Google Groups no longer supports new Usenet posts or subscriptions. Historical content remains viewable.
Dismiss

Raport z podróży - samochodem po Ukrainie...

63 views
Skip to first unread message

Yakhub

unread,
May 3, 2009, 7:29:28 AM5/3/09
to
Na początek chciałbym pochwalić Nasz Piękny Kraj. Bo u nas
policja jest sympatyczna, pomocna i nie bierze (za bardzo) łapówek,
drogi są porządne, równe i dobrze oznakowane, a ludzie uśmiechnięci,
życzliwi i pracowici.

Zaczęło się od przekraczania granicy (Przejście graniczne
Korczowa-Krakowiec).

Mieliśmy dużo szczęścia, bo akurat nie było kolejki. Nie wiem,
jak to wygląda, jak jest kolejka - ale przekraczanie granicy
(samochód + 3 osoby) gdy nie ma kolejkitrwa 2 godziny. Oczywiście,
przez ten czas nikt nic nie sprawdził - bo po co. Te 2 godziny to
wizyta w jednej budce, pobranie jakichś karteczek do wypełnienia,
wypełnienie, wizyta w 2 budce, informacja o tym, że potrzebuję
karteczkę z 3 budki, wizyta w 3 budce pobranie karteczki, wizyta w
2 i podbicie pieczątki na karteczce z pierwszej, powrót do pierwszej
i podbicie pieczątki na karteczce z 3... I ogólne lenistwo i
opieszałość ichniejszej służby granicznej. Zresztą, jak się
potem okazało, cechy te dotyczą chyba większej części narodu*.

Tutaj małe ostrzeżenie dla osób, które się tam wybierają - pomiędzy
naszym punktem kontrolnym, a ukraińskim, jest kawałek (kilkadziesiąt
metrów) nieoświetlonego placu/drogi. Mniej - więcej w połowie znajduje
się nagły uskok (prawdopodobnie odpowiednik "progu zwalniającego),
kompletnie niewidoczny w nocy. Jadąc szybciej, niż 20km/h można w
tym miejscu zostawić zawieszenie.

Przy okazji podziękowania dla Ery, która po przekroczeniu granicy
wysyła SMSy z cenami rozmów, a przy okazji z ważniejszymi numerami
telefonów - między innymi numerem do naszej ambasady. Jak się potem
okazało, dupę nam tym numerem uratowali.

Wreszcie, wjechaliśmy. Kierunek - Lwów. I drobny szok drogowy.
Czytaliśmy, że ich drogi są marne, więc przygotowani byliśmy
psychicznie na dziury. Tymczasem właściwie dziur na drogach tam za
bardzo nie ma**, ogólnie pod tym względem jest nawet trochę lepiej
niż u nas**. Droga jest szeroka, i względnie równa, mogłaby mieć
może nawet 2 pasy w każdą stronę... Ale nigdzie nie spotkałem
namalowanych linii na drodze. Niby zbytek i da się bez
tego żyć, ale w nocy się jedzie ciężko. Do tego jeszcze dochodzi
fakt, że tam kierowcy nie uznają wyłączania długich świateł
(bo po co, to mój problem że nic nie widzę).

I kolejne ostrzeżenie drogowe - kilka kilometrów od granicy jest znak
informujący, że za 1km są progi zwalniające. Jest to pierwsze i
ostatnie ostrzeżenie i należy go uważnie wypatrywać. Owe "progi" mają
rozmiar zapory przeciwczołgowej i występują w stadzie - 3 potężne
wałki z asfaltu co 2 metry, 100 metrów odstępu i znowu 3 wałki. O ile
uskok na granicy grozi uszkodzeniem samochodu, to coś tutaj grozi
śmiercią. Kto nie widział, nie uwierzy, kto widział, potwierdzi...

Ogólnie ich drogi są nawet nieźle utrzymane, ale kompletnie bez sensu
- zdarza się na przykład, że na środku pustej drogi, kilka kilometrow
od jakichkolwiek zabudowań jest namalowane przejście dla pieszych.

Zwrócić uwagę trzeba na brak jakiejkolwiek infrastruktury
"turystycznej" - stacji benzynowych jest multum, ale na mało której
jest chociażby sklepik, a restauracji nie spotkałem na żadnej.

W końcu dotarliśmy do Lwowa - i tutaj mały szok. Względnie równe i w
miarę sensowne drogi się kończą. Ich miejsce zajmuje nawierzchnia z
kocich łbów, układana chyba jeszcze przez Polaków przed wojną (a jak
wiadomo, budowa dróg nigdy nie była naszą mocną stroną). Dziś ta
nawierzchnia jest niewyobrażalnie wręcz dziurawa i nierówna, a
miejscami wystaja z niej pogięte szyny tramwajowe (kompletnym
szokiem było zobaczenie na tychże pogiętych, wystających
szynach tramwaju...). Sam ruch drogowy w mieście to wolna
amerykanka - trzeba się wykazać refleksem i bezczelnością.
Przepisy drogowe traktowane są jako nieśmiała sugestia...

Samo miasto jest duże, ładne i malownicze, choć mocno zapuszczone.
I tutaj kolejne narzekanie na mentalnoś miejscowych* - na każym
rogu widać człowieka z miotłą, zamiatającego chodnik. Jednocześnie
wszędzie jest mnóstwo śmieci... I piętno za brak jakiejkolwiek
sensownej restauracji - nie znaleźliśmy nic pomiędzy śmierdzącym
barem mlecznym, a luksusowym lokalem ze złoconymi klamkami... W końcu
zjedliśmy w McDonalds.

W końcu ruszyliśmy dalej, w góry. Niestety, daleko nie dotarliśmy, bo
hucznie (dosłownie) spotkaliśmy pana Dimę w szarej Ładzie. Szybko na
miejscu zjawiła się ichniejsza milicja. W sumie, sprawa jasna - nasza
wina, nikt się nie wypiera, auto ubezpieczone, jest zielona karta, nie
powinno być problemów... I w cywilizowanym kraju pewnie by nie było.

Po 5 godzinach (!) stania na poboczu, dyskusji z policjantem, drugim
policjantem, wycieczką do przychodni na badanie trzeźwości,
kilkukrotnym telefonem do naszego konsulatu (tutaj duża pochwała dla
pana, który w piątek w godzinach 12-17 pełnił obowiązki konsula dyżurnego
we Lwowie, za okazaną pomoc i zaangażowanie. Nazwiska, niestety, nie
pamiętam.).

Dla policjantów piętno, bo potwierdzili moją opinię o głupocie,
opieszałości i lenistwie całego narodu*.

Po 5 godzinach (!) - wniosek. OC z zielonej karty tutaj działa, a jakże.
Nasze oświadczenie o winie jednak nie wystarczy, potrzebne jest
potwierdzenie tego przez sąd. Sąd może to potwierdzić, nie ma
problemu... we wtorek (był piątek).

Alternatywnie, możemy się z panem Dimą (z którym w międzyczasie
zdążyliśmy się niemal zaprzyjaźnić - nienawiść do policjantów nas
połączyła) dogadać, zapłacić mu za zderzak i odjechać w pełnym
porozumieniu.

Mając wybór - czekamy tam do wtorku (był piątek...), albo płacimy,
decyzja była oczywista. Nie, nie przyznam się, ile kosztował nas
zderzak od starej Łady. Dość powiedzieć, że u nas kupilibyśmy za
to całą Ładę, i jeszcze by trochę zostało. Dobrze chociaż, że
p. Dima załatwił (czyt. zapłacił odpowiednią sumę) sprawę z policją,
która na koniec komisyjnie podarłą wszystkie wypełnione papiery
i odjechała.

Na szczęście auto nasze auto, pomimo pogiętego błotnika, po
przymocowaniu zderzaka paskiem nadawało się do jazdy, więc zaczęliśmy
powrót do kraju. Po drodze zmuszeni byliśmy potwierdzić opinię o
miejscowych*, kiedy zatrzymała nas policja. O co chodziło - nie wiem.
Zrozumiałem tylko, że chcą 20 hrywien łapówki. Tak po prostu.

Kłócić nam się nie już nie chciało. Pewnie w innych okolicznościach
walczylibyśmy i pewnie byśmy wygrali (telefon do konsulatu stawia
ludzi na baczność), ale mając za sobą 5 godzin na poboczu
drogi, i w perspektywie pewnie kolejne 5 godzin na innym poboczu,
zapłaciliśmy im te 10zł.

Dojeżdżamy do granicy - i zonk. Brama przed przejściem granicznym jest
zamknięta. Bo tak. Bez powodu. Chwilę stoimy z głupimi minami, aż
podchodzi do nas chyba jakiś lokalny dresiarz i po raz kolejny
potwierdza opinię o Ukraińcach*. Tłumaczy, że dzisiaj jego brat jest
kierownikiem zmiany i że jak nie chcemy czekać, to mamy mu zapłacić
30zł i nas wpuści. Zdurnieliśmy już chyba do reszty i mu zapłaciliśmy.
Po chwili dresiarz wrócił z jakimś celnikiem, celnik otwarł bramę,
wpuścił nas na przejście... I zamknął bramę spowrotem, przed maską
kolejnego auta...

Po 30 minutach biegania z kwitkami i pieczątkami (już mieliśmy trochę
wprawy i wiedzieliśmy co z karteczkami robić) przejechaliśmy i
powitała nas uśmiechnięta twarz polskiej pani celniczki, która okazała
się miła i sympatyczna...


*) Tutaj chciałbym przeprosić za uogólnienie. Z pewnością żyje tam
wielu miłych, sympatycznych, uczciwych i pracowitych ludzi. Niestety,
wszyscy się bardzo starają, żeby ich nie było widać...

**) Nie dotyczy Lwowa

--
Staram się jak mogę. A jak nie mogę, to też się staram.
Yakhub

Jacek

unread,
May 4, 2009, 2:14:25 AM5/4/09
to
Bogactwem Ukrainy jest jej folklor, a to co opisujesz to jego skladowe. Fakt ze
irytujace ale dzieki nim pozniej masz co wspominac i opowiadac.
A lapowki czasami ratuja d...e. Ukraina nie jest pod tym wzgledem wyjatkiem -
nasi poludniowi sasiedzi (obaj) tez bardzo lubia zatrzymywac Polakow i sprawdzac
cisnienie w oponach lub zawartosc apteczki.
Na Wegrzech teďż˝ mi sie zdazylo...
Na Ukrainie bylismy w listopadzie ubieglego roku (Kijow w 2 auta) tez placilismy
2 razy oczywiscie lapowki.
W Austrii nie chcieli lapowki, jak mnie skroili to potem pozyczalem od tirowcow
kase na paliwo zeby do kraju dojechac.
Przywiozles fajna opowiesc i jedz po nastepna.
Nie przypominam sobie zebym w Rumunii kiedys musial placic lapowke a ten kraj
systematycznie od kilku lat odwiedzam.
Teraz bylismy na majowce w Czechach i po kilku latach odwiedzilem Prage. Tez
przywiozlem pare negatywnych wspomnien odnosnie stosunku praskich Czechow do
Polakow ale jezdzic przeciez trzeba.
Pozdrawiam

--
Wys�ano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

Yakhub

unread,
May 4, 2009, 7:00:59 AM5/4/09
to
W liście datowanym 4 maja 2009 (08:14:25) napisano:

> Bogactwem Ukrainy jest jej folklor, a to co opisujesz to jego skladowe. Fakt ze
> irytujace ale dzieki nim pozniej masz co wspominac i opowiadac.

Nie da się ukryć :). W sumie to wybieraliśmy się w Karpaty, gdyby nie
te przygody, to byśmy tam dotarli, połazili po górach, wrócili...
Pewnie góry, jak każde inne, nawet nie byłoby co opowiadać.

Niewykluczone, że jeszcze kiedyś się tam wybierzemy - ale już bez
samochodu.

> A lapowki czasami ratuja d...e. Ukraina nie jest pod tym wzgledem wyjatkiem -
> nasi poludniowi sasiedzi (obaj) tez bardzo lubia zatrzymywac Polakow i sprawdzac

> cisnienie w oponach lub zawartosc apteczki. Na Wegrzech też mi sie zdazylo...


> Na Ukrainie bylismy w listopadzie ubieglego roku (Kijow w 2 auta) tez placilismy
> 2 razy oczywiscie lapowki.

Co mnie zaskoczyło, to nie sam fakt brania łapówek (bo, umówmy się,
nasi policjanci też nie są święci), co bezczelność w ich wyłudzaniu
(opisywana sytuacja na przejściu granicznym - odniosłem wrażenie, że
ci kolesie specjalnie zamknęli jedno z największych przejść granicznych w
Europie, tylko po to, żeby wycyganić łapówkę!) i ich wysokość - spodlić
się tak, żeby brać 10zł łapówki?...


--
Pozdrawiam
Yakhub

milusek

unread,
May 4, 2009, 12:22:53 PM5/4/09
to

U�ytkownik "Yakhub" napisa� w wiadomo�ci :
"Na pocz�tek chcia�bym pochwali� Nasz Pi�kny Kraj. Bo u nas
policja jest sympatyczna, pomocna i nie bierze (za bardzo) �ap�wek,
drogi s� porz�dne, r�wne i dobrze oznakowane, a ludzie u�miechni�ci,
�yczliwi i pracowici.

Zacz�o si� od przekraczania granicy (Przej�cie graniczne
Korczowa-Krakowiec). "
----- ciach .


bylem tam w 2000 roku , potwierdzam , i wszystko wskazuje na to ze przez te
9 lat sie nic nie zmienilo .
ja dojechalem az za Iwano-Frankowsk czyli nasz dawny Stanis�aw�w .
swiecace dachy cerkwi , stada gesi i krow na drogach , zero oznakowania ,
murowana polska wies za Kolomyja zrownana z ziemia a obok ukrainskie
drewniaki stoja jak staly gdy w 1945 polacy uciekali z tych terenow przed
banderowcami .

szrot

unread,
May 8, 2009, 9:14:33 AM5/8/09
to
U�ytkownik "Yakhub" <yak...@gazeta.pl> napisa� w wiadomo�ci
news:843178357.20...@gazeta.pl...
>W ko�cu dotarli�my do Lwowa - i tutaj ma�y szok. Wzgl�dnie r�wne i w
>miar� sensowne drogi si� ko�cz�. Ich miejsce zajmuje nawierzchnia z
>kocich �b�w, uk�adana chyba jeszcze przez Polak�w przed wojn� (a jak
>wiadomo, budowa dr�g nigdy nie by�a nasz� mocn� stron�).

Nie inwestuj� w to miasto, bo boj� si� �e wr�ci do Polski, czy jak?

mefisto

unread,
May 10, 2009, 5:41:46 PM5/10/09
to
On 4 Maj, 08:14, "Jacek" <wudzWYTNI...@poczta.fm> wrote:
> Bogactwem Ukrainy jest jej folklor, a to co opisujesz to jego skladowe. Fakt ze
> irytujace ale dzieki nim pozniej masz co wspominac i opowiadac.
> A lapowki czasami ratuja d...e. Ukraina nie jest pod tym wzgledem wyjatkiem -
> nasi poludniowi sasiedzi (obaj) tez bardzo lubia zatrzymywac Polakow i sprawdzac
> cisnienie w oponach lub zawartosc apteczki.
> Na Wegrzech też mi sie zdazylo...

> Na Ukrainie bylismy w listopadzie ubieglego roku (Kijow w 2 auta) tez placilismy
> 2 razy oczywiscie lapowki.
> W Austrii nie chcieli lapowki, jak mnie skroili to potem pozyczalem od tirowcow
> kase na paliwo zeby do kraju dojechac.
> Przywiozles fajna opowiesc i jedz po nastepna.
> Nie przypominam sobie zebym w Rumunii kiedys musial placic lapowke a  ten kraj
> systematycznie od kilku lat odwiedzam.
> Teraz bylismy na majowce w Czechach i po kilku latach odwiedzilem Prage. Tez
> przywiozlem pare negatywnych wspomnien odnosnie stosunku praskich Czechow do
> Polakow ale jezdzic przeciez trzeba.
> Pozdrawiam
>
> --
> Wysłano z serwisu OnetNiusy:http://niusy.onet.pl

Przez Ukraine jechalem ostatnio jeszcze za komuny ale widze ze od
tamtego czasu niewiele sie zmienilo. Chwalisz tak Rumunie a mnie tam
przy 2 przejazdach 2 razy okradli i kilka razy probowali. Drogi w
Rumunii wcale ni4e byly lepsze jak na Ukrainie a do tego nawet w
miastach nie oswietlone. Czesi uwazaja nas za podludzi i gola ile
wlezie a Slowacy biora bo tak chca i juz. Madziarzy poluja na
pijaczkow ustawiajac sie czesto obok przydroznej restauracji a ludzie
daja sie zrobic w jajo bo zagko kto wie ze tam jes dozwolonet 0,0
promila .Nasza policja od kilku lat zmienila sie nie do poznania
przede wszystkim dzieki wyzszej kulturze i autentycznej checi pomocy.

0 new messages