Dnia Sun, 9 Dec 2012 21:45:12 +0000 (UTC), Marek Włodarz napisał(a):
> W artykule <
1mmyzn6nfw82e.2...@40tude.net>
> Baranek napisał(a):
>
>>> Jak rozumiem, głównie protestujesz przeciwko wprowadzaniu do języka
>>> "obcego słowa", tak?
>>
>> Jeżeli idzie o regułę, to jestem przeciwny wprowadzaniu obcych słów tam,
>> gdzie funkcjonuje nazwa polska. Tu zaczęło się od protestu przeciwko
>> zamianie istniejącego tłumaczenia na "cyjan" i "madżentę", które w moich
>> oczach nie jest konieczne (aczkolwiek nie mam "wystarczajacego wsparcia").
>
> Otóż, są konieczne, bo te kolory po prostu wcześniej nie miały nazw w
> języku polskim. Najbliżej tego, co powinno być, byłby "średnio ciemny
> błękit" albo "turkus" oraz "ciemny róż". I wiesz, gdyby takie nazwy
> ktoś proponował, ja bym nie protestował i bym to przyjął. Ale ktoś
> bezmyślnie wciska nam "niebieskozielony" (gdzie ta zieleń w cyjanie?
> ja jej nie widzę) oraz "karmazyn" lub "purpurę", które są zupełnie
> innymi kolorami.
>
>>> No to muszę cię zmartwić. Zarówno "karmazyn", jak i "purpura" to
>>> również słowa obce. W czym są lepsze od "cyjanu" i "madżenty"?
>>
>> W tym, że już są :-)
>
> Kiepski argument. Tak rozumując, powinieneś mówić tym samym językiem,
> co Piast Kołodziej. A i on pewnie narzekał na obcojęzyczne wtręty
> w mowie ojców...
Jeat to w zasadzie jedyny argument. Jeżeli nie on, to dlaczego nie
zmieniasz całego słownictwa, gdy tylko pojawi się alternatywa?
> W twoim poprzednim akapicie (tym zaczynającym się od "Jeżeli idzie
> o..." mamy obce słowa: "regułę", "funkcjonuje", "protestu". A przecież
> każde z nich ma bardziej "swojski" odpowiednik - "zasada", "działa",
> "sprzeciw". Jakoś nie przeszkadzają ci te słowa...
>
> Jak napisałem wyżej - są, ale opisują co innego. Więc nie są właściwe.
>
> W sumie - po co nam "karmazyn"? przecież jest czerwień (i była
> wcześniej). Po co nam "fiolet" (obcy jak cholera)? Po co nam
> jakiekolwiek "obce" słowo?
>
>>> Przy
>>> czym - jak napisałem wcześniej - magenta _nie jest_ ani karmazynem,
>>> ani purpurą. Jest czymś zbliżonym, ale utożsamić mógłby je tylko
>>> daltonista (i pewnie też nie każdy). O potworku "niebieskozielony" nie
>>> będę nawet wspominał - choć pewnie nie protestowałbym zbytnio, gdyby
>>> ktoś postanowił nazywać ten kolor "turkusowym" (też obce słowo).
>>
>> O ile dobrze rozumiem głos kolegów, to dla Polaka z branży "cyjan" i
>> "madżenta" to kolory odpowiadające barwom 100%C i 100%M z CMYK-a
>> (oczywiscie w ramach spotykanych odchyleń). A to, ze nazwy kolorów nie da
>> się precyzyjnie przypisać pewnych zakresom barw to inna historia.
>
> Ale w tym wypadku są to nazwy konkretnych, jednoznacznie określonych
> pigmentów. Nie ma tu żadnej dowolności. To są terminy techniczne.
>
>>> A jakie?
>>>
>>> Akurat "magenta" jest nazwą konkretnego barwnika (ściślej - pigmentu),
>>> i jako żywo żadnego innego znaczenia nie ma (poza nazwą miasta, od
>>> którego wziął nazwę ten barwnik).
>>>
>>> To samo zresztą dotyczy "cyan" - M-W podaje tylko jedno znaczenie tego
>>> słowa - właśnie kolor.
>>
>> Właśnie "cyan" chodił mi po głowie. O ile magenta jsst zdeterminowana przez
>> barwnik - fuksynę, to cyan dla Anglika ma bardzo dużo odcieni.
>
> No to masz wiedzę, której ja nie mam. Chętnie poznałbym źródło tej
> wiedzy. Wedle mojej jest odwrotnie. "Cyan blue" to uściślenie
> konkretnego odcienia niebieskiego (a raczej błękitu). Później skróciło
> się (co jest naturalnym procesem językowym) do samego "cyan".
Wprawdzie w niewielkim stopniu, ale cyan w angielskim wyszedł poza
drukarnię (w końcu funkcjonuje tam dłużej). Można go znaleźć także w użyciu
w charakterze ogólnej nazwy koloru, nie tylko jako element CMYK-a.
> [...]
>
>>> To powiedz tak przy okazji - jakiego słowa używasz na określenie
>>> "komputera" czy "telefonu"? :->
>>
>> Tak jak wspomniałem wcześniej - kolory towarzyszą nam od tak dawna, że
>> wydawałoby się, że nie powinniśmy mieć problemów z zasobem słownictwa. Ale
>> gdy nowe obce słowo przyjmuje się jako synonim tak wąsko określonego koloru
>> jak wspomniane 100% C lub M, to stare polskie nazwy nie mają w zasadzie
>> żadnych szans.
>
> Bo w tym razem nie chodzi o "kolor" w znaczeniu potocznym (mam
> samochód w kolorze czerwonym - przejdź się na najbliższy parking
> i zobacz, ile jest odcieni czerwieni). W tym konkretnym wypadku chodzi
> o termin techniczny, precyzyjny. Nie proponuję, aby mówić, że "ten
> samochód jest bardziej cyjanowy od tamtego" - to nie ma sensu, oba
> będą po prostu niebieskie.
>
> Nie mieszajmy pojęć. Kolory w ujęciu potocznym to jedna rzecz, zaś
> nazwy konkretnych pigmentów, stosowanych w konkretnej technice (nie
> technologii :>) to inna.
>
> Cyjan jest niebieski, to nie podlega dyskusji. Ale nie każdy niebieski
> jest cyjanem.
>
> [...]
>
>>>> Wprawdzie "funkcjonalność" zamiast "funkcji" trzyma się na razie najlepiej
>>>> wśród komputerowców, ale drżę ze strachu przed "funkcjonalnością sinusa".
>>>
>>> A gdzie widzisz użycie pierwszej zamiast drugiej?
>>
>> Dominuja chyba opisy programów. Nowa wersja ma nowe "funkcjonalności".
>> Funkcjonalność używana w znaczeniu "lista funkcji".
>
> To kolejne nieporozumienie tłumaczeniowe, ale cóż...
>
> Chodzi o te nieszczęsne "features", które nie mają porządnego
> polskiego odpowiednika. Żeby było śmieszniej, każdy słownik (łącznie
> z google translatorem) dla "feature" proponuje "cecha", "aspekt",
> "właściwość", "akcent" i jeszcze kilka podobnych, ale nie "funkcję"
> czy "funkcjonalność". No, ale firma z Redmont wymyśliła nowe znaczenie
> "feature", a inni producenci oprogramowania to podchwycili.
>
>>> Bo ja obserwuję
>>> zjawisko odwrotne - nazywanie "funkcjami" bardzo złożonych procedur
>>> czy wręcz całych, nieraz bardzo rozbudowanych pakietów oprogramowania
>>> (vide opcjonalne składniki Windows czy komponenty SQL Server). Aby
>>> użyć analogii bardziej pasującej do tej grupy - to tak, jakbyśmy
>>> nazwali Photoshopa czy Indesigna "funkcjami pakietu Creative Suite"
>>> (tak właśnie wygląda "polityka translacyjna" dobrze znanej firmy z
>>> Redmont).
>>
>> Uwazasz, że ma tu zastosowanie słowo "funkcjonalność"? Owszem, te dodatki
>> moga poprawić funkcjonalność systemu, ale nazywać je funkcjonalnościami?
>
> Uważam, że funkcjonalność byłaby bliżej tego, o co tu chodzi (bo ma
> jednak szersze znaczenie, niż "funkcja") - ale dobrego polskiego słowa
> nie ma. Rzecz w tym, że nie ma też dobrego angielskiego. Microsoft
> wymyślił "feature" i wprowadził chaos, a następnie przez niezręczne
> tłumaczenia chaos jeszcze się pogłębił (w polskiej wersji).
Jeżeli klient (lub sytuacja) nie nakłada ograniczeń, to nie czuję się w
obowiązku tłumaczyć "1 słowo to 1 słowo". Aby coś brzmiało normalnie po
polsku czasami rzucam całym zdaniem, zamiast jednym słowem. Nie jestem
skąpy. A "features" oprćóz np. "cech produktu" można tez tłumaczyć
czasownikowo, np. "oferuje".
> [...]
>
>>> Z naszej branży też to znamy - poprzez dominację i rozpychanie się
>>> Worda coraz więcej ludzi - nawet z branży! - mówi o "układzie
>>> wielokolumnowym", o nieszczęsnej czcionce (zamiast kroju) nie
>>> wspominając...
>>
>> Z Twojej branży: sporo osób "paragrafuje" sobie akapity, ale nie spotykałem
>> się z tym aż tak często, by twierdzić, ze zjawisko ma zawuażalną skalę.
>
> To raczej slang zawodowy, zresztą nie tak znowu popularny. Coś
> podobnego do lajerów czy prewek. Osobiście tępię (choć nie prewki, bo
> te ostatnie są już na tyle spolszczone i oczywiste - a brak
> odpowiednika - że moim zdaniem są do zaakceptowania).
>
>>> Ale ad rem - problem zaśmiecania języka błędnymi czy niepotrzebnymi
>>> kalkami i zapożyczeniami to jedno, a zapożyczenia uzasadnione - dobrze
>>> określające jakiś termin czy pojęcie - to drugie. "Cyjan" i "magenta"
>>> należą do tej drugiej kategorii.
>>
>> Nie mam w sobie tyle donkiszoterii, żeby po latach wołać - "Cyjan to
>> najgorsze zło". Wołanie "Nie bijcie języka polskiego" MSZ ma sens.
>
> Ależ masz rację, jeśli chodzi o obronę języka. Problem w tym, że
> ruszyłeś z szarżą na niewłaściwy wiatrak...
>
>> Ale z drugiej strony: skoro wszyscy zawodowcy używający PSa są jednomyślni
>> w kwestii właściwego przetłumaczenia określeń "cyan" i "magenta", to
>> dlaczego tyko jeden Tomek nieśmiało próbował coś z tym zrobić, gdy Adobe
>> dało po temu niepowtarzalną szansę? Łącznie będzie tego z 200 wystąpień,
>> przy czym wiele z nich jest jednowyrazowych. Dokładamy do tego zespołowe
>> Like'i i przełomowa zmiana staje się faktem!
>
> Bo Adobe udowodniło już kilka razy, że z zapałem godnym lepszej sprawy
> olewa jakiekolwiek uwagi od użytkowników. Także od betatesterów. Wiem,
> bo sam byłem betatesterem. Ani jednej mojej uwagi dotyczącej
> niezręczności czy wręcz błędu tłumaczenia nie raczyli uwzględnić (ani
> nawet na nią odpowiedzieć).
Nie współpracowałem z Adobe, ale na podstawie innych doświadczeń moge Ci
powiedzieć dlaczego. Coś, co nie idzie przewidzianym w firmie torem, nie
wchodzi do ostatecznego produktu. Im większa firma, tym procedura
odporniejsza na ingerencję z boku. A jakość procedury niekoniecznie zależy
od wielkości firmy.
> Poza tym - tłumaczenie (a więc i poprawianie) pojedynczych haseł bez
> znajomości kontekstu jest praktycznie niemożliwe. Inaczej powstają
> takie kwiatki, jak "Województwo systemu" (autentyk, wystąpił
> w polskiej wersji NT 4.0, zgadnij, co było w oryginale).
Grasz mi na nucie zawodowej. "Gdzie jest kontekst?"
Ale tu można się pokusić. Kontekst tych kolorów znacie prawie na 100%, a
kwestię odpowiedniej formy gramatycznej można rozwiązać na podstawie
dotychczasowego tłumaczenia.
Domena chyba nie. Obstawiam taki scenariusz:
Najpierw dla Country/State wymyślamy "Kraj/Województwo", a potem CAT nam
podpowiada, że "system state" to "województwo systemu".
> Stąd w książce o InDesignie znalazło się kilkadziesiąt przypisów
> dotyczących właśnie błędów w tłumaczeniu interfejsu. I kolejnych
> kilkadziesiąt w książce o Photoshopie.
>
> Znam tylko jeden program Adobe, który ma dobrze (czy też "prawie
> dobrze") przetłumaczony interfejs[1] - jest to Lightroom. Rzecz w tym,
> że to tłumaczenie nie pochodzi od Adobe, ale powstało jako "language
> pack" na zasadach Open Source... Pozwoliłem sobie zasugerować kilka
> zmian, za każdym razem otrzymywałem prawie od razu odpowiedź
> i większość moich propozycji została uwzględniona (a tam, gdzie nie,
> wytłumaczono mi, dlaczego nie i uznałem wyższość argumentów drugiej
> strony).
>
> Gdybym miał choć cień nadziei, że Adobe podejdzie do tego w taki
> sposób, pierwszy zabrałbym się za poprawianie. Ale mam doświadczenia,
> które mówią mi - szkoda czasu.
>
> [1] kolejne słowo, dla którego nie ma polskiego odpowiednika - czy też
> należy je wyrzucić, bo "obce"?
Kibicowałem "międzymordziu", ale w tych zamierzchłych czasach nie miało
szans, by zaistnieć.
Pozdrawiam
Baranek