Pan Marcin Debowski napisał:
>>> A była to złą analogia?
>> Bardzo dobra. W dodatku użyteczna. Zagaduwaliżmy naszą lektorkę
>> opisami co i rusz nowych i bardziej skomplikowanych układów, podając
>> przy tym ich rurzane analogię. Nie mogła przez to iść z materiałem
>> do przodu i kazać uczyć sie nowych rzeczy.
>
> No to faktycznie. Pewnie było warto wprowadzić tez wspomniane ciecze
> nienewtonowskie, czy też co innego robiło za impedancje/przesunięcia
> fazowe?
Już uczeni radzieccy, będący odniesieniem dla tych czytanek, odnotowali
taki wynalazek, jak rezerwuar, będący w gidrawliczeskim mirie anałogiem
kondensatora. Myśmy szli dalej -- w elementy o stałych rozproszonych.
Jeśli zwykłą żelazną wodoprawodną trubę zastąpimy elastycznym wężem
o tej samej średnicy, robi się bardzo ciekawie. A nawet bez cieczy
nienewtonowskich, zwykła woda w cienkiej i długiej rurce zachowuje się
tak, że przestaje być analogiem cienkiego drutu miedzianego.
>> Historia nauki pokazuje, że należy zakwestionować tożsamość występującą
>> we frazie "boskości, tj. wiary". Już był tu przywołany Demokryt, który
>> na celu miał uniezależnienie od boskości, a zrobił to przez dodanie
>> znaczenia pierwiastowi wiary (ja akurat cenię sobie Demokryta, te jego
>> atomy to ogromny wkład do ludzkiej myśli). Boskość-nieboskość oraz
>> wiara-niewiara nie są ze sobą skorelowane.
>
> Kwestionowanie boskości wymaga już sporej dojrzałości społecznej.
"Dojrzałości społecznej", czyli czego konkretnie? Dojrzały społecznie
był Demokryt, bo potrafił podejść krytycznie do wcześniej przyjętych
przez jego ziomali reguł rządzących światem? Czy dojrzali społecznie
byli Grecy, bo go nie zaciukali za herezje?
>> Dzisiejsza fizyka dobrze sobie radzi bez odwołania do boskości, mimo że
>> ma swoje "sfery gwiazd stałych". Ktoś może sobie wierzyć, że w czarnych
>> dziurach siedzą diabli i knują. Kto inny, że Bóg Ojciec gra tam w kości.
>> W opisie świata poza dziurą występuje pojęcie "osobliwość", któremu te
>> wierzenia ani nie są potrzebne, ani nie przeszkadzają. Można powiedzieć,
>> że fizyka osiągnęła swoje "naturalne granice".
>
> Boskość jest niczym innym niż łatwym wytłumaczeniem niewytłumaczalnego
> dla danego poziomu wiedzy. Przeszkadza w tym boskość społeczna, czyli
> związana z elementem emocjonalnym (strach bo bóg zły, radoś bo bóg
> dobry).
O, z tym "łatwym" to byłbym ostrożny. Deistyczne teorie potrafiły być
bardzo złożone. Z kolei starożytni bogowie potrafili być czasem niezłymi
nieudacznikami, którym należało współczuć. Zwykłemu śmiertelnikowi to
oni mogli najwyżej nafiukać.
> Jak się tego wyzbyć to przy dowolnych rozważaniach mających na
> celu wytłumaczenie czegoś to w sumie MZ jeden pies czy powiemy
> o charakterze nadprzyrodzonym, czy, że np. wierzymy w flogiston,
> eter, kryształy, które nam do danego układu zgrabniej pasują.
Ja wciąż widzę dwa psy. Skoro Carnot liczył przepływy cieplika i mu
wszystko dobrze we wzorach wychodziło, to łatwo mi uznać ten cieplik
za element (ateistycznego), "świata idei", w czym by mi paru Greków
przyklasnęło. Coś jak "atomy drzewa" czy "kamieni", o jakich mógł
mysleć Demokryt.
Pierwotne teorie kosmologiczne zawsze zakładały istnienie boga, który
pociąga za sznurki całego Wszechświata. W sensie w zasadzie dosłownym
-- on jeden wiedział, jak ciągnąć, żeby było dobrze. Pracowity gościu,
można powiedzieć. Czasem mógł miec pomagerów, na przyład na czele
ministerstwa do spraw morskich stawał jakiś Neptun. Dopiero z czasem
ludzie zaczęli tym bogom zaglądać w księgi, próbując wyczytać z nich
jakieś reguły ułatwiające bóstwom pracę w Centrum Dowodzenia Światem.
To coś jak powstanie prawa rzymskiego -- Grecy kazali komuś wypić
cykutę, bo na zebraniu egzekutywy większość stwierdziła, że czyny
jego są obrzydliwe, więc go nie lubi. Rzymianie posyłali na krzyż, bo
trzystaa lat wcześniej ktoś w kwitach napisał, że w takiej sytuacji
jest to najlepsze rozwiązanie. To mógł zrobić nawet jeden sędzia,
w dodatku niezbyt rozgarnięty.
Pomysł, że nauka mogła się rozwinąć bez wczęsniejszego stworzenia
systemu religijnego, jest po prostu wiarą w cuda. Nigdy w historii
cywilizacji to się nie zdarzyło.
>>>>>>> Zasadniczo tak to jest nadal chyba szeroko rozumiane.
>>>>>> Że debuger i że nad nim biolodzy pracują w labach? Być może.
>>>>> Że większość widzi to jako tasiemkę z czytnikiem blokowym
>>>>> (maszynę Turinga).
>>>> To i tak dobrze, jeśli widzi. Większość po prostu "wierzy nauce",
>>>> zatem nie stara się nawet, by zrozumieć.
>>> Większość nie działa na zasadzie "question everything", tj.
>>> nieustannego negowania. Ba, większość nie działa nawet w
>>> pobliżu zasady "fajnie choć trochę zrozumieć jak coś działa".
>> Bo większość ma to wszystko w czarnej dziurze.
>
> Większości chyba to męczy. Nie jest zupełnie łatwe, więc nie
> jest i przyjemne.
Statystyczna większość społeczeństwa nie jest aż tak delikatna,
by myśl o złożoności świata mogła spowodować u niej męki.
* * *
A tak przy okazji, wczoraj przeczytałem to:
https://www.bbc.com/news/health-66715669
oraz zeszłoroczny linkowany stamtąd atrykuł:
https://www.bbc.com/news/health-62679322
Do źródłowych publikacji jeszcze nie dotarłem, ale nawet popularne
omówienie wydaje mi się ciekawe. Badacze usiłują zgłębić to, o czym
pisałem -- choć trochę poznać mechanizm formowania się narządów.
W skrócie, około setki komórek macierzystych w laboratorium zmieszano
w sposób dość bezładny. One najpierw organizują się w coś na kształt
moruli, co wymaga od nich podróżowania z miejsca na miejsce. Potem
rozwijają się podobnie do embrionu (nazwane to zostało "modelem"),
aż do etapu wykształcania się narządów takich jak serce (działające)
i mózg. Nie jest potrzebne naprowadznie szkieletem białkowym, jak to
miało miejsce we wcześniejszych eksperymentach.
Z tymi komórkami jest więc tak, jak z częściami, co je jeden facet
wynosił z "Łucznika", żeby w domu zmontować dla żony maszynę do
szycia. Ale jak by ich nie składał, zawsze wychodził kałasznikow.
Jarek
--
Uczeni radzieccy przy pomocy komputera obliczyli, że gdyby zebrać wodę
ze wszystkich oceanów, mórz, rzek, jezior, wszelkie wody podziemne oraz
wodę zawartą w chmurach i wlać całą tę wodę do rurki o średnicy 1 cm,
to rurka ta miałaby taką długość, że ja pierdole.