mało ludzi że każdy nowy prędzej czy
później trafiał na milicjanta czy wopistę. A jak ktoś był poszukiwany
to wiadomo jak to się kończyło.
Zdrówko
--
Maciek 'Babcia' Dobosz
Warszawski Klub Paintballowy "Ranger"
N.A.S.K. Nieudolny Administrator Sieci Komputerowej
http://paintball.info.pl/
To było wczesniej - w latach 80-tych nie było nakazów pracy. Kiedy sie
skończyły? W latach 70-tych?
R.
--
Spory w przekładaniu ideału etycznego na procedury praktyczne pociągające za
sobą wywieranie gwałtu na zaistniałej sytuacji społecznej kończyły się
niekonkluzywnie. - prorektor Łucja Łukaszewicz
Na początku lat 80-tych została ogłoszona ustawa o pasożytnictwie społecznym.
Nie pamiętam dokładnego tytułu, poszukam egzemplarza, który z ciekawości
kupiłem w kiosku... W praktyce chyba mało kogo obchodziła.
Leszek