W dniu 22.07.2022 o 15:51, Eksuperancjusz Dociekliwy pisze:
...
> I z prac melioracyjnych też zrezygnowali, następnie zaczęli stękać:
> wody za mao, wody za dużo.
Z melioracją jest trochę inny kłopot.
W mojej okolicy było dużo podmokłych łąk, a te, jak wiadomo, do upraw
czegokolwiek się nie nadają.
Dlatego każdy chłop kopał rowy i uzyskał kawałek ziemi do wypasu lub upraw.
Tylko jak się okazało, poziom wód gruntowych drastycznie się obniżył,
tak ok. 3 metry i tym samym wiele gatunków roślin i zwierząt wyginęło.
Będąc gówniarzem bawiłem się rosiczkami (taka roślinka), które łapały
muchy albo świetlikami, których było mnóstwo po zmroku.
Ale to się już dawno skończyło.
Ziemie wyschły, rolnicy posadzili lasy i po co komu teraz melioracje?
Jak powyższe przeczytałem, skojarzyło mi się z opowiadaniem S. Lema "Jak
ocalał świat" z "Cyberiady":
"- Stój! Stój! Cofam to, co powiedziałem! Przestań! Nie rób Niebytu!! -
wrzeszczał na całe gardło Klapaucjusz, ale zanim maszyna się zatrzymała,
znikły jeszcze graszaki, plukwy, fihdrony i zamry. Wtedy dopiero maszyna
znieruchomiała. Świat wyglądał wręcz przeraźliwie. Zwłaszcza ucierpiało
niebo: widać było na nim ledwo pojedyncze punkciki gwiazd; ani śladu
prześlicznych gryzmaków i gwajdolnic, które tak dotąd upiększały
nieboskłon!"
Przykre jest to, że nasi potomni będą mieli takie samo pojęcie o
rosiczkach jak my o gwajdolnicach :)
Ale się rozpisałem, ale to przez tego cowida, jakoś go muszę przejść :)