Google Groups no longer supports new Usenet posts or subscriptions. Historical content remains viewable.
Dismiss

relacja z rejsu [długie]

61 views
Skip to first unread message

Łukasz Szot

unread,
Jul 28, 2003, 3:53:44 AM7/28/03
to
a nawet bardzo długie ;-)

Zgodnie z obietnicą wypociłem z siebie relację z rejsu. To samo tylko, że
ilustrowane paroma zdjęciami niebawem na sail-ho. Jak ktoś ma cierpliwość to
czytać, to życzę miłej lektury.

pozdrawiam
Łukasz Szot
0502-583-152
ls...@sail-ho.pl

***
Niedziela, 8 czerwca, Piotr Wiśniewski "Zwierzak", który pomaga mi w
ostatnich przygotowaniach do rejsu, pospiesznie dłubie jeszcze coś przy
skromnej elektronice jachtowej, ja uwijam się przy całej masie drobiazgów,
które należy ukończyć jeszcze przed wypłynięciem. Robota wydaje się nie mieć
końca, a spieszyć się trzeba, bo chcę wyjść dzisiaj i za dnia odjechać na
północ tak daleko jak się tylko da. Koło południa uznaję, że wszystkie
niezbędne rzeczy są już zrobione, oddaję cumy i przecumowuję się do Yacht
Clubu AWF Gdańsk gdzie umówiony jestem na krótkie spotkanie z kapitanem s/y
Śniadecki Grzegorzem Przybylskim. Grzesiek pożycza mi na rejs smycz do
szelek - ostatni, niezbędny element wyposażenia. Wszystko, zarówno jacht jak
i załoga, gotowe są już do drogi. Do pokonania zostaje już tylko jedna
przeszkoda. Owa przeszkoda przechadza się w zielonym mundurku po kei GPK, a
ja nie mam zielonego pojęcia co sobie pomyśli o zamiarze samotnej żeglugi na
małym jachcie po Bałtyku. Nie mam wyboru i choć bardzo miło mi się rozmawia
z Grześkiem i Zwierzakiem to nie ma co dłużej zwlekać. Stawiam wszystko na
jedną kartę i z paszportem w kieszeni spacerkiem udaję się do GPK. Miły
człowiek, jakiego tam zastajemy prosi o wypełnienie listy załogi i
przestawienie się do jego kei. Wprawdzie byłem przekonany, że listy załogi
zostały już na dobre wycofane, a jednak okazuje się, że nie tak do końca.
Oczywiście nie wdaję się w dyskusje i posłusznie odręcznie tworzę coś na
kształt listy załogi. Przestawiam się do kei odpraw i ponownie z paszportem
i listą udaję się do GPK. Z pewną taką nieśmiałością, człowiekowi w zielonym
mundurku, wręczam jednoosobową listę załogi. chwila strachu i mam wszystkie
potrzebne pieczątki! Teraz naprawdę można uznać, że wszystko gotowe. Żegnam
się ze Zwierzakiem i Grześkiem, stawiam żagle, cumy precz, fok na wiatr i.
rejs się zaczyna. W sercu szczęście i euforia miesza się ze strachem i
niepewnością. Czy ja aby na pewno wiem co robię? Tyle lat marzyłem o
samotnej żegludze. za późno już na wątpliwości, teraz nie zrezygnuję.

Piękna pogoda i dobra prognoza. Z wiatrem w plecy płynę sobie spokojnie ok.
5 węzłów. To dobrze, z taką prędkością do zmroku zdążę odskoczyć od brzegu.
Nad ranem wiatr ma odkręcić na W i trochę stężeć, zatem do rana czeka mnie
sterowanie, a potem w półwietrze ustawi się jacht samosterownie, to sobie
odpocznę. Na kursach pełnych niestety musze sterować, bo nie mam ani
samosteru ani autopilota.

Do zmierzchu zdążyłem przeciąć routę statków i odjechać od brzegu. Mruga do
mnie jeszcze na pożegnanie Rozewie, zobaczymy się dopiero za 3 tygodnie. W
końcu jestem sam na morzu i niemalże fizycznie czuję jak spełnia się moje
marzenie. Jestem tak podekscytowany, że nawet nie myślę o spaniu. Zresztą
jeżeli prognoza (W 5-6 B) się sprawdzi,, to następnego dnia wieczorem będę
już na Gotlandii w porcie, a tyle czasu to bez snu na adrenalinie przejadę.
W końcu to mój pierwszy samotny przelot!

Rano zgodnie z prognozą wiatr odkręca na zachód i zaczyna tężeć. Za rufą
zapętał się jakiś statek i powoli, zaczyna się do mnie zbliżać. Gdy
odległość między nami wynosi poniżej mili, a nasze kursy wydają mi się
podejrzanie kolizyjne, robię zwrot i z wiatrem płynę na E, zażegnując, jak
mniemam, niebezpieczeństwo zderzenia. Kilka minut później dzieje się coś,
czego do dziś nie jestem w stanie zrozumieć. Gdy odległość maleje do pół
mili, statek nagle zmienia kurs na kolizyjny, wali prosto na mnie! Robi się
naprawdę gorąco. Na szczęście dmucha już 4-5°B i jacht ma sporą prędkość.
Szybki zwrot i w bajdewindzie uciekam spod dziobu potwora. Mijamy się w
odległości około 1 kabla, więc bez problemu mogę odczytać nazwę statku SEA
CORONA z Oslo. Posyłam w jego kierunku kilka ciepłych słów i powoli wracam
na kurs. Gdy emocje opadają, czuję, jak się spociłem.

Wiatr wprawdzie nie powinien już dużo stężeć, ale dla świętego spokoju się
zarefuję. Przy tym wietrze dużo na prędkości nie stracę, a jazda będzie
spokojniejsza. Po refowaniu przebieram przepocone ciuchy, zjadam śniadanie,
wbijam się w sztormiaki i kalosze. Gdy wychodzę na górę wieje już dobra 7.
Zadowolony, że zarefowałem się zawczasu, kontroluję kurs i wracam pod pokład
na poranną fajkę. Jord, mimo fali pięknie trzyma kurs. tylko ten wiatr,
jakby tężeje. Gdy oceniam wiatr na 8°B uznaję, że nie ma co zgrywać
bohatera. Wpinam smycz i idę na górę zwalić grota. Na samym foku, mimo
całkiem sporej fali, Jord nadal jest samosterowny. Przedłużam jeszcze cumę
Wiernego Rusłana - pontonu, który wlekę za sobą i wracam pod pokład, schować
się przed wiatrem. Trochę się zaczynam martwić bo wiatr nadal, dosyć szybko
tężeje a fala robi się agresywna. Siedzę pod pokładem, co jakiś czas tylko
wystawiam głowę sprawdzić czy znowu coś nas nie chce rozjechać, skontrolować
kurs i. obserwować jak tężeje wiatr i rośnie fala.

Pierwsze ostrzeżenie od Neptuna dostajemy w postaci potężnego uderzenia fali
w burtę. Z lewej nawietrznej burty spada absolutnie wszystko. Zasztauowane w
kokpicie pagaje i bosak, szpeje z półeczki, ubrania, materac, ja sam. To
znak, że zaczyna się poważne sztormowanie i nie ma się co bawić w
samosterowność, bo takich fal będzie coraz więcej. Szybko wyskakuję do
kokpitu, przypinam się i biorę się za ręczne sterowanie. Odpadam do
baksztagu i sztormuję na samym foku z wiatrem i falą. Wiatr nadal tężeje. co
martwi mnie już bardzo. Nie mam dużego doświadczenia odnośnie silnych
sztormów, najchętniej obserwuję je z brzegu, pijąc w tawernie za tych co na
morzu, ale coraz bardziej nabieram przekonania, że to już nie jest 8°B.
Wiatr tężeje bardzo szybko, przez co fala jest dość agresywna. Urosła już
wysoka, ale nie miała jeszcze czasu się wydłużyć. Większe fale sięgają
wysokości salingów, a na ich grzbietach tworzą się haki. Są to zdecydowanie
największe fale, z jakimi miałem do czynienia. Gdy trafię taką większą,
ustawiam się do niej w pełnym baksztagu i ślizgamy się w dół. Jacht osiąga w
tych ślizgach gigantyczne prędkości, ale jeszcze szybszy jest niekiedy
ponton, który w ślizgu potrafi przegonić jacht. Byłaby to może nawet i
przyjemna jazda, gdyby ta fala tak wściekle nie chciała wejść do jachtu.

Jacht, mimo ciężkich warunków radzi sobie świetnie! No ale czego innego się
spodziewać? W końcu to folkboat! To ja czasem się zagapię, albo jakaś
mniejsza fala okaże się wyjątkowo agresywna i wtedy dostajemy baty. Niestety
wyskoczyłem tak jak siedziałem pod pokładem i zapomniałem założyć kaptura.
Pierwszy dziad, jaki nas dopadł, wszedł mi na głowę i, niestety, za
kołnierz. Teraz jestem cały przemoczony od środka i coraz mi zimniej. Nie ma
wyboru, jeżeli mam wytrzymać w tym sztormie, muszę się przebrać. Ustawiam
jacht samosterownie i idę na dół. Gdy już skończyłem i szedłem do steru
jacht przyjmuje znowu potężne uderzenie fali. Widziałem ją, ale było już
zbyt późno aby odpaść. Część fali przelała się przez dziób rozdzierając
foka. Jasna cholera. tylko tego brakowało! Poszedł dolny bryt a płótno
zastało przerwane tuż przy rogu halsowym. W tych warunkach nie ma mowy o
zmianie żagla. Jednak reszta żagla pracuje, a to co się podarło nie wydaje
się rozdzierać dalej. Podejmuję decyzję, że niosę tego foka do kompletnego
podarcia. Jak go całkiem stracę, to będę się martwił. Na razie jedziemy.

W pewnym momencie ze zdumieniem odkrywam, że zamiast pontonu mam. latawiec.
Wiatr unosi go jakieś 15-20 cm nad wodą, co chwilę wściekle nim obracając.
Wierny Rusłan wywija w ten sposób salta po 360°, czasem zaś ląduje na wodzie
do góry nogami i na chwile się przykleja, a potem znowu salto mortale. Fale
są ogromne. Te większe widać z daleka i staram się ich unikać.

Moja technika sztormowania to trochę taka rosyjska ruletka. Cały czas idę
ostrym baksztagiem. chwilami do półwiatru i staram się omijać fale, ale gdy
płynę takim kursem i jakiś dziad nas dorwie to robi się gorąco. Dlatego gdy
widzę, że nie da się uniknąć spotkania, odpadam do pełnego baksztagu i
ślizgam się na fali. Idzie kolejna fala. prawdziwy potwór. Zdążę uciec? Czy
już odpadać? Chyba zdążę. zdążę. zdążyłem. Fala przelewa się już za jachtem,
dokładnie nad pontonem. Dokładnie w ponton. Do środka wlewa się pewnie
kilkadziesiąt(?) set(?) litrów, szarpnięcie. i ponton podąża już własnym
kursem. W pierwszym odruchu chcę go gonić, ale zdrowy rozsądek bierze górę
nad emocjami Stopy wody Rusłanie!

Po kilku godzinach sztormowania, fala się wydłuża, przez co nie jest już
taka agresywna. Wiatr wprawdzie łeb urywa, ale fala już nas nie atakuje.
Jestem zmęczony i głodny, ale siedząc za sterem ani się nie posilę, ani nie
odpocznę. Próbuję postawić jacht w dryf na samym foku i. udaje się. Siedzę
jeszcze jakieś 20 min w kokpicie i obserwuję jak Jord radzi sobie sam w tych
warunkach. Radzi sobie wspaniale. To kochany jacht. Zadowolony schodzę w
końcu na dół. Łyk jeszcze ciepłej kawy z termosu, jakieś kanapki i. chwilka
snu. w zasadzie, czemu nie? Teraz jacht radzi sobie sam, potem być może ja
będę znowu potrzebny, muszę trochę wypocząć. I tak aż do rana. O czwartej,
gdy się rozwidnia, widzę wyraźnie, że wiatr słabnie. Teraz wieje najwyżej 7
w porywach do 8 i słabnie. Schodzę z dryfu, ustawiam jacht na właściwy kurs.
Zdaje się, że najgorsze mamy już za sobą. Dzielny wspaniały jacht! Wiatr
dalej słabnie, równie szybko jak tężał. W końcu spokojna żegluga. Jestem
bardzo zmęczony tym sztormem. Rezygnuję z planu płynięcia prosto do Visby.
Teoretycznie mam obowiązek, przypływając na Gotlandię spoza Shengen odprawić
się w jednym z 2 portów wejścia: Visby albo Slite. Obydwa są jednak zbyt
daleko. Wybór pada na Vandburg, maleńki porcik na samym południu wyspy.

Po 2200 mijam główki portu, szczęśliwy że udało się tu jednak bezpiecznie
dotrzeć. Cumuję, wychodzę na stały ląd i czuję jak uchodzi ze mnie
powietrze. Ze zdumieniem odkrywam, że jestem jedyną osobą w tym porcie. Jest
tu jeden zakryty plandeką jacht, jednostka SAR, oraz jeden budynek w którym
znajduję toalety i prysznic. Jestem zmęczony, dziś klaru nie będzie. Trzeba
tylko podłączyć prąd, bo akumulator już słabiutki a pompa musi działać (Jord
jak przystało na drewniany jacht bierze trochę wody. Ma więc zainstalowaną
automatyczną pompę zenzową która co kilka minut wypompowuje wodę z zęzy).
Wyciągam kabel, wciskam do gniazdka i. nic. W gniazdku nie ma prądu. Ze
świetlówką na 220V obchodzę wszystkie gniazdka w porcie. Prądu nie znajduję.
Jasna cholera! Głupio było by po takim sztormie zatonąć w porcie! Świetlówka
w rękę i udaję się na poszukiwanie prądu. W toaletach nie ma gniazdka, w
prysznicu też nie. Jest jeszcze dwoje drzwi. Jedne, do jak mi się wydaje
kanciapy havenmaster'a - zamknięte. Drugie drzwi - otwarte. Wchodzę do
środka i zapalam światło. W pomieszczeniu jest masa sieci i tyczek a na
drzwiach, od wewnątrz przyczepiona jest jakaś kartka. po szwedzku. Po chwili
znajduje gniazdko. i prąd!

OK teraz już się muszę tylko się przestawić i podłączyć. Po przepakowaniu
okazuje się, że kabel jest o jakieś 2 metry za krótki. Przekopuję jacht w
poszukiwaniu kabla. Znalazłem, połączyłem i podłączyłem! Jest już dobrze po
północy.

Jacht w środku wygląda tak, jakby przez kabinę przetoczył się tajfun.
Kompletny bajzel i wszystko absolutnie mokre. Ale dziś nie mam już siły tego
ogarnąć. W sztormiaku kładę się spać na mokrym materacu. Zasypiam, nim
jeszcze zdążę się położyć.

Kiedy wstaję, utwierdzam się w przekonaniu, że jestem na jakimś zupełnym
odludziu. Wracając z krótkiego spaceru, widzę jak w moją stronę zmierza
radiowóz. No. mam nadzieję, że obędzie się bez problemów. Wyjaśniam
policjantom, iż wiem, że powinienem wejść do Visby albo Slite, że jestem
sam, że byłem zmęczony po sztormie. po krótkiej chwili tłumaczenia
przerywają mi i pytają, czy niczego mi nie trzeba. Czy nie muszę podjechać
do sklepu, czegoś kupić. mogą mnie podrzucić do Visby i z powrotem!
Niesamowite! Odprawiają mnie na miejscu, upewniają się jeszcze, że niczego
nie potrzebuję i odjeżdżają. Do końca pobytu w Vandburgu spotykam jeszcze
tylko dwoje starszych ludzi, którzy zapuścili się tu na rowerowa wycieczkę.

Doprowadzam jacht do porządku, w toalecie przy grzejniku suszę materace,
regeneruję siły. Jutro ruszam dalej. do Visby.

Z portu wychodzę dosyć wcześnie. Piękna słoneczna pogoda i wiatr 3 do 4
pozwalają na piękną, radosną i szybką żeglugę do Visby. Jeżeli ten wiatr się
utrzyma, późnym wieczorem powinienem być na miejscu. Stresuje mnie trochę
wchodzenie w pojedynkę do mariny, ale muszę spróbować. Zresztą Visby to duży
port, na pewno ktoś będzie na kei, ktoś pomoże.

Po całym dniu pięknej, satysfakcjonującej żeglugi dopływam do Visby.
Niestety, zmrok złapał mnie jeszcze na wodzie i gąszczu miejskich świateł
muszę odszukać słabe światła główek portu. W końcu są! Zrzucam grota i na
samym foku mijam główki portu. Jest już dobrze po północy. W awanporcie klar
i na silniku wpływam do mariny. Na szczęście jest jeszcze przed sezonem i
jest bardzo dużo wolnych miejsc. Wybieram pierwsza keję przy której, w głębi
stoją tylko dwa jachty. Tu się mogę rozbijać do woli. Niestety, na kei nie
ma nikogo i znowu muszę sobie radzić sam. Nie taki diabeł straszny, jak go
malują! Mimo, że musiałem stawać prostopadle do nabrzeża, poradziłem sobie
nienajgorzej, bez żadnych niekontrolowanych ruchów. Szybki klar i spać.
Jestem zmęczony, ale szczęśliwy. O takiej żegludze jak dzisiaj marzyłem.

W Visby zostaję cały dzień i jeszcze jedną noc. Rano oddaję cumy i wychodzę
z mocnym postanowieniem, że wejdę dopiero na Alandach. Niestety prognoza (2
do 3) się nie sprawdza i przy słabych wiatrach, a często ich braku przez 20h
zdołałem się dotelepać na N Gotlandii. Gdy Zwierzak rano dowiedział się,
gdzie jestem, pisze, abym się nie wygłupiał i wszedł jeszcze do jakiegoś
portu się przespać. Chyba ma rację. Nie ma co się napinać. Najwyżej nie
dopłynę na Alandy. trudno. Dziób jachtu kieruje znowu na Gotlandię i płynę
do Kappelsham. Ostatnie 5 mil przy zupełnym braku wiatru pokonuję na
silniku. Gdy dopływam jest już koło 8 rano a moje wejście do portu
obwieszcza mieszkańcom pianie kogutów. Niesamowite! Najprawdziwsza wieś z
morskim portem. Jestem trochę zmartwiony, bo jest już późno, a ja jestem
dopiero na N Gotlandii. Żeby się wyrobić i mieć chwilę czasu na Alandach
jutro muszę wyjść z portu i bez przystanków popłynąć prosto do Mariehamn.
Prognoza jaką dostaję wieczorem daje nadzieje że dopłyniemy. Początkowo mają
być wiatry słabe i zmienne, ale potem 2 do 3. Gdy wstaję rano faktycznie
dmucha 2. Wychodzę z portu, stawiam żagle i płynę na N. Jord pięknie trzyma
kurs, więc mam czas zająć się sobą.

Niestety wiatru starcza na tyle aby odjechać jakieś 50 mil od brzegu i
zdycha. Dla nas jest to pułapka. Silnik wprawdzie jest, ale 50 mil od brzegu
absolutnie nieprzydatny. Flauta i słabe, zmienne wiatry uwięziły mnie na
dobre. Jak powieje to powoli posuwam się na N, ale powoli. Tak jest już do
końca dnia, całą noc, całą kolejną dobę, cały kolejny dzień. jacht powoli,
łapiąc każdy najmniejszy podmuch wiatru, mozolnie, nadludzkim wysiłkiem
wlecze się na N. Wieczorem w końcu dopływam do miejsca, gdzie planuję lekko
odbić na NW. Zostało jeszcze ok. 50 mil i powoli budzi się jakiś wiaterek.
Jestem zmęczony, potem z tego co słyszałem będzie duży ruch statków, a i
wiatr się w końcu budzi ze snu, można już spokojnie postawić jacht w dryfie,
mam nadzieję że to już koniec tej cholernej flauty. Funduję sobie zatem 4h
snu w 10 minutowych odcinkach. Szczęśliwie żaden statek mnie nie niepokoi i
spokojnie się wysypiam. Gdy wstaję o północy wieje już dobra 3 a może nawet
4. Nareszcie! Nie mam wprawdzie prognozy, ale cieszę się że w końcu mogę
szybko żeglować. Tak jak się spodziewałem kilkanaście mil dalej, na rucie
prowadzącej do Zatoki Botnickiej zaczyna się duży, a nawet bardzo duży ruch
statków. W jedną i drugą stronę idą gęsiego. Wiatr, zdaje się, chce nadrobić
zaległości za ostatnie dwa dni, bo cały czas tężeje. Refuje się ustawiam
jacht samosterownie i idę się posilić. Po śniadaniu oceniam wiatr na 7. Co
za czerwiec! Albo nie wieje, albo wieje nawet za bardzo. Niedługo będę się
odkładał dokładnie na N więc przechodzę na sterowanie ręczne. Gdy do portu
zostaje jakieś 20 mil wieje już na oko 7 do 8 i rośnie fala. W tym momencie
odbieram 5 SMSów od Zwierzaka. nie nastrajają one optymistycznie: "Na
Alandach będzie piekło! Schowaj się gdzieś jeśli możesz!..." dalej prognoza
i opis sytuacji barycznej. W tym momencie zrozumiałem jak wielki błąd
popełniłem. We flaucie, zamiast wypoczywać w najlepsze, denerwowałem się i
targowałem z morzem o każdą milę. Efekt? Jestem wykończony po niemalże 3
dobach żeglugi, a tymczasem zaczyna się sztorm. Ale tego nie da się w
książkach wyczytać, tego trzeba się na własnej skórze nauczyć. To ciężka
lekcja, której nie można zaliczyć zaocznie.

Fala jak to na początku sztormu jest krótka i agresywna, do portu już tylko
10 mil i zastanawiam się, co robić. Z dopychającym wiatrem i falą może być
ciężko wejść w szkiery przy Mariehamn. Morze tak objechać Alandy? Stawiam
jacht w dryf i z mapą w ręku staram się coś wymyślić. Objechać nie dam rady,
za daleko, a ja jestem zbyt zmęczony. Wchodzić? W zasadzie ryzyko
niewielkie. Wprawdzie sztorm dopychający, ale w najwęższym miejscu wejścia
odległość między wyspami nie jest mniejsza niż 100m, a głęboko jest po same
brzegi. A kiedy się schowam za pierwszą wyspę, to już będę w domu. Wchodzę!
Około 2 mil od brzegu zrzucam grota i na samym foku płynę między wyspy.
Poziom adrenaliny jest wprawdzie wysoki, ale im jestem bliżej, tym bardziej
jestem pewien, że wszystko będzie OK.

W zasadzie jedyne czego się boję, to aby ze zmęczenia nie popełnić jakiegoś
błędu, nie pomylić drogi między wyspami i nie wpakować się na skały.
Wszystko jednak idzie bardzo dobrze i już po chwili po płaskiej wodzie płynę
z wiatrem do portu.

Dopiero w Mariehamn sprawdza się mój plan korzystania z pomocy przy
manewrach portowych. Gdy zbliżałem się do mariny, z fińskiego jachtu zszedł
człowiek i wskazał mi dogodne miejscem, gdzie mogę stanąć. Gdy dopłynąłem,
czekał już, aby odebrać cumy. Po zacumowaniu powiedział radośnie Welcome to
Finland, dodał jeszcze, że mam piękny jacht i gdybym czegoś potrzebował, to
on będzie na swoim. Po takim przywitaniu od razu się człowiekowi robi jakoś
tak milej na duszy. Gdy klarowałem Jorda, z sąsiedniego jachtu wychyliła się
jakaś głowa. Głowa zmierzyła wzrokiem Jorda, zidentyfikowała banderę i
spytała czy przypłynąłem tym jachtem z Polski, a potem czy przypłynąłem sam.
Po uzyskaniu 2 pozytywnych odpowiedzi za głową wynurzyła się reszta ciała, z
dwoma piwami w rękach. Bardzo uprzejmie, ale tonem nieznoszącym sprzeciwu
sąsiad spytał, czy nie mam ochoty napić się z nim piwa. Napiłem się z
największą przyjemnością. Po czym udałem się na zasłużony wypoczynek.

Mariehamn w ogóle wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Nie chodzi o
samo miejsce, ale o ludzi których tam spotkałem. Wszyscy życzliwi, rozmowni
i pomocni. Nazajutrz w marinie stoją już 4 polskie jachty. Mała samoróbka
Malajka ze Szczecina, jakiś jacht z Kołobrzegu i opal Gryfita z Ustki. Przy
pomocy człowieka z Malajki wchodzę na chwilę na maszt, po czym bardzo mile
sobie gawędzimy. Z Gryfitą stoimy niemalże obok siebie, dzięki czemu często
nadarzają się okazje do rozmowy. Załoga Gryfity jest młoda i bardzo
sympatyczna, kapitan zaś, z którym miałem przyjemność rozmawiać najwięcej,
oferuje mi wszelką możliwą pomoc. Warto było tu dopłynąć, aby spotkać tych
wszystkich ludzi! Niestety jestem zmuszony odrzucić zaproszenie załogi
Gryfity na kolację, bo jest już późno a ja zamierzam jutro wychodzić i
chciałbym się wyspać. Z żalem więc odmawiam i dziękuję za zaproszenie.

Rano prognoza mówi o 6-7 z N. To druga połówka tego niżu, z którym wjechałem
na Alandy. Mam nadzieję załapać się na ten wiatr z N i szybko pożeglować na
Gotlandię. Po południu załoga Gryfity oddaje mi cumy i wychodzę w drogę
powrotną. Prognoza nie kłamała. Pod zarefowanym grotem, na motyla gnamy 5,5
do 9 (w ślizgu na fali) węzłów! Zdaje się za załapałem się na NNW Express. W
24h przejeżdżam dokładnie 144 mile co dale średnią prędkość 6 węzłów. W
jedną dobę przeskoczyłem z Alandów na Gotlandię, drogę która w poprzednią
stronę zajęła mi 3 doby! To piękny wynik jak na jacht mający zaledwie 6m
linii wodnej! Wspaniała i szybka żegluga jest chyba nagrodą za dotychczasowe
kłopoty z pogodą.

Niestety 30 mil od Slite, gdzie zamierzam wchodzić, wiatr znowu zdycha.
Trudno, 30 mil to nawet siłą woli przejadę. I przejeżdżam. Jednak siła woli
nie jest u mnie aż tak silna, jak bym chciał, bo te 30 mil pokonuję w ciągu
kolejnych 12 godzin. Tak czy owak, w nocy jestem w porcie, tak jak chciałem
i mogę się spokojnie położyć spać. Spokojnie? To chyba nie najwłaściwsze
słowo, zważywszy na przylegającą bezpośrednio do portu ogromną cementownię,
która ma zwyczaj hałasować także w nocy. W ogóle Slite, moim zdaniem, nie
jest warte odwiedzenia. Nie ma tu nic ciekawego. Nic poza punktem odpraw
granicznych, dlatego tu przypłynąłem. Niestety pogoda, tzn. kolejny
sztormowy niż, uwięził mnie w tym nieładnym miejscu na całe 2 dni, z czego
jednego dnia cały czas lało. Korzyść z tego tylko taka, że wypocząłem. W
końcu dostaję w miarę dobrą prognozę. Ruszam prosto do Polski, mocno wierząc
w to, że limit pecha wyczerpał się na dobre i że obejdzie się bez zbędnych
przygód.

Początkowo silny wiatr słabnie do 3 i tak trzyma. Niestety to znowu
fordewind. Zakładam kontraszoty na grota i foka i powoli bujam się w
kierunku Polski. Prędkość nie jest wprawdzie rewelacyjna, ale te 3,5-4
węzły, które udaje mi się wyciągnąć to i tak nie najgorszy wynik. Byle tylko
nie zdechło to będzie dobrze. Płynąc fordewindem nie da się niestety ustawić
jachtu samosterownie, tzn. da, ale w zależności od szczęścia taka
samosterowność trwa od paru sekund do dziesięciu minut. Po jakimś czasie
zawsze trafi się jakaś fala, która sprowadzi jacht z kursu i Jord
bezlitośnie ostrzy albo wali zwrot przez rufę. Do tego drugiego staram się
nie dopuścić, ale nie zawsze zdążę zareagować. Jednakże nawet taka niepewna
samosterowność, pozwala zadbać o siebie. Jest czas zrobić coś do jedzenia,
przebrać się, nabić fajkę, odpocząć trochę w innej niż przy sterowaniu
pozycji. Sypiam oczywiście w dryfie, po 10 minut. Tak mijają dwie kolejne
doby, bez problemów, bez przygód. no może z jedną.

Płynąc fordewindem, ułożony wygodnie w kokpicie, regularnie kontrolowałem
horyzont, sprawdzając, czy nic nie płynie w moją stroną. czy w ogóle nic nie
płynie. Podczas kontroli zaniedbywałem troszkę tylko sektor dokładnie przed
dziobem, bo tam mój wzrok nie sięgał i aby spojrzeć przed dziób za każdym
razem musiałem się podnieść. Przy kolejnej kontroli tego sektora zamurowało
mnie. W odległości około mili, może ciut więcej, prosto na mnie płynął jakiś
duży statek. W takich sytuacjach człowiek nie myśli tylko działa. Po paru
sekundach kontraszoty były już odwiązane a jacht szedł półwiatrem, kursem
prostopadłym do przeszkody. Bez specjalnej nerwówki minęliśmy się w
odległości kilku kabli. Okazało się, że był to średniej wielkości rosyjski
prom. Niestety cyrylicę, którą w podstawówce pakowano mi do głowy i którą
napisana była nazwa promu, dawno już zapomniałem, więc nie byłem w stanie
odczytać nazwy promu.

Wiatr trzymał aż do polskiego wybrzeża. Bałem się, aby mi nie
zdechł bo prognozy mówiły o rozległym wyżu, a to mogło oznaczać pułapkę.
Wprawdzie im bliżej byłem celu, tym wiatr był słabszy, ale na szczęście
flauta mnie nie złapała. Około południa, dokładnie 20 dni po wypłynięciu,
minąłem trawers Helu i wszedłem na zatokę. Tu czułem się jak w domu. W
zasadzie rejs skończył się już w tej chwili. Wiem, że jeszcze jedne główki
do pokonania, że trzeba wejść, zacumować, powiedzieć tak stoimy i dopiero
wtedy będzie można uznać rejs za skończony. Nie wieżę już jednak, aby mogło
się przydarzyć jeszcze coś złego. W moim sercu rejs już się zakończył. Moje
marzenie się spełniło, nie pozostawiając jednak po sobie pustki. Nim jeszcze
na dobre zakończyłem ten rejs, miejsce spełnionego marzenia zajęły kolejne,
jeszcze bardziej szalone i niemożliwe do realizacji. ale kto wie? Marzenie o
samotnej żegludze też przez długie lata wydawało się absolutnie poza
zasięgiem. A jednak!

***

Tak to było, a było to możliwe tylko i wyłącznie dzięki Jakubowi
Zaborowskiemu, wspaniałemu żeglarzowi i przyjacielowi, który pożyczając mi
na te trzy tygodnie Jorda otworzył mi drzwi do realizacji mojego marzenia.
Dodam jeszcze, że gdy zapytałem Kubę, czy pożyczy mi Jorda do samotnej
żeglugi, Kubie decyzja nie zajęła więcej czasu, niż potrzeba na
wypowiedzenie: Czekałem na to pytanie. Pewnie że tak!

Serdeczne podziękowania również dla Piotra Wiśniewskiego "Zwierzaka", który
przez trzy tygodnie cierpliwie, codziennie wysyłał mi "pogodne" SMSy. Dzięki
Zwierzakowi prawie zawsze miałem aktualną, prywatną prognozę pogody i wieści
ze świata.


Michał Przestrzelski

unread,
Jul 28, 2003, 4:20:05 AM7/28/03
to
Łukasz Szot <ls...@sail-ho.pl> napisał(a):

> a nawet bardzo długie ;-)
>
> Zgodnie z obietnicą wypociłem z siebie relację z rejsu. To samo tylko, że
> ilustrowane paroma zdjęciami niebawem na sail-ho. Jak ktoś ma cierpliwość to
> czytać, to życzę miłej lektury.

SUPER
gratuluje rejsu, pióra (klawiatury ;) ) i cierpliwości.

Bardzo miło się czyta a i można sie czegos nauczyć ... taka życiwa
lektura ;)))

Pozdrawiam

Michał

--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

Pawel B.

unread,
Jul 28, 2003, 4:41:35 AM7/28/03
to

Użytkownik "Łukasz Szot" <ls...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości
news:bg2kro$als$1...@nemesis.news.tpi.pl... opis swoejgo rejsu
[ciach]


no pięknie
;o)
jeszcze raz GRATULACJE

pozdrawiam
Paweł Banaszczyk
"WANTED GOOD WOMAN. Must be able to clean, cook, sew, dig worms and cleans
fish. Must have a Boat and Motor. Please send picture of Boat and Motor"
Ogłoszenie w damskiej toalecie w Stornoway [Szokcja]

polecam: www.zeglarstwomorskie.republika.pl
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Venus

unread,
Jul 28, 2003, 5:26:39 AM7/28/03
to

"Łukasz Szot" <ls...@sail-ho.pl> wrote in message news:bg2kro$als$1...@nemesis.news.tpi.pl...

> a nawet bardzo długie ;-)
>
> Zgodnie z obietnicą wypociłem z siebie relację z rejsu. To samo tylko, że
> ilustrowane paroma zdjęciami niebawem na sail-ho. Jak ktoś ma cierpliwość to
> czytać, to życzę miłej lektury.


Dzieki Ci Lukaszu za te przesliczna lekture, tak pieknie to opisales ze az mi sie jakies
podobne marzenia do twoich w glowie zrodzily. Ale to dopiero za jaaaakis czas. Dzieki
wielkie za ten opis. I ponownie serdecznie gratuluje udanego rejsu.

Venus

Irena Bednarowicz
venus@_nospam_is.com.pl

"Wsrod zagli i lin wciaz spiewam co dnia
o zycia zegludze pod prad i pod wiatr"


Janusz Drozd

unread,
Jul 28, 2003, 7:01:29 AM7/28/03
to

Użytkownik "Łukasz Szot" <ls...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości

> a nawet bardzo długie ;-)


>
> Zgodnie z obietnicą wypociłem z siebie relację z rejsu. To samo
tylko, że
> ilustrowane paroma zdjęciami niebawem na sail-ho. Jak ktoś ma
cierpliwość to
> czytać, to życzę miłej lektury.
>

[cut}

Dobre !
W zwiazku z tym przestan sie obijac i plyn juz - gdzies - wreszcie ,
abys mogl nastepne relacje (ku naszej uciesze) zamieszczac ... :)))

Pozdrawiam ,
Janusz Drozd

J.D...@hml.kghm.pl

GSM +48 605 632 802
GG 4203070


Łukasz Szot

unread,
Jul 29, 2003, 3:36:05 AM7/29/03
to

> Dobre !
> W zwiazku z tym przestan sie obijac i plyn juz - gdzies - wreszcie ,
> abys mogl nastepne relacje (ku naszej uciesze) zamieszczac ... :)))

Janusz... ty mnie przestań drażnić... proszę... bo mi już tylko 1 (słownie:
jeden) dzień urlopu w tym roku został ;-((

pozdrawiam
Łukasz


Łukasz Szot

unread,
Jul 29, 2003, 3:41:19 AM7/29/03
to

> Dzieki Ci Lukaszu za te przesliczna lekture, tak pieknie to opisales ze az
mi sie jakies
> podobne marzenia do twoich w glowie zrodzily. Ale to dopiero za jaaaakis
czas. Dzieki
> wielkie za ten opis. I ponownie serdecznie gratuluje udanego rejsu.

Cieszę się, że (przynajmniej tym co się odezwali) relacja się podobała, bo
bałem się troszkę, że zanudzę ;-)

pozdrawiam
Łukasz Szot


Janusz Drozd

unread,
Jul 29, 2003, 3:44:35 AM7/29/03
to

Użytkownik "Łukasz Szot" <ls...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości
news:bg586k$kvu$1...@nemesis.news.tpi.pl...

>
>
> Janusz... ty mnie przestań drażnić... proszę... bo mi już tylko 1
(słownie:
> jeden) dzień urlopu w tym roku został ;-((
>
Nooo , w czyms musze byc dobry !
Wiele osob Ci potwierdzi , ze w draznieniu ... , sie wykazuje :)))))
A co do urlopu : znam ten ból - w tym jestes lepszy/gorszy ode mnie
, bo ja mam jeszcze 4 dni :(((
No , jak w sam raz , zeby od 09 do 17.08 powalesac sie po Baltyku
:)))

Pozdrawiam ,
Janusz


rum...@wp.pl

unread,
Jul 29, 2003, 3:52:51 AM7/29/03
to
>>
> Cieszę się, że (przynajmniej tym co się odezwali) relacja się podobała, bo
> bałem się troszkę, że zanudzę ;-)

To ja sie odezwe :) bo mnie sie relacja podobala bardzo :)
Jest taka .....hmmmm......prawdziwa :) nie nadenta :)
Jest tam troche o obawach,
watpliwosciach.
Test uczy pokory wobec naszego morza i dobrze ze sie ukazal na grupie.
Ja poczytalem z ogromna przyjemnoscia :)

Z wytazami zazdrosci
azylrumpel
maciej jablonski


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

Tadeusz/Szczepan

unread,
Jul 29, 2003, 4:40:00 AM7/29/03
to
Użytkownik "Łukasz Szot" <ls...@sail-ho.pl> napisał

> Cieszę się, że (przynajmniej tym co się odezwali) relacja się podobała, bo


> bałem się troszkę, że zanudzę ;-)

Hm... mialem nie pisac o oczywistosciach,
ale na takie dictum musze jednak
napisac - a i owszem, podobala sie
bardzo i nic nie zanudziles! Dzieki! :-)
Pozdrawiam
Tadeusz W. 'Szczepan' Kopec'

to komu jeszcze sie podobalo??? :DDD


Łukasz Szot

unread,
Jul 29, 2003, 4:42:15 AM7/29/03
to

> to komu jeszcze sie podobalo??? :DDD

Szczepan... *&^$^^)*(&.... nie podpuszczaj ;-)

pozdrawiam
Łukasz


Pawel B.

unread,
Jul 29, 2003, 4:57:10 AM7/29/03
to
no w sumie
z pewną taką nieśmiałością
no tochę za dużo o tym Morzu i jachcie, pogodzie
ale w sumie
P O D O B A Ł O M I S I Ę
:o)
--

Tomasz Konnak

unread,
Jul 29, 2003, 4:59:25 AM7/29/03
to
Użytkownik "Tadeusz/Szczepan" <szcze...@wp.pl> napisał w wiadomości
news:bg5bs9$eta$1...@nemesis.news.tpi.pl...

> > Cieszę się, że (przynajmniej tym co się odezwali) relacja się podobała,
> > bo bałem się troszkę, że zanudzę ;-)

> napisac - a i owszem, podobala sie
> bardzo i nic nie zanudziles! Dzieki! :-)
> Pozdrawiam
> Tadeusz W. 'Szczepan' Kopec'
>
> to komu jeszcze sie podobalo??? :DDD

Relacja czy rejs? ;-)
Mnie się podobało.

T.K.

Krzysztof Bienkowski

unread,
Jul 29, 2003, 6:19:23 AM7/29/03
to
> > Janusz... ty mnie przestań drażnić... proszę... bo mi już tylko 1
> (słownie:
> > jeden) dzień urlopu w tym roku został ;-((
> >
> Nooo , w czyms musze byc dobry !
> Wiele osob Ci potwierdzi , ze w draznieniu ... , sie wykazuje :)))))
> A co do urlopu : znam ten ból - w tym jestes lepszy/gorszy ode mnie
> , bo ja mam jeszcze 4 dni :(((

Ale Wam dobrze. Mnie sie juz nie chce a tu jeszcze dwa rejsiki...
W gory bym jakie pojechal ;-)

A w Szocikowym rejsie podoba mi sie najbardziej, zaplanowal sobie ambitnie i
zrealizowal.
Niezwykle wazne jest umiejetne stawianie przed soba celow.
Bo bez celu jest jak bez sensu.
Oczywiscie wielu plywa dla przyjemnosci, zwlaszcza na srodladziu.
Ale nawet na srodladziu mozna postawic sobie ambitne cele na miare swoich
mazrn i mozliwosci.
Satysfakcja bez porownania wieksza. Ale nie kazdy jej szuka...

A Szot te satysfakcje ma i nikt mu jej nie odbierze.
Gratulacje!

Pozdro
Krzysiek Bienkowski

Krzysztof Mnich

unread,
Jul 30, 2003, 4:26:16 AM7/30/03
to
Łukasz Szot wrote:

Ciebie jak Ciebie - Krewetki niech nie drazni :-))))

pozdrawiam

krzys zachwycony relacja

--
_^..^_)_
\ /
\____/

Krzysiek Kiełczewski

unread,
Jul 30, 2003, 5:10:19 AM7/30/03
to
Sami popatrzcie co Tue, 29 Jul 2003 10:40:00 +0200
Tadeusz/Szczepan w <bg5bs9$eta$1...@nemesis.news.tpi.pl> napisał:


> to komu jeszcze sie podobalo??? :DDD

Nie mogłeś się zapytać komu się nie podobało? Byłoby mniej odpowiedzi...
:-)))

Pozdrawiam,
Krzysiek Kiełczewski

--
,----------------------------. A czy przy instalacji złożyłeś ofiarę z czanego
I Krzysiek Kiełczewski I kozła i skropiłeś jego krwią serwer?
I kr...@sail-ho.pl I Jak nie, to się nie dziw :->
`----------------------------' (Artur "Archie" Bartnicki)

Tadeusz/Szczepan

unread,
Jul 30, 2003, 10:03:30 AM7/30/03
to
Użytkownik "Krzysiek Kiełczewski" <kr...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości
news:slrnbiesr...@duzy.boss.pl...

> Sami popatrzcie co Tue, 29 Jul 2003 10:40:00 +0200
> Tadeusz/Szczepan w <bg5bs9$eta$1...@nemesis.news.tpi.pl> napisał:
>
> > to komu jeszcze sie podobalo??? :DDD
>
> Nie mogłeś się zapytać komu się nie podobało? Byłoby mniej odpowiedzi...
> :-)))


Bo widzisz - Lukasz wyzej napisal cos takiego:

"Cieszę się, że (przynajmniej tym co się odezwali) relacja się podobała, bo
bałem się troszkę, że zanudzę ;-)"

No to chcialem Mu jeszcze troszke i jeszcze
radosci sprawic :DDD
A On wzial i na mnie 'nawarczal' :'(


Pozdrawiam
Tadeusz W. 'Szczepan' Kopec'

lubiacy jak sie ludzie ciesza ;DDD


Łukasz Szot

unread,
Jul 30, 2003, 10:30:17 AM7/30/03
to

> No to chcialem Mu jeszcze troszke i jeszcze
> radosci sprawic :DDD
> A On wzial i na mnie 'nawarczal' :'(
> Pozdrawiam


a tam nawarczał ;-)))
ciesz się, że nie pogryzłem ;-)))

pozdrawiam
Łukasz Szot


Tadeusz/Szczepan

unread,
Jul 30, 2003, 11:17:25 AM7/30/03
to
Użytkownik "Łukasz Szot" <ls...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości
news:bg8kr8$264$1...@nemesis.news.tpi.pl...

>
> > No to chcialem Mu jeszcze troszke i jeszcze
> > radosci sprawic :DDD
> > A On wzial i na mnie 'nawarczal' :'(
> > Pozdrawiam
>
>
> a tam nawarczał ;-)))
> ciesz się, że nie pogryzłem ;-)))

A pewnie ze sie ciesze bo 'polowanie na Gonza'
potrafisz zepsuc koncerowo - przewracajac
w piach _niewlasciwa_ osobe :DDD
(No patrzcie! Tylko przewrocil, a mogl pogryzc!) ;-)))


Pozdrawiam
Tadeusz W. 'Szczepan' Kopec'

juz calkiem offtopicznie :-)


Wojtek Kasprzak

unread,
Jul 30, 2003, 12:56:35 PM7/30/03
to
On Tue, 29 Jul 2003 10:42:15 +0200, "Łukasz Szot" <ls...@sail-ho.pl>
wrote:

>> to komu jeszcze sie podobalo??? :DDD

mnie, bardzo.

>
>Szczepan... *&^$^^)*(&.... nie podpuszczaj ;-)

Podpuszczaj, podpuszczaj ;-).
Trzeba wrocic do starego pomyslu ze dobrze by bylo relacje z ciekawych
rejsow zamieszczac na grupowej stronie.
Dawno, dawno ... temu Tomek opisywał na lamach grupy swoj rejs
nefrytem do Murmanska. Mialem Tomkowy wieloodcinkowy serial w calosci,
z "ogonkami", przygotowany do zamieszczenia na stronie. Znalem go
prawie na pamiec. Zlosliwość rzeczy martwych (czy windows jest
martwy:-( ) spowodowala ze go stracilem. Moge pogooglowac i odszukac
poszczegolne odcinki, ale moze ktos ma Tomkowa relacje. Wtedy tez
stracilem piekny opis zimy na Helu klawiatury Jarka i inne jego
opowiadania. Na grupie przewijaly sie tez inne ciekawe relacje. Byla
tez poezja opisujaca heroiczne zmagania Akisa z .... , no wlasnie z
kim. Te pierwsze SIZ'y na wjm to bylo cos.
Warto to utrwalic na grupowej stronie.

--- Lukasz, twoja relacja pojdzie na pierwszy ogień, moze cos
pstrykales to podeslij.
--- Moze ktos ma relacje Tomka z rejsu do Murmanska. Kiedys byla w
sieci na Jego stronie. Tylko gdzie ona jest.
--- Moze ktos ma opowiadania Jarka, te urokliwe.
--- Moze ktos ma poezje poSIZowa.
--- Moze .............

A moze sami autorzy odszukaja w swoich archiwach i podesla.
Co by bylo jeszcze do zamieszczenia to prosze podrzuccie lub wskazcie
co.


Pozdrawiam, Wojtek
ge...@post.pl
http://www.zeglarstwo.3miasto.pl/

Jerzy Makiela

unread,
Jul 30, 2003, 1:18:44 PM7/30/03
to

Uzytkownik "Wojtek Kasprzak" <ge...@post.pl> napisal w wiadomosci
news:3f29f2b8...@news.telbank.pl...

>
> A moze sami autorzy odszukaja w swoich archiwach i podesla.
> Co by bylo jeszcze do zamieszczenia to prosze podrzuccie lub wskazcie
> co.

Jak juz tak sie zebralo na wspominki.....
Szukajcie a znajdziecie:-))) http://www.polbox.com/t/tchod/rejsy.html#:)
Oraz poczatki Polnocnej Grupy SIZ (cholera to bylo w 1998 r???)
http://www.sail-ho.pl/~jacek/siz_zdjecia.htm


--
Pozdrowienia JurekM
www.siz.3miasto.pl
jur...@plusnet.pl
GSM 601-938-951

Tomasz Pionnier

unread,
Jul 30, 2003, 1:48:02 PM7/30/03
to
Wojtek Kasprzak <ge...@post.pl> napisał/napisała:

> On Tue, 29 Jul 2003 10:42:15 +0200, "Łukasz Szot" <ls...@sail-ho.pl>
> wrote:
>
> Na grupie przewijaly sie tez inne ciekawe relacje. Byla
> tez poezja

:))))))))))

> opisujaca heroiczne zmagania Akisa z .... , no wlasnie z
> kim.

... z dezetą GT "Gejsza" :)))), niezwykle dla SIZu zasłużoną!


> Te pierwsze SIZ'y na wjm to bylo cos.

Oj, było, było!
Pozdrowienia,
--
Panasonik, co właśnie chyba w tamtych czasach został Panasonikiem
przezwany i mu sie bardzo spodobało :)

Misiek

unread,
Aug 3, 2003, 7:24:24 PM8/3/03
to

Użytkownik "Łukasz Szot" <ls...@sail-ho.pl> napisał w wiadomości

> a nawet bardzo długie ;-)


>
> Zgodnie z obietnicą wypociłem z siebie relację z rejsu. To samo tylko,
że
> ilustrowane paroma zdjęciami niebawem na sail-ho. Jak ktoś ma
cierpliwość to
> czytać, to życzę miłej lektury.

No co Ty wyrabisz?! Na pl.rec.zeglarstwo o zeglowaniu piszesz?! Oryginal
jestes ;)
A serio: pisz tak jeszcze... Ja tam prosty mazurant jestem, najdalej w
Baltyk to wyszedlem na koniec mola w Sopocie ;) ale "sluchac hadko" :)))

PZDR
--
----> Michał "Stiopa" Hubicki <--------------------------
"Jestem Misiem o Bardzo Małym Rozumku
i długie słowa sprawiają mi wielką trudność."
-------------------------------- Alan Alexander Milne -----

Cypis

unread,
Aug 4, 2003, 4:02:47 AM8/4/03
to
Użytkownik "Tadeusz/Szczepan"

>
> to komu jeszcze sie podobalo??? :DDD

Mnie bardzo. I rejs i opis.

--
Marcin "Cypis" Kantorek


0 new messages