news:4ebac945$0$2180$6578...@news.neostrada.pl...
>W dniu 2011-11-09 19:09, Araneus Diadematus pisze:
>
>> Jakieś reguły muszą być, komunizm poległ nie dlatego, że jest zły, bo
>> sam jako taki nie jest. Poległ, bo nawalił czynnik ludzki...
>
> Komunizm był, jest i zawsze będzie zły. Chory był sam pomysł na którym go
> zbudowano - myśl, iż czynem moralnie pozytywnym jest ograbienie pewnej
> grupy ludzi (burżuazji) z ich dobytku i przekazanie go innej grupie
> (proletariatowi). Gdy jednostki robią coś takiego - mówimy o
To są wypaczenia.
> rozboju i kierujemy sprawę pod sąd. Gdy zaangażują się w to całe, ogromne
> grupy ludzkie działalność taka przybiera ładną nazwę "sprawiedliwości
> społecznej".
Ale jeśli owa komuna, czyli wspólnota, rzetelnie składa swe zarobki na kupę,
stosownie do nich przykładając się do pracy w to włożonej - nie widzę
problemu. Rzadko wszyscy naraz będą chcieli na coś zarobioną kasę wydać,
więc gdy ktoś ma jakąś większą potrzebę, bierze tę kasę, kupuje, a następnie
udziały pozostałych spłaca dalszą własną pracą. Jeśli we wsólnocie nie
nawali dyscyplina, itd, układ ma szanse. Jeśli jednak komuś zechce się
poleserować, bo może inni nie zauważą, to wtedy - czynnik ludzki - układ
rozpadnie się. Pewnym przybliżeniem tego jest system ubezpieczeń.
> Państwo powinno zapewnić jednostkom pewne szanse rozwoju np. przez dostęp
> do edukacji itp. Jednak rozdawnictwo jest nie tylko niemoralne, ale i
> społecznie szkodliwe.
Toteż nie nawołuję do wypaczeń - w dobrej komunie nie ma obijania się, każdy
rzetelnie pracuje na wspólny dorobek, jako bonus, mogąc w każdej chwili
wejść w układ, jak i z niego wystąpić. Zresztą - diabeł w szczegółach, żaden
układ nie jest idealny (i nawet tego nie oczekuję).
>> Odpowiedzialność - przez samosąd i lincz, czy jednak z użyciem prawa?
>
> Myślę, że przedmówca trochę źle się wyraził. Nie chodzi o to, żeby nie
Ale, jak widzisz, mógł zostać źle zrozumiany. Dobre chęci - podobno
wybrukowano nimi piekło...
> istniało prawo, procedury jego egzekwowania i instytucje zajmujące się ich
> realizacją. Anarchizm to bzdura. ;)
Po prostu utopia, nierealny układ. Nawet zwierzęta w naturze zwykle mają
stado i hierarchię w nim, albo każdy ma swój kawałek gleby i na nim jest, a
obok sąsiedzi mają swoje... Jak widać, już tu są ograniczenia, mimo, że
wladza nie włazi niemal w ogóle. Tam, gdzie są stada - szef jest królem. I
też "obowiązuje rejonizacja". Poszczególne rodzaje układów przenikają się
więc...
> Pytanie dotyczy raczej zakresu kompetencji państwa. Jako libertarianin
> uważam, iż powinny one zostać bardzo mocno ograniczone. Oczywiście bez
Mnie bliżej do feudalizmu (1), acz moje intencje mogą być źle zrozumiane, bo
tenże ustrój jest często źle definiowany.
Twardego obstawania przy jakiejś opcji nie mam, jednak powiedzieć mogę, że
"władzuchne kochane, odjebta się ode mnie w pewnych sprawach, pomóżta w
innych". Ale czy np. tzw. obowiazek szkolny - pozwolić społeczeństwu nie
uczyć się? Tylko, co to da później, długofalowo? We władzy widzę rolę
"dobrego ojca", który jak kelner w drogiej knajpie - opiekuje się klientem,
będąc w zasadzie niewidocznym. Władza pozostawia klientowi wybór, co zamówi,
ale jeśli klient skorzysta, to ponosi konsekwencje tego, w postaci np.
zapłacenia za posiłek. Władza musi tu mieć swoją rękę. Ale tylko tyle, bez
narzucania "żeberka, czy flaczki".
> pewnych funkcji państwa sobie nie poradzimy - ktoś musi strzec
> bezpieczeństwa granic i porządku wewnętrznego, egzekwować przestrzegania
Tak zagłębiając się w szczegóły możemy znów dojść do niuansów, i znów okaże
się potrzebne zaczynanie od poczatku, Jest ryzyko.
> prawa. Chodzi jednak o to, by to prawo było proste i nie ingerowało zbyt
> głęboko w życie obywateli, jego fundamentem powinien być Imperatyw
Ingerować musi, choćby po to, aby zrealizować zasadę w cytacie poniżej.
Ingerować, gdy ktoś to zakłóci, stosownie do rozmiaru nieprawidłowości.
> Kategoryczny Kanta oraz zasada "wolność jednostki kończy się tam, gdzie
> zaczyna się wolność drugiej".
Właśnie to miałem na mysli.
> W chwili obecnej istnieje mnóstwo absurdalnych przepisów, a obywatel
A to, to prawda. Ale, np. zakaz papierochów i wódy poniżej 18 lat... Jaki da
długofalowy efekt, gdy będzie, albo nie będzie?
> może łatwo wejść w konflikt z prawem nawet wówczas, gdy NIE KRZYWDZI
> NIKOGO ZE SWOICH WSPÓŁOBYWATELI.
Słusznie się twierdzi, jeśli się powie, że głupi przepis napędza dodatkową
głupotę.
Podobno nie można pierdzieć w towarzystwie. Ale jawnego przepisu wprost nie
ma. Czasem się zdarzy pryknąć tak akustycznie, na ulicy, że inni usłyszą.
Teraz władza wprowadza przepis, że nie wolno pierdzieć w miejscach
publicznych, ktoś pierdnie... i inny ktoś, komu to do dziś nie
przeszkadzało, zaindukowany głupim przepisem wyjmie komórkę i zadzwoni pod
112, wskazując "ten obywatel pierdzi" i ruszy korowód prawny. Z drugiej
strony, małe pomieszczenie, ktoś uporczywie je zapierdza, wiedząc, ze jest
bezkarny, stwarza innym niedogodność, nadużywając swej wolności. Tu władza
MUSI takiego pierdziela utemperować.
> przez ograniczanie innych możliwości samoobrony (słynne "przekroczenie
> granic obrony koniecznej). Na zachodzie jest jeszcze gorzej - w
Najlepiej samemu zostać bandziorem, wtedy prawo nas obroni... tak się
składa, że pośrednio ucierpiałem wskutek czegoś takiego - cygan zawinił,
kowala powiesili.
> niektórych państwach nie wolno posiadać nawet najzwyklejszego spray'u
> pieprzowego. Zamiast tego rządzący przed każdymi wyborami obiecują nam
Trzeba się ratować innymi legalnymi sposobami...
...
> protokół i/lub zabezpieczyć zwłoki... Pierwszą linią obrony jesteśmy my.
> To znaczy bylibyśmy, gdyby nie odebrano nam tej możliwości.
Trzeba zejść do podziemia.
> Co poza tym? Państwo zabiera nam prawo do swobodnego dysponowania
> pieniędzmi - przymusowo musimy ubezpieczać się u państwowego molocha,
??? Umowa o dzieło...
> nie mając możliwości przekazania naszych pieniędzy gdzie indziej, gdyż są
> one automatycznie odcinane z każdej naszej wypłaty tak, że nawet ich nie
> widzimy...
No, co do celu, to zgoda. Państwo za dużo mąci. Układ wymyślony bodajże
przez Bismarcka (źródła nie są jednomyslne), trąci już myszką. Jednak sporo
lat działał, więc chyba wystarczy go zmodernizować?
> Zresztą... Mógłbym tak długo wymieniać, a najlepszy w wygłaszaniu mów nie
> jestem, więc może na tym poprzestanę. ;)
W kilku słowach - zgoda, że władza powinna interweniować tam jedynie, gdzie
to jest rzeczywiście niezbędne. Ale, ze względu na to, że choćby fakt, że
człowiek też jest istotą stadną, to potrzebuje przywództwa (2), że człowiek
nie jest ideałem, musi pójść trochę głębiej. Niestety, człowiek jest na tyle
niedoskonały, że jak się czepi władzy, to zaraz chapie dla siebie, a próba
wymogu na władzy, by nie chapała dla siebie tylko dbała o naród, jest jak
petycja do wilka, żeby jagniątek nie zajadał.
(1) Na jakiejś wysepce, w .uk, dopiero bardzo niedawno zmieniono ustrój,
dotychczas był tam właśnie feudalizm, formalnie. Czytając o tej wysepce
stwierdziłem, że układ się do końca chyba sprawdzał, rejon spokojny, wcale
nie biedny, każdy znał swoje miejsce (co jest istotą feudalizmu,
przynajmniej tak miałem na WOS), a władza nie wpieprzała się ludziom "do
łóżka".
(2) Przywódca - MĄDRY PRZYWÓDCA to skarb, dlatego za przywódcą polecę, a na
władzę napluję, bo władza zwykle chapie najpierw dla siebie, a jak już się
nachapie i jest bliska zesrania się, laskawie uszczknie po kawalątku dla
maluczkich.
PS. Nie przejmuj się, że stoję przy innej opcji społecznej - wolny jestem od
uważania, że "tylko ja mam rację, a inni to ch..e". Tylko krowa nie zmienia
poglądów, jak mawia stare przysłowie, a ja krową nie jestem :)) Staram się
oddzielić człowieka od tego, co robi, po to, aby maksymalnie uniknąć
argumentów ad personam, a używać jedynie ad meritum... znaczy się ad rem
(czy jak się ta cholera nazywa)... Oceniać czyny, postawy, a nie osoby.
Można pięknie się nie zgadzać, nadal wzajemnie się szanując. Już Krasicki
napisał "I śmiech niekiedy może być nauką, kiedy się z przywar, nie z osób
natrząsa..." Prawda, nie zawsze mi się udaje... ad rem... bo inne argumenty
ad personam bywają bardzo "zaraźliwe".