Prot Ogenes napisał:
> Z całym szacunkiem, widok podeszwy gówno mówi. Isotne jest gdzie i jak
> się zgina. Póki nie założę tego na nogę i nie postawię paru kroków nie
> jestem w stanie nic o tym powiedzieć patrząc tylko na zdjęcie.
>
> Pewnie, do zwykłych adidasów nie ma co porównywać, ale są buty, które
> nie są super sztywnymi SIDI. Da sie w nich przejść po mieście
> (asflat/kostka) 3km bez problemu. Choćby Accent Trash.
Trash zgrabnie łączy nazwy Traffic i Rush - dwóch modeli azjatyckich
produktów polskiej marki. W praktyce - jeden kit, więc i nazwa może
być jedna :).
Ten patent ma twardszą i bardziej kruchą podeszwę niż turystyczne Sidi
(bo Włosi także robią buty dla cykloturystów). Traffic poległ na mych
girach po niecałym sezonie, Sidiki - po trzech. I tylko te drugie
wspominam z sentymentem, bo były najwygodniejsze w turystyce rowerowej
i najciszej stukały progami podczas chodzenia. Choć kto wie, jak jest
teraz w firmie ze stosunkiem do idei "daj zarobić - zużyj szybko i wróć
po nowe" :).
Ja tam wielkim praktykiem nie jestem (jeśli nie brać pod uwagę łamania
płyt), ale mam wrażenie, że nie ma dobrych butów, które uczyniłyby SPD
i podobne systemy atrakcyjnymi dla codziennych użytkownków rowerów,
którzy w tych samych butach więcej chodzą niż jeżdżą. "Cywilne" laczki
z progami wciąż nie dorównują miękkim butom miejskim, czy nawet nieco
sztywniejszym trekkingowym/podejściowym.
W warunkach dojazdów do pracy (wyłączając tych, co muszą szybko cisnąć
kilkanaście km w jedną stronę) czy na rekreacyjnych przejażdżkach nie
są w stanie zaoferować dostatecznej wygody. Choć oczywiście wiele można
ugrać na skutecznym marketingu, snobowaniu się na "bikera" i podobnych
ściemach.
Moim zdaniem sens espedziakowania "al dente" pojawia się dopiero wtedy,
gdy w ramach jednej wycieczki trzeba i chodzić i jeździć, nie warto brać
dwóch par butów, a kontrola w czasie jazdy jest ważniejsza niż komfort
krótkiego chodzenia po muzeum, po sklepie w którym kupujemy banany
i izotonik czy na niezbyt długich odcinkach peszych.
Jeżdżę w stałym tandemie o różnym podejściu do laczka. Ja mam pedały
SPD, Aśka - platformy. Ja na dłuższe wycieczki zabieram twarde (choć
jeszcze nie sportowe) espedziaki do jazdy i niskie podejściówki na dłuższe
odcinki piesze, a Aśka do jednego i drugiego ma niskie podejściówki, a na
dodatek sandały - też używane w obu przypadkach. Moje zjazdy są szybsze,
ale jej podjazdy dłuższe i oboje jesteśmy zadowoleni z wybranych opcji.
Z dwojga złego, wolę zwolnić na zjeździe, by nie utracić kontroli podczas
jazdy w butach nie wpiętych w pedały, niż na odcinkach pieszych
w espedziakach spinać się na skale (zwłaszcza na skraju urwiska), by nie
wywinąć orła na tych gównianych kawałkach stali, co utrudniają podeszwie
kontakt z podłożem. A w górę i tak korb ne ciągnę.
Wygląda więc na to, że w lajtowej turystyce rowerowo-pieszej opcja Asi
jest górą i gra w SPD jest warta świeczki dopiero wtedy, kiedy wyraźnie
postawi się akcent na jeździe.
I jeszcze ta upierdliwa logistyka na cztery buty - ale gdzie jej tam do
postulatu przekręcania co chwilę (choć tylko w dwie minuty) pedałów
z platform na SPD i odwrotnie :)
https://youtu.be/TsF4gepV-9U?t=7m46s .
--
Marek