Pierwsze jazdy Juranda - pierwsze kłopoty.

71 views
Skip to first unread message

Motocykl JURAND

unread,
Mar 2, 2013, 10:01:33 AM3/2/13
to motocyk...@googlegroups.com
Dramatyczna historia świeżo upieczonego "konstruktora" Juranda - borykającego się z przypadkowym, nieznanym sprzętem, złośliwością przedmiotów martwych, oraz własnym nierozgarnięciem... :) Zaskakujące zakończenie! (Happy End) - miłej lektury!!! :)



Pierwsze jazdy Juranda odbyły się pod koniec października 2011. Myślę że 
warto opisać pierwsze doświadczenia osoby, która świeżo ukończyła 
konstrukcję i ma nadzieję że to wszystko będzie działać. :) 
... 
We czwartek się zaczęło, dwudziestego, po południu. Wytoczyłem sprzeta 
z warsztatu. Jako że zakupiłem nowy akumulator nie zalany, a tu zima 
idzie, więc mi się żal zrobiło i zadziałem "na sztukę" jakąś starą 
żelówkę z leciwego UPSa, żeby tylko zapłonowi starczyło. Szukałem 
kopajki przez chwilę, ale sobie przypomniałem że przeciez nie ma. :) 
Więc drugi akumulator samochodowy z kablami wytargałem i wprost na 
rozrusznik rzuciłem moc. Nie chciał, nie chciał, ale w końcu zagadał. 
No to "na koń" i po podwórku! Gazu prawie nie dawałem, ale koło tylne 
(kapeć 140) coś ostro trawę rwało - zrywało przyczepność przy ruszaniu. 
Trochę terkotał łańcuch. Z zębatkami wszystko nowe - musiało się 
ułożyć, dopasować. Sprzet ładnie ciągnął, choć miałem dziwne wrażenie 
że czegoś brakuje. Tych 150 m podwórka było lekko mało, zwłaszcza po 
trawie, więc za pilota, brame otwierac i na ancfalt. Prowadzenie 
idealne, hamulce oba - brzytwa, az strach uzywać. Ale z mocą cos nie 
tak. Ja mu "rura", a on sie tak niezbyt ochoczo rozpedza, obroty 
maksymalnie jakies 4-5 tys (powinien kręcic do 10 tys), słabizna. 
Myślę sobie "kurka blaszka, to miało drzeć ze 3x szybciej niz Junak, a 
tu chyba nawet 10 kucyków nie ma". Rozpedziłem na trójce do jakich 60 
km/h, a że bez kasku byłem i juz mocno zdegustowany - pozostałych 3 
biegów nie próbowałem ino do warsztatu wróciłem. Przed bramą mi zgasła 
gadzina, co wywołało me zdziwienie, bo na luzie był wyregulowany i 
pięknie pyrkał z junaczego wydechu. Na pych juz mi sie nie chciało 
zapalać, doczołgałem się do warsztatu i niwedzięcznika porzuciłem, bo 
obowiązki wzywały. 
Noc przespałem niespokojnie, przed oczyma przelatywały mi lekkie 
horrory typu "rozrząd", "zepsuty moduł zapłonowy", "przestawiony 
czujnik zapłonu", "nie pracują membrany w gaźnikach".... Rano jednak 
wstałem z przekonaniem, że to mi wyglądało na jakiś brak mieszanki 
raczej, więc chyba jako "lekki wczesniak" - narodzony przed upływem 9 
miesięcy - może miec typowe problemy oddechowe. W miedzyczasie pojawił 
sie teść, więc chciałem sie pochwalić - próba odpalenia, jak dnia 
poprzedniego zakończyła sie fiaskiem, mimo że cos tam sie w cylindrach 
lekko buzowało. Teść sobie poszedł, więc oczywiście wtedy motocykl 
zapalił. Krótka jazda i te same objawy. Zwróciło moją uwagę, że mimo 
"kopa na dole" silnik nie wkręca na obroty. Poza tym obrotomierz 
pokazuje np. 2-3 tys, a on chodzi jak Junak. No właśnie! Jak Junak! 
Szybkie olśnienie - zdejmuję fajkę z prawego cylindra - silnik 
natychmmiast gaśnie. Po zapaleniu zdejmuję fajkę z lewego - nic sie nie 
dzieje! No to jestem w domu! Szybka kontrola świecy, wymiana na inną - 
bez zmian, iskra jest (silnik chodzi w czasie sprawdzania na prawym 
garze jak gdyby nigdy nic). Iskra elegancka. Wyłączam zapłon, odkręcam 
śrubę spustową w lewym gaźniku, pewny że spłyną jakieś syfy i woda. 
Wyciągam śrubę a tam sahara. :) 
W tym momencie uświadamiam sobie, że przy składaniu miałem wyczyścić 
gaźniki, ale zająłem się czymś innym i zapomniałem :) 

... 

Dygresja: Testowanie pracy poszczególnych cylindrów poprzez zdjęcie fajki ze świecy jest dość kiepskim pomysłem. Z reguły nic się złego nie dzieje, ale przy odrobinie pecha można uszkodzić cewkę zapłonową, lub co gorsza - moduł! 

... 

Po zdjęciu komory pływakowej w podejrzanym 
gaźniku, szczęka mi opadła i tak została do dziś. Takiego syfu i 
szlamu jeszcze nigdy nie widziałem, nawet w zapuszczonych WSK 
wyciąganych ze stodoły spod kurzego g... Trudno mi określić substancję 
która sie znajdowała na dnie. Cos jakby ktoś parę lat jeździł bez 
jakiegokolwiek filtra paliwa z całkowicie zardzewiałym zbiornikiem, 
plus zamiast benzyny lał jakieś wynalazki, a może i LUX-10 nie 
żałował, mimo że to czterotakt... Dysza główna całkowicie unurzana w 
tym świństwie - nie było szans na jakiekolwiek paliwo do cylindra. 
Drugi gaźnik nieco lepiej, ale niewiele - to znaczy dysza główna 
częściowo drożna. Jestem w szoku że ten silnik w ogóle zapalał i 
jeździł. Całą niedzielę czyściłem gaźniki na błysk (odtłuszczaczem 
BOLL na bazie benzyny ekstrakcyjnej i pindzelkiem) oraz intensywnie 
dmuchałem we wszystkie otworki kompresorem. 

... 

Gaźniki raźno napełniły się paliwkiem i po chwili piłowania 
rozrusznikiem maszynka pięknie zagadała, tym razem na obu garnkach. 
Przejażdżka po podwórku upewniła mnie, że dysponuję juz raczej pełną 
mocą. :) No więc wypad na asfalcik. Pogoda nie była za ciekawa, droga 
też nie należy do pierwszej kategorii odśnieżania, dodatkowo - 
motocykl nieobjeżdzony - trochę sie bałem czy coś sie nie urwie albo 
nie rozleci. :) Nie biłem więc rekordów, ot - delikatna próba 
mozliwości. Ryk silnika w niczym nie ustępuje Junakowi, trochę sie 
trzeba przyzwyczaić do wyższych obrotów i mocy (27KM przy 8000 
obr/min). Tylne koło zrywa asfalt jeszcze nawet na trójce. 
Na mojej trasie przejazdu jakaś brygada wycinała gałęzie na poboczach 
- na mój widok wyraźnie "znieruchomieli" i chyba kompletnie nie 
wiedzieli o co chodzi, bo sylwetka motocykla znana, ale tak jakby 
prędkość i przyspieszenia nie te. :) 
Na dłuższej prostej, na 6 biegu, gdy wiatr chciał juz mi zerwać głowę 
razem z kaskiem, prędkościomierz wykazał dość przyzwoity pomiar 
maksymalny - około 102 km/h. Licznik jest wyskalowany raczej za skąpo niż "na wyrost", 
pewnie trzeba go będzie precyzyjnie zestroić np. z GPSem. W tym 
momencie obrotomierz pokazywał jakieś 5500 obrotów na minutę, co rodzi 
nadzieję na "wysokie C" na przyzwoitej drodze i przy dobrych warunkach 
pogodowych. :) 

...

Ciąg dalszy, wiosna nastała. :) 

... 

Korzystając dzisiaj z dość przyzwoitej pogody (przeszkadzał tylko 
silny wiatr), pojechałem w drobnych sprawach do pobliskiego 
miasteczka, by przetestować Juranda w warunkach drogowych, po 
dokonanych poprawkach kilku elementów. Przejechane 15km. 

Prędkościomierz elektroniczny nareszcie wskazuje jak trzeba, potrzebna była korekta 
ustawienia czujnika, poprzednio na niskich prędkościach potrafił 2x 
zawyżyć prędkość rzeczywistą. 

Przedni błotnik podniesiony nieco do góry, 18-calowe koło z MZ 
wreszcie przestało "ginąć" w błotniku przeznaczonym dla 19-ki i 
leżącym prawie na biezniku. 

Czujnik rezerwy paliwa "naprawił sie" w ten sposób, że juz w ogóle nie 
działa. Rozwiązanie z niewielkim pływakiem zaopatrzonym w magnesik 
neodymowy i kontaktronem z jakiegoś powodu sie nie sprawdziło. 
Podumamy, zrobimy to inaczej. :) 

Silnik odpala rozrusznikiem elektrycznym "na dotyk", ładnie basowo 
pracuje na niskich obrotach - wydech został w całości wymieniony na 
robiony z kwasówki na zamówienie. Po ruszeniu (silnik zimny) odkryłem 
gigantyczną "dziurę" miedzy 2000-3500 obrotów. W tym zakresie 
praktycznie niemozliwe było przyspieszanie, otwarcie przepustnic 
dławiło silnik. W miarę nagrzewania efekt stopniowo sie zmniejszał, aż 
do całkowitego "zniknięcia" owej dziury po mocnym nagrzaniu. Nie wiem 
co było winne, może jakies resztki wody w gaźnikach (dokładnie 
wyczyszczone i wydmuchane przed zimą, gdy okazały sie potwornie 
zaszlamione). Może nasmarowanie przepustnic, które być może otwierały 
się ze zwłoką po dodaniu gazu (gaźniki oryginalne podciśnieniowe). 
Ciekaw jestem czy jutro efekt sie powtórzy gdy znów zapalę zimny 
silnik, czy zniknął już permanentnie. Pierwsze odpalenie po sezonie 
zimowym 3 dni temu dawało znacznie gorsze efekty - silnik trudno było 
zapalić, dławił się, nie trzymał wolnych obrotów, dzis było znacznie 
lepiej, poza ową "dziurą". 

Pozycja za kierownicą i ergonomia prowadzenia jak dla mnie jest 
fantastyczna (mam 183cm). Do zawieszeń nie mozna sie przyczepić pod 
żadnym względem. Przy jeździe po bardzo wyboistym asfalcie (90 km/h) 
troche rzucało tyłem, co może byc spowodowane nierówna pracą 
zastosowanych uzywanych amortyzatorów. Przyznam jednak, że innymi 
motocyklami, które prowadziłem na tym odcinku - rzucało znacznie 
bardziej, przy mniejszych prędkościach, droga jest tak dziurawa, że 
nawet samochodem terenowym tam zwalniam. :) Przypomnę: kierownica od 
CZ 350, przednie zawieszenie z kołem od MZ ETZ 250, tylny wahacz 
robiony własnoręcznie, łożyskowanie na 4 łożyskach kulkowych). 
Hamulce działają świetnie - zarówno przedni tarczowy hydrauliczny od 
MZ, jak i tylny oryginalny bęben Junaka ze szczękami przerobionymi na 
rozpieracz hydrauliczny i takież sterowanie pompą od suzuki GSX. :) Po 
tylnym hamulcu spodziewałem sie nieco większej skuteczności, ale 
okładziny są całkowicie nowe i podejrzewam, że muszą sie po prostu 
dotrzeć do bębna. 

Po zatrzymaniu silnikowi mocno sie "dymiło z czachy", sądziłem że to 
wypala sie lakier na uchwytach, dokładne ogledziny wykazały nieznaczne 
"pocenie" oleju spod pokrywy zaworów. Juz zamówiłem nową uszczelkę. 
Pod silnikiem pokazała sie tez plamka około 1 cm.sześć. oleju, 
prawdopodobnie odrobinę puszcza uszczelniacz przy zębatce zdawczej, co 
nie jest do końca takie złe, nawet dla oringowanego łańcucha. :))) 
Mam wrażenie że silnik sie trochę przegrzewa. Układ wydechowy z 
kwasówki zrobił sie praktycznie fioletowy az po tłumik. Niestety w tym 
modelu silnika (Yamaha XS 400 DOHC) jak wyczytałem na forumach - nie 
ma opcji regulacji kąta wyprzedzenia zapłonu CDI :/ 

Trochę rozczarowuja osiagi. Teoretycznie silnik ma 27KM, do 100 km/h 
rozpedza się błyskawicznie - mniej niż 6 sekund, ale wyżej nie ma 
ochoty kręcić. Obroty staja jak zamurowane na 6000-7000 i nie maja 
ochoty sie zwiększać. Według danych serwisowych, motocykl powinien 
kręcić bez zająknięcia do 10000 obr, a maksymalną moc osiąga przy 
8500. To by dawało spodziewana katalogowa Vmax w okolicy 130 km/h, 
mnie sie udało osiagnąć zaledwie 103 km/h. Objawy pasowałyby do 
opóźnionego zapłonu, ale skoro nie mozna go regulować, jestem nieco "w 
kropce" :) Na pociechę - 6 biegów daje niesamowite mozliwości doboru 
prędkości obrotowej do prędkości i warunków jazdy, mozna się pogubić, 
które przełożenie jest aktualnie zapięte. 

Pomijając opisaną "dziurę" w obrotach przed rozgrzaniem - jazda była 
"zajebista" pod każdym względem. Nie żałuję ani minuty spędzonej przy 
powstawaniu tego Juranda. Mogę powiedzieć, że mam teraz motocykl 
marzeń, spełniający 90% moich potrzeb. :) 

PS. Gdy wyszedłem ze sklepu, zauważyłem kręcącego się koło Juranda 
starszego pana, od razu mnie zaatakował "to jest oryginalny silnik od 
Junaka"? :) Gdy wyjaśniłem, że ma do czynienia z kopią M10, zaraz 
zaczęły się wspominki, jak to kiedys miał Junaka, że bez przerwy psuła 
sie prądnica :))) silnik kapał, wszystko sie odkręcało od wibracji, 
ale za to "Panie, ale to miało moc! Samochód kiedys holowałem na lince 
10 km" :) Tu nastapił mój szeroki pokaz garnituru olśniewających zębów 
po licznych naprawach ekipy uzdolnionych stomatologów, próbujących je 
skompletować po dwóch wypadkach motocyklowych w młodości... :)))))) 

...

Po konsultacji z kolegami z niezawodnej Listy Dzikiego Junaka, pojawiło się kilka kwestii do wyjaśnienia - dlaczego silnik się przegrzewa, nie osiąga należnych obrotów i osiągów. Obszary zainteresowań do sprawdzenia: 

- luzy zaworów 
- stan zużycia silnika (ciśnienie sprężania w cylindrach) 
- przestawiony czujnik zapłonu CDI 
- nieprawidłowo skonstruowany układ wydechowy 
- zbyt uboga mieszanka paliwowo-powietrzna, i tutaj: 
--- za duże ilości powietrza z powodu zastosowania filtrów stożkowych o małym oporze 
--- zbyt mało paliwa - za niski poziom w gaźniku 
--- zbyt mało paliwa - za małe dysze główne 
--- nieprawidłowy skład mieszanki - zbyt opuszczone iglice przepustnic. 

Za wszystkie te kwestie wezmę się po kolei, by wyeliminować przyczynę i doprowadzić Juranda do zakładanych osiągów.

Przy okazji wymiany uszczelki pod pokrywą rozrządu, skontrolowałem luzy zaworowe. 
Ssący - według serwisu 0,11-0,15mm - u mnie 0,11mm 
Wydechowy - według serwisu 0,16-0,20mm - u mnie 0,18mm 

A więc tutaj prawidłowo. 
Zakupiłem specjalny manometr do pomiaru ciśnienia sprężania w cylindrach. Według serwisu powinno ono wynosić 10-11 kg/cm.kw. Pomiar w prawym cylindrze dał wartość 10,2 w lewym - 10,5 kg/cm.kw. A więc do stopnia zużycia gładzi cylindrów i pierścieni nie można się w żaden sposób przyczepić. 

Kontrola układu zapłonowego nie przyniosła żadnych podejrzeń w kwestii uszkodzenia, bądź przestawienia czujnika CDI. Niestety nie posiadałem żadnego modułu zapłonowego na podmianę, ale w dalszej części badań okazało się że nie jest to ten kierunek poszukiwań - zapłon jest sprawny. 

Odkręciłem i obejrzałem obie świece. Izolator bielutki, w silnym 
świetle ledwie widoczny ślad brązu. Metal okopcony. Znaczy wygląda na 
ubogą mieszankę. 

W pierwszej kolejności wyciągnąłem i bardzo dokładnie obejrzałem 
oryginalna puszkę tłumika szmerów ssania i filtr powietrza. Dość duże 
przekroje, żadnych hocków-klocków i magii. Filtr powietrza K&N z 
dobrej bawełny - prawie nie stawia oporów, może odrobinę większe niz 
załozone przeze mnie stożkowe. 

Niemniej postanowiłem skorzystać z rady kolegów z LDJ i 
ograniczyć dystrybucję powietrza. Po pół godzinie "dostawania sie " do 
filtrów, co wymagało demontażu obu puszek bocznych i akumulatora :/ 
wyciągnąłem filtry, obkleiłem taśmą, zostawiając na obwodzie tylko 
wąski pasek "strefy ssania" - jakieś 1/6 normalnej powierzchni filtrów 
- i zadziałem spowrotem. Na luzie próba - dokręca do około 6500 obr, 
czyli gorzej niż wczoraj. Próba drogowa około 4km - jeszcze większa 
nędza, vmax 96 km/h, ale silnik tym razem niemal od razu reaguje na 
gaz i zniknęła prawie całkowicie "dziura" w okolicy obrotów 2000-3500. 
Nagrzewanie silnika na oko podobne, bardzo szybkie, tym razem po 
powrocie nic się nie dymiło z głowicy. 

Kwestia wdechu nie przyniosła efektownych zmian, w związku z czym 
wziąłem się za metody ekstremalne, zdemontowałem wydech :) odwlokłem 
motocykl w najdalszą część gospodarstwa i odpaliłem. Na luzie bez 
wysiłku dokręca do 9000 obr, :) próbowałem pojechać, ale tylne koło 
strasznie ślizgało sie po trawie i ziemi, niemniej na I i II biegu 
prawdopodobnie by dokręcił do wysokich obrotów. 

Wydech na stół i sekcja ostatniego segmentu. Niestety kolega który to 
spawał, mający duże doświadczenie w wydechach samochodowych - tutaj 
zbagatelizował potrzeby silnika i dał ciała. Poza różnej długości 
rurkami łączącymi komorę rozprężną z właściwym "tłumikiem", napakował 
tam (i ubił na maksa} wełnę stalową - ile się tylko dało wepchnąć. 

Usunąłem całą wełnę, oraz przekonstruowałem komorę tłumiącą tak, by odpływ spalin był bardziej swobodny - więcej cyrkulacji gazów, mniej oporów na przekrojach dławików. 
Po powtórnym zespawaniu i zamontowaniu, efekty od razu dało się odczuć. Silnik przestał się niemal przegrzewać, barwa układu wydechowego zmieniła się z fioletowej na złotawą. 
Żadnych dziur w obrotach - silnik od razu dość żwawo się wkręca, osiagając ponad 7500 obr. Ale to wciąż za mało. 
Uzbroiłem się w cierpliwość i zacząłem eksperymentować z zasłanianiem i odkrywaniem różnej powierzchni filtrów powietrza - aby zmniejszyć lub zwiększyć ilość powietrza w mieszance. 
Na zaklejonych 5/6 powierzchni filtrów - osiągi mizerne, obroty max 7000, prędkość max 105 km/h 
Na filtrach zaklejonych w połowie - prawie dokręca do 7500 obr, prędkośc maksymalna 108 km/h. 
Filtry całkowicie odkryte, bez oklejania - obroty dochodzą do 7800, prędkość maksymalna wzrasta do 112,5 km/h :evil: 

A więc dystrybucja powietrza jest prawidłowa i wskazana - niemniej po zakończeniu testów, świece były wybarwione tylko nieznacznie bardziej na brązowo - mieszanka paliwowo-powietrzna wciąż zbyt uboga. Czas sprawdzić gaźniki.

Analiza ustawienia silnika w ramie i porównanie z oryginalną Yamahą XS 400 doprowadziły mnie do wniosku że komory pływakowe gaźników są ustawione w niewielkim odchyleniu. Na próbę nieznacznie podniosłem poziom paliwa w obu gaźnikach. Jazdy testowe nie przyniosły żadnych istotnych zmian dynamiki i osiągów motocykla.

PRZEŁOM!!! 

Dyskusje z kolegami z DJ naprowadziły mnie na właściwą ścieżkę poszukiwań "nieprawidłowości". Okazało się że Jurand swoje maksymalne prędkości osiąga przy 7-7,5 tys obrotów, a więc bardzo blisko "katalogowej" prędkości obrotowej mocy maksymalnej dla tego silnika! W zasadzie wyższe prędkości są trudne do osiągnięcia, bo dalej moc już nie wzrasta. 

Tutaj przyszło pierwsze podejrzenie - czy aby na pewno obrotomierz wskazuje właściwie? Jest to konstrukcja własna - mechanizm napędowy z Jawy 350 (przełożenie to samo jak w Yamaha XS 400) plus własna tarcza ze skalą. Jawa ma skalę do 10000, obroty użyteczne kończą się w okolicy 6000. Yamaha ma skalę do 12000, obroty użyteczne do około 8500. Na próbę podłączyłem dokładny obrotomierz elektroniczny i w czasie jazdy porównałem wskazania. Okazało się, że mechaniczny obrotomierz z Jawy powyżej 4500-5000 obrotów zaczyna dość znacznie przekłamywać wskazania! Wskazywana prędkość obrotowa silnika w granicach 7000 tak naprawdę wynosiła mniej więcej 8500! 

No dobrze. Obroty są wlaściwe, silnik się "wkręca" prawidłowo, ale co z prędkością maksymalną? Po ustaleniu że obrotomierz kłamał, dalej poszło już gładko. W trakcie konstruowania Juranda nie zwróciłem uwagi na przełożenie kół łańcuchowych Yamahy XS 400 ( tylna zębatka 38 zębów), tylko beztrosko założyłem tylną zębatkę od Junaka (48 zębów!!!). Tylne koło na obręczy 15 cali także ma mniejszą średnicę niż 18 calowe kolo Yamahy. Po przeliczeniu wszystkich zależności, okazało się że w takim układzie Jurand nie powinien rozwijać więcej niż 105 km/h. Wszystko stało się jasne. 
Pozostało wymienić tylną zębatkę łańcucha, oraz wykonać nową skalę dla obrotomierza. :) 


Reply all
Reply to author
Forward
0 new messages