A ponieważ od dzieciństwa marzyłem o zbudowaniu "poważnego" elektrycznego pojazdu, nie trwało zbyt długo zanim słowo zacząłem wprowadzać w czyn.
Dobór akumulatorów odbył się trochę na zasadzie kombinacji. Najpierw przeliczenia - jakie napięcie będzie najkorzystniejsze, by instalacji nie ciągnąć kablami o przekroju ręki (przy tej samej mocy odbiornika - im wyższe napięcie zasilania, tym niższe natężenie prądu, a duży prąd wymaga grubych kabli), a potem kalkulacja - jakiej pojemności akumulatory zmieszczą się w dostępnym miejscu w ramie. Wyszło że potrzebuję czterech akumulatorów 12V (napięcie silnika 48V) a w ramę wejdą cztery takie o pojemności deklarowanej 55Ah. Przymiarki na surowo zakończyły się sukcesem.
Poszukiwania silnika i układu sterującego obrotami były twardszym orzechem do zgryzienia. Zacząłem od tego "co chciałbym mieć", czyli od jednostek o mocy 16-30kW. Po poszukiwaniach trafiłem na stronę firmy INTO i odkryłem eldorado dla takich domorosłych konstruktorów. Analiza cen (bez VAT) bardzo szybko jednak sprowadziła mnie na ziemię. Stosowny silnik wraz ze sterownikiem elektronicznym z zaszytymi bajerami typu odzysk energii hamowania itp, pozbawiłby mnie kwoty około 10 tys zł. Jak na "eksperyment" i "zabawę" to o przynajmniej jedno zero za dużo.
Postanowiłem więc zaryzykować z czymś znacznie tańszym, ale automatycznie o znikomej mocy - i w razie pozytywnych rezultatów kiedyś dokonać "upgrade" na miarę możliwości finansowych. Wybór padł na silnik DC o mocy 1kW (tak, tylko 1 kW - tyle co motorynka, czy starożytny Komar) zasilany napięciem 48V. W firmie MAGMA z Jarocina zakupiłem za niespełna 400 zł (!!!) cały komplet - silnik, sterownik elektroniczny, manetkę sterującą ("gaz") na kierownicę i kilka zębatek, oraz mechanizmy "wolnego koła" (sprzęgło jednokierunkowe, jak torpedo w rowerze).
Na wałku odbioru napędu z silnika załozyłem dużą zębatkę Z29 na sprzęgle jednokierunkowym - "wolnym kole". Dzięki temu siła napędowa silnika poprzez skrzynię biegów jest przekazywana na tylne koło, ale jeśli silnik zostanie wyłączony lub motocykl toczy się szybciej niż wynika to z obrotów napędu elektrycznego - oś silnika przestaje być napędzana przez toczące się tylne koło. Jest to sensowne by ograniczyć opory i straty energii. Sterownik elektroniczny nie ma modułu odzysku energii hamowania, więc napędzanie odłączonego silnika szło by tylko na straty. Przyszedł czas montażu podwozia i pierwszych prób.
Próby napędu i skrzyni biegów - filmik
Bazując na wcześniejszych doświadczeniach przy budowie Juranda 500 (motocykl zbudowany na nieznacznie zmodyfikowanym podwoziu i układzie napędowym Kawasaki GPZ 500) zastosowałem oryginalne zawieszenia GPZ, tylne koło Jawy 350 i przednie MZ ETZ 250 z hamulcem tarczowym. Trzon karoserii z laminatu, upodabniającej motocykl do Junaka M10 zrobiłem korzystając z gotowych form stworzonych dla Juranda 500.
Pomijając chwilowy brak przedniego błotnika (postanowiłem wykonać formę dla wersji 18 cali, ponieważ błotniki 19-calowe z Junaka dość marnie wyglądają na kole 18 cali) - całość zaczęła wyglądać nieźle, niestety wygląd bardzo psuły "klocki" prostokątnych akumulatorów ułozonych na wspawanych kratownicach z kątowników. Trzeba było to jakoś zakryć, dlatego dodatkowo wykonałem z laminatu przednią osłonę i boczne pokrywy, nienachalnie imitujące czarny blok silnika i zakrywające co trzeba. W tej postaci było już OK.
A co robi znak "Biohazard" na pokrywach bocznych???? Przecież to pojazd elektryczny, ZeroEmisyjny, Ekologiczny, Zielony!!!
To taki mały prztyczek w nos dla EkoTerrorystów, którzy tak bardzo chcą "oczyścić planetę" i nauczyć nas jak żyć, że zapominają o podstawach logiki. Sam pojazd owszem, jest nieszkodliwy dla środowiska, bardzo ekonomiczny i ekologiczny. Ale akumulatory zawierające ołów i kwas siarkowy? A prąd skąd się bierze by je naładować i napędzać maszynerię? Ze słońca? Z wiatru? Z elektrowni wodnych? W znikomym procencie - głównie z elektrowni spalających paliwa kopalne, oraz atomowych. Czysta ekologia, nieprawdaż? :)
Wskaźniki w obudowie lampy trochę nietypowe. Amperomierz ułatwia ekonomiczną jazdę, wizualizuje pobór prądu z baterii, aczkolwiek jeśli chce się tym motocyklem "normalnie" jeździć, to wskazówka i tak zazwyczaj ostro wychyla się za pole -30A. Wskaźnik naładowania baterii z licznikiem motogodzin - nieoceniona wskazówka jeśli chce się wrócić do domu i kilka km nie pchać dość ciężkiego motocykla. Centralnie zaś cyfrowy prędkościomierz pochodzący z quada, wzbogacony o wskaźnik włączonego biegu, kontrolki świateł i kierunkowskazów, oraz osobny wskaźnik naładowania akumulatora - jednego z czterech, który poza napędem dla silnika ponosi także trudy zasilania całego oświetlenia pojazdu. A trudy to nie za wielkie, bo wszystko od A do Z oparte jest na zamiennikach LED tradycyjnych żarówek.
Pozostała kwestia legalnego poruszania się po drodze. Ponieważ "SAM"a nie ma szans obecnie zarejestrować, a zreszta po co komu coroczne przeglądy i inne hece - poszedłem ścieżką legislacyjną pojazdów wolnobieżnych. Albowiem "pojazdem wolnobieżnym jest pojazd silnikowy, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 25 km/h, z wyłączeniem ciągnika rolniczego. - art. 2 pkt 34 KRD". Mimo nieco lepszych osiągów motocykla, przełożeniami trzeba więc było ograniczyć maksymalną prędkość do 25km/h. Pojazd wolnobieżny, zgodnie z art 81 KRD o ile nie wchodzi w skład "kolejki turystycznej" - nie podlega okresowym badaniom technicznym. Ponadto zgodnie z art. 71 ust. 3, pojazd wolnobieżny nie podlega rejestracji (o ile nie wchodzi w skład kolejki turystycznej) i jest dopuszczony do ruchu, jeśli odpowiada warunkom technicznym określonym w art. 66 ustawy Prawo o Ruchu Drogowym.
A więc już? To wszystko? Można jeździć? No jeszcze dwa szczególiki.
Pozostała jeszcze jedna sprawa.
Zgodnie z przepisami ustawy o ubezpieczeniu obowiązkowym, każdy posiadacz pojazdu mechanicznego (jakim również jest pojazd wolnobieżny) jest obowiązany do zawarcia umowy obowiązkowego ubezpieczenia OC za szkody powstałe w związku z ruchem posiadanego pojazdu. Umowę ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych zawiera się na okres 12 miesięcy. Jednak posiadacz pojazdów wolnobieżnych, zgodnie z art. 27 ust. 1 ustawy o ubezpieczeniu obowiązkowym, może zawrzeć umowę OC na czas krótszy niż 12 miesięcy, jednak nie mniejszy niż 3 miesiące. Jest to tzw. umowa ubezpieczenia krótkoterminowego.
Tak uzbrojony w stosowny przepis udałem się do zaprzyjaźnionej agentki ubezpieczeniowej i rzuciłem Jej temat: trzeba to ubezpieczyć, ale poproszę jak najtaniej i bez "cudów". Kilkanaście minut spędziliśmy przy komputerze w systemie ubezpieczeń PZU. Pani Grażyna od razu wybiła mi z głowy ubezpieczenie krótkoterminowe, ponieważ z racji utraty zniżek kalkulowało sie ono drożej od całorocznego. Potem przetestowaliśmy "pojazdy wolnobiezne" w systemie, ale najtaniej wychodziło coś koło 350 zł na rok. Drogo. W końcu po kilku innych próbach weszliśmy w kategorię "motocykle" i tutaj było juz to czego oczekiwałem. System przyjął bez mrugnięcia okiem pozycję "pojemność skokowa" z wartością "0" i automatycznie na tej podstawie przesunął OC do grupy motorowerów (poniżej 50cc). Wyszło całe 48 zł ze zniżkami. Niestety nie dało się obejść istniejącego pola "Numer rejestracyjny", ale po kilku próbach wyszło, że wcale nie musi on być zgodny z obowiązującymi standardami, fantazyjnie wpisaliśmy więc "01 DAKO" i przeszło. Na moje ostrożne pytanie "czy tak wolno", Pani Grażyna odpowiedziała tylko że przecież system przyjął, mam potwierdzenie OC, zapłaciłem 48 zł, więc wszystko jest na pełnym legalu.
No i jeżdzę. :D Zapomniałem dodać że dla tego typu pojazdu, wymaganym dokumentem jest Prawo Jazdy kategorii B lub wyższej.
A jeżdząc - przypominam sobie czasy gdy jako nastolatek ujeżdzałem swój pierwszy motorower Romet Kadet. On też miał silniczek 1kW i podobne osiagi, może nawet trochę lepsze z racji mniejszej masy tak pojazdu jak i jeźdźca. Po zmianie przełożeń, z mocnym wiatrem w plecy udawało mi się Kadeta rozpędzić do 60 km/h. W Jurandzie ZE tak optymistyczne założenia zostały szybko zweryfikowane. Na akumulatorach naładowanych w 3/4 (jakby były w pełni, to te kilka Voltów więcej przełozyłoby się na 2-3km/h zysku) uzyskałem następujące prędkości maksymalne (przed dostosowaniem przełożenia głównego do przepisów o pojazdach wolnobieżnych):
Bieg 1 - 14km/h
Bieg 2 - 24km/h
Bieg 3 - 32km/h
Bieg 4 - 40km/h
I to było wszystko co dało się wyciagnąć. Co i tak nie jest źle jak na tak ciężki "motorower" ;) którego masa własna wynosi 168kg.
Album ze wszystkimi zdjęciami z budowy Juranda ZE
Na koniec gorące podziękowania dla Kamrata RAV z Grupy DJ za wielką pomoc w zorganizowaniu baterii, ładowarki i wskaźnika naładowania, oraz dla Pani Grażyny, agentki PZU za przetarcie szlaku do taniego ubezpieczenia OC.