Google Groups no longer supports new Usenet posts or subscriptions. Historical content remains viewable.
Dismiss

Woda + uprząż + panika = ???

232 views
Skip to first unread message

Wielki Brat

unread,
Sep 15, 2007, 11:38:59 AM9/15/07
to
Zastanawiałem się, czy to wszystko opisać. Własne błędy, słabości, uczucia.
Nie była to łatwa decyzja. Stwierdziłem jednak, że jeśli lektura może komuś w
jakiś sposób pomóc to dumę należy powiesić na kołku.


Pasmo ciągnących się od wiosny kilku dużych problemów osobistych zaowocowało
sytuacjami w powietrzu (i nie tylko), które znajomy skwitował z
sarkazmem: "Można powiedzieć, że ostatnio latasz bardzo efektownie".


Aby wyjść z dołka psychicznego zacząłem wyznaczać sobie codzienne śmieszne lub
poważne, duże lub małe cele i zadania, jak chociażby umycie okien lub przelot
z Żaru do Słowacji. Stawały się coraz ambitniejsze i starłem się je
realizować, chwilami za wszelką cenę, czasem przekraczając cienka linię
skalkulowanego ryzyka i brawury.

Również w powietrzu.
Z drugiej strony kondycja psycho-fizyczna raczej nie pozwalała na latanie. W
pewnym momencie zacząłem się bać faktu, ze kompletnie nie boję się latać!
Znajoma psycholog po dłuższej rozmowie zadała pytanie: "czy ty czasem nie masz
dziwnych myśli a jeszcze ich sobie nie uświadamiasz?".

Stres, niewyspanie, niedożywienie (nadmiar nikotyny) oraz środki
farmakologiczne osłabiające koncentrację i blokujące emocje spowodowały, że
latając zacząłem źle oceniać sytuacje i popełniać kardynalne błędy.

Najpierw drobiazgi: spalone starty, nieudane lądowania, brak reakcji na
zachowanie skrzydła.


A potem się zaczęło...

Frontsztal, motyl i po dwu zwitkach spirali upadkowej zaparkowałem na drzewie.
Teoretycznie był czas by z niej wyjść lub rzucić pakę, lecz ja, widząc szybko
zbliżającą się ziemię myślałem o kimś bliskim.

Następnego dnia, latając nisko nad tym miejscem trochę dziwnie się czułem.
Zwłaszcza, że dwa lata wcześniej kilkadziesiąt metrów od tego miejsca
przeleciałem przez drzewa do ziemi. Gdyby teraz nie było tego drzewa...

Minęły dwa tygodnie...

Start z Żaru na północ przy bardzo silnej odchyłce wschodniej. Dwustronne
klapy przed samą linią lasu i drugie drzewo w tym sezonie.



Minęły kolejne dwa tygodnie...

Start z Żaru przy bardzo słabej północy.
Cały czas do dołu, lot wzdłuż garbu i wreszcie są jakieś pozrywane noszenia.
Myszkowanie nad linią wysokiego napięcia, wygrzebanie się kilkadziesiąt metrów
w górę i decyzja: przejście na zachód, oblot na lotnisko i szukanie czegoś po
drodze.

Na zachodzie jakieś małe zerka, jakiś mały bąbelek a po chwili szybka jazda w
dół, która trwa i trwa i trwa...

Gdzie coś nosi? Jak czegoś nie znajdę po drodze to nie dolecę do lotniska...
Szukam lecąc zygzakiem, przy zboczu nic, nad brzegiem nic. Jak tak dusi to
gdzieś musi nosić... Wiała słabiutka północ, za słabo na zawietrzną, choć może
coś mocniej dmuchnęło? Lecę do garbu, może coś podniesie...

Szybsza winda do dołu...
Cholera, znowu Lotniskowiec...

Wario buczy jak głupie. Speed i nad wodę. Jeszcze gorzej.
Nie dolecę do Lotniskowca....

Wracam do zbocza.
Masakra!!!
Pięknie, k..., pięknie! Nie dolecę nawet do elektrowni!!!

Co wybrać?

Bramka nr 1: drzewo.
Trzecie drzewo w ciągu miesiąca? To chyba przegięcie!

Bramka nr 2: woda.
Czemu nie?

Ale...
W kieszni nowa komórka, kupiona w miejsce starej, która odmówiła współpracy po
kontakcie z pierwszym drzewem...
W drugiej kieszeni druga, rezerwowa komórka...
I jeszcze stare, dobre radio i prawie nowe wario...
Tylko gps teoretycznie wodoszczelny...

Wybieram bramkę nr 1!

Lecę wzdłuż brzegu, kilkanaście metrów od drzew i krzaków, by w odpowiedniej
chwili skręcić i przywalić prostopadle do brzegu, jak najniżej, może się uda
nad samą ziemią między pniami jak będzie duży odstęp...
Łapy przygotowane do skrętu i założenia dużych klap. Nie wypinam się z uprzęży
bo mają być drzewa!!!

Kamienie na brzegu schodzą ostro w dół, gdzieś niedaleko jest ujecie wody dla
elektrowni - chyba jest głeboko...

Kamienna skarpa bardziej płaska niż dookoła, może tutaj? Chyba jestem zbyt
wysoko? OK, zaryzykuję...

Skręt do brzegu i ... ZONK!!!

Jakiś rotor albo wiatr odbity od drzew i jestem w wodzie kilka metrów od
brzegu.

Faktycznie, głupie uczucie jak bezpieczna uprząż z grubymi protektorami wpycha
ryj pod wodę i nie można zaczerpnąć powietrza.

Próbuję płynąć z uprzężą na plecach i skrzydłem z tyłu ale to jest
niewykonalne. Przynajmniej dla mnie.

Spoko! Kilka metrów, góra dziesięć, dwanaście! Wypiąć się z uprzęży i wio do
przodu!

Kilka szybkich ruchów łapami, wdech, łapy sięgają do zamka, głowa pod wodę,
wypinam się i...

K U R . . !!!!!

Kokpit firmowo był wyposażony w dwie taśmy z rzepami, które mocowało się do
uprzęży. Ponieważ było to niewygodne to wpadłem na kretyński pomysł: zszyłem
taśmy z rzepami, przyczepiłem dwie pętelki z linki, dwie pętelki z linki
przywiązane do uprzęży i całość mocowałem dwoma karabińczykami.

Nie mogę wysunąć się z uprzęży!!!

Próbuję jakoś odpiąć kokpit. Nie daję rady. Małe, tandetne karabińczyki,
trudne do odpięcia na ziemi, pod wodą stają sie przeszkodą nie do pokonania.

Staram się wysunąć albo do przodu albo do tyłu. Coś jeszcze trzyma...

Mam głupi zwyczaj robienia sobie naszyjnika z linki i przyczepiania do tego
karabińczykami wszystkiego, co można po drodze zgubić: radio, aparat, komórka
itp. Przed startem pożyczyłem komuś scyzoryk, który starym żeglarskim sposobem
noszę na długiej lince zakończonej również karabińczykiem. Jak ktoś oddał to
schowałem do dolnej kieszeni kombinezonu, odruchowo przyczepiając do linkowego
naszyjnika.
A teraz chyba jeszcze ta linka oplątała się dookoła kokpitu.

Jestem zaklinowany, ani do przodu ani do tyłu. Staram się przekręcić na bok
ale też coś blokuje.
Dodatkowo nogi zaczynają się plątać w linkach glajta.

Pojawiają się pierwsze objawy paniki, coraz bardziej gwałtowne ruchy, by
zaczerpnąć chociaż odrobinę powietrza, coraz więcej wody w ustach. Zaczyna
brakować tlenu. Próbuję coś szarpać z głową pod wodą, jakoś się wysunąć lub
przekręcić czuję, że zbędnie tracę siły i muszę za wszelką cenę zaczerpnąć
kilka oddechów i się uspokoić.

Facet, spoko, to tylko kilka metrów...

Upływają kolejne sekundy albo minuty. Tracę poczucie czasu. Wolno zbliżam się
do brzegu. Wolno, zbyt wolno...

Kolejna fala strachu blokująca racjonalne myślenie.

Świadomość bliskiego i realnego zagrożenia życia powoduje, że mój organizm z
trybu pracy: "normal - myśl i działaj" przechodzi w tryb "zagrożenie" i to w
opcji "panika - wyłącz myślenie, działaj odruchowo i instynktownie".

Pod wodą wytrzymuję kilkadziesiąt sekund. Jeden lub kilka takich okresów to
wystarczający czas, by użyć scyzoryka z kieszeni i przeciąć linki lub odpiąć
karabińczyki. Wystarczająco dużo by sprawdzić, co blokuje ruchy i wyplątać się
z tego bałaganu. Albo jakoś przekręcić wewnątrz uprzęży dupskiem do dołu.

Wystarczająco, o ile nie pojawi się paraliżujący strach, niedobór tlenu oraz
instynkt nie każe machać łapami, by wynurzyć głowę i zaczerpną kolejny oddech.

Coraz więcej wody w krtani, coraz wolniejsze ruchy. Zaczynam się krztusić.
Staram się żartować z siebie, śmieję się z bulgotu, jaki wydaję pod wodą.

To tylko kilka metrów...

Coraz dziwniejsze myśli przelatują przez głowę.

Trochę głupio tak blisko brzegu...

Myśli o bliskich zmuszają do kolejnego wysiłku. Zwłaszcza myśl o szczególnie
bliskiej osobie nakazuje walczyć i nie poddawać się.

Ta osoba jest tylko kilka kilometrów dalej...

A do brzegu tylko kilka metrów...

Cały czas kilka metrów...


Zaczyna brakować sił, w głowie zaczyna szumieć, brzeg zasłaniają ciemne plamy.


Nie poddawaj się, walcz, płyń!!! Dla niej warto i trzeba żyć. Ona jest kilka
kilometrów dalej a do brzegu tak blisko, niedługo ją zobaczysz...

Kolejny wysiłek, walka z poddającym się, bolącym i odmawiającym posłuszeństwa
ciałem.

Jeszcze kawałek, jeszcze trochę...

Jeszcze...

Trudno...

Szkoda...


Dziwny stan odrętwienia, apatii i rezygnacji.

Nie mam sił albo ochoty na wynurzenie się i nabranie kolejnego oddechu.


Jeszcze...


Robi się ciemno.

Jakoś tak spokojnie... Tak bardzo spokojnie...

Coś mnie gdzieś ciągnie i szarpie. Słyszę jakieś dźwięki, jakiś głos ale
dziwnie dochodzący znikąd.


Tego dnia nie było prawie łódek na wodzie - koniec sezonu.
Ratownik WOPR miał wyciągać swoją na brzeg ale jak zobaczył mój coraz niższy
lot to zmienił zamiary.


Przemeblowałem swoją hierarchię potrzeb i wartości.
Traunmatycznie zrozumiałem, jak ulotne jest ludzkie życie i jak bardzo trzeba
cieszyć się każdą chwila spędzoną z innymi, bo nie wiadomo, czy jutro jeszcze
ich się spotka. Wzmocnieniu uległy uczucia wobec bliskich a zwłaszcza jedno
wobec tej Jednej i Jedynej.
Nabrałem dystansu do drobiazgów dnia codziennego.
Być może stałem się silniejszy psychicznie i odporniejszy na stres. Odstawiłem
leki.
Zdobyłem siłę na pokonywanie swoich słabości i trudów dnia powszedniego.
Posiadłem doświadczenie w wodowaniu i wiedzę, by w przyszłości samodzielnie
wyjść cało z podobnej opresji.

Przerobiłem mocowanie kokpitu na szybkozłączki !!!


Własne mijają kolejne dwa tygodnie...

Jutro mam zamiar długo polatać i bezpiecznie wylądować.
A czy się uda?
Odpowiedź zna tylko wiatr...

WB

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

Piotr Sz.

unread,
Sep 15, 2007, 1:19:32 PM9/15/07
to
Dobrze, że jesteś cały. Teraz ciesz się życiem, bo przecież nigdy nie wiemy
czy nasze wyjazdy nie są tymi ostatnimi.
Do zobaczenia na startowisku.

Piotr


ToSzymek Chaos vel Bałagan

unread,
Sep 15, 2007, 1:25:53 PM9/15/07
to
Chylę czoło - świetny tekst !!!
Cieszę się, że czasami można wynieść z lektury "grupy" chwilę zadumy i
refleksji.
Pozdrawiam
ToSzymek

Wielki Brat pisze:

bohateur

unread,
Sep 15, 2007, 4:29:39 PM9/15/07
to

dobrze, że wyszedłeś z tego cały. cale szczescie ze znalazl sie ktos kto
ci pomogl. tyleż samo startów co lądowań. pozdrawiam

jack

unread,
Sep 15, 2007, 5:28:38 PM9/15/07
to
>
> dobrze, że wyszedłeś z tego cały. cale szczescie ze znalazl sie ktos kto
> ci pomogl. tyleż samo startów co lądowań. pozdrawiam
Kurde ,nie zle to opisałeś.Wychodzi na to ze dostałeś drugie "życko".Postaraj
sie go nie stracic.
pozdro.jack[co też w sumie drugie otrzymał]

PaRaYaSiO

unread,
Sep 16, 2007, 8:25:28 AM9/16/07
to
Twój Anioł Stróż miał tego dnia wiele pracy.....postaraj się aby w
przyszłości dać mu wolne on też potrzebuje trochę wypocząć

Świetny realistyczny opis tego co się wydarzyło....dzięki

--
Pozdrawiam

YaŚ

www.paraptaki.com.pl
Użytkownik "jack" <jackglaj...@vp.pl> napisał w wiadomości
news:3c10.000000...@newsgate.onet.pl...

or...@wp.pl

unread,
Sep 16, 2007, 3:50:13 PM9/16/07
to
przeczytane Dzięki

Muzzy

unread,
Sep 17, 2007, 4:32:58 AM9/17/07
to
uffffffffff,

dobrze, ze wiedzialem, ze skoro czytam to znaczy ze autor zyje,
bo inaczej bym sie na zawal przekrecil przed happyendem

Pytales mnie co o tym sadze,
mielismy wczoraj pogadac,
ale nie dojechalem na Żar,
ciesze sie, ze zyjesz, a Twoje latanie ?

Mysle, ze nikt nie odpowie Ci na pytanie
czy latac dalej, czy odpuscic, zmienic pasje.

Musisz sam przeanalizowac te wszystkie przypadki,
stwierdzic ile w tym wszystkim bylo Twojego "złego myślenia"
ile spowodowaly jakies wewnetrzne blokady w chwili stresu,
a ile jest winne chyba jednak troche niespokojne skrzydlo.
czy te historie zdarzylyby sie na przyklad na holu, na plaskim.

...zrobic tabelke, wppisac cyferki ;o)

tu zatruje, ale jak przanalizujesz jaki wplyw maja te poszczegolne
skladniki,
to moze cos sensownego z tego wyjdzie,
albo, ze trzeba zmienic skrzydlo,
albo popracowac nad koncentracja,
moze przestac latac w gorach,
albo przestac latac wcale.

Te moje podpowiedzi sa tylko kilkoma, ktore przyszly mi do glowy,
mysle, ze ktos inny znalazlby wiecej czynnikow,
powodow tych Twoich przypadkow.

W sumie moglem napisac na priv,
ale tego typu problemy zdarzaja sie tez innym
takie mysli, co dalej,
wiec dla przemyslenia - tutaj
no i moze ktos cos madrego dopowie.

trzymaj sie,

Muzzzy

--
http://paraptaki.republika.pl - w powietrzu
http://www.muzzylogger.com - sluzbowo
k_wejdma...@op.pl - calkiem prywatnie


"Wielki Brat" <maciek_j...@poczta.onet.eu> wrote in message
news:3c10.000000...@newsgate.onet.pl...

dziura

unread,
Sep 17, 2007, 5:20:49 AM9/17/07
to
[ciach]

Ciesze sie ze zyjesz, bo gdy bylismy z JaremXS w potrzebie to
przyszedles nam z pomoca, mimo ze wtedy miales wazniejsze sprawy na
glowie. Dzieki wielkie za bezinteresowne uzyczenie kabli i samochodu...
Mialem kiedys podobna 'przygode' - nauczyla mnie lepiej oceniac warunki
i to co moze sie stac (wtedy jeszcze nie latalem - wtedy zeglowalem).

pozdrawiam,
dziura

Wojciech Gabryjelski

unread,
Sep 17, 2007, 5:33:12 AM9/17/07
to
>
> Upływają kolejne sekundy albo minuty. Tracę poczucie czasu. Wolno zbliżam się
> do brzegu. Wolno, zbyt wolno...
>
> Kolejna fala strachu blokująca racjonalne myślenie.
>
> Nabrałem dystansu do drobiazgów dnia codziennego.

> Posiadłem doświadczenie w wodowaniu i wiedzę, by w przyszłości samodzielnie

> wyjść cało z podobnej opresji.
>
> Przerobiłem mocowanie kokpitu na szybkozłączki !!!
>
>

Brawo Wielki Bracie. Dzięki ze to opisałeś. Napisz jakie są Twoje
przemyslenia odnosnie wodowania. Kazdemu sie moze przydac.

/Woj./

Piotrek

unread,
Sep 17, 2007, 8:45:20 AM9/17/07
to
> Własne mijają kolejne dwa tygodnie...
>
> Jutro mam zamiar długo polatać i bezpiecznie wylądować.
> A czy się uda?
> Odpowiedź zna tylko wiatr...

Fajnie, ze jestes wsrod nas ;-) Jakbys czytal sf w wykonaniu naszego dyzurnego
bajkopisarza, to bys nie tylko wiedzial, jak zachowac sie po wodowaniu ale tez
jak profesjonalnie penetrowac koryta polskich rzek tudziez kanalow z napedem na
plecach (nie pamietam, czy z przypietym skrzydlem czy bez ;-)))

Piotrek, co preferowalby jednak zielone, bo woda w Miedzybrodzkiem mokra, zimna
i smierdzi...

Maru

unread,
Sep 17, 2007, 9:22:13 AM9/17/07
to
> Nabrałem dystansu do drobiazgów dnia codziennego.
> Być może stałem się silniejszy psychicznie i odporniejszy na stres. Odstawiłem
> leki.
> Zdobyłem siłę na pokonywanie swoich słabości i trudów dnia powszedniego.
> Posiadłem doświadczenie w wodowaniu i wiedzę, by w przyszłości samodzielnie
> wyjść cało z podobnej opresji.
>
> Przerobiłem mocowanie kokpitu na szybkozłączki !!!
>
>
> Własne mijają kolejne dwa tygodnie...
>
> Jutro mam zamiar długo polatać i bezpiecznie wylądować.
> A czy się uda?
> Odpowiedź zna tylko wiatr...
>
> WB

Czasem nawet nie wyobrażamy sobie jak cienka granica nas dzieli od
śmierci. Najważniejsze, że czuwa nad Tobą Anioł Stróż.
Dziwna sprawa, ale zawsze jak czujemy się jakoś dziwnie, jakoś nie tak,
to chyba lepiej odpuścić i przeczekać.
Pojawiają się jakieś dziwne sploty okoliczności, najczęściej te
niechciane. Jakoś mimowolnie prowokujemy sytuacje, które normalnie nie
powinny się zdarzyć. Może to brak odpowiedniej koncentracji, zła ocena
niektórych sytuacji. Po prostu nic na siłę.

Pozdrawiam, życzę szczęśliwych lotów.

gillia...@gmail.com

unread,
Sep 17, 2007, 11:23:25 AM9/17/07
to
WielkiBracie życzliwe pozdrowienia i powodzenia :)
Jaqb

Jacek Zdynowski

unread,
Sep 17, 2007, 2:16:22 PM9/17/07
to
Witaj
Jakoś latał zanim pojawiły się problemy, znaczy trza se to uporządkować i
będzie ok. Nie rozczulać się nad sobą, skalibrować psychę na nowo i brać się
za latanie, bo nikt za niego się nie nalata! :)
pozdr. Atlantyda

Użytkownik "Muzzy" <k_wejdm...@op.pl> napisał w wiadomości
news:fcle3r$r6v$1...@news.onet.pl...

jurek-wozny

unread,
Sep 18, 2007, 1:06:58 PM9/18/07
to
współczuje

Użytkownik "Wielki Brat" <maciek_j...@poczta.onet.eu> napisał w
wiadomości news:3c10.000000...@newsgate.onet.pl...

Wielki Brat

unread,
Sep 28, 2007, 4:10:08 PM9/28/07
to
Dzisiaj zajrzałem do prywatnej poczty i znalazłem kilka listów związanych z
moim postem.
Serdeczne dzięki za wszystkie miłe i ciepłe słowa oraz chęć pomocy!!!

To zmusiło mnie by zajrzeć na Listę i przeczytać uwagi i odpowiedzi do mojej
grafomanii.

Napisałeś:


>
> Mysle, ze nikt nie odpowie Ci na pytanie
> czy latac dalej, czy odpuscic, zmienic pasje.

(...)
>
> Muzzzy

Tego pytania nie zadałem :))) Napisałem na końcu:

> Własne mijają kolejne dwa tygodnie...
>
> Jutro mam zamiar długo polatać i bezpiecznie wylądować.
> A czy się uda?
> Odpowiedź zna tylko wiatr...

Pojechałem na Żar, wiało dość wrednie z południowego zachodu.

Popatrzyłem na drzewka w które pikowałem...
Popatrzyłem na wodę w której pływałem...

By nie kusić losu sobie odpuściłem.

Zjeżdzając z Żaru, na wysokości lotniska skasowałem motocykl ... Szefa
Technicznego Gorskiej Szkoły Szybowcowej Żar.
Jak obydwaj trochę ochłoneliśmy to usłyszałem: "I to ... pilot pilotowi
zrobił!".

Moje tegoroczne doświadczenia nie pozostały obojętne dla zdrowia. Jestem pod
opieką dwóch specjalistów i wiem, że będą kolejni.
Rzozregulował mi się troche organizm i lekarze chcą stwierdzić, czy niektóre z
objawów mają podłoże psychosomatyczne czy też są wynikiem niedotlenienia w
wyniku podtopienia.

Jestem już po kilku badaniach, w poniedziałek idę na tomografię mózgu a za dwa
tygodnie na EEG.

To znaczy mam wyznaczone terminy ale czeka mnie jeszcze weekend.

Własnie mijają kolejne dwa tygodnie... :)))

0 new messages