spotkaliscie sie z taka sytuacja? czym jest to powodowane?
--
'Jedziemy moja gablota czy twoim klonkiem?' 0_o
> spotkaliscie sie z taka sytuacja? czym jest to powodowane?
Pewnie. Nie może być inczej. Ślub jest pewnym zakończeniem etapu relacji
między dwojgiem. Po osiągnięciu tego obopólnego celu powstają kolejne cele
należące już do kolejnych etapów związku. Część tych zamierzeń można sobie
interpretować jako wspólne i o nie powinno się zadbać najbardziej, ale
naturalną koleją rzeczy jest stawianie sobie jakichś celów indywidualnych.
Zarówno całkiem intymnych jak i w związku z małżeństwem. To pociąga za sobą
określone zachowania zgodne z realizowaniem tych celów.
Postrzeganie zmiany u partnera czy partnerki jest bardziej zauważalne wtedy,
kiedy indywidualne cele nie są zbyt zbieżne u małżonków. Widzi się je wtedy
u drugiego jako negatywne - bo niezgodne z własnymi wyobrażeniami i
interpretuje na swój własny sposób. Rodzi się podejrzliwość i brak chęci
rzeczowego konfrontowania planów na przyszłość - przy częstym, niestety,
braku akceptacji na pozostawienie partnerowi niezależnego marginesu
intymności.
Trzeba przygotowania do radzenia sobie z takim stanem rzeczy. Bez wysiłku
włożonego w układanie dobrych relacji będziemy dostrzegać tylko niekorzstne
zmiany u partnera po ślubie.
--
pozdrawiam
michał
Możliwe że jedna strona związku jest bardziej wrażliwsza i szybciej
uświadamia sobie oznaki zmian u siebie i drugiej osoby. Myślę, że to
naturalne, przechodzicie etapy jak każdy w życiu.
> powiedzmy mieszkaja razem juz od jakiegs czasu, dzieci nie ma, fianasowo
> jest ok, nie ma wiekszych klotni, a po slubie sytuacja miedzy partnerami
> zmienia sie dosyc powaznie na negatywna.
Piszesz, że nie ma kłotni. Można to dwojako zrozumieć; jedno, że piszesz
dalej że sytuacja zmienia się na negatywną, czyli brak kłotni oznaczałby
duszenie w sobie to co tak naprawdę lepiej by było przekazać w rozmowie, a
druga strona to że wam dobrze, że nie ma kłotni... tylko dlaczego piszesz że
się zmienia na negatywną.
> spotkaliscie sie z taka sytuacja?
Mój mąż się zmienił, ja równiez się zmieniłam i czujemy oboje, że nasz
związek jest inny, ale coś jest stałego u nas. Umiejętność stwarzania chęci
do rozmowy. Czasem jest dół, ale wyciągamy siebie na wzajem z tego dołu.
Zjedliśy kilogramy soli i zapiliśmy nie jednym litrem octu nasz związek, a
wątroby a wląsciwie serca mamy zdrowe ;-)
> czym jest to powodowane?
Naturalną zmianą w życiu. Przechodzicie etapy w życiu. Pracujcie nad sobą i
starajcie się zrozumiec na wzajem waszą indywidualność i co za tym idzie
swoistość zmian.
życzę owocnej pracy na soba i związkiem
Kalinka
Takie było moje pierwsze małżeństwo.
Jak z napisem na bramie koszar, gdy przychodził nowy pobór - z frontu:
WITAMY WAS, z tyłu: MAMY WAS...
Czyli jak w piosence - chłopa w ryj, bo na drugi dzień za późno...
Albo inaczej, mężczyzna zazwyczaj nie wie, że bierze ślub takze z
teśiową i całą jej rodziną - czyli: "chuzia na Józia!!!"
> 'Jedziemy moja gablota czy twoim klonkiem?' 0_o
Dobre - zbyt przestronna gablota, a chabeta wątlutka... Długo nie
pojeżdżą.
Śmieszne rzeczy prawisz. Od Syli rano usłyszałem "bede nie bede" -
czyli to samo, co w poprzednich małżeństwach, urwała w pół słowa, gdy
spojrzałem z ukosa. To był drugi kubeł zimnej wody na moje rozpalone
do czerwoności serce.
Kobieta jeżeli nie zdobyła pozycji dominujacej przed slubem
przystępuje do bezwzględnej i bezpardonowej walki o władzę w związku
zaraz po ślubie.
COSI FAN TUTTE !!!
Oczywiście to zależy i wcale nie musi oznaczać nic wielkiego, ale jeśli
pewne konflikty para odkłada jakby "na później", to po ślubie może to
się zmienić...
i coś mi się zdaje się, że taka "zmiana na gorsze" w relacjach jest
bardziej typowa niż bezkonfliktowość zarówno przed i po.
--
CB
Użytkownik "Himera" <him...@zzz.org> napisał w wiadomości
news:g62tcp$mll$1...@inews.gazeta.pl...
> Śmieszne rzeczy prawisz. Od Syli rano usłyszałem "bede nie bede" -
> czyli to samo, co w poprzednich małżeństwach, urwała w pół słowa, gdy
> spojrzałem z ukosa. To był drugi kubeł zimnej wody na moje rozpalone
> do czerwoności serce.
> Kobieta jeżeli nie zdobyła pozycji dominujacej przed slubem
> przystępuje do bezwzględnej i bezpardonowej walki o władzę w związku
> zaraz po ślubie.
> COSI FAN TUTTE !!!
Za wzór obrałeś niewłaściwą szkołę.
--
pozdrawiam
michał
Możliwe, ale razem żeśmy się wybrali, a przykład z życia, nie z sufitu.
>> Za wzór obrałeś niewłaściwą szkołę.
> Możliwe, ale razem żeśmy się wybrali, a przykład z życia, nie z
> sufitu.
Powołałeś się na nienajlepszą operę.
Ja nie z tej szkoły, bo u mnie nie było takich kobiet.
--
pozdrawiam
michał
> Pewnie. Nie może być inczej. Ślub jest pewnym zakończeniem etapu relacji
> między dwojgiem.
Nawet jeśli od dawna mieszkają razem i prowadzą "wspólne gospodarstwo
domowe"?
U mnie tak było i nie zauważyłam żadnej zmiany po ślubie - te same wady
i zalety, tak partnera, związku, jak i moje ;-). Ślub nie stanowił
żadnej magicznej granicy, tylko nazwisko mi się trochę zmieniło i
listonoszowi mogłam wreszcie mówić, że odbieram polecony za męża. :-)
Ewa
A nie miałaś takiego fajnego poczucia przynależności?
M.
> A nie miałaś takiego fajnego poczucia przynależności?
Fajnego? Nie. I do tej pory go nie mam. A jak się pojawi, to się
wściekam. ;-)
Ewa
Ojej. Ale może chodzi Ci o poczucie "należenia"?
Don
> Ojej. Ale może chodzi Ci o poczucie "należenia"?
To może mi wytłumaczcie, o jakie uczucie chodzi?
Ewa
Nie wiem o co chodzi Don Ptaszorowi, ale mnie o poczucie bycia częścią stada
(i to stada, które lubię).
I nie chodzi tu o niewolniczą przynależność.
Ale po prostu przynależność. Lubię to uczucie.
M.
Coś w tym kierunku. Chociaż ja akurat nie lubię słowa "stado" :)
Don Ptah
A to już nasze prywatne preferencje :-).
M.
> Nie wiem o co chodzi Don Ptaszorowi, ale mnie o poczucie bycia częścią stada
> (i to stada, które lubię).
Może, może... ale nawet jeśli, to takie uczucie pojawiło się niezależnie
od ślubu. Chociaż ja akurat chyba nie czerpię przyjemności z bycia
częścią stada, jakiegokolwiek. Muszę chyba nad tym jeszcze popracować.
Ewa
Zbytnia niezależność też chyba nie jest zbyt dobra.
Sama na nią cierpię.
I ...zaczynam dostrzegać jej wady.
M.
Taka sytuacja jest nieco inna. Może u Ciebie nie było zmian po ślubie, a
może nie przyznajesz się do nich dla poparcia tezy, że nie zawsze się ludzie
po ślubie zmieniają. Nie wnikam. Zawsze mogą być wyjątki.
Brak wyraźnej zmiany może tu być rezultatem potraktowania samego ślubu jako
legalizacji związku - bez zbytecznej egzaltacji.
U większości osób pobierających się ślub jest jednak momentem przełomowym.
Koniec czegoś starego i pocztątek czegoś nowego. :)
Przede wszystkim (choć w jakiejś części) najważniejszym elementem rytuału
jest złożenie obietnicy drugiej osobie. Jest taka moim zdaniem zależność: Im
bardziej ktoś nie traktuje zobowiązująco swojej obietnicy wobec drugiego,
tym bardziej nie omieszka egzekwować obietnic od drugiego. Nieprawdaż? :)
--
pozdrawiam
michał
> U większości osób pobierających się ślub jest jednak momentem
> przełomowym. Koniec czegoś starego i pocztątek czegoś nowego. :)
No tak, pierwszy raz w życiu widziałam mojego męża pijanego do
nieprzytomności :/. I ostatni zresztą.
> Przede wszystkim (choć w jakiejś części) najważniejszym elementem
> rytuału jest złożenie obietnicy drugiej osobie. Jest taka moim zdaniem
> zależność: Im bardziej ktoś nie traktuje zobowiązująco swojej obietnicy
> wobec drugiego, tym bardziej nie omieszka egzekwować obietnic od
> drugiego. Nieprawdaż? :)
Dla mnie to była czysta formalność.
Ewa
> michal pisze:
>
>> U większości osób pobierających się ślub jest jednak momentem
>> przełomowym. Koniec czegoś starego i pocztątek czegoś nowego. :)
>
> No tak, pierwszy raz w życiu widziałam mojego męża pijanego do
> nieprzytomności :/. I ostatni zresztą.
A ja nigdy mojego takim nie widziałam - "pijaność" podobno zależy od
poziomu aktywności pewnego enzymu w watrobie :-)
>> Przede wszystkim (choć w jakiejś części) najważniejszym elementem
>> rytuału jest złożenie obietnicy drugiej osobie. Jest taka moim zdaniem
>> zależność: Im bardziej ktoś nie traktuje zobowiązująco swojej obietnicy
>> wobec drugiego, tym bardziej nie omieszka egzekwować obietnic od
>> drugiego. Nieprawdaż? :)
>
> Dla mnie to była czysta formalność.
Ech, współczuję...
>> mnie tak było i nie zauważyłam żadnej zmiany po ślubie...
>
> A nie miałaś takiego fajnego poczucia przynależności?
Zapomniałaś dodać - "wzajemnej" :-)
Taak, bardzo fajne uczucie.
> No tak, pierwszy raz w życiu widziałam mojego męża pijanego do
> nieprzytomności :/. I ostatni zresztą.
Jesteś wdową? ;)
>> Przede wszystkim (choć w jakiejś części) najważniejszym elementem
>> rytuału jest złożenie obietnicy drugiej osobie. Jest taka moim
>> zdaniem zależność: Im bardziej ktoś nie traktuje zobowiązująco
>> swojej obietnicy wobec drugiego, tym bardziej nie omieszka
>> egzekwować obietnic od drugiego. Nieprawdaż? :)
> Dla mnie to była czysta formalność.
Więc właściwie nie warto wspominać?
--
pozdrawiam
michał
> Dnia Thu, 24 Jul 2008 01:43:53 +0200, medea napisał(a):
>
>> michal pisze:
>>
>>> U większości osób pobierających się ślub jest jednak momentem
>>> przełomowym. Koniec czegoś starego i pocztątek czegoś nowego. :)
>>
>> No tak, pierwszy raz w życiu widziałam mojego męża pijanego do
>> nieprzytomności :/. I ostatni zresztą.
>
> A ja nigdy mojego takim nie widziałam - "pijaność" podobno zależy od
> poziomu aktywności pewnego enzymu w watrobie :-)
...a gdyby spróbował się urżnąć w dniu ślubu, no to raczej rano byłby
rozwód.
Może niektórym wszystko jedno, jak się zachowają w dniu ślubu - kiedy ślub
jest tylko formalnością...
>>> No tak, pierwszy raz w życiu widziałam mojego męża pijanego do
>>> nieprzytomności :/. I ostatni zresztą.
>> A ja nigdy mojego takim nie widziałam - "pijaność" podobno zależy od
>> poziomu aktywności pewnego enzymu w watrobie :-)
> ...a gdyby spróbował się urżnąć w dniu ślubu, no to raczej rano byłby
> rozwód.
> Może niektórym wszystko jedno, jak się zachowają w dniu ślubu - kiedy
> ślub jest tylko formalnością...
Formalnie enzym zdał egzamin...
--
pozdrawiam
michał
> Jesteś wdową? ;)
To norma, że faceci od czasu do czasu upijają się do nieprzytomności?
> Więc właściwie nie warto wspominać?
Warto. Impreza była w sumie fajna ;-). I wiem, że goście też ją mile
wspominają.
Ewa
> Ech, współczuję...
Współczucie to chyba dzielenie z kimś tego samego uczucia, prawda?
Wątpię, żeby o to samo uczucie nam tu chodziło. :)
Ewa
No tak - powinnam powiedzieć, że mi Cię żal, czy coś w tym rodzaju.
Ślub to ogromne przeżycie dla większości osób, w tym dla mnie. Formalność,
mówisz... Dla mnie to był najpiękniejszy dzień i noc mojego życia - może
dlatego, że czekaliśmy na ten dzień aż 7 lat, czyli całe liceum i wiekszość
studiów, nie mieszkając razem, nie prowadząc razem gospodarstwa, nie
widując się miesiącami - studiowaliśmy w innych miastach. Ślub to była dla
nas niesamowita sprawa - po prostu. I taka pozostała. Jak i wszystko, co
potem. Nic nigdy nie było i nie jest w tym związku formalnością. Dlatego mi
Ciebie żal.
> No tak - powinnam powiedzieć, że mi Cię żal, czy coś w tym rodzaju.
A na jakiej podstawie wydaje Ci się, że jak ktoś ma inaczej niż Ty, to
ma gorzej?
Ewa
To, że mi kogoś żal, wcale nie oznacza, że ten ktoś ma źle/gorzej, lecz
dokladnie to, że mam świadomość, iż mógłby mieć lepiej, niż ma :-)
Mam też świadomość, że jeśli nawet mógłby mieć lepiej, niż ma, to skoro
umie się cieszyć z tego, co ma, to może źle robię pokazując mu, co mógłby
mieć, gdyby nie zrobił sobie sam, jak ma ;-P
> To, że mi kogoś żal, wcale nie oznacza, że ten ktoś ma źle/gorzej, lecz
Kochana! Z tego, co piszesz na temat swojego ślubu, wnioskuję, że
przygotowali Wam je rodzice. Myśmy wszystko musieli zaaranżować od
początku do końca sami, osobiście byłam potwornie zmęczona fizycznie i
psychicznie, mój mąż chyba też (co zaowocowało efektem o jakim pisałam
wcześniej), i z pewnością nie był to najpiękniejszy dzień mojego życia.
Nie rozrywam jednak z tego powodu szat, nie zależy mi na dopasowywaniu
swojego życia do obrazków z reklam albo seriali. Staram się cieszyć
życiem takim, jakim jest.
Ewa
> Kochana! Z tego, co piszesz na temat swojego ślubu, wnioskuję, że
> przygotowali Wam je rodzice.
przygotowali _go_
Ewa
> To norma, że faceci od czasu do czasu upijają się do nieprzytomności?
Nie, to nie jest norma, skądże! Tak mi się skojarzyło po słowach "i ostatni
z resztą". ;)
Może i głupi żart to był...
>> Więc właściwie nie warto wspominać?
> Warto. Impreza była w sumie fajna ;-). I wiem, że goście też ją mile
> wspominają.
A mamusia nie płakała? Przecież córkę jej zabrali! :D
--
pozdrawiam
michał
> Nie, to nie jest norma, skądże! Tak mi się skojarzyło po słowach "i
> ostatni z resztą". ;)
> Może i głupi żart to był...
A, że niby sama się tą wdową uczyniłam? Nie, nie jestem aż tak
małostkowa. No, ale gdybym miała o ślubie takie wyobrażenia jak XL, to
pewnie musiałabym zabić, innej opcji by nie było. ;-)
> A mamusia nie płakała? Przecież córkę jej zabrali! :D
Niestety, moja mamusia tej chwili nie doczekała. :(
Ewa
> A, że niby sama się tą wdową uczyniłam? Nie, nie jestem aż tak
> małostkowa. No, ale gdybym miała o ślubie takie wyobrażenia jak XL, to
> pewnie musiałabym zabić, innej opcji by nie było. ;-)
Nie, musiałabyć tylko z tym enzymem w wątrobie cos zrobić. ;)
>> A mamusia nie płakała? Przecież córkę jej zabrali! :D
> Niestety, moja mamusia tej chwili nie doczekała. :(
To tak jak moja. Możemy sobie współczuć.
--
pozdrawiam
michał
>> A, że niby sama się tą wdową uczyniłam? Nie, nie jestem aż tak
>> małostkowa. No, ale gdybym miała o ślubie takie wyobrażenia jak XL,
>> to pewnie musiałabym zabić, innej opcji by nie było. ;-)
> Nie, musiałabyć tylko z tym enzymem w wątrobie cos zrobić. ;)
Musiałabyś! :)
> Ikselka pisze:
>
>> To, że mi kogoś żal, wcale nie oznacza, że ten ktoś ma źle/gorzej, lecz
>
> Kochana! Z tego, co piszesz na temat swojego ślubu, wnioskuję, że
> przygotowali Wam je rodzice.
Ale co to ma do rzeczy? - dalej już sami robiliśmy wszystko: budowaliśmy
dom i spłacaliśmy go, kończyliśmy studia, pracowaliśmy itd.
Nie piszemy o sposobie finansowania ślubu - to nie ma wpływu na sposób jego
odczuwania i na jego znaczenie w życiu :-)
Szkoda, że nie rozumiesz, o czym mówię...
> Myśmy wszystko musieli zaaranżować od
> początku do końca sami, osobiście byłam potwornie zmęczona fizycznie i
> psychicznie, mój mąż chyba też (co zaowocowało efektem o jakim pisałam
> wcześniej), i z pewnością nie był to najpiękniejszy dzień mojego życia.
Zatem czy nie słusznie mi Ciebie żal? To, jak w ogóle traktowaliście życie,
miało wpływ na to, jak traktowaliście fakt i dzień ślubu, jakie były potem
wrażenia z niego (fajna impreza - i tylko to???).
Niewątpliwie - skoro już byliście we wspólnym gospodarstwie od jakiegoś
czasu, to i po ślubie nie czekała Was żadna nowość, żadna zmiana, żadne
nowe przeżycie poza... formalnościami.
> Nie rozrywam jednak z tego powodu szat, nie zależy mi
Tu jesteś chyba trochę nieszczera. Każda kobieta marzy o "księciu", który
weźmie ją na ręce i przeniesie przez próg, przez życie i takie tam ;-P
Uważasz, że naprawdę to niemożliwe i niegodne starania?
:-)
> na dopasowywaniu
> swojego życia do obrazków z reklam albo seriali.
Reklamy, Medeo, mówią dziś, że ślub w ogóle nie jest potrzebny do szcześcia
("Odkąd się wprowadziła..." - może widziałaś tę reklamę, gdzie mężczyzna
coś tam mówi, a w tle kręci pupcią wycierając się ręcznikiem długowłosa
dziewczyna, ta, co się "wprowadziła", a za chwilę może "wyprowadzi"...) -
spójrz tylko, nawet w serialach same single... Właśnie taki model związku
się dziś reklamuje. W takim związku ślub potem jest tylko formalnością, o
ile w ogóle do niego dochodzi, zanim się dziewczyna wyprowadzi lub zanim ją
się wyprowadzi.
> Staram się cieszyć
> życiem takim, jakim jest.
Tak, to cenna umiejętność, ale tak, jak w zdobywaniu statusu materialnego
ludzie potrafią być konsekwentnymi maksymalistami, tak nie pojmuję,
dlaczego w związku często zupełnie się minimalizują, mogąc przecież
osiągnąć wszystko, co tylko najlepsze i najpiękniejsze. Wystarczy tylko
traktować siebie nawzajem poważnie i chcieć dążyć ku najlepszemu.
Tymczasem ludzie poprzestają na namiastkach.
Tu oczywiście nie mówię o Twoim związku, może bardziej o tym z reklamy...
> Ale co to ma do rzeczy?
Nie wiesz? To chyba nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, ile
organizacja takiej imprezy kosztuje nerwów. Ja nie miałam już siły na
romantyzm.
> Niewątpliwie - skoro już byliście we wspólnym gospodarstwie od jakiegoś
> czasu, to i po ślubie nie czekała Was żadna nowość, żadna zmiana, żadne
> nowe przeżycie poza... formalnościami.
Kochana, manipulujesz. Nie czekał nas żaden nagły przełom związany z
_faktem_ślubu_. Zmiany, nowości, nowe przeżycia są moją codziennością.
Cały czas się zmieniamy oboje i niemal każdy dzień utwierdza mnie w
przekonaniu o właściwym wyborze dokonanym kiedyś tam. :-P
> Tu jesteś chyba trochę nieszczera. Każda kobieta marzy o "księciu", który
> weźmie ją na ręce i przeniesie przez próg, przez życie i takie tam ;-P
Może każda marzy, ale tylko infantylne myślą, że tak wygląda prawdziwe
szczęście.
> Reklamy, Medeo, mówią dziś, że ślub w ogóle nie jest potrzebny do szcześcia
> ("Odkąd się wprowadziła..." - może widziałaś tę reklamę, gdzie mężczyzna
> coś tam mówi, a w tle kręci pupcią wycierając się ręcznikiem długowłosa
> dziewczyna, ta, co się "wprowadziła", a za chwilę może "wyprowadzi"...) -
Nie wiem, o jakiej reklamie piszesz.
> Tak, to cenna umiejętność, ale tak, jak w zdobywaniu statusu materialnego
> ludzie potrafią być konsekwentnymi maksymalistami, tak nie pojmuję,
> dlaczego w związku często zupełnie się minimalizują, mogąc przecież
> osiągnąć wszystko, co tylko najlepsze i najpiękniejsze. Wystarczy tylko
> traktować siebie nawzajem poważnie i chcieć dążyć ku najlepszemu.
Mieszasz różne sprawy. Mnie do tego nie potrzebny książę na białym rumaku.
Ewa
> Ikselka pisze:
>
>> Ale co to ma do rzeczy?
>
> Nie wiesz? To chyba nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, ile
> organizacja takiej imprezy kosztuje nerwów. Ja nie miałam już siły na
> romantyzm.
Ja też - byłam świeżo po najgorszej na całych moich studiach sesji
egzaminacyjnej. Dosłownie dzień po.
Nie demonizuj. Nie tłumacz swojego męża. Ty - miałaś prawo być zmęczona,
ale ululanie się młodego żonkosia na weselu to istny obciach dla panny
młodej, a to on przecież ma być tym silnym, na którego można liczyć i na
nim się opierać w życiu, nie? Nie wyobrażam sobie tego w wykonaniu mojego
męża, rzuciłoby to cień na wszystko, co sobie tak pięknie zaplanowaliśmy.
>
>> Niewątpliwie - skoro już byliście we wspólnym gospodarstwie od jakiegoś
>> czasu, to i po ślubie nie czekała Was żadna nowość, żadna zmiana, żadne
>> nowe przeżycie poza... formalnościami.
>
> Kochana, manipulujesz. Nie czekał nas żaden nagły przełom związany z
> _faktem_ślubu_.
Czyli nie rozumiesz, co straciłaś. Przykre, ale często spotykane.
> Zmiany, nowości, nowe przeżycia są moją codziennością.
> Cały czas się zmieniamy oboje i niemal każdy dzień utwierdza mnie w
> przekonaniu o właściwym wyborze dokonanym kiedyś tam. :-P
Umyślnie zmydlasz temat :-)
>
>> Tu jesteś chyba trochę nieszczera. Każda kobieta marzy o "księciu", który
>> weźmie ją na ręce i przeniesie przez próg, przez życie i takie tam ;-P
>
> Może każda marzy, ale tylko infantylne myślą, że tak wygląda prawdziwe
> szczęście.
:-)
Ja mam właśnie takie.
Innego nie chciałabym.
Niech Ci będzie, że jestem infantylna :-)
Tylko, że jakoś te nieinfantylne często z zazdrością zaglądają mi za
firanki, dżwigając na barkach życie oraz równie nieinantylnego partnera.
>
>> Reklamy, Medeo, mówią dziś, że ślub w ogóle nie jest potrzebny do szcześcia
>> ("Odkąd się wprowadziła..." - może widziałaś tę reklamę, gdzie mężczyzna
>> coś tam mówi, a w tle kręci pupcią wycierając się ręcznikiem długowłosa
>> dziewczyna, ta, co się "wprowadziła", a za chwilę może "wyprowadzi"...) -
>
> Nie wiem, o jakiej reklamie piszesz.
Ach, nieważne. pewno ją zobaczysz nie raz, na pewno poznasz.
Nie o tę konkretną reklamę tu chodzi, lecz o trend.
>
>> Tak, to cenna umiejętność, ale tak, jak w zdobywaniu statusu materialnego
>> ludzie potrafią być konsekwentnymi maksymalistami, tak nie pojmuję,
>> dlaczego w związku często zupełnie się minimalizują, mogąc przecież
>> osiągnąć wszystko, co tylko najlepsze i najpiękniejsze. Wystarczy tylko
>> traktować siebie nawzajem poważnie i chcieć dążyć ku najlepszemu.
>
> Mieszasz różne sprawy. Mnie do tego nie potrzebny książę na białym rumaku.
A ja tam bez mojego obejść się nie mogę :-)
> Nie demonizuj. Nie tłumacz swojego męża. Ty - miałaś prawo być zmęczona,
> ale ululanie się młodego żonkosia na weselu to istny obciach dla panny
Daj spokój ze swoim zaściankowym postrzeganiem rzeczywistości, bo już
zaczyna to być męczące. I nie wyobrażaj sobie, że mój mąż spadł pod
stół, zrobił karczemną awanturę czy coś w tym rodzaju - nawet upił się z
klasą. Nie tłumaczę go wcale, wściekła byłam na niego, ale nic Ci do
tego, już i tak za dużo o sobie powiedziałam niechcący, a Ty oprzesz na
tym zaraz cały mój wizerunek.
> Czyli nie rozumiesz, co straciłaś. Przykre, ale często spotykane.
Tak, a Ty z pewnością straciłaś dziewictwo w czasie nocy poślubnej i
będziesz do końca życia utrzymywać, jak to było cudownie.
> Tylko, że jakoś te nieinfantylne często z zazdrością zaglądają mi za
> firanki, dżwigając na barkach życie oraz równie nieinantylnego partnera.
To nie ja Ci zaglądam przez firanki z pewnością.
> Ach, nieważne. pewno ją zobaczysz nie raz, na pewno poznasz.
Wątpię, rzadko włączam telewizor.
Proponuję skończyć już ten temat, bo nie będę się z Tobą na mężów
licytować. Dla mnie to idiotyzm.
Ewa
> Ikselka pisze:
>
>> Nie demonizuj. Nie tłumacz swojego męża. Ty - miałaś prawo być zmęczona,
>> ale ululanie się młodego żonkosia na weselu to istny obciach dla panny
>
> Daj spokój ze swoim zaściankowym postrzeganiem rzeczywistości, bo już
> zaczyna to być męczące.
Tzn mam zacząć inaczej postrzegać? - nie ma takiej możliwości. Męczące
jest, ale nie dla wszystkich, tak samo, jak te kościelne organy i strata
wartości mieszkań. Luźna to analogia, ale pomyśl: jaki procent
potencjalnych kupców tych mieszkań będzie zniechęconych sąsiedztwem
kościoła? Widzisz analogię?
:-) :-) :-)
> I nie wyobrażaj sobie, że mój mąż spadł pod
> stół, zrobił karczemną awanturę czy coś w tym rodzaju - nawet upił się z
> klasą.
Eeee, ja sobie wcale nie wyobrażałam szczegołow jego stanu, tylko
następstwa: samotną pannę młodą podczas nocy poślubnej... Ach, zapomniałam,
dla Ciebie to żadna strata - noc poślubna to czysta formalność w tym
przypadku, równie dobrze można było ją spędzić w supermarkecie ;-)
> Nie tłumaczę go wcale, wściekła byłam na niego, ale nic Ci do
> tego, już i tak za dużo o sobie powiedziałam niechcący, a Ty oprzesz na
> tym zaraz cały mój wizerunek.
Nie cały, lecz tę najważniejsza część... Bo to, jak się ludzie traktują
nawzajem oraz jaką wagę przykłądają do szczegółów swego wspólnego życia
mówi bardzo dużo o nich.
>
>> Czyli nie rozumiesz, co straciłaś. Przykre, ale często spotykane.
>
> Tak, a Ty z pewnością straciłaś dziewictwo w czasie nocy poślubnej i
> będziesz do końca życia utrzymywać, jak to było cudownie.
Nie powiem, kiedy się to stało :-)
Mogabyś użyć tego przeciw mnie ;-PPP
>
>> Tylko, że jakoś te nieinfantylne często z zazdrością zaglądają mi za
>> firanki, dżwigając na barkach życie oraz równie nieinantylnego partnera.
>
> To nie ja Ci zaglądam przez firanki z pewnością.
Wiem :-)
Ty masz inną koncepcję szczęścia po prostu. Niezaściankową-niezzafirankową
;-PPP
>
>> Ach, nieważne. pewno ją zobaczysz nie raz, na pewno poznasz.
>
> Wątpię, rzadko włączam telewizor.
W sumie nieważne.
>
> Proponuję skończyć już ten temat, bo nie będę się z Tobą na mężów
> licytować.
Na mężów? - tylko tyle widzisz w tej rozmowie?
To nie rozmowa o mężach, lecz o ich stosunku do żon i z czego taki, a nie
inny stosunek wynika: z bylejakiego traktowania wspólnoty mężczyzny i
kobiety przez ich oboje :-/
Dla niektórych ślub jest początkiem wspólnej dla dwojga wieczności, a dla
innych - formalnością, w sumie niepotrzebną okazją do zmęczenia, psującą
dzień ;-P
Zdaje się, że udało mi się Cię wkurzyć - uwielbiam to, jak kazdy wampir
energetyczny ;-PPP
> Zdaje się, że udało mi się Cię wkurzyć - uwielbiam to, jak kazdy wampir
> energetyczny ;-PPP
Eee tam wkurzyć. Po raz kolejny przekonałam się, że nie można o sobie za
dużo gadać, bo zaraz się znajdzie "życzliwa" osóbka, która zechce mi
uświadomić, jaka powinnam być nieszczęśliwa na przykład.
Z wampiryzmu energetycznego nie ma się co cieszyć, nie rozumiem tego
samozadowolenia.
Ewa
A rozumiesz traktowanie SIEBIE PRZEZ SIEBIE z przymrużeniem oka? - też
chyba nie ;-P
Ono wynika z samouwielbienia. ;)
--
pozdrawiam
michał
> > Ach, nieważne. pewno ją zobaczysz nie raz, na pewno poznasz.
> Wątpię, rzadko włączam telewizor.
> Proponuję skończyć już ten temat, bo nie będę się z Tobą na mężów
> licytować. Dla mnie to idiotyzm.
Piękny jest ten podwątek, szkoda, że dopiero teraz na niego wpadłam ;)
Ja swojego "rycerza" spotkałam, kiedy oboje byliśmy "o jedną obietnicę
za daleko". I nie czuję się z tego powodu gorsza. Ot, taka karma :)
A reklama była szamponu p-łupieżowego dla mężczyzn, który daje pewność
siebie, a którą to pewność wystawia na szwank owa biegająca prawie
nago po domu dziewczyna. Chciałam obejrzeć nową reklamę biedronki (o
zwyczajnej kiełbasie), to mi i ta się napatoczyła.
--
Pozdrawiam - Aicha (w przelocie)
> Piękny jest ten podwątek, szkoda, że dopiero teraz na niego wpadłam ;)
> Ja swojego "rycerza" spotkałam, kiedy oboje byliśmy "o jedną obietnicę
> za daleko". I nie czuję się z tego powodu gorsza. Ot, taka karma :)
Nie bardzo rozumiem. Spotkałaś swojego rycerza, podczas gdy byłaś już
mężatką z innym?
> A reklama była szamponu p-łupieżowego dla mężczyzn, który daje pewność
> siebie, a którą to pewność wystawia na szwank owa biegająca prawie
> nago po domu dziewczyna.
Ależ wy analizujecie te reklamy! Ja większość puszczam mimo.
Ewa
> Ależ wy analizujecie te reklamy! Ja większość puszczam mimo.
WY? - ja nawet nie pamiętałam, o czym to było i co ten facet mówił
dokładnie, a wspominam o tej reklamie, bo warto czasem zwrócić uwagę na
poboczne treści przekazywane cichcem w tego typu "niewinnych" spotach; one
częstokroć są znakiem czasu: nie promuje się trwałych, silnych związków,
lecz te polegające na wprowadzaniu/wyprowadzaniu się dziewczyny do/od
faceta.
--
====================================================================
"Jestem sam dla siebie bohaterem, ale jestem zbyt wielkim tchórzem, aby sam
sobie to przyznać."
M.A.S.H.
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6fipa$fq1$1...@nemesis.news.neostrada.pl...
> ... te reklamy! Ja większość puszczam mimo.
> > Ja swojego "rycerza" spotkałam, kiedy oboje byliśmy "o jedną
> > obietnicę za daleko".
> Nie bardzo rozumiem. Spotkałaś swojego rycerza, podczas gdy byłaś
> już mężatką z innym?
Tak. Kiedy moje małżeństwo chyliło się ku upadkowi. I m.in. dzięki
niemu przetrwałam to bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym.
> Ależ wy analizujecie te reklamy! Ja większość puszczam mimo.
Analizujecie? Cóż poradzę, że mi zapadła w pamięć, bo śmieszna była?
Oglądam telewizję raz na miesiąc - jak nie ma dziecka, a jak jest
dziecko, to staram się "wyłączać" podczas dobranocy i przyległości.
Mam nadzieję, że niedługo z nich wyrośnie. Wtedy oddamy telewizor
dziadkom ;)
--
Pozdrawiam - Aicha
Nie musisz mi wierzyć. Powaga!
Ewa
> Tak. Kiedy moje małżeństwo chyliło się ku upadkowi. I m.in. dzięki
> niemu przetrwałam to bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym.
Aha, no to teraz rozumiem.
> Analizujecie? Cóż poradzę, że mi zapadła w pamięć, bo śmieszna była?
> Oglądam telewizję raz na miesiąc - jak nie ma dziecka, a jak jest
> dziecko, to staram się "wyłączać" podczas dobranocy i przyległości.
No to tak jak u nas - włączamy około dobranocki, ewentualnie innych
programów dla dzieci, no i jakieś wiadomości czasem, czy SK. Teraz jakoś
coraz rzadziej.
> Mam nadzieję, że niedługo z nich wyrośnie. Wtedy oddamy telewizor
> dziadkom ;)
E, ja nie jestem radykałem, czasem TV się przydaje.
Ewa
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6fnin$me8$1...@nemesis.news.neostrada.pl...
Dlatego że sam nie wyobrażasz sobie życia bez telewizji i zakupów bez
podpowiedzi reklam? :-P
Ewa
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6fq4k$ag3$1...@atlantis.news.neostrada.pl...
Zupełnie cię nie rozumiem. Powaga!
Ewa
Jedyne reklamy, jakie z uwagą oglądam, to te w wykonaniu kabaretu Mumio -
ostatnio o "potrzebie klienta" - EKSTRA :-DDD
Miłe, dowcipne, niepretensjonalne, nienachalne, bez
denerwujących/demoralizujących podtekstów i w ogóle :-)
Siebie też nie rozumiesz.
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6fua2$juc$1...@atlantis.news.neostrada.pl...
Chyba trochę przesadzasz.
Ewa
> Mam nadzieję, że niedługo z nich wyrośnie. Wtedy oddamy telewizor
> dziadkom ;)
Tak zdziecinnieli?
;-P
> Ikselka-ja tak w sprawie tego slubu.Dla mnie to bylo tak.
Ty kurna książki powinieneś pisać, bo tu się ze swoim wodolejstwem
marnujesz No i gdzie jest choć słowo o ślubie _kościelnym_?
--
Pozdrawiam - Aicha (i idę precz z powrotem do reala;))
> > Mam nadzieję, że niedługo z nich wyrośnie. Wtedy oddamy
> > telewizor dziadkom ;)
> Tak zdziecinnieli?
> ;-P
Oddamy, co pożyczone.
--
Pozdrawiam - Aicha
> E, ja nie jestem radykałem, czasem TV się przydaje.
Eksowi był widać bardziej potrzebny, bo sobie _nasz_ zabrał ze sobą.
--
Pozdrawiam - Aicha
To ty przesadzasz.
Znowu.
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6g2if$10k$1...@atlantis.news.neostrada.pl...
> Chyba trochę przesadzasz.
> Ikselka-ja tak w sprawie tego slubu.Dla mnie to bylo tak.Partnerka
> jest na tyle dojrzala ze juz wczesniej podjela decyzje zyciowa,na
> temat zwiazku i nikt trzeci nie jest potrzebny aby go
> potwierdzac.Jedynie konwenans spoleczny wymaga legalizacji i tworzy
> obrazliwa podforme-zycia na kocia lape.Ten zwiazek juz dawno byl
> zalegalizowany przez dwoje ludzi,a slub odbywal sie dla rodziny.Ona
> zmeczona odgrywaniem pustej roli,bo jej nie byla potrzebna legalizacja
> przez trzecia osobe-ksiedza.On nie mogacy wytrzymac falszywej
> sytulacji,jak kazdy higienista zaczal sie kapac w alkoholu.Ona
> wsciekla ze ja zostawil sama w glupiej roli.Czasy sie zmieniaja,stare
> formy sie wykruszaja,to co dla ciebie bylo naturalne,dla mlodych ludzi
Czy jesteś młody, stanu wolnego i wypowiadasz się jako młody człowiek, czy
wypowiadasz się tylko w imieniu młodych ludzi, będąc starym prykiem,
podlizującym się im tylko? - odpowiedz, ile masz lat i czy jestes w wolnym
związku.
> jest sztuczne i meczace,ale nie ozncza infantylnosci a raczej
> dojrzalosc za swój zwiazek,odpowiedzialnosc dwojga ludzi bez tego
> trzeciego ,który za nich podejmuje decyzje o tym ze moga byc ze soba.
Mój wiek (niezbyt zaawansowany, choć może moje wypowiedzi sugerują Ci, że
mam 80 lat, ale mi to tylko pochlebia - posiadłam bowiem mądrość starców w
młodym wieku i mogłam z niej korzystać, co procentuje mi szczęśliwym życiem
i związkiem, jakie mam) nie ma nic do rzeczy. Moje przekonania kształtowały
się jako przemyślenia od dzieciństwa, jako wybór wartości, które
podziwiałam w okresie, kiedy żyłam w laicyzmie, więc to moje własne, a nie
przejęte od KK przekonania. Wejście do KK to tylko ich skutek.
Zatem od zawsze uznaję małżeństwo jako trwały i nierozerwalny związek,
usankcjonowanie miłości lub przynajmniej dobrej woli dwojga ludzi,
ogłoszenie jej całemu społeczeństwu i przyznanie sobie nawzajem wyłączności
do końca życia, odbicie trwałej pieczęci przynależności na potomstwie oraz
zapewnienie mu w ten sposób bezpieczeństwa społecznego i ekonomicznego.
A Wy... A żyjcie sobie bez ślubów, przecież to kwestia Waszego wyboru i
jakości życia, nie mam zamiaru i nie mogę zmuszać wszystkich do
"zapisywania się" w książce ślubów.
Ślub jest dla chętnych i przekonanych oraz szczerze sobie nawzjem ufających
ludzi, więc nie rozumiem, po co go brać TYLKO dla rodziny. Ślub jest dla
tych, co go pragną - czyli chcą przed całym społeczeństwem przyznawać się
nawzajem do siebie i do swojego potomstwa.
Ale jeśli ktoś chce, aby jego potomstwo biegało we wspólnej chmarze
plemiennej - jego wola. Jak również jego partnerki. Sprawa przypisania ich
obojga do siebie nawzajem pozostanie tylko ich i niczyją więcej, a ich
potomstwo kiedyś będzie musiało po prostu więcej trudu poświęcić na
odszukanie i usankcjonowanie swoich rodzinnych (????????????) korzeni.
Ot, jakaś tam kobieta i jakiś tam mężczyzna poszli do łóżka... A gdzie to
było, kiedy to zapisano, a kto to poświadczy, no i czy rzeczywiście ten
mężczyzna i ta kobieta?
W kibucaCH W iZRAELU, GDZIE WSZYSTKIE DZIECI NOSZA NAZWISKO, KTÓRE JEST
NAZWĄ KIBUCU, RODZICE MOGĄ ODWIEDZAĆ DZIECI CHOWANE WE WSPÓLNYM PRZEDSZKOLU
i nieważne jest, czyje to dziecko... ani dla dziecka potem, kto był matką,
a kto ojcem - cały kibuc kocha nasze WSPÓLNE DZIECI. //sorry, wcisnął mi
się Caps - nie chcę przepisywać od nowa
Kardynał Macharski, na temat perspektyw Kościoła Katolickiego w nowym
tysiacleciu, wypowiedział się kiedyś m.w. tak: "Nie jest wcale
powiedziane, że Kościół powszechny to Kościół liczny. Nie jest ważna
liczba, ale jakość wiernych".
Też tak uważam i proszę nie osądzać moich intencji jako naganiaczki Waszej
wolnej woli do więzienia małżeństwa.
We Francji kościoły są puste, rodziny katolickie sa nieliczne, ale żyją
rzeczywiście wg wskazań Kościoła. Tak będzie pewnie kiedyś i u nas. Może
oby jak najszybciej... bo jak patrzę na te Wasze fikcyjne śluby, to aż żal
serce ściska, jak wiele jest nieszczerości już u progu Waszych związków -
wszak pobieracie się nie dla siebie, oszukując rodzinę i społeczeństwo.
Kościół katolicki wprowadził już w starożytności sakramentalną jedność
małżeńską w celu umocnienia pozycji kobiety i dziecka w społeczeństwie i w
związku=rodzinie.
Wasze odchodzenie od ślubów może w przyszłości zaowocować właśnie
obniżeniem tej pozycji - kobieta będzie sprowadzona do podrzędnej roli,
tej, co niegdyś - przechodniość kobiety w związkach z mężczyznami sprowadzi
jej rolę tylko do służenia im i opiekowania się dziećmi z mniej lub
bardziej licznych związków, nie będzie bowiem mogła ze względu na tę opiekę
podjąć pracy ani realizowac się na jakimkolwiek innym polu.
Dziś w Islamie kobieta samotna (wdowa lub rozwiedziona) aby wychować swoje
dzieci, może tylko żebrać - nie wolno jej podjąc pracy, nie wolno jej być
samodzielną... Jeśli nie ma przy niej męża, jest nikim.
Prawa Islamu: coś w sam raz dla ciebie.
Powaga.
Tylko w Islamie nie siedziałabyś przy kompie szczekając jak najęta.
No niestety.
Coś za coś.
--
CB
Użytkownik "Ikselka" <iks...@gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:mmqde4mc4kle.12ggpxvrh5avh$.dlg@40tude.net...
[...]
> A Wy... A żyjcie sobie bez ślubów, przecież to kwestia Waszego wyboru i
> jakości życia, nie mam zamiaru i nie mogę zmuszać wszystkich do
> "zapisywania się" w książce ślubów.
> Ślub jest dla chętnych i przekonanych oraz szczerze sobie nawzjem
> ufających
> ludzi, więc nie rozumiem, po co go brać TYLKO dla rodziny. Ślub jest dla
> tych, co go pragną - czyli chcą przed całym społeczeństwem przyznawać się
> nawzajem do siebie i do swojego potomstwa.
> [...]
> We Francji kościoły są puste, rodziny katolickie sa nieliczne, ale żyją
> rzeczywiście wg wskazań Kościoła. Tak będzie pewnie kiedyś i u nas. Może
> oby jak najszybciej... bo jak patrzę na te Wasze fikcyjne śluby, to aż żal
> serce ściska, jak wiele jest nieszczerości już u progu Waszych związków -
> wszak pobieracie się nie dla siebie, oszukując rodzinę i społeczeństwo.
> [...]
> Ikselka-potrzeba piekna to argument dotkliwy,przynajmniej dla
> mnie.Podoba mi sie w tym wyzwoleniu to iz wchodzac do urzedu i
> inne.Moge kokietowac napotkana kobiete,chciec sie jej podobac i
> natychmiast nastepuje reakcja,ono tez pragnie sie mi podobac.Wtenczas
> wzmacnia wszystkie swoje kobiece uroki,jest o wiele
> przyjemniej.
Ależ oczywiście :-)
> Chociaz nic nas nie laczy i nie bedzie laczylo.
Wiesz o tym, prawda? - dlatego czytaj dalej...
> Legalizacja
> zwiazku i calkowite zamkniecie sie w nim powoduje ze kobieta nawet nie
> spojrzy na mezczyzne
Spojrzy, spojrzy :-DDD
> i wtenczas robi sie calkiem przkro.Spróbuj
> pokokietowac niezobowiazujaco mezczyzn -a za twój jeden usmierzch-
> pamietasz slowa piosenki.
Aleś Ty fajny! - a może właśnie nie fajny?
;-)
W dobrym związku NIEZOBOWIĄZUJĄCE kokietowanie innych i ich
NIEZOBOWIĄZUJĄCE reakcje są świetnym mechanizmem napędzającym poczucie
wzajemnej atrakcyjności partnerów :-)
Mój mąż uwielbia, kiedy podobam się innym mężczyznom (a było i jest tak
cały czas, co nie świadczy o tym, iż uważam, że zawsze tak pozostanie -
wiek zrobi kiedyś swoje i należy się spokojnie na to przygotowywać, co nie
wszyscy potrafią z godnością), ma satysfakcję (bo mi to okazuje), że
podziwiana przez nich kobieta należy właśnie do niego, czy też inaczej:
zechciała być właśnie z nim. I vice versa - z mojej strony.
Lubimy udawać, że jesteśmy zazdrośni o siebie - to wzmaga emocje. Każde z
nas wie jednak, że może ufać drugiemu i na tym się wszystko opiera, nawet
nie trzeba się wzajemnie o niczym zapewniać, po prostu wykorzystujemy
zainteresowanie innych nami do wzmacniania własnej wzajemnej atrakcyjności.
Ha - np. kiedy on rozmawia w interesach z jakąś atrakcyjną babką (choćby
tylko przez telefon), mam ochotę się rzucić na niego... upsss, to nie ta
grupa ;-PPP
Lubi, kiedy kupuję sobie ładne ubrania, buty itp. - przecież wie, że nie
tylko on sam mnie w nich ogląda. No, z wyjątkiem bielizny, bo tę kupuję
sobie tylko z myślą o nim :-)
No i tak dalej, itp. - nie będę przecież tu pisac o szczegółach ;-PPP
Ależ Ty śmieszny jesteś - a może wcale nie śmieszny ;-)
> Ikselka-piekne sa twoje cnoty,a jeszcze piekniejsze twoje grzechy.To
> jednak jest jakas w nas prowidlowosc ze pociaga czlowieka to co ukryte
> nielegalne ,nieoficjalne,
Chyba nie o to chodzi, że ukryte, czy nielegalne=niedozwolone.
Ludzie widzą siebie nawzajem na tle innych, od tego nie ma ucieczki. Ciągle
porównują. Siebie z innymi, partnera z innymi, swój związek z innymi
związkami. Na tej zasadzie funkcjonujemy wszyscy, że szukamy punktów
odniesienia dla swoich uwartościowań.
To, co atrakcyjne dla innych, jest tym bardziej atrakcyjne dla nas samych.
Ot - prawo popytu, możnaby to prozaicznie ująć: im większy popyt, tym
większa cena.
Oczywiście nie jest to AŻ TAK mechaniczne w miłości, ale są jakieś luźne
analogie, własnie tego typu.
> a jak sie ujawni to jestesmy zszokowani moca
> zycia i jego pieknem.
Czemu "a jak się ujawni"? Żyjąc jak żyję spodziewałam się, że będzie
pięknie. Oczywiście - mogłam się mylić. Ale - tu akurat moja wygrana :-)
Trzeba być wprost. Cały czas. I przyjmować wszystko wprost. najgorzej jest,
kiedy się coś ukrywa lub czegoś umyślnie nie bierze pod uwagę, co i tak
JEST w człowieku, a doszukuje tego, czego nie ma. Trzeba mieć świadomość
tego, że się jest TYLKO czlowiekiem i starać się ulepszać ten niedoskonały,
a oczywisty stan, jak tylko się da. Ulepszać szczerze i realnie, a nie
podbarwiać czy fałszować i iść w pozory. Zyskuje się zawsze na tym, choć
wielu się z tego śmieje, ale ten śmiech nigdy nie jest szczery - wynika
tylko z zazdrości czy smutku, że samemu się tego nie potrafiło, a przykład
pokazuje, że byłoby warto się postarać...
> Jak równiez zmienia sie obecnie relacja
> ksztaltowana wiekiem,chociaz uwaza sie jeszcze ze mlody do mlodej,a
> starsza do starszego.A jesli paradoksalnie mlodosc upatrzy sobie
> dojrzalosc,nastepuje jeszcze zdziwienie-co on we mnie widzi?Alez
> uwielbia wlasnie to co ze soba zrobilas podczas procesu zycia, jaka
> sie stalas osoba.A co ona moze w nim
> widziec,zycie,spontanicznosc,witalnosc.Myslisz ze przy takim kontakcie
> jest mozliwa wymiana egzystencji na zycie i na odwrót?
Ależ oczywiście to pierwsze - jeśli tylko taki związek nie ma polegać TYLKO
na seksie. Żal mi ludzi, którzy zeszli się ze sobą w łóżku i tylko z powodu
łóżka, wydali na świat dzieci, po czym stwierdzają, że wszystko już za nimi
i ich wzajemna rola się skończyła. I nie mają sobie nic do powiedzenia, bo
nie mieli i wcześniej, tylko byli zajęci innymi rzeczami i nie zauważali
tego, a okazuje się to dopiero teraz.
Moje drugie dziecko właśnie wychodzi z domu, idzie na studia. Przeraża
mnie/nas perspektywa jego nieobecności w domu już na stałe (bo przecież
będzie tylko wpadać na chwilę do gniazda i z niego zaraz znów wyfruwać),
ale cieszymy się z mężem perspektywą swobody w gospodarowaniu czasem, jaki
nam dla siebie nawzajem pozostał :-)
No fakt, jesteśmy niemal równolatkami.
Ale - gdyby on był o wiele starszy lub ja od niego, to też nie
planowalibyśmy jedynie seksu na resztę wspólnego życia; teraz to dopiero
poszalejemy, i to nie tylko w tej dziedzinie. Łe, bedzie bal ;-)
Znowu? Zastanów się, cybek, najpierw się sam do mnie o coś przyczepiasz,
a potem masz pretensje.
Ewa
> Ikselka-napisalem nielegalne bo nie dla wszystkich to co normalne jest
> normalne.
Jaka to prosta myśl. Że też sama na to nie wpadłam. Właśnie tak! - tak
ludzie żyją i stąd często ich niespełnienie.
> A w sprawie róznicy wieku jest jeszcze wielkie pomylenie,bo
> to kobieta sobie mysli,a co ja bede z nim robila,chociaz jak nie mam
> partnera,to bede przynajmniej zaspokajana.A za chwile twierdzi, ja
> szukam kogos na stale a on spelni sie we mnie i mnie zostawi.Pewnie to
> tez zalezy od kobiety i od mezczyzny,ale jest wieksza niepewnosc w
> takich stosunkach.
Nigdy nie ma pewności - w żadnych.
Nawet w tym moim, o którym myślę, jak o skale jakiej, nie do ruszenia.
Przecież nie wiem, co się wydarzy.
Mogę tylko ufać i pracować na zaufanie drugiej osoby do mnie i na tym
zaufaniu budować. Im dłużej się to udaje, tym prognozy na przyszłość
lepsze, ale przecież wiem, że bywaja takie zaskoczenia w życiu, które burzą
cały jego porządek.
Póki co - ufam i żyję. Jeślibym się zawiodła - moje życie straciłoby
wszelki sens. Byłoby mi już niepotrzebne bez tego, w co wierzę.
> A jak kobieta oficjalnie chce takiego zwiazku na
> stale,to znajdzie sie taki glupek jak ja,który nie podejmie takiej
> decyzji i pózniej chodzi i kweka.Strasznie mnie zdolowalas ta
> otwartoscia ze taki zwiazek jest mozliwy do zrealizowania.Ja kiedys
> popelnilem sam na sobie samobójstwo.
Coś Ci powiem, choć to żadna odkrywcza myśl: gdyby ten związek miał być,
toby był. Po prostu. Więc nie dręcz siebie za coś, czego nie ma.
Nie wolno żałować czegoś, co dziś jest tylko wyobrażeniem, jak mogłoby być.
Mogłoby być okropnie albo cudownie - ale tego nie wiesz. Nie powinno się
żałować tego, czego nie ma i nie było. Można żałować tylko tego, co się
zrobiło i wie się już, że to jest/było złe.
Widocznie nie miało być tego związku.
Pretensja ma pewien ładunek emocjonalny.
Zwykłe stwierdzenie to co innego.
Poświęciłem ci kiedyś spory wywód i czytam twoje "wyznania"
i widzę, że mało co skumałaś.
Nie przyjmujesz nawet do wiadomości, że oprócz racjonalnej
Ewki istnieje też twoja irracjonalna część.
Udawanie na siłę, że jej nie ma jest śmieszne.
Śmieszne.
Powaga. :)
Teraz rozumiesz już chyba, mam nadzieję.
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6iik8$7eu$1...@atlantis.news.neostrada.pl...
Odbiorcą reklam jest JA irracjonalne.
Dlatego z analiz [racjonalnych] nie da się nic powiedzieć
o poziomie wpływu reklamy na człowieka.
Tak samo stwierdzenie w imieniu racjonalnego JA: "mnie tam
reklamy nie ruszają", jest w istotnej mierze komiczne.
Ha-ha-ha! :))
--
CB
Użytkownik "cbnet" <cb...@nospam.pl> napisał w wiadomości
news:g6ill6$rki$1...@node1.news.atman.pl...
> Ikselka-ja nigdy nie zapomne i nie chce,w tym równiez sa piekne
> wspomnienia,nie jest to reakcja tralmatyczna,która nie pozwolilaby mi
> normalnie zyc.Ale zachowam na zawsze w pamieci Ja i to dziwne
> uczucie,gdzie zapada sie caly swiat i wrazenie ze niezyje.
Ale ja Ci nie sugeruję, abys zapomniał, lecz abyś nie żałował, bo NIE
WIESZ, jak by było, bo NIE BYŁO.
> Trzeba zyc
> dalej,bo jest jeszcze tyle do zrobienia i do zabaczenia,bo tak
> czlowiek bylby troche ubogi.
Dokładnie tak :-)
Jesli coś dobrego ma Ci się zdarzyć, to żebyś nie wiem, jak uciekał, i tak
się zdarzy :-)
Co się zdarzyć nie miało, to się po prostu nie zdarzyło. Trzeba żyć
"naprzód" :-)
> Poświęciłem ci kiedyś spory wywód i czytam twoje "wyznania"
> i widzę, że mało co skumałaś.
Ten o rzekomej walce moich dwóch półkul? Daj spokój, cybek. Zamiast
wymyślać jakieś dziwne historie, lepiej przyjmij do wiadomości, że to po
prostu TY mnie nie rozumiesz. Już jestem na tyle stara, że ja sama
zdążyłam się poznać do podszewki. Mój problem może najwyżej polegać na
tym, jak sobie z tą wiedzą poradzić. ;-)
> Udawanie na siłę, że jej nie ma jest śmieszne.
Nie żartuj. Niczego nie udaję, najwyżej Ty mnie tak odbierasz. Bywam
emocjonalna do bólu. :)
Ewa
Niczego nie zrozumiałeś. Ja prawie w ogóle telewizji nie oglądam,
zwłaszcza ostatnio. Jeśli trafiają się reklamy, kiedy akurat coś
oglądam, to zwykle zaczynam robić coś innego. Czasami jakaś reklama
przykuje moją uwagę, to obejrzę ją do końca. Niektóre są zabawne,
niektóre z pewnością mają na mnie taki wpływ, że kupuję coś
reklamowanego, owszem. Czasem jednak zdarza się tak, że pamiętam samą
reklamę, a nie wiem, jakiego produktu dotyczyła, serio. A reklamy, o
której piszą Ikselka i Aicha raczej nie widziałam albo puściłam mimo, bo
nawet po dokładnym opisie nie kojarzę. :)
Ewa
> emocjonalna do bólu. :)
irracjonalna czasem też ;-)
Ewa
BTW mogę się założyć, że jesteś _znacznie_ młodsza ode mnie. ;)
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6jrn4$9uf$2...@nemesis.news.neostrada.pl...
Co ty Ewka wiesz o...
prawej półkuli mózgowej. ;)
Śmieszne. Komiczne. Ha-ha-ha! :))
Reklamy są wszędzie, nie tylko w TV. Również w radiu, czy
na ulicy. Twoje "kumpele" są żywymi reklamami - tylko nie pisz,
że ich nie słuchasz, albo że są ci zupełnie obojętne.
Śnisz, że skoro twoja lewa półkula - jak to wyraziłaś - "większość
puszcza mimo", to prawa tak samo.
Informuję cię niniejszym, że mylisz się. :)
Faktem natomiast jest, że twoja powiedzmy "kobieca struktura
emocjonalna" jest dość nietypowa i kiedy np jakaś pani zachwala
środek do higieny intymnej w sposób bardzo racjonalny, a babeczki
słuchając tego myślą sobie: "ojej! zupełnie jakby mój <facet>
zachwalał!" i robi im się miło i w ogóle czują się dzięki samej
świadomości istnienia tego czegoś bezpieczniej, to ty tak na
to nie reagujesz...
i to jest pewien problem tych wszystkich reklam (są obliczone na
trafianie do "osobników typowych").
Ale i tak trochę przesadzasz jak dla mnie.
Powaga. :)
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6jqol$ahq$1...@atlantis.news.neostrada.pl...
My się znamy, cybek? Nie bądź śmieszny z tymi swoimi domysłami.
> BTW mogę się założyć, że jesteś _znacznie_ młodsza ode mnie. ;)
Jasne! Jeśli weźmiemy pod uwagę Twoje poprzednie wcielenia, gołowąsie. ;-)
Ewa
Pękasz?
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6k5mb$7bl$1...@atlantis.news.neostrada.pl...
> Reklamy są wszędzie, nie tylko w TV. Również w radiu, czy
> na ulicy. Twoje "kumpele" są żywymi reklamami - tylko nie pisz,
> że ich nie słuchasz, albo że są ci zupełnie obojętne.
Jest różnica między reklamą w telewizji a "żywą" reklamą. Ja - na
nieszczęście dla tych, co je tworzą - dostrzegam ich nachalność, często
bezsensowność, socjotechniki itd. Natomiast moim "kumpelom" zwykle
wierzę i często daję się przekonać przynajmniej na spróbowanie, bo
"reklamują" szczerze i bezinteresownie. :-)
Dlatego uważam, że mylisz pojęcia.
Ewa
Serio z tymi Twoimi poprzednimi wcieleniami? Tego trochę bym może
spękała. ;-) Bo starszych facetów w jednym wcieleniu się nie boję. ;-)
Ewka
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6k79v$5c$2...@nemesis.news.neostrada.pl...
Dlatego wierzę twojej lewej półkuli, ale śmieszy mnie, że wypowiadasz
się w sposób nieuprawniony w imieniu prawej.
To nieracjonalne.
Naprawdę tego nie rozumiesz? :)
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6k77f$5c$1...@nemesis.news.neostrada.pl...
[...]
> > BTW mogę się założyć, że jesteś _znacznie_ młodsza ode mnie. ;)
>
> Jasne! Jeśli weźmiemy pod uwagę Twoje poprzednie wcielenia,
> gołowąsie. ;-)
Daj spokój :). Czarek jest może nie aż znacznie, ale wyraźnie, starszy od
Ciebie :)
Don Gavreone
--
CB
Użytkownik "Don Gavreone" <sza...@lp.po> napisał w wiadomości
news:g6k7cr$91m$1...@news.onet.pl...
Ależ konsultowałam, powaga! A raczej - wiem, jaki stosunek do reklam ma
moja prawa. :-)
> Dlatego wierzę twojej lewej półkuli, ale śmieszy mnie, że wypowiadasz
> się w sposób nieuprawniony w imieniu prawej.
O wiele bardziej uprawniony do wypowiadania się w imieniu mojej prawej
półkuli jesteś TY. Super! To może podejmiesz jeszcze kilka życiowych
decyzji za mnie, co? Mam przemyślane, ale nie mam pewności co do moich
emocji z nimi związanych. ;-)
> Naprawdę tego nie rozumiesz? :)
Ciebie nie sposób zrozumieć, cybek. :-)
Ewa
> Daj spokój :). Czarek jest może nie aż znacznie, ale wyraźnie, starszy
> od Ciebie :)
Wiek metrykalny ma tu niewielkie znaczenie. Nawet jeśli jest starszy, to
ja mam wrażenie, że mieści się w przedziale od 25 do 30 lat, ze
wskazaniem raczej na dolną granicę. :)
Ewa
Pierwiastek którego stopnia? Muszę mieć jasność. :-)
A w ogóle to skąd wiesz, ile mam lat? Ptaszor Ci powiedział? Gaduła.
Ewa
Nic nie powiedziałem. Ja tylko wiem, ile Ty masz lat i z dokładnością do 1-2
lat, ile ma Czarek.
Don Ptah
Ha-ha-ha! :))
--
CB
Użytkownik "medea" <e.fi...@poczta.fm> napisał w wiadomości
news:g6k89f$e6s$1...@atlantis.news.neostrada.pl...