Dobrze, to wreszcie ja.
Nie pojadę więcej na imprezę z tym stowarzyszeniem.
Na imprezy kolejowe jeżdżę od jakichś 4 lat, byłem na naprawdę wielu
przejazdach o różnym charakterze w kraju i za granicą, razem to na pewno
solidne kilkadziesiąt, i jest to pierwszy (!), z którego wracam
niezadowolony. To chyba znaczy, że jednak nie jestem tak bardzo
wybredny, że mi się nic nie podoba, tylko że może rzeczywiście coś było
nie tak, nie? :)
Po pierwsze, organizatorzy nie zdają sobie sprawy z zasad prowadzenia
ruchu kolejowego. Nie wiedzą, że to rozkład jazdy jest podstawą
prowadzenia ruchu i nie potrafią pojąć kto może, a kto nie może
podejmować jakichś decyzji odnośnie do ruchu. Nie potrafią rozgraniczyć
roli przewoźnika od operatora infrastruktury. Nie wiedzą, do kogo
zgłosić się w czasie przejazdu - gdzie zainterweniować. Gdy nie
wjechaliśmy do Marklowic, byli kompletnie bezradni. Rzucali się tylko,
że PLK to beton.
Po drugie, nie bywają na imprezach, z czego wynika, że nie mają pojęcia
jak takie przejazdy mogą wyglądać. Fotostopy w peronach, na których
organizatorzy stoją 3-4 m od składu i focą pociąg komórkami, to jednak
nie to, o co większości z nas chodzi. Pierwszy raz mi się zdarzyło, że
przeganiałem sprzed czoła... organizatorów, by w ogóle móc cokolwiek zrobić.
Po trzecie, sama organizacja przejazdu była... słabiutka. Ot, taki
przykładzik ilustrujący zjawisko: raz niemal nie odjechał mi kibel, bo
stając na przystanku organizatorzy przeszli się po składzie mówiąc, że
będziemy stali ileś-tam minut. Mając trochę czasu, z jednym z
uczestników weszliśmy do baru tuż przy dworcu by uzupełnić zapasy. Do
składu dobiegałem (dzięki dla czujnego kierownika, który wstrzymał
odjazd!) mimo że wróciłem na dobrych 5 minut przed ogłoszonym odjazdem.
Poza tym na wstępie rozdano pasażerom już nieaktualny (!) rozkład jazdy.
Yyyyy!
Po czwarte, bezsensownie ułożono trasę. W dzień straciliśmy dobre 2
godziny na postoje w peronach Rybnika i podjazd do Suminy (!!!), których
zabrakło akurat na powrocie - odcinek typowo "zaliczacki" był po ciemku.
Nie wspominam już o tym, że z planowanych 3 kopalni udało się wjechać na
jedną, a i to cudem, bo organizatorzy załatwiali wjazd... jadąc do niej.
I to z kimś z kopalni, a nastawnia NIC o tym nie wiedziała.
Po piąte, ciągłe plucie na PLKę, podczas przejazdu i po nim, jest trochę
nieeleganckie - zwłaszcza, że primo, samemu nie dopilnowało się tysiąca
spraw, a secundo, PLK była ponoć jednym z organizatorów, tak mówi bilet.
Po szóste, organizatorzy kompletnie nie byli w stanie zrozumieć, w czym
leży problem. Po prostu nie dotarły do nich próby tłumaczenia, bo im się
po prostu podobało, że wynajęli sobie kibel i jeżdżą mniej-więcej tak
jak chcą, a to, że mniej niż więcej, to już sprawa wtórna.
Dobra, żeby nie było, były też plusy. Całkiem fajny bilet, dobry wybór
kibla z miękkimi fotelami. Zaliczyłem sobie bardzo fajną linię z Ligoty
do Sośnicy + Gierałtowice + Halemba. Po piąte, na szczęście było z kim
pogadać, więc po prostu spędziliśmy sobotę w kiblu z kulturalnym piwem.
A że trochę niezgodnie z planami - trudno, przeżyjemy. Ale jakbyśmy
wiedzieli, że to tak będzie wyglądać, to byśmy pojechali z ekipą KSK do
Sycowa pewnie.
No, to chyba tyle. A w tę niedzielę ekipa Grodziskiej KD po raz kolejny
pokazała, że imprezy, w które są zaangażowani, stoja na najwyższym
poziomie. Już się cieszę, że zobaczymy się niedługo w Przechlewie.
--
Pozdrawiam z Łodzi,
Kasper "Gaspar" Fiszer
home:
http://gaspar.fotografia.com.pl
dzienniczek:
http://dzienniczekkulturalny.wordpress.com
W komunikacji busowej i marszrutkowej winna być respektowana zasada n+1:
"Jeśli do pojazdu zmieściło się n pasażerów, to n+1 także się zmieści".