Google Groups no longer supports new Usenet posts or subscriptions. Historical content remains viewable.
Dismiss

Tajemnica Twierdzy Szyfrów - odcinek 07

60 views
Skip to first unread message

AJK

unread,
Oct 24, 2007, 10:40:21 AM10/24/07
to
Telewizja Polska S.A. w strachu, że ją rozpędzą m.in. za ten serial,
Wołoszański Sp z o.o. ze świadomością, że mogą jej skoczyć, bo i tak
swoje zarobiła i ja w stadium wyniszczającej grafomanii...

prezent... ują...

Tajemnica Twierdzy Szyfrów - odcinek siódmy i już bliżej niż dalej.

Od razu się pochwalę, że moc czuję w sobie i mówcie mi Sprawcza. W
odcinku siódmym odwiedzamy Leśną, ale tym razem widoczku z wieżyczką i
flagą zwisającą zeń nie ma. Wysłuchano. Żeby się nam, w głowach nie
poprzewracało od tego spełniania słusznych postulatów, reżyser pod
folijkę z napisem wmontował ujęcie dwóch statystów-wartowników z
poprzedniego odcinka, ale co tam... Recykling jest ostatnio si i trafił
nawet do wykształciuchowej "Ekipy". Choć tam chodziło o papier i
ekologię, a nie o wielokrotnie skarmianie resztek jak w Tzschosche.

Siódmy Odcinek Twierdzy Szyfrujących Szpieków jest bardzo zniechęcający.
Nie jest Naprawdę Zły, jest zaledwie serialową chujozą, w której nic się
kupy nie trzyma i nikogo to nie obchodzi, bo licznik bije, a płacone
jest od osobodniówkogodziny. Logiki nie ma, sensu nie ma, wiarygodności
nie ma, dialogów nie ma, jest tylko tylko scenarzysta, który grzeje
michę, bo się ma za artychę, a obok równie szeroko grzejący michę
reżyser, bo jeszcze nikt nie zarobił takiej kasy za nic-nie-robienie
przy podobnej kupie.

Najpierw Realia, Retrospekcje i Reminiscencje czyli jak se mały Boguś
miesza Andrzeja Zbycha i Colina Forbesa. Usiądźcie wygodnie i zapnijcie
pasy, albowiem odlatujemy w krainę Ożżż.

Zaczynamy w teatrze w Szczawnie, bo jak się scenarzysta przywiąże do
miejscowości to przekichane - arystokracja zamiast jeździć do Wrocławia,
Berlina czy choćby Hirschbergu będzie się odchamiać na prowincji. A
zamiast prawdziwych artystów będzie oglądać przystrojony swastyczkami
fortepian i słuchać jak Ultra Violet XXXL morduje Szymanowskiego. Czy
innego Wagnera. Publiczność w szczawnieńskim teatrze dobrano bardzo
starannie, przebrano we wszystkie możliwe mundury (są nawet oficerowie
marynarki i to od razu trzej) oraz gustowne suknie. Znajomych twarzy z
poprzednich odcinków jest kilka, ale dyskretnie upchanych po kątach.
Reszta statystów wygląda na kuracjuszy domu wczasowego "Muszelka", bo
bladzi są i wdrożeni do rygorów turnusowych - siedzą bez ruchu, klaszczą
na komendę i nie patrzą w kamerę. Ewenement w serialu.

W loży na pięterku zasiada żałobna Aweniu z Gruszką. Aweniu cierpi
kamiennie, a Gruszka przeżywa muzykę po swojemu - dolną szczęką i
chodzącą krtanią. Siedzą, słuchają, przeżywają i nie podejrzewają nawet,
jak okrutny los przygotowuje im scenarzysta... Słucham? Aresztowanie?
E-no, co Wy? W tym serialu? W jakimś nędznym filmie historycznym, to
może by obie kobiety aresztowano pod zarzutem zdrady, knowań itd., ale
my tu mamy Realia. Aresztowano von Tulipana i starczy. Kobiety się po
prostu zastrzeli - skrytobójczy zbrodzień w fartuchu i z Mannlicherem
Carcano już czeka na galeryjce, już celuje. Czemu i po co się zastrzeli?
Nie wiem, mnie nie pytajcie. Ja jestem tylko zwykłym widzem i właśnie
ułożyłem szczękę na podłodze. Może Niemcy mają trudności lokalowe w
temacie więzień i dokwaterowywać nie mogą? A może to kwestia braku
dowodów? Eeee, nie - przecież Tulipana też zamknęli bez dowodów, ba! bez
dowodów pokroili go na dzwonka. No to czemu nie mogą zamknąć kobiet?
Czemu koniecznie chcą je obie zastrzelić? I jeszcze żeby w lesie, w
wypadku, w domu, w ciemnej uliczce... No, ale to by nie było
tzschochowato. W serialu zastrzeli się je publicznie, w teatrze, na
oczach tłumów i na piętrze. Bo, kurna, tak! Bo taką fantazję ma pan
Wołoszański, a poza tym widział w dwóch filmach, że takie ujęcie przez
celownik wygląda sensacyjnie.

Do zastrzelenia zostaje oddelegowany bedgaj o wyglądzie topornie
sztampowym z blizną z gutaperki i karabinem bez tłumika, bo kij z
dyskrecją, przecież to nie Wiedźmin, żeby ciongłoźć była. "Tygrysa bierz
na cel i rąąąąą..." - znaczy, na cel bierze Aweniu, ale nie rąbie, bo do
loży wparowuje admirał Canaris. Bedgaj wstrzymuje morderczy palec i
łypie, a admirał Canaris mówi Aweniu: "Co prawda w poprzednim odcinku
Tulipan kazał wam do mnie dotrzeć, a ponieważ się nie znamy, dał wam
nawet znak rozpoznawczy - ten wisorek na Gruszce, ale przecież to było
tydzień temu, więc nikt nie pamięta i nikt się nie zdziwi, że se tu tak
przychodzę i gawędzimy jak starzy znajomi o sprawach, o których nie
macie prawa nic wiedzieć". Stenka mruga porozumiewawczo, że też uważa
scenarzystę za młota i chce do domu. "Verboten" - mówi Canaris - "bo tam
czekają bedgaje". Ciekawe, kurna, na co czekają, skoro właśnie są w
teatrze i chcą Aweniu zabić. Na duchy w domu będą polować i talerzykiem
przesłuchiwać czy tylko tak na stypę z wyprzedzeniem wpadli?

Aweniobójca rezygnuje z dystansu i skrada się skrytobójczo po teatralnych
korytarzach. W obślumpionym fartuchu i z pistoletem w dłoni, sunący w
piruetach po czerwonym dywanie w teatrze. Normalka. Nie szata zdobi
człowieka, a ubiór w operze. Rzuca się w oczy tłumik na pistolecie, bo
jest fikuśny, tylko po kiego grzyba teraz tłumik, skoro z karabinu
bedgaj chciał walić bez tłumika? Co scena to zagadka... Begdaja
załatwiają goryle Canarisa, oczywiście niedyskretnie i z hałasem, a cała
scena jest głupia jak but i kręcona na cztery wykluczające się wzajemnie
raty. Canaris wychodzi z loży, z której już dawno wyszedł, a która w
dodatku jest pusta, choć Aweniu z Gruszką z niej nie wyszły. Do wyjścia
z loży bedgaj dociera wcześniej niż Canaris, choć miał do przejścia cały
teatr, a ruszył w chwili, gdy Canaris zaczął z loży wychodzić. Zwłoki
begdaja zostają zbeszczeszczone kopem i zostawione dyskretnie na środku
korytarza na pastwę bileterów. Brakuje tylko wtorkowego, żeby trzymał
stery i czwartkowego, żeby widzom podawał sole trzeźwiące.

Aha, skoro już moje abrakadabry działają... Czy nie można powiedzieć
aktorom, żeby po prostu strzelali, a nie walili najpierw zamkiem
pistoletu jak Szyc w "Oficerze"? Bo to naprawdę głupio wygląda, kiedy
gość udaje czujnego i gotowego do strzału, a potem oko w oko z wrogiem
musi demonstracyjnie przeładować pistolet. Takie każdorazowe ruchanie
żeliwem nie świadczy o profesjonalizmie, ale raczej o byciu dupą wołową.
Pocisk w lufie. Pif-paf. Po prostu. Proszę.

Nieudana próba nakręcenia sceny sensacyjnej wywołuje gniew Heydricha,
który wzywa Ferfluchtera i opierdziela go od ostatnich. Ma pretensje, że
Ferfluchter zabił Tulipana, ale równocześnie ma pretensje, że nie zabił
Aweniu. Kazał mu za wszelką cenę wydobywać, a teraz się pieni, że cena
za wysoka. Najtajniejsza sprawa i geheime uber alles, ale aresztujemy
ciężarówką z klaksonem, a zabijamy publicznie i bez tłumika. Niby
chłodno demoniczny Heydrich, ale gra jak Mazepa w "Ślubach panieńskich"
albo Mściwy Karzeł od Masława. A w dodatku na stole leży jakaś kurza
modelka z plastiku i rozkraczona udaje apetycznego bażanta. A to dopiero
wstęp do wiochy.

Wszyscy znamy zwrot "poszarzał na twarzy", prawda? No, stres, nerwy,
strach i te takie. Jedni się rumienią, inni sinieją, a jeszcze inni
szarzeją. Ale tylko polskich serialu i tylko w polskich realiach owo
"poszarzenie" bierze się dosłownie i sprowadza tylko do twarzy.
Ferfluchter w scenie z Heydrichem wysmarowany jest jakimś tanim szarym
gównem, a w dodatku tylko do linii kołnierzyka. Więc kiedy wali obcasami
w salutującym przykucu i zadziera służbowo głowę... cała Polska widzi
idealną linię oddzielającą Ferfluchtera różowego od Ferfluchtera szarego
czyli gdzie panie charakteryzatorki wiązały prześcieradełko ochronne. O,
szczęście niepojęęęęęęteeee... że Wołoszański Sp. z. o.o. nie kręciła
"Otella" albo "Winnetou", bo taniocha wyłaby na całe gardło, a ekipa by
się potem koszul nie doprała.

Gościu udający Heydricha nie dość, że gra jak kura, to w dodatku zapomina
tekstu. Kamera nadal nie da się wyłączyć, dubli nadal się nie kręci i
trzeba czekać, aż sobie aktor przypomni kwestie albo przeczyta to, co mu
w ostatniej chwili nabazgrzą na karteczce. Fajniejszy jest tylko
adiutant Heydricha, który realistycznie w stopniu pułkownika pręży się
jak struna przed mocno podpadniętym Ferluchterem w stopniu kapitana. Nie
dość, że bez sensu, to jeszcze prężenie owo jest wspomagane jakimś
push-upem, bo takiej klaty nie ma nawet Pudzian.

Tyle wspomnień wprowadzających w klimat absurdu. Przenosimy się w Realia
czyli do... pięć... razy siedem tygodni... dwa w pamięci... 44 marca
1945 roku. Szpiek cierpi po stracie Gruszki, a żeby nie wzbudzać
podejrzeń jeździ po nocy wokół posterunku policji i pokazuje się
wartownikom. Pracować z tych nerw nie umie, ale też wcale nie musi:
scenarzysta poinformował nas dwa tygodnie temu, że Maszyna Która Potrafi
Mówić Sieeedeeem nie będzie potrafiła Powiedzieć Sieeedeeeem bez
specjalnej depeszy, której numer kojarzy się z datą, bo jest datą
kojarzącą się z numerem. Ponieważ depeszy nie wciąż ma, a Maszyna
zatruła się nikotyną - kryptokryptolodzy w Krypcie X mają wolne. Polskie
kino serialowe na kłopoty miało Bednarskiego, a Peszek na każdy zgryz ma
jedną radę: spacer. W sumie to nie jest takie głupie - przecież w tym
filmie wszyscy chodzą i jakoś dają radę przeżyć już siódmy odcinek. Z
wyjątkiem Tulipana. Ale on przecież nie chodził. I może to właśnie
tłumaczy jego śmierć w plasterkach.

Rację miałem w przypadku pani Robak vel Chrabąszcz czworga mężów Pająk i
rozwiązań scenariuszowych z nią związanych. Kobita dostaje do obczajenia
zdjęcia czterech oficerów i oczywiście Szpieka... nie poznaje. Wiecie,
mogę darować Wołoszańskiemu naciąganie Realiów, wybaczyć durne teksty w
dialogach, pominąć fakt, że każdy statysta ma inne spodnie mundurowe,
ale teraz to już naprawdę gość przegiął pałę. Normalna gospodyni, nawet
nie bardzo wścibska, pozna absztyfikanta sublokatorki nawet po
dziesięciu latach, choćby widziała go tylko przez minutę i tylko od
strony rytmicznie ruszających się na sublokatorce pośladków. A tutaj
wścibski babon w typie sławnej babci "paniMarysiukurwa", podglądający
Gruszkę przez wszystkie możliwe dziurki, nie poznaje faceta, uważnie
obcinanego z odległości metra. No bądźmy-ż poważni, naprawdę...

W tym samym czasie Fryc Szyc przesłuchuje Gruszkę, a panie
charakteryzatorki ciągle używają kurzego żółtka, odrobiny buraka i
jodyny. Ekologicznie, ale średnio wiarygodne na ekranie, zwłaszcza kiedy
Gruszka się spoci albo dostanie wody - cała charakteryzacja malowniczo
przemieszcza się po Gruszce albo nawet całkiem z niej znika. Żeby to
ukryć - Gruszka stara się nie pokazywać twarzy i zwisa malowniczo ze
stołka. Pozycja jest kurewsko niewygodna (próbowałem :-)) i nie do
utrzymana dłużej niż minutę nawet dla kogoś wypoczętego. Zmaltretowanego
tym bardziej, choć ciężko mi powiedzieć, gdyż jedyny rodzaj maltretacji
jaki przeszedłem, to stan totalnego zdojenia rudą wódą na myszach a
wtedy najlepiej mi było w embrionalnym owinięciu wokół ceramiki
sanitarnej. Stołek w ogóle nie wchodził w grę.

W dodatku okazuje się, że Szwaby ukradły Gruszce buty. Jeszcze w
poprzednim odcinku siedziała bidula w piwnicy w swoich letnich (śnieżny
marzec) butach na obcasie i z paseczkiem, a dziś (znaczy, 6 godzin
później wg Frycza) ma na nogach jakieś grzybicznie rozczłapane kajaki z
żółtymi językami. I to chyba te buty Gruszkę złamały ostatecznie, bo
godzi się pójść na współpracę z Frycem Fryczem. Przez moment zdziwiłem
się, że scenarzysta psuje postać bohaterskiej gruszko-arystokratki z
radiostacją, ale inteligentne teksty o antykwarycznych białych krukach
używanych do szyfrowania dały mi jasno do zrozumienia, że oto Gruszka
kręci i będzie próbowała Frycza podstępnie wydymać. On też coś jakby
czuł, bo mamy scenę z waleniem w stół przy wtórze argumentacji "Ja
jestem, kurwa, dobry misio dla ciebie!! Matka Teresa, schlag, schfack!!
Pysio jestem, ty cedrze libański. Wierzysz, że jestem mięciutki jak
kaczuszka, czy mam ci przypieprzyć?". Frycz trzyma formę przez cały
odcinek - gra źle i ani na krok od linii. Gruszka się dostosowuje, jąka
się i robi szczęką, a miejsca w których znacząco lub rozpaczliwie
zawiesi głos mogę typować z zamkniętymi oczami na tydzień wcześniej.
Fajne jest to, że siniaki z kurzego żółtka zniknęły z Gruszki w dwie
minuty, rany cięte wygoiły się w trzy, a szarpane właśnie się
zabliźniają. Choć mnie ujęły serialowe aspekty i reakcje
psychonielogiczne: Gruszka kuli się cała pod spojrzeniem Frycza, ale
kiedy ten zaczyna drzeć twarz i walić pięścią w stół - Gruszka ani
drgnie, ani jęknie, ani nic. Luz i szamanko. Bo "to się nazywa, rozumisz
pan, amerykański plan". "Plan 9 from Outer Space", bo w te poziomy
reżysersko-aktorskie zmierzamy konsekwentnie.

No a potem to już mamy koncert reżysersko-scenariuszowy czyli papkę
bylejakości na upchanie odcinka. Najpierw Aweniu odwiedza 13 posterunek
i szlocha, że jej córka-radioteleszpiegrafistka zginęła, na co łysiejący
Arni chodzi w kółko i mówi luzacko "Nie powinnaś się martwić". Potem
Panczerny i Kapień robią stopa i wymieniają uwagi luźne jak sprane
gacie. Widz może spokojnie podziwiać kolejne Grupy Rekonstrukcji
Historycznych (tym razem Big Red One, Normandia 44 oraz zastęp braci
Czechów), a widzowie z bardziej walniętym poczuciem humoru mogą
wsłuchiwać się w odgłosy tła i podziwiać inwencję tfurców, którzy jako
podkład dźwiękowy stosują koktajl w składzie: bluesowa harmonijka, 30
sekund przypadkowego swingu, 2 razy "jes", 3 razy "noł", 2 razy
"meeeeen", raz "izit czip?" i jednoosobowo chuderlawe "yihaw!" na
okrasę. Ta uboga żenuła dźwiękowa ma widzom dać do zrozumienia (bo może
jeszcze się nikt nie zorientował po mundurach), że jesteśmy wśród
Jankesów. Dla odróżnienia. Bo kiedy jesteśmy wśród Niemców to mamy "Lili
Marleen", stukanie obcasami i sygnalizację werbalną w formie"Allealle
looooosschneeeeell, wajtawajta!". Z tym, że ponieważ dbamy o Realia to
"Lili Marleen" w niemieckiej radiofonii puszcza się w wykonaniu Marleny
Dietrich, co za każdym razem wywołuje u mnie wredny chichocik, a czemu -
to sobie sprawdźcie sami w Wikipedii choćby.

Stenki nie ma, więc sceny z Kąpieniem i Panczernym wracają do poziomu
Kłaja i kiedy Kąpień opiernicza Panczernego, to mamy wrażenie, że albo
się udławi zjadanymi końcówkami słów albo zakończy "i nie będziesz
dzwonił do Aweniu z mojej komóry, bejbe!". Jednak zamiast postmodernizmu
dostajemy przelot V-1, bo co sobie będziemy żałować, skoro do końca
odcinka jeszcze tyle czasu, a koledzy od komputerów też się chcą
pokazać. Scena jest od czapy, a koledzy komputerowi nie radzą sobie
jeszcze z perspektywą i proporcjami, ale nie bądźmy czepliwi - mamy bum
i płomienie, a to zawsze wygląda fajnie. Mamy też nędzną pracę kamery ze
skacowanej ręki, wiec obraz nam się trochę telepie. I nawet jest fajnie,
choć powoli do nas dociera, że ekspedycja na Tzschochę jest dwuosobowa,
a samych Pucołków było 30 sztuk, więc jakim cudem... Ale wiemy, że
scenarzysta czuwa, więc na pewno coś wymyśli.

Kąpień i Panczerny zaczynają sobie żartować, więc lepiej znikać z
nadreńskiego korka (czyli okolic, w których Szpiek się gonił z
gajowymi), żeby się nie zarazić. Nie wiem, czy bardziej boję się załapać
żarty, czy dzióbek zwany ciupem, który Panczerny uskutecznia non stop,
ale kiedy Panczerny pokazuje sztuczkę z trzymaniem beretu na nosie -
łuki w juki, a łupy biorę w troki i uciekam.

Uciekam do Tzschochy, bo tam się dzieje... żałośnie. Do zamku przyjechali
na konferencję biznesmeni z Business Centre Club i ekipa Twierdzy
Szeryfów zostaje wypieprzona w plener, bo trzeba posprzątać. Panie
myjące okna są tak doskonale widoczne jak konsekwencja, każąca
reżyserowi i scenarzyście urządzić obiad na świeżym powietrzu, choć 5
minut wcześniej każdy opatulany był w trzy płaszcze. No, ale skoro z
Tzschochy tfurcy potrafią zrobić Rivendel, a z Fryca Frycza - Elronda,
to z logiką też sobie poradzą. Na obiad jest sandaczyk drugiej
świeżości, statysta Klopsik zapiernicza w pontoniku po jeziorze i topi w
nim smutki oraz dynamit, a Fryc Frycz chwali się, że "teraz mysz się nie
przeciśnie". No myślę, że nie - jaka mysz pchałaby się do jeziora? Mysz
w jeziorze? Nonsens.

Obiadek Frycza ze Szpiekiem dłużyłby się straszliwie, gdyby nie miny
Frycza, który sieje je gęściej niż nawodni saperzy zabezpieczenia. A to
brwią załopocze, a to wargą się wydmie, a to dwuznacznie chleb przeżuwa
przez trzy minuty, a to policzkami zagra Smosarską... Czy trzeba, czy
nie - dwie miny na sylabę, durny tekst na cztery miny i trzy rogi -
karny. W zarysie chodzi o to, że Fryc Frycz wie, iż Szpiek to Szpiek,
Szpiek się wypiera, Frycz nie wierzy, panie sprzątające w tle wciąż myją
okna i to na dwóch piętrach równocześnie, sandacz jest siny i z
koperkiem, więc nasi bohaterowie go nie tykają, Frycz mówi, że Szpiek
jest w jego ręku i nic nie może, ale się przyda, Szpiek każe się
pocałować w dupę, bo jest oficerem, chociaż wiemy, że oficerem jest Szyc
i nie wolno w niego celować, na stole stoją świeczki, choć dzień jest
piękny i słoneczny, Frycz pyta, ile Szpiek widzi palców i szachuje go
szachami, sandacz śmierdzi plastikiem, a panie sprzątaczki kończą myć
okna i idą zmieniać pościel.
W dodatku w tej scenie Frycz gra gorzej nawet od Małaszyńskiego. Na Boga,
co się z tobą stało ryce...aktorze? A zresztą, nie chcę wiedzieć.
Oglądać takiej gry też w sumie nie, ale czego się nie robi dla
publiczności, która expects that every man will do his duty. Every,
panie Frycz, eve-ry!

Dobra, my tu sobie gadu gadu o niuansach, a w kolejce czeka zwrot akcji
czyli machina ex deus a konkretnie ex Goebbels. Ponieważ niezbędna do
uruchomienia Tajnej Maszyny zaginiona depesza o numerze córki
Klapaucjusza być może znajduje się w Książu - Peszek interweniuje u
Goebbelsa i dostaje pozwolenie na przegrzebanie tamtejszego archiwum.
Samo pozwolenie to pikuś, ale droga niesłużbowa robi wrażenie, bo Peszek
spotyka Goebbelsa pod Lubaniem, gdzie tamten przez przypadek wizytuje
linię frontu i to w czasie bardzo zażartych walk, więc każdy Peszek może
sobie z nim pogadać i wziąć autograf, z tym że Lubań jest deczko na
zachód od Tzschochy, a co minister propagandy i komisarz obrony Berlina
ma do łażenia po górkach nad Nysą i Kwisą oraz co ma do archiwów
szpiekowskich w ośrodku atomowym prowadzonym przez SS... A zresztą luzik
i nie moje chujwico. Ważne, że pozwolenie jest i Szpiek pojedzie do
Książa. Boicie się? Chyba wszyscy powinniśmy się bać, bo przecież Książa
pilnuje Ferfluchter, który Szpieka nie lubi, więc grożą nam kolejne
miny, kolejne grymasy i kolejna kolorowa charakteryzacja pod kreseczkę.

Zanim jednak Szpiek pojedzie - Fryc Frycz interweniuje u Ferfluchtera,
żeby Szpiekowi dyzgustów nie czynił, bo "mój ci on", a Ferfluchter z
gniewu zabija statystę z Pomeranii, który jeszcze niedawno zabijał
Pucołków, ale teraz pierwsi są ostatnimi i biedaczek deski nosi w
pasiaku. Szpiek zaś tak bardzo struł się sandaczem, że ma omamy i do
księżniczki mówi per "Globcke". Nie, żeby to jakiś wyjątek był - w końcu
nawet podporucznik Dub mówił do panny Elly per "Kunnert, ty bydlaku",
prawda? Na szczęście scenarzysta umiejętnie odwraca naszą uwagę od stanu
Szpieka, fundując nam opowieść o mamusi księżniczki, wypuszczonej z
pierdla z powodu braku dowodów. Wesoła to opowieść i także osadzona w
Realiach. Okazuje się, że w czasie procesu spadła bomba, spaliła akta i
zabiła sędziego Freislera. Cud. Który rzeczywiście się wydarzył, ale
jedynie w temacie Freislera. Żeby jednak ów cud wystarczył, aby wypuścić
na wolność oskarżonego o zdradę współcanarisową i to w chwili, kiedy
samego Canarisa się wiesza.... Mocne i serialowe, ale nononono,
nieotonieotonieoto, bo bardziej zdziwił mnie płacz księżniczki: "Właśnie
wracam z poczty, odebrałam telegram!". Wojna, trudności obiektywne i te
rzeczy, ale to jednak niemiecka poczta i mamy już siódmy tydzień marca,
a sędzia Freisler zginął 3 lutego. Telegram, który idzie dwa miesiące?
Musiał być ciężko ranny ten telegram i pełznąć do Leśnej rowami
melioracyjnymi.

Końcówka odcinka utrzymana jest w stylu sandacza z koperkiem. Szpiek
dojeżdża do Książa i do samych napisów końcowych kibluje pod bramą w
towarzystwie niepełnosprawnych esesmanów, gapiących się w kamerę
wzrokiem: "Na co dzień wyglądam lepiej, naprawdę. I staram się być
groźny. To tylko ten hełm jest za duży i mundur pije pod pachami".
Ferfluchter znowu słucha Kiepury, śpiewającego o ORMO i daje sobie w
żyłę, a przy okazji demonstruje publiczności dupny tatuaż na lewym
przedramieniu. Naprawdę dupny i dziargany boldem. Z pajęczynką. Nie da
się przegapić znaku rozpoznawczego tajnej organizacji Pająk, o której
już słyszeliśmy, a pewnie usłyszymy jeszcze nie raz, skoro pokazano nam
taki tatuaż. Tajna organizacja... już Azja Tuhaj-bejowicz był bardziej
dyskretny ze swoimi sinymi śledziami na klacie. Ale przecież wiemy, że
tatuaż pokazano nam niechcący, reżyser nie chciał, tylko po prostu
przysnął na montażu.

W finale Ferfluchter goli sobie tzschochę... przepraszam... goli sobie
tzschachę, a statysta z Dykcją. Złom. Bardzą. Mówi. Że przyjechał
Kapitan Szczochy (tak w Książu przezywają Yorka).
- Niech czeka - mówi Ferfluchter.
York Szczochy czeka. Ferfluchter czeka. Statysta z Dykcją czeka. Widz
czeka. Pies czeka i nie szczeka. A nasz ulubiony Ciąg Dalszy czepia się
futryny i krzyczy, że nie wyjdzie się pożegnać, bo ludzie patrzą, a jemu
wstyd.


Nagrodę za Najgłupszy Tekst Odcinka dostaje Fryc Frycz za (d)jabolicznie
cedzoną kwestię: "Ponieważ lubię terminologię szachową... więc powiem
tak... teraz... musi pan czekać na mój ruch".

W roli zimorodka wystąpił sandaczyk, który wyglądał jakby go
właśnie wyciągnięto z wychodka.

Ilustracje do odcinka siódemgo tutaj:
http://ajk-streszczenia.fotosik.pl/albumy/297110.html


Za tydzień podobno ma wreszcie nastąpić koniec marca. Czyli nici z
jubileuszu pięćdziesiątego dnia. Szkoda.

--
AJK

Ewa Pocierznicka

unread,
Oct 24, 2007, 12:51:19 PM10/24/07
to
AJK pisze:

>
> Wszyscy znamy zwrot "poszarzał na twarzy", prawda? No, stres, nerwy,
> strach i te takie. Jedni się rumienią, inni sinieją, a jeszcze inni
> szarzeją. Ale tylko polskich serialu i tylko w polskich realiach owo
> "poszarzenie" bierze się dosłownie i sprowadza tylko do twarzy.
> Ferfluchter w scenie z Heydrichem wysmarowany jest jakimś tanim szarym
> gównem, a w dodatku tylko do linii kołnierzyka. Więc kiedy wali obcasami
> w salutującym przykucu i zadziera służbowo głowę... cała Polska widzi
> idealną linię oddzielającą Ferfluchtera różowego od Ferfluchtera szarego
> czyli gdzie panie charakteryzatorki wiązały prześcieradełko ochronne. O,
> szczęście niepojęęęęęęteeee... że Wołoszański Sp. z. o.o. nie kręciła
> "Otella" albo "Winnetou", bo taniocha wyłaby na całe gardło, a ekipa by
> się potem koszul nie doprała.

O... W... Mordę... Właśnie... Obejrzałam zdjęcia... Szaro-różowego
Ferfluchtera... I mi słabo... Profesjonalne to na poziomie teatrzyku
amatorskiego ze wsi Głucha Dolna. Tak na marginesie, czemu salutujący
Ferfluchter ma wytrzeszczone gały i ekspresję twarzową typu "ktoś mi
wsadził znienacka w tyłek rozżarzony pogrzebacz"?

> W tym samym czasie Fryc Szyc przesłuchuje Gruszkę, a panie
> charakteryzatorki ciągle używają kurzego żółtka, odrobiny buraka i
> jodyny. Ekologicznie, ale średnio wiarygodne na ekranie, zwłaszcza kiedy
> Gruszka się spoci albo dostanie wody - cała charakteryzacja malowniczo
> przemieszcza się po Gruszce albo nawet całkiem z niej znika. Żeby to
> ukryć - Gruszka stara się nie pokazywać twarzy i zwisa malowniczo ze
> stołka. Pozycja jest kurewsko niewygodna (próbowałem :-)) i nie do
> utrzymana dłużej niż minutę nawet dla kogoś wypoczętego.

Gruszka wygląda jakby trenowała do roli Sadako ("zaraz zacznę pełzać na
czworakach i łypać zza włosów morderczo"). Szczerze mówiąc to kręgoslup
mnie boli od samego patrzenia na tę jej pozę artystyczną.

> W dodatku okazuje się, że Szwaby ukradły Gruszce buty. Jeszcze w
> poprzednim odcinku siedziała bidula w piwnicy w swoich letnich (śnieżny
> marzec) butach na obcasie i z paseczkiem, a dziś (znaczy, 6 godzin
> później wg Frycza) ma na nogach jakieś grzybicznie rozczłapane kajaki z
> żółtymi językami. I to chyba te buty Gruszkę złamały ostatecznie, bo
> godzi się pójść na współpracę z Frycem Fryczem.

Wiesz, prawdziwa kobieta dużo zniesie, nawet jodynę z żółtkiem na twarzy
i zwisy artystyczne ze stołka, ale paskudnego obuwia to już nie!


> looooosschneeeeell, wajtawajta!". Z tym, że ponieważ dbamy o Realia to
> "Lili Marleen" w niemieckiej radiofonii puszcza się w wykonaniu Marleny
> Dietrich, co za każdym razem wywołuje u mnie wredny chichocik, a czemu -
> to sobie sprawdźcie sami w Wikipedii choćby.

Khy khyhyhyheheeeheheehehee cha cha cha cha! Colą się zadlawiłam, no, od
tej galopującej Dbałości.

> Kąpień i Panczerny zaczynają sobie żartować, więc lepiej znikać z
> nadreńskiego korka (czyli okolic, w których Szpiek się gonił z
> gajowymi), żeby się nie zarazić. Nie wiem, czy bardziej boję się załapać
> żarty, czy dzióbek zwany ciupem, który Panczerny uskutecznia non stop,

Może się temu Panczernemu Kąpień podoba i on tak teges, no, filtruje za
pomocą dzióbka. Z Kąpieniem.

--
Wiedźma www.mohawk.yoyo.pl www.tfurczosc.yoyo.pl gg 4083447
"Seks to nie pięciobój nowoczesny, nie chodzi o wynik, tylko o bliskość."
Anna Dodziuk

Yakhub

unread,
Oct 24, 2007, 1:39:55 PM10/24/07
to
Ewa Pocierznicka myślał, myślał i wymyślił, że:
> AJK pisze:

>>
>> Wszyscy znamy zwrot "poszarzał na twarzy", prawda? No, stres, nerwy,
>> strach i te takie. Jedni się rumienią, inni sinieją, a jeszcze inni
>> szarzeją. Ale tylko polskich serialu i tylko w polskich realiach owo
>> "poszarzenie" bierze się dosłownie i sprowadza tylko do twarzy.
>> Ferfluchter w scenie z Heydrichem wysmarowany jest jakimś tanim szarym
>> gównem, a w dodatku tylko do linii kołnierzyka. Więc kiedy wali obcasami
>> w salutującym przykucu i zadziera służbowo głowę... cała Polska widzi
>> idealną linię oddzielającą Ferfluchtera różowego od Ferfluchtera szarego
>> czyli gdzie panie charakteryzatorki wiązały prześcieradełko ochronne. O,
>> szczęście niepojęęęęęęteeee... że Wołoszański Sp. z. o.o. nie kręciła
>> "Otella" albo "Winnetou", bo taniocha wyłaby na całe gardło, a ekipa by
>> się potem koszul nie doprała.

> O... W... Mordę... Właśnie... Obejrzałam zdjęcia... Szaro-różowego
> Ferfluchtera... I mi słabo... Profesjonalne to na poziomie teatrzyku
> amatorskiego ze wsi Głucha Dolna. Tak na marginesie, czemu salutujący
> Ferfluchter ma wytrzeszczone gały i ekspresję twarzową typu "ktoś mi
> wsadził znienacka w tyłek rozżarzony pogrzebacz"?

LINK!!!

--
Nie pisz do mnie, i tak nie sprawdzam tej poczty.
Yakhub

AJK

unread,
Oct 24, 2007, 1:52:23 PM10/24/07
to
24-10-2007 o godz. 19:39 Yakhub napisała:

http://ajk-streszczenia.fotosik.pl/albumy/297110.html
zdjęcie nr 6

--
AJK

AJK

unread,
Oct 24, 2007, 3:35:20 PM10/24/07
to
24-10-2007 o godz. 18:51 Ewa Pocierznicka napisała:

> O... W... Mordę... Właśnie... Obejrzałam zdjęcia... Szaro-różowego
> Ferfluchtera... I mi słabo... Profesjonalne to na poziomie teatrzyku
> amatorskiego ze wsi Głucha Dolna. Tak na marginesie, czemu salutujący
> Ferfluchter ma wytrzeszczone gały i ekspresję twarzową typu "ktoś mi
> wsadził znienacka w tyłek rozżarzony pogrzebacz"?

Z tym salutowaniem to w ogóle jest fajna sprawa, bo tam każdy mundurowy
aż po najniższego ciecia z Volkssturmu hajhitluje wyprostowaną ręką bez
względu na okoliczności, rangę i ukształtowanie terenu. Wehrmacht na
patrolu między brzózkami, wartownicy przy drzwiach, policja... wszyscy.
Czekam jeszcze aż Rene w swojej Cafe będzie hajhitlem potwierdzał
przyjęcie zamówienia. No i ten przykuc-podskok w momencie salutu... Oj,
widać, że nikt z ekipy nie tylko w wojsku nie był, ale nawet żywego
żołnierza nie widział.


> Gruszka wygląda jakby trenowała do roli Sadako ("zaraz zacznę pełzać na
> czworakach i łypać zza włosów morderczo"). Szczerze mówiąc to
> kręgoslup mnie boli od samego patrzenia na tę jej pozę artystyczną.

Kiedyś sądzilem, że to jest niezła aktorka, ale od dwóch lat widzę te
same trzy gesty gesty, te same cztery miny, ten sam sposób podawania
tekstu na trzy wymienne frazy... Upanierowanie Gruszki charakteryzacją
potraktowałem więc jako miłą odmianę :-)


>> W dodatku okazuje się, że Szwaby ukradły Gruszce buty. Jeszcze w
>> poprzednim odcinku siedziała bidula w piwnicy w swoich letnich
>> (śnieżny marzec) butach na obcasie i z paseczkiem, a dziś (znaczy, 6
>> godzin później wg Frycza) ma na nogach jakieś grzybicznie rozczłapane
>> kajaki z żółtymi językami. I to chyba te buty Gruszkę złamały
>> ostatecznie, bo godzi się pójść na współpracę z Frycem Fryczem.
>
> Wiesz, prawdziwa kobieta dużo zniesie, nawet jodynę z żółtkiem na
> twarzy i zwisy artystyczne ze stołka, ale paskudnego obuwia to już
> nie!

W przypadku tego obuwia wcale się Gruszce nie dziwię. Od samego patrzenia
na powywijane obleśnie żółte jęzory można było zachorować. Żeby nakręcili
tę scenę w ciągu jednego dnia, to by może zmiany obuwia nie było, ale
tak... "No, nie dopilnowali, bałagan taki mają, taki bałagan, tak..."


>> Kąpień i Panczerny zaczynają sobie żartować, więc lepiej znikać z
>> nadreńskiego korka (czyli okolic, w których Szpiek się gonił z
>> gajowymi), żeby się nie zarazić. Nie wiem, czy bardziej boję się załapać
>> żarty, czy dzióbek zwany ciupem, który Panczerny uskutecznia non stop,
>
> Może się temu Panczernemu Kąpień podoba i on tak teges, no, filtruje za
> pomocą dzióbka. Z Kąpieniem.

Od odcinka, w którym Panczerny łypił na dupcię Kąpienia i mlaskał ze
smakiem - mam takie właśnie podejrzenia. Że pod płaszczykiem prawdziwej
męskiej przyjaźni sprzedaje się nam wątek homo, targany tłumionymi
namiętnościami. Dlatego Panczerny robi aluzyjne dzióbaski, a Kąpień jest
zazdrosny o telefony do Aweniu. Nie rozgryzłem jeszcze zapalniczki i jej
podekstu w kontekście, ale sześć odcinków przed nami - się zobaczy.

--
AJK

Ewa Pocierznicka

unread,
Oct 24, 2007, 4:35:47 PM10/24/07
to
AJK pisze:

> Z tym salutowaniem to w ogóle jest fajna sprawa, bo tam każdy mundurowy
> aż po najniższego ciecia z Volkssturmu hajhitluje wyprostowaną ręką bez
> względu na okoliczności, rangę i ukształtowanie terenu. Wehrmacht na
> patrolu między brzózkami, wartownicy przy drzwiach, policja... wszyscy.
> Czekam jeszcze aż Rene w swojej Cafe będzie hajhitlem potwierdzał
> przyjęcie zamówienia. No i ten przykuc-podskok w momencie salutu... Oj,
> widać, że nikt z ekipy nie tylko w wojsku nie był, ale nawet żywego
> żołnierza nie widział.

No bo to się tak fajnie macha tą ręką, a w ogóle to trzeba rozpędu
nabrać żeby to zamaszyście wyszło, a przy tym se człowiek kondycję
wyrabia. Taki haj-hitla-robik, no. Poza tym germańscy oprawcy muszą
hajhitlować, zeby było widać że germańscy, tak samo jak wszyscy
oficerowie niemieccy muszą obnosić jedną dyżurną minę ze szczęką do
przodu, kącikami ust złowieszczo opadłymi i wzrokiem ponurym. Gdzie się
podziały czasy "Stawki większej niż życie" gdzie niemieckich oficerów
grali, ale to naprawdę grali, tacy faceci jak Krzysztof Chamiec, Emil
Karewicz czy Leszek Herdegen, faceci którzy nie musieli stosować
złowieszczych min żeby być przerażającymi w razie potrzeby?


> Kiedyś sądzilem, że to jest niezła aktorka, ale od dwóch lat widzę te
> same trzy gesty gesty, te same cztery miny, ten sam sposób podawania
> tekstu na trzy wymienne frazy... Upanierowanie Gruszki charakteryzacją
> potraktowałem więc jako miłą odmianę :-)

Rozwaliła mnie zupełnie w zamierzeniu uwodzicielskimi scenami w Cafe
Rene. Hesus, Marija i Hose na dokładkę... To już Mme Edith z prawdziwej
Cafe była bardziej subtelna, emanująca erotyzmem i kobieca.


>> Wiesz, prawdziwa kobieta dużo zniesie, nawet jodynę z żółtkiem na
>> twarzy i zwisy artystyczne ze stołka, ale paskudnego obuwia to już
>> nie!
>
> W przypadku tego obuwia wcale się Gruszce nie dziwię. Od samego patrzenia
> na powywijane obleśnie żółte jęzory można było zachorować. Żeby nakręcili
> tę scenę w ciągu jednego dnia, to by może zmiany obuwia nie było, ale
> tak... "No, nie dopilnowali, bałagan taki mają, taki bałagan, tak..."

Wiesz, wszyscy są tak zajęci Dbałością O Realia że nikt nie ma już czasu
i głowy do takich szczegółów jak obuwie Gruszki. Nie będą się w końcu
rozmieniać na detale.

>>> Kąpień i Panczerny zaczynają sobie żartować, więc lepiej znikać z
>>> nadreńskiego korka (czyli okolic, w których Szpiek się gonił z
>>> gajowymi), żeby się nie zarazić. Nie wiem, czy bardziej boję się załapać
>>> żarty, czy dzióbek zwany ciupem, który Panczerny uskutecznia non stop,
>>
>> Może się temu Panczernemu Kąpień podoba i on tak teges, no, filtruje za
>> pomocą dzióbka. Z Kąpieniem.
>
> Od odcinka, w którym Panczerny łypił na dupcię Kąpienia i mlaskał ze
> smakiem - mam takie właśnie podejrzenia. Że pod płaszczykiem prawdziwej
> męskiej przyjaźni sprzedaje się nam wątek homo, targany tłumionymi
> namiętnościami. Dlatego Panczerny robi aluzyjne dzióbaski, a Kąpień jest
> zazdrosny o telefony do Aweniu. Nie rozgryzłem jeszcze zapalniczki i jej
> podekstu w kontekście, ale sześć odcinków przed nami - się zobaczy.
>

Tajemnica Twierdzy Brokeback czyli Wichry Namiętności Panczernego,
usiłującego przekazać dzióbkiem "ach całuj mię, całuj, piękny Kąpieniu,
ach całuj me usta zanim przyjdzie Aweniu"... Niechaj narodowie wżdy
postronni znają iż Polacy nie gęsi i swych gejów mają. A zapalniczka
jest symbolem żaru tłumionych uczuć zapewne.

Michał Gancarski

unread,
Oct 24, 2007, 5:18:53 PM10/24/07
to
Dnia Wed, 24 Oct 2007 18:51:19 +0200, Ewa Pocierznicka napisał(a):

> Tak na marginesie, czemu salutujący
> Ferfluchter ma wytrzeszczone gały i ekspresję twarzową typu "ktoś mi
> wsadził znienacka w tyłek rozżarzony pogrzebacz"?

Może dlatego, że ktoś mu wsadził znienacka ...


--
Michał Gancarski - http://gancarski.com
http://omlet.cc/crew/michal-gancarski

"Be civil to all; sociable to many; familiar with few; friend to one; enemy
to none."

ibel...@gazeta.pl

unread,
Oct 26, 2007, 2:32:59 AM10/26/07
to
Opowieść o tym jak oglądam Serial

Nie jestem fanką seriali, zwłaszcza polskich, ale skuszona wielkimi
bilbordami, postanowiłam obejrzeć super serial szpiegowski, osadzony w
realiach, z wartką akcją ble... blee... ble, przeprowadziwszy uprzednio
bój z małżonkiem-który-akurat-chciał-oglądać-coś-innego.

Po kwadransie małżonek smacznie spał, kot też spał, a ja paliłam
kolejnego papierosa (aby jednak nie zasnąć) w oczekiwaniu na AKCJĘ.
Akcji było co mój kot napłakał, zaczęłam więc bawić się w tropienie
bzdur.

Brak ciągłości koncepcyjnej nr 1: pomijam, że cała chmara (chyba
ślepych i zezowatych) Niemców nie mogła ustrzelić jednego chudego
Małaszyńskiego. Szpiek skacze do wody. Jest zima. Ile stopni ma woda?
Załóżmy, że 3-4. Gwałtowne wpadnięcie do lodowatej wody powoduje szok
termiczny, skurcz mięśni, w tym skurcz i zatrzymanie mięśnia sercowego
= śmierć na miejscu. Nasiąknięcie zimowego ubrania wodą skutecznie
uniemożliwia pływanie, więc wielce prawdopodobne jest, ze Szpiek
jednak szedł po dnie - ALE w wodzie o tej tem-peraturze można przeżyć
co najwyżej kilka minut. Więc niegdzie by nie doszedł.

Brak ciągłości koncepcyjnej nr 2: Szpiek jest ranny. Gdyby rana była
poważna nie miałby szans dotrzeć gdziekolwiek, bo prędzej by się
wykrwawił. I nie miałby szans malowniczo za-krwawić klatki schodowej.
Ponieważ dotarł jednak do Leśniej, zakładam, że rana nie była poważna.
Więc skoro nie broczył obficie krwią ostatnią, też nie miałby szans
malowniczo zakrwawić klatki schodowej. W końcu widzimy tę ranę.
Wyglądała jak średniej wielkości za-cięcie przy goleniu. Panna
Trzęsąca Się Galareta opatruje tę ranę z takim przejęciem, jakby
Szpiekowi co najmniej rękę urwało.

Galareta z Gruszki w ogóle sprawia wrażenie osoby głęboko upośledzonej
zarówno umysło-wo jak i fizycznie. Ciągle robi głupie miny, płacze i
śmieje się na przemian, smarcze, a kiedy próbuje być zalotna i
seksowna, może spowodować u oglądających serial mężczyzn trwałą
impotencję lub homoseksualizm.

W odcinku drugim (oglądanym w nadziei na AKCJĘ) serial zaczyna zbaczać
w kierunku SF.
Otóż Szpiek jest malowniczo sponiewierany. Cezaremu Ż. Wystarczy jeden
przenikliwy rzut oka, aby z wysokości powiedzmy 170 cm, stwierdzić
,,złamaliście mu szczękę". Złamanie nie jest otwarte, facjata nie jest
widocznie zdefasonowana, wiec chyba Żak ma rentgen w oczach (Star
Trek?, Superman?).

AKCJI niewiele, za to cała masa zupełnie niepotrzebnych,
niezrozumiałych i nic nie wnoszą-cych scen (jeżdżą, gadają, Stenka
paraduje kręcąc tyłkiem i robi za Damę przez duże D i tak ad mortem
defecatum). Czeski film - nikt nic nie wie. Mój mąż twierdzi, że tego
typu sceny są po to, aby oprócz Realiów i realiów, był Koloryt
(historyczno-obyczajowy). Ale twierdzi też, że film nie może składać
się w 90% z kolorytu. Zwłaszcza film sensacyjny.

Nie jestem fanką seriali, ale oglądam Skazanego na Śmierć, pierwsze 2
serie jakoś niespe-cjalnie mi się podobały, ale trzecia jest super.
Pomijam prawdopodobieństwo - ostatecznie nie jest to film dokumentalny
o życiu ślimaków. Nie lubię też opierania akcji na Spisku Super
Tajnej Organizacji. Właśnie w ostatnim odcinku okazało się, że
wszystko wzięło się stąd że ofermowaty brat vice-prezydentowej robił
jakiej wałki finansowe. Wielkie rzeczy, u nas każdy na szczytach
władzy nie takie wałki robi i żadnego halo z tego powodu nie ma.
Służby spe-cjalnie nie są stawanie z tego powody w stan gotowości
bojowej.

Ale ad rem. W tym serialu cały czas coś się DZIEJE, mniej lub bardziej
nieoczekiwane zwro-ty akcji - raz na 5 minut. I nie oznacza że cały
czas strzelają i się zabijają. Akcja trzyma w napięciu i bez 100
trupów na godzinę.

A w TTS nadal nie wiadomo o co chodzi, na czym polega misja Szpieka
(albo mnie z nudów to umknęło) - bo chyba nie na tym, że w 13 odcinku
wyniesie na plecach super tajną maszy-nę.

Jak dla mnie to Tajemnicą Poliszynela Twierdzy Szyfrów, jest to że
Frycz i Szyc to para ge-jów, która bo wojnie będzie żyć długo i
szczęśliwie w Argentynie. Zwłaszcza Szyc wygląda homopodejrzanie - on
naprawdę chodzi w majtach z drutu kolczastego - to taki pas cnoty dla
gejów, założony oczywiście przez zazdrosnego Frycza.

Choć ten charakterystyczny chód można określić też jako Płynne Gówno
W Majtkach.

Absurd kolejny w ostatnim odcinku. Niemiach melduje Żakowi
,,wykonaliśmy 136 % normy" upss..., chyba się coś komuś pomyliło w
Realiach.

A potem okazuje się, że celu zwiększenia wykonania normy, Niemiachy
będą wieszać jed-nego więźnia dziennie. No to już śmiech na sali.
Straszne te metody hitlerowskie były.
Wstyd jak beret. Tfórcy mają zerową znajomość historii II wojny a
zwłaszcza metod stoso-wanych przez hitlerowców w obozach.

Reasumują, gdybym była facetem to bym oglądała nadawany w tej samej
porze równie ki-chowaty show Gwiazdy-Łamią-Ręce-I-Nogi-Na-Lodzie, bo
tam można przynajmniej obejrzeć imponujący biust Dody.

Odkąd jednak trafiłam na komentarze AJK, oglądam TTS, by było
śmieszniej. Mój mąż też już ogląda serial razem ze mną.

A jeszcze jedno mnie zastanowiło - scena jak Anna Maria spada skonia.
Koń jaki jest, każdy widzie, bydlę jest wielce płochliwe i
rzeczywiście może się spłoszyć na widok znienacka po-jawiającego się
człowieka, zwłaszcza w ubiorze maskującym. Anna Maria, mimo że cały
czas paraduje w bryczesach i oficerkach, do dupa wołowa a nie
jeździec, skoro spada jak koń ledwie bryknął, czy jak tu lekko się
wspiął (stanął dęba - dla laików) A wydawało by się, że niemiecka
stara arystokracja jazdę konną ma we krwi. Każdy średnio zaawansowany
i średnio rozgarnięty jeździec powinien takiego "bryka" spokojnie
wysiedzieć. Co wiem z prak-tyki.
A nawiazując do ostatniego odcinka. Szyc Pan-Mam-Za-Ciasne-Majty-W-
Kroku robi z Gruszki w Galarecie Galaretę z Gruszki. W założeniu
tfórców ma być to potwornie brutalna scena przesłuchania. Szyc sunąc
zalotnie wyciera w śnieżnobiałą chusteczkę zakrwawione (w domyśle
ręce) i obwieszcza, że Gruszka Twardzielka wytrzymała 6 godzin. Potem
Grusz-ka sypie, w zasadzie nie powiedziała nic o czym by Niemiachy nie
wiedziały. Nic z jej - z tak wielkim trudem wydobytych zeznań - nie
wynika. Można rzec ględzi.

A potem co widzimy - bita przez sześć godzin Gruszka siedzi i
pałaszuje zawzięcie jakieś żarło. Odgłosy mlaskania litościwie wycięli
na postsynchronach.

Gruszka co prawda ma rozmazane na twarzy fioletowe cienie do powiek,
ale zęby ma wszystkie, nos cały, szczękę sprawną (widzimy jak
energicznie nią porusza), paznokcie też wszystkie, żadnych opuchlizn,
ran itp. Żadnych grymasów bólu i cierpienia nie
stwierdziłam.

Za to radośnie ćwierka swym słodkim głosikiem, robi standartowe głupie
miny, wykonuje dziwne podrygi ciałem, no po prostu atmosferka jak u
cioci na imieninach. A Frycz prawie rzekł do niej "Mów mi wuju"

Ktoś tu wyraźnie robi z widza wała.

AJK

unread,
Oct 26, 2007, 3:43:55 AM10/26/07
to
26-10-2007 o godz. 8:32 ibel...@gazeta.pl napisała:


> AKCJI niewiele, za to cała masa zupełnie niepotrzebnych,
> niezrozumiałych i nic nie wnoszą-cych scen (jeżdżą, gadają, Stenka
> paraduje kręcąc tyłkiem i robi za Damę przez duże D i tak ad mortem
> defecatum). Czeski film - nikt nic nie wie. Mój mąż twierdzi, że tego
> typu sceny są po to, aby oprócz Realiów i realiów, był Koloryt
> (historyczno-obyczajowy). Ale twierdzi też, że film nie może składać
> się w 90% z kolorytu. Zwłaszcza film sensacyjny.

A my tu bijemy rekord świata w chodzeniu i gdyby zsumować wszystkie
kroki, to nie tylko kończylibyśmy właśnie pielgrzymkę do Santiago de
Compostela, ale w dodatku energia potrzebna na wykonanie serialowych
kroków wystarczyłaby do zasilania radiostacji Gruszki przez cirka, albo
nawet przez ebałt.


> A w TTS nadal nie wiadomo o co chodzi, na czym polega misja Szpieka
> (albo mnie z nudów to umknęło) - bo chyba nie na tym, że w 13 odcinku
> wyniesie na plecach super tajną maszy-nę.

Szpiekowanie necesse est. Szpiekowanie jest sztuką, a sztuka jest sztuka
i sztuka jest sztuki. To inni mają się męczyć zdobywaniem zamków i
noszeniem Maszyny (składającej się z kilkunastu dupnych kontenerow z
żaróweczkami i pudełkami kolorowych groszków). Szpiek ma szpiekować,
murarz domy murować, Szyc - ubierać Krawczyka... przepraszam... krawiec -
szyć ubrania.

> A potem okazuje się, że celu zwiększenia wykonania normy, Niemiachy
> będą wieszać jed-nego więźnia dziennie. No to już śmiech na sali.
> Straszne te metody hitlerowskie były.

Nieznaszsię. Gdyby każdy germańskikurwaoprawca wykonywał normę jednego
wrogowisielca dziennie - w ciągu paru miesięcy Niemcy wygrałyby wojnę, bo
by wrogów zabrakło.
Czaisz grozę?

> A nawiazując do ostatniego odcinka. Szyc Pan-Mam-Za-Ciasne-Majty-W-
> Kroku robi z Gruszki w Galarecie Galaretę z Gruszki. W założeniu
> tfórców ma być to potwornie brutalna scena przesłuchania. Szyc sunąc
> zalotnie wyciera w śnieżnobiałą chusteczkę zakrwawione (w domyśle
> ręce)

Najfajniejsze, że inspicjent i charakteryzatornia nie tylko nie
pokrwawili, nawet nie zabrudzili koszulki Szyca (sześć godzin bicia...),
to jeszcze zapomnieli mu pochlapać rąk keczupem - efekt taki, że Szyc
rzeczywiście śnieżnobiałą chusteczką wyciera śnieżnobiałe dłonie,
popluwając na nie, a nawet oblizując chwilami i mamrocząc po nosem "Żadne
pachnidła Arabii nie zmyją zapachu krwi z tej małej dłoni...."


> Żadnych grymasów bólu i cierpienia nie stwierdziłam.

Ja stwierdziłem.
U siebie :-)


> Ktoś tu wyraźnie robi z widza wała.

Poczuj perwersyjną przyjemność oglądania Naprawdę Złych filmów.
Wtedy będzie Cię bawił nawet John Wayne w roli Dżyngis-Chana (chichocik).
Albo film "Maciste e la regina di Samar". Na marginesie: podobnie jak
przygody Kapitana Szczochy, rozgrywający się w dużej mierze w
podziemiach. Odtwórcy głównych ról podobni aktorsko, tylko Szpiek nie ma
brody. Przejścia w ścianach, dwie konkurujące kobitki, Maszyna i
diesantniki. Kurczę, naprawdę sporo podobieństw...


--
AJK

Ewa Pocierznicka

unread,
Oct 26, 2007, 3:34:35 PM10/26/07
to
ibel...@gazeta.pl pisze:

> Po kwadransie małżonek smacznie spał, kot też spał, a ja paliłam
> kolejnego papierosa (aby jednak nie zasnąć) w oczekiwaniu na AKCJĘ.
> Akcji było co mój kot napłakał, zaczęłam więc bawić się w tropienie
> bzdur.

Ale kot nie płakał przecież, bo spał. Na swoje szczęście, bo gdyby
dzieło zobaczył, mógłby czasem zacząć łzą rozpaczy łkać jak rynna.

> Brak ciągłości koncepcyjnej nr 1: pomijam, że cała chmara (chyba
> ślepych i zezowatych) Niemców nie mogła ustrzelić jednego chudego
> Małaszyńskiego. Szpiek skacze do wody. Jest zima. Ile stopni ma woda?
> Załóżmy, że 3-4. Gwałtowne wpadnięcie do lodowatej wody powoduje szok
> termiczny, skurcz mięśni, w tym skurcz i zatrzymanie mięśnia sercowego
> = śmierć na miejscu. Nasiąknięcie zimowego ubrania wodą skutecznie
> uniemożliwia pływanie, więc wielce prawdopodobne jest, ze Szpiek
> jednak szedł po dnie - ALE w wodzie o tej tem-peraturze można przeżyć
> co najwyżej kilka minut. Więc niegdzie by nie doszedł.

Widocznie Szpiek jest z tej samej stajni co Sylwester Stalony, który w
"Cliffhangerze" pływał sobie pod półmetrowym lodem w jakimś zbiorniku
wodnym w Górach Skalistych, a zima była siarczysta, jak raz. Pan Stalony
machnął kilka długości basenu olimpijskiego, wylazł spod lodu, a w samej
koszulce był, bez żadnej kurtki, i nawet zębami nie zaszczękał. O takich
drobnostkach jak padnięcie trupem z powodu galopującej hipotermii w
ogóle nie było mowy. W ogóle stężeniem idiotyzmów "Cliffhangera"
przebijał chyba tylko "Vertical limit", w którym celem wydobycia dwójki
alpinistów ze szczeliny w lodowcu, której otwór ciutkę przysypało(ale
nie na tyle żeby odciać uwięzionym światło, albo żeby ich przyjaciele
nie mogli wsadzić mordy do środka i zobaczyć jak się ranni miewają)
założono taki duuuupny ładunek wybuchowy u wylotu rzeczonej szczeliny i
zrobiono duuuuuuże bum. Genialne po prostu.

> Brak ciągłości koncepcyjnej nr 2: Szpiek jest ranny. Gdyby rana była
> poważna nie miałby szans dotrzeć gdziekolwiek, bo prędzej by się
> wykrwawił. I nie miałby szans malowniczo za-krwawić klatki schodowej.
> Ponieważ dotarł jednak do Leśniej, zakładam, że rana nie była poważna.
> Więc skoro nie broczył obficie krwią ostatnią, też nie miałby szans
> malowniczo zakrwawić klatki schodowej. W końcu widzimy tę ranę.
> Wyglądała jak średniej wielkości za-cięcie przy goleniu. Panna
> Trzęsąca Się Galareta opatruje tę ranę z takim przejęciem, jakby
> Szpiekowi co najmniej rękę urwało.

No ale musiał przecież, żeby malowniczo było. I heroicznie. Ten
brocząco-hipotermiczny Szpiek, ta opatrywowująca rany Gruszka...


> Galareta z Gruszki w ogóle sprawia wrażenie osoby głęboko upośledzonej
> zarówno umysło-wo jak i fizycznie. Ciągle robi głupie miny, płacze i
> śmieje się na przemian, smarcze, a kiedy próbuje być zalotna i
> seksowna, może spowodować u oglądających serial mężczyzn trwałą
> impotencję lub homoseksualizm.

Uhm, Gruszka-kaczuszka, kręcąca kuperkiem, a potem machająca ścierką
(zamiast skrzydełek zapewne) z miną w zamierzeniu uwodzicielską, w
wykonaniu zaś sprawiającą wrażenie jakby nosicielce gwałtownie spadło
IQ. Na podłogę.

>
> W odcinku drugim (oglądanym w nadziei na AKCJĘ) serial zaczyna zbaczać
> w kierunku SF.
> Otóż Szpiek jest malowniczo sponiewierany. Cezaremu Ż. Wystarczy jeden
> przenikliwy rzut oka, aby z wysokości powiedzmy 170 cm, stwierdzić
> ,,złamaliście mu szczękę". Złamanie nie jest otwarte, facjata nie jest
> widocznie zdefasonowana, wiec chyba Żak ma rentgen w oczach (Star
> Trek?, Superman?).

Ferfluchter musi być jednym ze Złych X-Menów, kryptonim X-Ray.


> Jak dla mnie to Tajemnicą Poliszynela Twierdzy Szyfrów, jest to że
> Frycz i Szyc to para ge-jów, która bo wojnie będzie żyć długo i
> szczęśliwie w Argentynie. Zwłaszcza Szyc wygląda homopodejrzanie - on
> naprawdę chodzi w majtach z drutu kolczastego - to taki pas cnoty dla
> gejów, założony oczywiście przez zazdrosnego Frycza.

Istna orgia, tu dwa Fryce, tam Kąpień z Panczernym, robiącym
uwodzicielski dzióbek... Czekam tylko aż Szpiek wyjdzie z szafy i
zadeklaruje gorące uczucie do jakiegoś przystojniaka.


> A potem okazuje się, że celu zwiększenia wykonania normy, Niemiachy
> będą wieszać jed-nego więźnia dziennie. No to już śmiech na sali.
> Straszne te metody hitlerowskie były.
> Wstyd jak beret. Tfórcy mają zerową znajomość historii II wojny a
> zwłaszcza metod stoso-wanych przez hitlerowców w obozach.

I to jest właśnie ta Dbałość, no.


> A jeszcze jedno mnie zastanowiło - scena jak Anna Maria spada skonia.
> Koń jaki jest, każdy widzie, bydlę jest wielce płochliwe i
> rzeczywiście może się spłoszyć na widok znienacka po-jawiającego się
> człowieka, zwłaszcza w ubiorze maskującym. Anna Maria, mimo że cały
> czas paraduje w bryczesach i oficerkach, do dupa wołowa a nie
> jeździec, skoro spada jak koń ledwie bryknął, czy jak tu lekko się
> wspiął (stanął dęba - dla laików) A wydawało by się, że niemiecka
> stara arystokracja jazdę konną ma we krwi. Każdy średnio zaawansowany
> i średnio rozgarnięty jeździec powinien takiego "bryka" spokojnie
> wysiedzieć. Co wiem z prak-tyki.

Ale to tak wiecie, tego, no, reumatycznie miało być, czy jakoś tak...
Przepraszam, ale napisali małym druczkiem, a ja nie mam okularów. W
każdym razie miało być ładnie, księżniczka zlata z konia i pojawia się
Szpiek-Rycerz W Lśniącym Mundurze Germańskiego Oprawcy, by stłuczoną
damę otoczyć męską opieką. Prawie jak Stefcia i Waldemaras w
"Pręgowatej", kochana pani Balon...

> Gruszka co prawda ma rozmazane na twarzy fioletowe cienie do powiek,
> ale zęby ma wszystkie, nos cały, szczękę sprawną (widzimy jak
> energicznie nią porusza), paznokcie też wszystkie, żadnych opuchlizn,
> ran itp. Żadnych grymasów bólu i cierpienia nie
> stwierdziłam.

To było cierpienie psychiczne. Sześć godzin oglądania męki Fryca Szyca w
przyciasnej bieliźnie.

Noel

unread,
Oct 29, 2007, 4:26:15 AM10/29/07
to
Użytkownik AJK napisał:

> Telewizja Polska S.A. w strachu, że ją rozpędzą m.in. za ten serial,
> Wołoszański Sp z o.o. ze świadomością, że mogą jej skoczyć, bo i tak
> swoje zarobiła i ja w stadium wyniszczającej grafomanii...
>

Po 7 recenzjach obejrzałem 20 minut 8 odcinka.
Humor poprawił mi dopiero Przemek Saleta tańcem na łyżwach.

PS. Dużo palą papierosów w tym serialu.

--
Tomek "Noel" B.

AJK

unread,
Oct 29, 2007, 6:33:31 AM10/29/07
to
29-10-2007 o godz. 9:26 Noel napisał:

>> Telewizja Polska S.A. w strachu, że ją rozpędzą m.in. za ten serial,
>> Wołoszański Sp z o.o. ze świadomością, że mogą jej skoczyć, bo i tak
>> swoje zarobiła i ja w stadium wyniszczającej grafomanii...
>>
>
> Po 7 recenzjach obejrzałem 20 minut 8 odcinka.
> Humor poprawił mi dopiero Przemek Saleta tańcem na łyżwach.

Bo do takiego filmu trzeba mieć skośne poczucie humoru.
Test
czy książki Anny Kłodzińskiej:
a) złoszczą Cię;
b) bawią Cię do łez i rozpuku;
c) czytasz je, emocjonując się treścią i stylem,
trzymając kciuki za majora Szczęsnego;
d) Masaj.

Ósmy odcinek Roztzschochranej Twierdzy nudniejszy był niż poprzedni i
oceniłbym go na 0,6 wiedźmaka czyli jakieś dwie minuty wyzwania tfurców
od ciuli. Albo od ciulów.
Co nie znaczy, że nie było Naprawdę Złych momentów :-)


> PS. Dużo palą papierosów w tym serialu.

To nie są papierosy, to są Realia.
Że niby wtedy większość paliła, więc i w filmie też się będzie, bo to
podnosi wiarygodność. No, wtedy większość rzeczywiście, ale szkoda, że
nikt tfurcom ni powiedział, iż wspominana od czasu do czasu II wojna
światowa, papierosy i Czocha w tle to trochę za mało w temacie
wiarygodności.
Poza tym więcej chodzą. Chodzenia jest znacznie wiecej niż papierosów. To
zdrowe. Nudne jak fiks, ale zdrowe.
Znaczy, zdrowe dla chodzących.
Dla oglądających - wprost przeciwnie.


--
AJK

Noel

unread,
Oct 29, 2007, 6:41:22 AM10/29/07
to
Użytkownik AJK napisał:

> Co nie znaczy, że nie było Naprawdę Złych momentów :-)
>

Jak już nie mogę się doczekać pochwał w kierunku szpieka-detektywa, jak
on rozszyfrował tę sygnaturę tajnych akt?!? Cud, mistrzostwo :-)
Ale psst, nie zdradzam szczegółów.


--
Tomek "Noel" B.

Grzegorz Góra

unread,
Oct 29, 2007, 7:32:10 AM10/29/07
to
Dnia Mon, 29 Oct 2007 11:41:22 +0100, Noel napisał(a):

> Jak już nie mogę się doczekać pochwał w kierunku szpieka-detektywa, jak
> on rozszyfrował tę sygnaturę tajnych akt?!? Cud, mistrzostwo :-)

Genialny umysł, pogódź się z tym, niektórzy tak mają. O, wczoraj na ten
przykład TV zapodała "Antitrust", w którym jeden genialny umysł napisał
kilka (dosłownie) linijek kodu, drugi geniusz rzucił na to okiem i
skomentował z zachwytem "co za kompresja!". Nie wiem czy na myśli miał
ilość kodu czy faktycznie wyczytał Coś z 3 pętli.

--
Pozdr.
Grzegorz
http://www.chelmno.fr.pl

AJK

unread,
Oct 29, 2007, 7:47:44 AM10/29/07
to
29-10-2007 o godz. 12:32 Grzegorz Góra napisał:

>> Jak już nie mogę się doczekać pochwał w kierunku szpieka-detektywa, jak
>> on rozszyfrował tę sygnaturę tajnych akt?!? Cud, mistrzostwo :-)
>
> Genialny umysł, pogódź się z tym, niektórzy tak mają. O, wczoraj na ten
> przykład TV zapodała "Antitrust", w którym jeden genialny umysł napisał
> kilka (dosłownie) linijek kodu, drugi geniusz rzucił na to okiem i
> skomentował z zachwytem "co za kompresja!". Nie wiem czy na myśli miał
> ilość kodu czy faktycznie wyczytał Coś z 3 pętli.

E tam. On się na pewno nie gapił na żadne kody, tylko na piszącego i nie
mówił "compression", ale "come, precious".

--
AJK (sprawdzić, czy nie Brokeback Małtęn)

Grzegorz Góra

unread,
Oct 29, 2007, 8:36:27 AM10/29/07
to
Dnia Mon, 29 Oct 2007 12:47:44 +0100, AJK napisał(a):

>> Genialny umysł, pogódź się z tym, niektórzy tak mają. O, wczoraj na ten
>> przykład TV zapodała "Antitrust", w którym jeden genialny umysł napisał
>> kilka (dosłownie) linijek kodu, drugi geniusz rzucił na to okiem i
>> skomentował z zachwytem "co za kompresja!". Nie wiem czy na myśli miał
>> ilość kodu czy faktycznie wyczytał Coś z 3 pętli.
>
> E tam. On się na pewno nie gapił na żadne kody, tylko na piszącego i nie
> mówił "compression", ale "come, precious".

Być może, moje zainteresowanie filmami o geekach i chakierach kończy się
zaraz po tym jak widzę, że chakier wklepuje milion linii kodu bez
dotykania spacji i entera i bez choćby-jednej-tyci-tyci literówki ;)


PS: oczekując na strrreszczenie 8 docinka TTS pozwalam się zżerać
ciekawości - co też można napisać o filmie, w którym NIC się nie
wydarzyło? :)

Michał Dwużnik

unread,
Oct 30, 2007, 3:55:28 PM10/30/07
to
Ewa Pocierznicka wrote:
> Gdzie się
> podziały czasy "Stawki większej niż życie" gdzie niemieckich oficerów
> grali, ale to naprawdę grali, tacy faceci jak Krzysztof Chamiec, Emil
> Karewicz czy Leszek Herdegen, faceci którzy nie musieli stosować
> złowieszczych min żeby być przerażającymi w razie potrzeby?
>
Dorzucić Talara do przerażających.


Michał

Wiktor 'Wiki' Matlakiewicz

unread,
Oct 30, 2007, 4:04:33 PM10/30/07
to
czeŚĆ,
... a dzień taki sam u nas jak u Was,
napisał Michał Dwużnik na pl.pregierz do nas:

BTW Cigarette Smoking Man (X FIles) prowadził na jakiejś
uczelni aktorskiej zajęcia ze złowieszczego wyglądu.

> Michał

pozdrawiam
Wiki [HQ mode]

--
Wiktor 'Wiki' Matlakiewicz //^\\___ And when I vest my flashing sword
8o ^ / And my hand takes hold in judgement
wiki.smutek.pl s3is ][=m I will take vengeance upon mine enemies
(|) 6o4.44o964 Żywiec \/_|_\___ And I will repay those who hase me

AJK

unread,
Oct 30, 2007, 4:50:31 PM10/30/07
to

Mhm... za rolę zbójcerza w "Wiedźminie" :-)

--
AJK

Ewa Pocierznicka

unread,
Oct 30, 2007, 5:49:02 PM10/30/07
to
Michał Dwużnik pisze:

A proszę bardzo. I jeszcze dorzucę Staedtkego, czyli Mieczysława Stoora,
skądinąd znanego również jako wachmistrz Kalita z "Czterech pancernych"
oraz Hlava z "Krzyżaków". Natomiast jeśli chodzi o inne złoczynne role
to był świetnym naczelnym badgajem w "Wilczych echach".

AJK

unread,
Oct 30, 2007, 6:12:09 PM10/30/07
to
30-10-2007 o godz. 22:49 Ewa Pocierznicka napisała:

> Michał Dwużnik pisze:
>> Ewa Pocierznicka wrote:
>>> Gdzie się
>>> podziały czasy "Stawki większej niż życie" gdzie niemieckich oficerów
>>> grali, ale to naprawdę grali, tacy faceci jak Krzysztof Chamiec, Emil
>>> Karewicz czy Leszek Herdegen, faceci którzy nie musieli stosować
>>> złowieszczych min żeby być przerażającymi w razie potrzeby?
>>>
>> Dorzucić Talara do przerażających.
>
> A proszę bardzo. I jeszcze dorzucę Staedtkego, czyli Mieczysława Stoora,


Czesław Wołłejko jako sturmbannfuehrer Gleibel też był klimatyczny :-)

--
AJK

0 new messages