Google グループは Usenet の新規の投稿と購読のサポートを終了しました。過去のコンテンツは引き続き閲覧できます。
Dismiss

O chwaleniu dnia przed zachodem słońca

閲覧: 0 回
最初の未読メッセージにスキップ

Artur Chruściel

未読、
2004/08/14 16:30:252004/08/14
To:
"Przypływy nocy" czytałem długo. Dłużej niż wynikałoby to z ich
objętości i innych moich zajęć. Dłużej niż poprzednie cztery tomy
"Malazańskiej księgi poległych". Męczyłem się z tą książką niemal jak
przy pierwszym moim podejściu do "Ogrodów Księżyca", ale w
przeciwieństwie do "Ogrodów" mam wrażenie, że zdania o "Przypływach"
raczej nie zmienię. A nie jest to zdanie dobre: "Przypływy" to książka
dziwaczna i słaba. Ścieżka pisarska Eriksona zawiodła go gdzieś pomiędzy
Pratchetta w jego stanach średnich i Herberta w stanach najniższych, a
ta mieszanka (niezłego) absurdalnego humoru i bełkotliwego
pseudofilozofowania okazała się dla mnie niemal nieprzyswajalna.

Owszem, jedno i drugie już u Eriksona było, ale tym razem stężenie i
jednego i drugiego okazało się dla książki zabójcze. Humor w takich
ilościach do epickiej fantasy po prostu nie pasuje, zwłaszcza że wygląda
na zasłonę dymną, pozwalającą przemycać rozwiązania śmiertelnie
niebezpieczne dla kołków od niewiary. Natomiast filozoficzne dywagacje
natury wszelakiej, z których absolutnie nic nie wynika, sprawiły, że
"Przypływy" szczególnie mocno kojarzyły mi się z "Dziećmi Diuny", po
których swoją znajomość z cyklem Herberta musiałem przerwać [*].

Niestety, jest też coś, czego u Eriksona wcześniej nie było (a może po
prostu w lepszych książkach było to mniej widoczne): przegadanie i
nabijanie objętości. Dużo za dużo jest wątków i postaci, które wnoszą do
książki bardzo niewiele. Owszem, zwykle Erikson wprowadza w ten sposób
elementy, które w finale są mu potrzebne, ale stosuje tę sztuczkę zbyt
często i sam staje się ofiarą splecionej przez siebie sieci gdy plany
bohaterów i prowadzone przez nich przedsięwzięcia, w świetle
późniejszych wydarzeń okazują się zupełnie zbędne. Prawda, gdyby lepiej
to wszystko było poukładane, powiedziałbym, że to realizm, kiedy plany
snute przy pewnych założeniach szlag trafia razem z tymi założeniami.
Ale taka ocena jest u mnie pochodną klasy z jaką zostało to pokazane. W
przypadku "Przypływów nocy" skłonny jestem raczej mówić o
bałaganiarstwie niż o realizmie.

Co dostajemy w efekcie? "Dom Łańcuchów" w 1/4 był prequelem, zaś
"Przypływy nocy" są nim w całości. Ale 800 stron to za mało, by
doprowadzić fabułę do prologu "Domu", gdzie ścieżki Trulla Sengara,
będącego w tej części jedną z głównych postaci, i Tiste Edur rozeszły
się dość gwałtownie. Ba, jest wysoce prawdopodobne, że do tego momentu
pozostał dobry rok akcji, co wskazuje, że znów możemy mieć do czynienia
z układem przeplecionych dwutomowych opowieści. A ponieważ treścią
"Przypływów" są narodziny imperium Tiste Edur (m.in. kolejne fragmenty
dokładane są do pochodzenia zatopionej groty przewijającej się przez
poprzednie tomy), niewykluczone więc, że "Malazańską księgę poległych"
zakończy starcie Edur z Malazem, choć śmiem wątpić, czy będzie tak
emocjonujące, jak można się spodziewać.

Po rewelacyjnym Capustanie we "Wspomnienie Lodu" Erikson wyraźnie
spuścił z tonu jeżeli chodzi o batalistykę, jakby obawiając się, że na
coś równie dobrego już go nie stać. Ale o ile w "Domu Łańcuchów" wojna
rozeszła się po kościach, to tym razem dochodzi do poważnych bitew,
które potraktowane są zbyt skrótowo, pozbawione rozmachu, ograniczone do
magicznego fajerwerku. I na tym również książka wiele traci.

Na plus natomiast liczę Eriksonowi, że nie zapędził się ślepo w naiwne
ideologie. Starcie Tiste Edur z Letherem to (uogólniając) starcie
cywilizacji Zachodu (czy wręcz USA) z kulturami plemiennymi. I o ile
Lether nie jest darzony przez autora wielką sympatią, jako przesiąknięty
chciwością i obciążony krwią wyniszczonych w podbojach plemion, to
szczęśliwie nie jesteśmy katowani tyradami o tychże plemion moralnej
wyższości [***]. Ba, Erikson posuwa się nawet do konkluzji, że pewne
formy funkcjonowania społeczeństwa są nieuniknionymi konsekwencjami
natury ludzi i świata. Że pewne idee są po prostu nieosiągalne w ramach
zastanych ograniczeń. Jako zwolennik Letheru powiem, że dobre i to.

Może to właśnie w motywie starcia cywilizacji leżał klucz do powstania
świetnej książki, nasyconej konfliktami i emocjami prawdziwymi a nie
pozornymi. Może w postaciach takich jak Hull Beddict, Udinaas, Seren
Pedac. Ale za dużo jest sprzeczności, póz, deklaracji zamiast działań. W
każdym razie to mogła być dobra książka, o której pisałbym recenzję
zatytułowaną na przykład "Są ludy co dojrzały do śmierci...". Tymczasem
muszę żałować, że świetna seria znalazła się na rozdrożu i zapewne nie
pójdzie w lepszym z kierunków. Że chwaliłem zbyt wcześnie.

Tym większa szkoda, że dzieje się to właśnie gdy doczekaliśmy się jej w
hardcoverze...

/------------------\
| Steve Erikson |
| "Przypływy nocy" |
| MAG 2004 |
\------------------/

[*] Aczkolwiek pierwszy tom jest znakomity.

[**] BTW, MAG się rypnął, czy Erikson planuje coś bardzo egzotycznego?
Prolog "Domu" to 1139 rok Snu Pożogi, podczas gdy akcja "Przypływów
nocy" rozpoczyna się w roku 1161...

[***] Jak np. w "Testamencie" Grishama.

--
Artur Chruściel C w- s+ L--/+ M+/ G-- c-/ p--- W? k-- n-- g- S++ t--/

Przeczytane: [OT] John Steinbeck "Tortilla Flat" (4/5)
Steve Erikson "Przypływy nocy" (2/5)

Eryk Remiezowicz

未読、
2004/08/23 2:59:182004/08/23
To:

Użytkownik "Artur Chruściel" <art...@poczta.onet.pl> napisał w wiadomości
news:cflsom$fd6$1...@news.onet.pl...

> "Przypływy nocy" czytałem długo. Dłużej niż wynikałoby to z ich
> objętości i innych moich zajęć. Dłużej niż poprzednie cztery tomy
> "Malazańskiej księgi poległych". Męczyłem się z tą książką niemal jak
> przy pierwszym moim podejściu do "Ogrodów Księżyca", ale w
> przeciwieństwie do "Ogrodów" mam wrażenie, że zdania o "Przypływach"
> raczej nie zmienię. A nie jest to zdanie dobre: "Przypływy" to książka
> dziwaczna i słaba. Ścieżka pisarska Eriksona zawiodła go gdzieś pomiędzy
> Pratchetta w jego stanach średnich i Herberta w stanach najniższych, a
> ta mieszanka (niezłego) absurdalnego humoru i bełkotliwego
> pseudofilozofowania okazała się dla mnie niemal nieprzyswajalna.

Pozwolę sobie być innego zdania. Niewiele znalazłem w "Przypływach nocy"
pseudofilozofii. To, co Erikson chciał przekazać (jeżeli przyświecał mu taki
zamiar) zrobił klarownie i zgrabnie. Bez wykładów i zadęcia, poprzez czyny i
wydarzenia.

>
> Owszem, jedno i drugie już u Eriksona było, ale tym razem stężenie i
> jednego i drugiego okazało się dla książki zabójcze. Humor w takich
> ilościach do epickiej fantasy po prostu nie pasuje, zwłaszcza że wygląda
> na zasłonę dymną, pozwalającą przemycać rozwiązania śmiertelnie
> niebezpieczne dla kołków od niewiary.

Nie wiem, czemu humor miałby nie pasowac do epickiego fantasy, zwłaszcza, że
ogranicza się w znakomitej większości do jednego wątku. Albo ja inne
poczucie humoru mam :-)
Co do dziwnych rozwiązań... Jakie to rozwiązania?

> Natomiast filozoficzne dywagacje
> natury wszelakiej, z których absolutnie nic nie wynika, sprawiły, że
> "Przypływy" szczególnie mocno kojarzyły mi się z "Dziećmi Diuny", po
> których swoją znajomość z cyklem Herberta musiałem przerwać [*].

Jestem w sumie wyczulony na ple, ple o życiu i całej reszcie, zgadzam się
również z opinią nt. Herberta i tym bardziej dziwię się czytając Twoje
zdanie. Nie znalazłem tego w "Przypływach nocy". Owszem, bywają momenty
refleksji i poważniejsze rozmowy, ale ciężko mi porównywac ich ilość ze
stężeniami bełkotu z dalszych tomów Diuny.

>
> Niestety, jest też coś, czego u Eriksona wcześniej nie było (a może po
> prostu w lepszych książkach było to mniej widoczne): przegadanie i
> nabijanie objętości. Dużo za dużo jest wątków i postaci, które wnoszą do
> książki bardzo niewiele. Owszem, zwykle Erikson wprowadza w ten sposób
> elementy, które w finale są mu potrzebne, ale stosuje tę sztuczkę zbyt
> często i sam staje się ofiarą splecionej przez siebie sieci gdy plany
> bohaterów i prowadzone przez nich przedsięwzięcia, w świetle
> późniejszych wydarzeń okazują się zupełnie zbędne.

Tu mogę się zgodzić. Na zimno patrząc - wiele wątków ubocznych jest zupełnie
niepotrzebnych i można by je ściąć. Problem w tym, że wątki obecnie zupełnie
bezsensowne mają prawo eksplodować w następnych tomach, taka już tego cyklu
uroda.

>
> Co dostajemy w efekcie? "Dom Łańcuchów" w 1/4 był prequelem, zaś
> "Przypływy nocy" są nim w całości.

Też sie nie zgodzę. Osią opowieści jest konflikt Przykuty vs. reszta świata.
W "Przypływach nocy" opisano otwarcie jednego z frontów tej walki i jest to
prequel o tyle, o ile Stalingrad był prequelem D-Day.

[cut]


> Po rewelacyjnym Capustanie we "Wspomnienie Lodu" Erikson wyraźnie
> spuścił z tonu jeżeli chodzi o batalistykę, jakby obawiając się, że na
> coś równie dobrego już go nie stać. Ale o ile w "Domu Łańcuchów" wojna
> rozeszła się po kościach, to tym razem dochodzi do poważnych bitew,
> które potraktowane są zbyt skrótowo, pozbawione rozmachu, ograniczone do
> magicznego fajerwerku. I na tym również książka wiele traci.

Zgoda/niezgoda. Na ile Erikson boi sie bitew, na ile ograniczenie ich jest
efektem takiego, a nie innego rozwoju akcji? Uzależnienie wyników
prowadzonych przez Tiste Edur wojen od magii jest jednocześnie uzależnieniem
od dawcy tejże magii i prowadzi do pogłębienia ich zależności.

[cut]

> Może to właśnie w motywie starcia cywilizacji leżał klucz do powstania
> świetnej książki, nasyconej konfliktami i emocjami prawdziwymi a nie
> pozornymi.

[cut]


Ja taką właśnie książkę przeczytałem

Eryk

メッセージは削除されました
メッセージは削除されました

Artur Chruściel

未読、
2004/08/23 7:50:532004/08/23
To:
/* Przepraszam, jeśli się rozdwoiło. Cancelowałem poprzednie, bo mi
przypadkiem poszlo z niezaspamionego konta. */

Eryk Remiezowicz:

> Pozwolę sobie być innego zdania. Niewiele znalazłem w "Przypływach nocy"
> pseudofilozofii.

Pomijając Kuru Quana, który zapewne celowo miał zapędzić Yodę do kąta,
najbardziej drażnią mnie "przeżycia wewnętrzne" Trulla i Seren Pedac.
Zwłaszcza Seren, u której to wszystko nie chce mi się złożyć w całość.

"To są strażnicy daremności. Poręczyciele absurdu. Odbicia na samych, na
wieczność uwięzione w tańcu wiecznych powtórzeń. Po wieczność będą tylko
niewyraźnymi sylwetkami, ponieważ to jest wszystko, co potrafimy ujrzeć,
gdy spoglądamy na siebie, na swoje życie. Wrażenia, wspomnienia i
doświadczenia, cuchnąca gleba, w której zakorzeniają się myśli. Blade
kwiaty wyrastające pod pustym niebem.

Gdyby tylko mogła, zatopiłaby ię w tej skalnej ścianie, by krążyć przez
wieczność w towarzystwie owych bezkształtnych sylwetek i być może od
czasu do czasu wyglądać na zewnątrz. (...)"

Zdania jako takie są niebrzydkie, ale co z nich wynika? Biorąc pod
uwagę, że te sylwetki nie są metaforą tylko rzeczywistymi bytami? Że to,
co dla niej uosabiają jako metafora jest równoważne jej własnemu życiu?
Że w pewnym sensie powinny uosabiać tym samym wszelkie uzależnienie od
przeszłości, a więc nie tylko Edur, ale wszystkich zniszczonych plemion
i Letheru?

Albo: "Stwierdzenie, że mężczyźni są nieskomplikowani, byłoby pójściem
na łatwiznę, pomyślała, uśmiechając się do siebie szyderczo. Co prawda,
gdyby się nie znali, mogliby teraz kręcić się wokół siebie i obwąchwać
nawzajem pod ogonami. Podobne sytuacje skłaniały do konkluzji, które
odrzucały wszelkie myśli o skomplikowaniu, podsuwając na ich miejsce
cały zastęp pocieszających uogólnień. Spotkanie dwóch mężczyzn, którzy
byli przyjaciółmi, niweczyło jednak podobne uogólnienia i podważało
zrodzoną z nich pogardę, nieuchronnie prowadząc kobietę do gniewu.
I dziwnego, złośliwego pragnienia, by stanąć pomiędzy nimi"

To akurat podoba mi się szalenie, co nie zmienia faktu, że ma się nijak.
Cokolwiek by z tego wyczytać o Seren: że jest psychologiem
dobrym/kiepskim, że jest introwertyczką, dobrą/złą obserwatorką... W
świetle jej roli w wydarzeniach (przecież ona ciągle ucieka przed
udziałem w czymkolwiek) jest niepotrzebne lub nadmiarowe. Tak, jak
nadmiarowe byłoby tłumaczenie, dokąd idzie ktoś, na kogo wpada główny
bohater. Natomiast ceną za takie introspekcje jest przeciążenie książki
rozważaniami mniej lub bardziej celnymi, ale zbędnymi.

BTW, następny po zacytowanym akapit, to już jest IMHO pseudofilozoficzny
bełkot:

"Na kamienistej plaży mężczyzna patrzy na ziemię i widzi jeden kamień, a
potem drugi i trzeci. Kobieta patrzy na ziemię i widzi... kamienie. Być
może jednak to również jest uproszczenie. Liczba pojedyncza dla mężczyzn
i liczba mnoga dla kobiet. Zapewne wszyscy nosimy w sobie fragmenty
jednego i drugiego."

***

Co do Trulla, to w trzecim rozdziale (podczas czuwania nad zwłokami)
daje on świetne rozróżnienie postaw (zasady bytu?) Dzieci Cienia,
Światła i Ciemności. I jakie to ma przełożenie na rzeczywistość? Ani w
przeszłości, ani w teraźniejszości, Edur nie toczą wojen ideologicznych
(tudzież nie powstrzymują się od takich wojen), tylko prowadzą normalną
ekspansję. Teraźniejszość jest zrozumiała - wspomnienie łańcuchów jest
dostatecznie jednoznaczne, ale Scabandri nie był przecież zależny od
Okaleczonego...

***

A dodaj jeszcze do tego wszsytkie rozważania związane z metaforyką
przypływu. Albo uznaj, że jej nie rozumiem i wytłumacz...

> Nie wiem, czemu humor miałby nie pasowac do epickiego fantasy, zwłaszcza, że
> ogranicza się w znakomitej większości do jednego wątku. Albo ja inne
> poczucie humoru mam :-)

Tylko że ten wątek to nie tylko dialogi Tehol & Bugg, ale niemal cała
akcja w Letheras. Z jednej strony przez Kuru Quana a z drugiej - przez
wszelkie kontakty Tehola i Bugga: z Hehun, Rissarh & Shand, Ublalą,
śledczą Szczurołapów, Shuruq. I powtarzam: humor jako taki pasuje
świetnie, gdy dobrze go włączyć w wątki poważniejsze (jak u
Sapkowskiego, który potrafi być zabawny i tragiczny nie tylko na tej
samej stronie ale i w tym samym zdaniu), ale tutaj...

> Co do dziwnych rozwiązań... Jakie to rozwiązania?

...jego stężenie trzęsie prawdopodobieństwem. Moje kołki wiele zniosą,
ale przy możliwościach Shurq Elalle trzasnęły. Nic, tylko rzucać klątwy
Mało straszne dla ofiary, BTW) i produkować martwiaki - aż dziw, że ich
tak mało. I tak dobrze, że Erikson przytomnie ograniczył możliwość ich
tworzenia do Letheru, bo poprzednie tomy byłyby do wyrzucenia.

Podobnie sugerowana skuteczność maskowania się Tehola jest, delikatnie
mówiąc, dyskusyjna. Choćby przez to, że powiązanie go z działaniami
Bugga nie powinno być zbyt trudne. Mocno też wątpie, że jego ubóstwo
powstrzymałoby ofiary przekrętu przed zemstą - zwłaszcza przy choćby
cieniu podejrzenia.

Bez związku z obecnością humoru jest natomiast porażająca głupota Brysa
w finale. Mnie osobiście nawet nie przyszło do głowy, że Ezgara mógł
wypić cokolwiek innego, niż to, co wypił.

> Owszem, bywają momenty refleksji i poważniejsze rozmowy, ale ciężko
> mi porównywac ich ilość ze stężeniami bełkotu z dalszych tomów Diuny.

Może i faktycznie jest tego mniej, ale metoda podobna. Herbert co
najmniej trzy razy w trzech tomach jako wielkie objawienie podaje
głęboki związek czerwi z całą ekologią Diuny, a Erikson ustami (lub
myślami) niemal każdej postaci wykłada filozofię Letheru: jaki to on
chciwy, amoralny, przekonany o swym przeznaczeniu.

> Tu mogę się zgodzić. Na zimno patrząc - wiele wątków ubocznych jest zupełnie
> niepotrzebnych i można by je ściąć. Problem w tym, że wątki obecnie zupełnie
> bezsensowne mają prawo eksplodować w następnych tomach, taka już tego cyklu
> uroda.

Tylko że są dwie kategorie takich wątków. Taki np. podwodny strażnik ma
pełne prawo eksplodować, a już plany wywołania krachu giełdowego w
sposób wręcz boleśnie wyrazisty posłużyły autorowi tylko po to, żeby
zebrać określone postacie w określonych miejscach.

>>Co dostajemy w efekcie? "Dom Łańcuchów" w 1/4 był prequelem, zaś
>>"Przypływy nocy" są nim w całości.
>
> Też sie nie zgodzę. Osią opowieści jest konflikt Przykuty vs. reszta świata.
> W "Przypływach nocy" opisano otwarcie jednego z frontów tej walki i jest to
> prequel o tyle, o ile Stalingrad był prequelem D-Day.

Ależ ja nie użyłem określenia "prequel" w sensie pejoratywnym, tylko
żeby umiejscowić fabułę w osi wydarzeń cyklu. Lether nie był wyciągnięty
z kapelusza i nie ma nic złego w tym, że Erikson pokazuje inny front.
Zastrzeżenia dotyczyły raczej tego jak pokazuje.

>>Po rewelacyjnym Capustanie we "Wspomnienie Lodu" Erikson wyraźnie
>>spuścił z tonu jeżeli chodzi o batalistykę, jakby obawiając się, że na
>>coś równie dobrego już go nie stać. Ale o ile w "Domu Łańcuchów" wojna
>>rozeszła się po kościach, to tym razem dochodzi do poważnych bitew,
>>które potraktowane są zbyt skrótowo, pozbawione rozmachu, ograniczone do
>>magicznego fajerwerku. I na tym również książka wiele traci.
>
> Zgoda/niezgoda. Na ile Erikson boi sie bitew, na ile ograniczenie ich jest
> efektem takiego, a nie innego rozwoju akcji?

To prawda, że uzasadnienie jest, ale to nie czyni batalistyki
"Przypływów" lepszą.

>>Może to właśnie w motywie starcia cywilizacji leżał klucz do powstania
>>świetnej książki, nasyconej konfliktami i emocjami prawdziwymi a nie
>>pozornymi.
>

> Ja taką właśnie książkę przeczytałem

Uwierz, że też bym chciał taką przeczytać, ale się nie udało.

Eryk Remiezowicz

未読、
2004/08/25 2:22:192004/08/25
To:

Użytkownik "Artur Chruściel" <art...@poczta.onet.pl> napisał w wiadomości
news:cgcllp$nju$1...@news.onet.pl...

>
> > Pozwolę sobie być innego zdania. Niewiele znalazłem w "Przypływach nocy"
> > pseudofilozofii.
>
> Pomijając Kuru Quana, który zapewne celowo miał zapędzić Yodę do kąta,
> najbardziej drażnią mnie "przeżycia wewnętrzne" Trulla i Seren Pedac.
> Zwłaszcza Seren, u której to wszystko nie chce mi się złożyć w całość.
>
> "To są strażnicy daremności. Poręczyciele absurdu. Odbicia na samych, na
> wieczność uwięzione w tańcu wiecznych powtórzeń. Po wieczność będą tylko
> niewyraźnymi sylwetkami, ponieważ to jest wszystko, co potrafimy ujrzeć,
> gdy spoglądamy na siebie, na swoje życie. Wrażenia, wspomnienia i
> doświadczenia, cuchnąca gleba, w której zakorzeniają się myśli. Blade
> kwiaty wyrastające pod pustym niebem.
>
> Gdyby tylko mogła, zatopiłaby ię w tej skalnej ścianie, by krążyć przez
> wieczność w towarzystwie owych bezkształtnych sylwetek i być może od
> czasu do czasu wyglądać na zewnątrz. (...)"
>
> Zdania jako takie są niebrzydkie, ale co z nich wynika? Biorąc pod
> uwagę, że te sylwetki nie są metaforą tylko rzeczywistymi bytami? Że to,
> co dla niej uosabiają jako metafora jest równoważne jej własnemu życiu?
> Że w pewnym sensie powinny uosabiać tym samym wszelkie uzależnienie od
> przeszłości, a więc nie tylko Edur, ale wszystkich zniszczonych plemion
> i Letheru?

Seren cały czas żyje przeszłością. To, co przeżyła, odbiera jej chęć
dalszego życia i działania i chętnie odcięłaby sie od swojego życia. Tak ja
to odbieram.


>
> Albo: "Stwierdzenie, że mężczyźni są nieskomplikowani, byłoby pójściem
> na łatwiznę, pomyślała, uśmiechając się do siebie szyderczo. Co prawda,
> gdyby się nie znali, mogliby teraz kręcić się wokół siebie i obwąchwać
> nawzajem pod ogonami. Podobne sytuacje skłaniały do konkluzji, które
> odrzucały wszelkie myśli o skomplikowaniu, podsuwając na ich miejsce
> cały zastęp pocieszających uogólnień. Spotkanie dwóch mężczyzn, którzy
> byli przyjaciółmi, niweczyło jednak podobne uogólnienia i podważało
> zrodzoną z nich pogardę, nieuchronnie prowadząc kobietę do gniewu.
> I dziwnego, złośliwego pragnienia, by stanąć pomiędzy nimi"
>
> To akurat podoba mi się szalenie, co nie zmienia faktu, że ma się nijak.
> Cokolwiek by z tego wyczytać o Seren: że jest psychologiem
> dobrym/kiepskim, że jest introwertyczką, dobrą/złą obserwatorką... W
> świetle jej roli w wydarzeniach (przecież ona ciągle ucieka przed
> udziałem w czymkolwiek) jest niepotrzebne lub nadmiarowe. Tak, jak
> nadmiarowe byłoby tłumaczenie, dokąd idzie ktoś, na kogo wpada główny
> bohater. Natomiast ceną za takie introspekcje jest przeciążenie książki
> rozważaniami mniej lub bardziej celnymi, ale zbędnymi.

To już jest kwestia osobistego postrzegania ksiązki i tego, po co się ją
czyta. Różni ludzie różne lubią stosunki akcja/medytacja. Jedni lubia więcej
pogaduszek, inni żądają, aby klażdy akapit wpasowywał się w bieg akcji.
Jednak akapit ten dość jasno odaje rolę Seren - ona patrzy wyłącznie w
przeszłość i, co ważniejsze, wyłącznie patrzy. Sens tej wypowiedzi trzeba
rozpatrywac w świetle tego, że jeden z tej facetów był kiedyś jej ukochanym.
Teraz zimno go ogląda, niczym psa i wymyśla sobie przyczyny, żeby nie
podejść i nie porozmawiać.

>
> BTW, następny po zacytowanym akapit, to już jest IMHO pseudofilozoficzny
> bełkot:
>
> "Na kamienistej plaży mężczyzna patrzy na ziemię i widzi jeden kamień, a
> potem drugi i trzeci. Kobieta patrzy na ziemię i widzi... kamienie. Być
> może jednak to również jest uproszczenie. Liczba pojedyncza dla mężczyzn
> i liczba mnoga dla kobiet. Zapewne wszyscy nosimy w sobie fragmenty
> jednego i drugiego."

DGCC :-) Aż taki bełkot to nie jest. Cały czas buduje się tu postać osoby,
która jedynie myśli, czasem o rzeczach zbędnych.

>
> ***
>
> Co do Trulla, to w trzecim rozdziale (podczas czuwania nad zwłokami)
> daje on świetne rozróżnienie postaw (zasady bytu?) Dzieci Cienia,
> Światła i Ciemności. I jakie to ma przełożenie na rzeczywistość? Ani w
> przeszłości, ani w teraźniejszości, Edur nie toczą wojen ideologicznych
> (tudzież nie powstrzymują się od takich wojen), tylko prowadzą normalną
> ekspansję. Teraźniejszość jest zrozumiała - wspomnienie łańcuchów jest
> dostatecznie jednoznaczne, ale Scabandri nie był przecież zależny od
> Okaleczonego...

Jest jeden moment, w którym ta ideologia zaczyna odgrywac rolę, a mianowicie
podczas walki z Kuru Qanem. Ale przyznaję, ten akurat fragment muszę sobie
odświeżyć.

>
> ***
>
> A dodaj jeszcze do tego wszsytkie rozważania związane z metaforyką
> przypływu. Albo uznaj, że jej nie rozumiem i wytłumacz...

Znaczy, najprostszą metaforą jest powstanie imperium Edur. "Przypływ nocy"
to zalanie ziem Letheru przez imperium cienia.

>
> Tylko że ten wątek to nie tylko dialogi Tehol & Bugg, ale niemal cała
> akcja w Letheras. Z jednej strony przez Kuru Quana a z drugiej - przez
> wszelkie kontakty Tehola i Bugga: z Hehun, Rissarh & Shand, Ublalą,
> śledczą Szczurołapów, Shuruq. I powtarzam: humor jako taki pasuje
> świetnie, gdy dobrze go włączyć w wątki poważniejsze (jak u
> Sapkowskiego, który potrafi być zabawny i tragiczny nie tylko na tej
> samej stronie ale i w tym samym zdaniu), ale tutaj...

DGCC

>
> > Co do dziwnych rozwiązań... Jakie to rozwiązania?
>
> ...jego stężenie trzęsie prawdopodobieństwem. Moje kołki wiele zniosą,
> ale przy możliwościach Shurq Elalle trzasnęły. Nic, tylko rzucać klątwy
> Mało straszne dla ofiary, BTW) i produkować martwiaki - aż dziw, że ich
> tak mało.

Cena, cena, cena. Per analogiam: tytan to świetny materiał konstrukcyjny,
nic tylko stosować, a jednak nie wszędzie się go używa, bo jest drogi.
Więcej - z powodu ceny jego właściwości nie każdemu są znane. A nawet, jak
już skojarzy tytan, to o tantalu raczej wiedzieć nie będzie :-)
Więcej - możliwości Shurq to nie tylko efekt bycia martwiakiem, ale zawodu,
jaki wykonywała przed śmiercią.

> Podobnie sugerowana skuteczność maskowania się Tehola jest, delikatnie
> mówiąc, dyskusyjna. Choćby przez to, że powiązanie go z działaniami
> Bugga nie powinno być zbyt trudne. Mocno też wątpie, że jego ubóstwo
> powstrzymałoby ofiary przekrętu przed zemstą - zwłaszcza przy choćby
> cieniu podejrzenia.

Owszem. To mi się nie podobało, jak również to, że nikt nie zdemaskował tego
speleniącego gościa, któremu król nadał nietykalność. Obie sprawy były
ewidentne, zwłaszcza w takim królestwie intrygi, jak Lether.

>
> Bez związku z obecnością humoru jest natomiast porażająca głupota Brysa
> w finale. Mnie osobiście nawet nie przyszło do głowy, że Ezgara mógł
> wypić cokolwiek innego, niż to, co wypił.

Mnie też. Ale obaj siedzieliśmy w wygodnej kanapie, czytając ksiązkę. Brys
właśnie pociął, kogo pociął i stał twarzą w twarz z kilkoma niemiłymi Tist.
Do tego w sali unosił sie dyskretny wpływ Przypadku.
Do rozważenia po ponownej lekturze: może zrobił to świadomie??

> >>Po rewelacyjnym Capustanie we "Wspomnienie Lodu" Erikson wyraźnie
> >>spuścił z tonu jeżeli chodzi o batalistykę, jakby obawiając się, że na
> >>coś równie dobrego już go nie stać. Ale o ile w "Domu Łańcuchów" wojna
> >>rozeszła się po kościach, to tym razem dochodzi do poważnych bitew,
> >>które potraktowane są zbyt skrótowo, pozbawione rozmachu, ograniczone do
> >>magicznego fajerwerku. I na tym również książka wiele traci.
> >
> > Zgoda/niezgoda. Na ile Erikson boi sie bitew, na ile ograniczenie ich
jest
> > efektem takiego, a nie innego rozwoju akcji?
>
> To prawda, że uzasadnienie jest, ale to nie czyni batalistyki
> "Przypływów" lepszą.

No zaraz, przecież Erikson nie jest obowiązany do wrzucania w każdy tom paru
bitew, tylko dlatego, że komuś podobał się Capustan, czy też np. Sznur Psów.
Pozwólmy mu mieć swoje własne zamysły i je realizować :-) Powtarzam - brak
batalistyki w "Przypływach nocy" ma swoje mocne uzasadnienie i określone
konsekwencje.

Eryk


Artur Chruściel

未読、
2004/08/25 6:55:532004/08/25
To:
Eryk Remiezowicz:

> To już jest kwestia osobistego postrzegania ksiązki i tego, po co się ją
> czyta. Różni ludzie różne lubią stosunki akcja/medytacja. Jedni lubia więcej
> pogaduszek, inni żądają, aby klażdy akapit wpasowywał się w bieg akcji.

Żeby nie było, że mnie tylko bitka i wypitka w głowie, muszę chyba
przywołać mój bezgraniczny zachwyt nad "Sarantyńską mozaiką" ;) Zresztą
zaznaczyłem, że większość tych Eriksonowych dywagacji w oddzieleniu od
całości mi się podoba, a nie gra dopiero po wpasowaniu w tę całość. Po
prostu kiedy "dramatis personae" ma kilkadziesiąt pozycji trzeba trochę
zluzować i charakteryzować je nieco zwięźlejszymi technikami. Albo dawać
im znaczniejsze role, które uzasadnią rozległość prezentacji.

>>BTW, następny po zacytowanym akapit, to już jest IMHO pseudofilozoficzny
>>bełkot:
>>
>>"Na kamienistej plaży mężczyzna patrzy na ziemię i widzi jeden kamień, a
>>potem drugi i trzeci. Kobieta patrzy na ziemię i widzi... kamienie. Być
>>może jednak to również jest uproszczenie. Liczba pojedyncza dla mężczyzn
>>i liczba mnoga dla kobiet. Zapewne wszyscy nosimy w sobie fragmenty
>>jednego i drugiego."
>
> DGCC :-) Aż taki bełkot to nie jest. Cały czas buduje się tu postać osoby,
> która jedynie myśli, czasem o rzeczach zbędnych.

Przecież to tekst w stylu: "Życie jest jak most żelazny" ;)

> Jest jeden moment, w którym ta ideologia zaczyna odgrywac rolę, a mianowicie
> podczas walki z Kuru Qanem. Ale przyznaję, ten akurat fragment muszę sobie
> odświeżyć.

Swoją drogą podczas tej walki Brys też stoi jak głupi, zamiast chronić
cedę. Rozumiem, że mógłby nie zobaczyć Trulla pod osłoną cieni, ale jemu
nawet nie przychodzi na myśl rozejrzeć się dookoła...

>>Tylko że ten wątek to nie tylko dialogi Tehol & Bugg, ale niemal cała
>>akcja w Letheras. Z jednej strony przez Kuru Quana a z drugiej - przez
>>wszelkie kontakty Tehola i Bugga: z Hehun, Rissarh & Shand, Ublalą,
>>śledczą Szczurołapów, Shuruq. I powtarzam: humor jako taki pasuje
>>świetnie, gdy dobrze go włączyć w wątki poważniejsze (jak u
>>Sapkowskiego, który potrafi być zabawny i tragiczny nie tylko na tej
>>samej stronie ale i w tym samym zdaniu), ale tutaj...
>
> DGCC

Odnośnie Sapkowskiego, rozległości wątków, w których dominuje humor, czy
ich wkomponowania w całość? Bo jeżeli to ostatnie, to nie pasuje mi
właśnie maskowanie nimi rozwiązań nieprawdopodobnych.

>>>Co do dziwnych rozwiązań... Jakie to rozwiązania?
>>
>>...jego stężenie trzęsie prawdopodobieństwem. Moje kołki wiele zniosą,
>>ale przy możliwościach Shurq Elalle trzasnęły. Nic, tylko rzucać klątwy
>>Mało straszne dla ofiary, BTW) i produkować martwiaki - aż dziw, że ich
>>tak mało.
>
> Cena, cena, cena. Per analogiam: tytan to świetny materiał konstrukcyjny,
> nic tylko stosować, a jednak nie wszędzie się go używa, bo jest drogi.

Ale jeden taki martwiak z powodzeniem zarobi na kolejne. Wystarczy, że
włamie się do takich np. Rejestrów. A tu zadecydowały nie umiejętności
złodziejskie, ale, hmmmm..., społeczne Shurq ;)

> Więcej - z powodu ceny jego właściwości nie każdemu są znane.

Gerunowi są znane, a zużywa tytan na widelce.

> Owszem. To mi się nie podobało, jak również to, że nikt nie zdemaskował tego
> speleniącego gościa, któremu król nadał nietykalność.

Też mi ten pomysł przyszedł do głowy, zanim Erikson wyjaśnił. Po prostu
nie czytali w Letherze tyle fantasy co my ;) Trzeba by im trochę Kresa
podrzucić przez jakąś grotę...

A tożsamość Bugga była do odkrycia metodą eliminacji, ale tu trudno się
było wybronić. Mjągcvłrz glyxb, xvrql Mołąxnal cbjvrqmvnł qb avrtb
"śzvregryavxh", ale powiedzmy, że był dobrze zamaskowany ;)

> Mnie też. Ale obaj siedzieliśmy w wygodnej kanapie, czytając ksiązkę. Brys
> właśnie pociął, kogo pociął i stał twarzą w twarz z kilkoma niemiłymi Tist.
> Do tego w sali unosił sie dyskretny wpływ Przypadku.
> Do rozważenia po ponownej lekturze: może zrobił to świadomie??

Raczej nie. Chyba zależało mu na unieszkodliwieniu Rullada. Wygląda to
na przypadek idealizmu w postaci ostrzejszej, niż można było przypuszczać.

> No zaraz, przecież Erikson nie jest obowiązany do wrzucania w każdy tom paru
> bitew

Podobnie jak nie ma obowiązku pisania zabawnych dialogów czy snucia
filozoficznych rozważań ;) Ale rezygnując z rozbudowanej batalistyki
pozbawia się po prostu jednego ze swoich największych atutów.

Nie uważam bynajmniej, że pisarz jest zobowiązany pisać to, czego się po
nim spodziewam. Lubię "Extensy" po "Czarnych oceanach" i "Sarantyńskie
mozaiki" po "Fionavarskich gobelinach". Lubię "Grobowce Atuanu" po
"Czarnoksiężnikach z Archipelagu". Ale bywa, że ucieczka w nowe style i
/ lub konwencje fabularne kończy się porażką i już na przykład
"Narrenturmów" po "Wiedźminach" nie lubię...

--
Artur Chruściel C w- s+ L--/+ M+/ G-- c-/ p--- W? k-- n-- g- S++ t--/

Przeczytane: Stanisław Lem "Sezam" (3.5/5)
Kate Wilhelm "Gdzie dawniej śpiewał ptak" (3.5/5)

Artur Chruściel

未読、
2004/08/26 10:32:382004/08/26
To:
Jedna uwaga do recenzji z "Esensji": to, że nie wykorzystuje się mocy
grot wynika z tego, że "wiedza o magii" dla Letherczyków zatrzymała się
na poziomie Pierwszego Imperium, czyli na okresie Twierdz, nie Domów. To
nie jest nic nowego, tylko wcześniejszy etap. A grot jako takich używać
można, co z powodzeniem czyni Karmazynowa Gwardia. Edur też mają swoją
rozbitą Grotę Cienia.

Zresztą o ewolucji wyobrażeń świata nadprzyrodzonego sporo było w "Domu
Łańcuchów": jak to z rozwojem cywilizacji najpierw są bodaj Wozy, potem
Twierdze, a jeszcze później Domy.

BTW, wydaje mi się, że aspekty Ascendentów to taki anthos na odwrót: w
sporym zakresie kształtowany jest lokalnie przez wierzenia ludów. W
efekcie nie tylko mogą się różnić strukturą, ale również mogą być
reprezentowane przez różne Ascendenty (Zbłąkany to przecież bliźniaki
Oponn).

--
Artur Chruściel C w- s+ L--/+ M+/ G-- c-/ p--- W? k-- n-- g- S++ t--/

Przeczytane: Kate Wilhelm "Gdzie dawniej śpiewał ptak" (3.5/5)
Stanisław Lem "DyLEMaty" (3/5)

新着メール 0 件