Grupy dyskusyjne Google nie obsługują już nowych postów ani subskrypcji z Usenetu. Treści historyczne nadal będą dostępne.

No i wróciłem, było prawie idealnie

41 wyświetleń
Przejdź do pierwszej nieodczytanej wiadomości

Wojtek M.

nieprzeczytany,
18 sie 2007, 06:47:0418.08.2007
do
Witalcie.

UKRAINA TO PIĘKNY KRAJ!!
Nawet nie przypuszczałem, że jest tam tak ładnie. Szczególnie karpaty, a
przecież jest to zaledwie kawałeczek jaki zobaczyłem.

Najpierw zajechałem do Lwowa. Przeraziła mnie droga od granicy do miasta,
ale jakoś moja audiczka to przetrwała. We Lwowie nie ma ulic, jest poligon.
Tramwaje jeżdżą bardzo powoli, wszędzie przeciskają się małe autobusiki,
łady, skody, wołgi, mercedesy, bmw i lexusy :) Jeździ się tragicznie więc
samochód zostawiłem na parkingu strzeżonym i miasto zwiedzałem przy pomocy
komunikacji miejskiej i pieszo. Lwów jest piękny, rynek, uliczki dookoła,
kawiarenki, dużo torystów. O nocleg nie musiałem się martwić, ponieważ
nocleg znalazł mnie sam. Podszedł do mnie chłopaczek przedstawił się jako
Andrzej i załatwił kwaterę i pani Sławy na ul. Krakowskiej :) dosłownie 20m
od rynku. Zapłaciłem 30zł od osoby. Bardzo czysto i kulturalnie. Byłem
wdzięczny Andrzejowi, bo pomógł mi z tym a trochę się martwiłem. Potem
zaproponował, że oprowadzi mnie trochę. Zaczęliśmy spacerować po rynku. Po
godzinie zapragnąłem spędzić resztę wieczoru z rodziną. Wsadziłem mu
ukradkiem 5 $ do paczki papierosów i poczęstowałem :) Nie podziękował...
schował do kieszeni. Zrobiliśmy się głodni, postawiłem mu kolację. Nie
mogłęm się wyogóle od niego uwolnić. Strasznie ssał kasę. A najbardziej
przerażiła mnie akcja z wycieczką Polaków. Kilka osób z wycieczki widocznie
już go znała i jeden podszedł do niego i powiedział : No to teraz jak
złapałeś to jesteś prawie jak gość... Gdy już zorientowałem się ile w sumie
kasy wydałem na niego, a nic nie zobaczyłem to definitywnie się
pożegnaliśmy. Zapytał jeszcze czy dam mu banknot 1$ bo on zbiera. Dałem mu
:)
Na drugi dzień postanowiłęm pojechać w inne miejsce. Wybrałem się samochodme
do Kołomyji. Jednak zbyt poźna decyzja, liczne postoje po drodze sprawiły że
godzina 22 zastała mnie w drodze. Zatrzymałem się we wsi około 30 km przed
miastem. Poszedłem do jednego domu zapytać o nocleg ale 5 facetów i jadna
pijana kobieta jakoś mnie do tego zniechęcili. W drugim domu przyjęli mnie
jak rodzinę. Bardzo jestem wdzięczny tym ludziom. Z małym dzieckiem nie
chciałem jechać w nocy.
Nawet zostalismy poczęstowani ciastem. Gospodyni nie chciała wyogóle wziąść
pieniędzy. Ukradkiem wsadziłem jej 5$, a wnuczce dałem owoce i czekolady.
Rano zebrałem się do Kołomyji szukać swoich korzeni (mój prapra dziadek się
tam urodził). Niestety kościół moskale cały zdewastowali. a w tym co udało
się uratować i odnowić nic nie znalazłem. Rozmawaiałem z księdzem, ale
niestety nie potrafił mi pomóc. Ruscy urządzili tam dyskotekę! Wszystko
zdewastowali, a potem był tam jakiś sklep. Korzystając z okazji przejechałem
się "autobusem". Był to Ził (tak to taka ciężarówka) z nadbudową dla
pasażerów przerobiony na gaz. Ziły są napędzane benzyną Z kołomyji
pojechałem do miejscowości Kuty bo tam mieszkał. Tam zagadałem na cmentarzu
do jakiegoś Ukraińca. Wspaniały człowiek, bardzo mi pomógł. Sam z własnej
woli zabrał mnie swoim autem do takiej starszej pani Polki (Urszula) co to
wszystkich tam zna. Zapytałem o nazwisko które mnie interesowało i ...
ZNAŁA!! Niestety euforia nie trwała długo. Nazwisko owszem to samo, ale
rumuńskie korzenie. Nawet fenotyp wskazywał na to ;) Pożegnałem się z nimi,
a pani zaproponowała mi nocleg (ta Polka). Cudowna kobieta. Zrobiła nam
kolację (smażone ziemniaki, jajka sadzone i kefir MNIAM). W domu czyściutko,
bardzo sympatycznie. Opowiedziała nam jak to jeździła na handel do Polski i
jak ją jakieś gnoje z Warszawy okradli. Wdarli się do mieszkania gdzie
wynajmowała pokój z innymi handelarzami, powiedzieli że są z tajnej policji
i zabrali kasę i towar!! Za nocleg też nic nie chciała, a zrobiła jeszcze
śniadanie. Wpychałem jej 10$, w końcu się udało. Powiedziała, że da na
odnowę kościoła. Potem pojechałem do Jaremczy. Adres noclegu dostałem od tej
pani Sławy co we Lwowie mieszkałem. Zadzwoniłem z poczty, sympatyczna
Ukrainka powiedziała że nocleg kosztuje 50 hrywien za dwie osoby a dziecko
gratis. Od razu się zgodziłem wiedziony poprzednimi doświadczeniami... i
zawaliłem. Wjechałem na podwórko, wypakowałem z auta wszystko zapłąciłem...
a potem dopiero poszedłęm zobaczyć w jakich warunkach będę mieszkał z żoną i
dzieckiem. W pokoju straszny smród. Widok na fajną skałę (ul. Podskalna). W
łazience jeszcze gorzej, spłuczka nie działała, grzyb, smród. Było już późno
na szukanie drugiej kwatery, zapłaciłem więc jakoś to wytrzymaliśmy. Rano
zobaczyłem pełno butelek po piwie na podwórku, syf i brud i wszystko
zrozumiałem. Poszedłem na 9:30 na dworzec i pojechałem pociągiem do
miejscowości Worochty i spowrotem. Pojechałem ponieważ uwielbiam kolej, a
szlak biegnie tam wspaniałymi terenami. Są tunele, mosty, w dole rzeka,
lasy. CUDNIE! Trzeba się tylko bardzo śpieszyć z przesiadką. Pociąg który
jechał do Worochtów był prowadzony rosyjską lokomotywą 2M62!! (ale tylko
jednym członem. mam to na fotce serio!) Zdziwiło mnie dlaczego krótki
składzik który i tak ma swój napęd jest prowadzony ciężkim dieselem. Jednak
gdy przez okno zobaczyłem jakie tam jest podejście i jak gagar dymił
(dosłownie jak parowóz :) ) to zrozumiałem. Po drodze rozmawiałem z
maszynistą konwojentem, który nadzorował człon napędowy z tyłu skłądu.
Maszyniści tam mają dobrze. Zarobki średnio 400$ za 160godzin pracy. Jak na
Ukrainę to dobrze, u nas mają około 600$. Po drodze zatrzymywaliśmy się na
małych stacyjkach, za każdym razem gdy ruszaliśmy nagrywałem filmy jak gagar
się trudził. Dudnienie, chmura spalin i ich zapach to niesamowite wrażenie.
Powrót był już mniej atrakcyjny. Skład jechał sam bez dodatkowej
niespodzianki w postaci 2M62 :( Jednak widoki z okna rekompensowały tą
poważna (dla mnie) wadę. Po powrocie do Jaremczy (11:36) wymyśliłem, że
pojadę nad te słone jeziora w Karpatach. Miejscowości nie pamiętam, ale to
jest ichniejsze uzdrowisko i każdy wie gdzie to jest. Jadąc tam pobłądziłem
i przez około 10 km jechałem taką drogą na której były tylko wyspy asfaltu a
reszta to błoto i kamienie. Dobrze, że audiczka ma quattro. 5 cylindrów
grało, quattro pięknie ciągnęło i 1 bieg przez 10 km... jakoś dałem radę. Ju
ż pod koniec dogonił mnie Kraz. Ciężarówka o kołach dużych jak London Eye i
spalaniu paliwa w ilościach jakie zasilały Titanika. Nie mogłem
przyśpieszyć, zjechać też się nie dało :). Wreszcie po południu dotarłęm do
tego wspaniałego uzdrowiska. Jeziora słone rzeczywiście były bo wszyscy co
leżeli na kocach mieli sól zaschniętą na skórze. Jednak to czego się
spodziewałem, a co zobaczyłem całkowicie mnie zdołowało. W jeziorach
przypominających glinianki lub jakieś duuuuże kałuże taplali się ludzie,
zwierzęta i pływały butelki. Ukraińcy to straszni syfiarze. Wyrzucają
wszystko gdzie popadnie. W słonych jeziorach pływały butelki, papiery a w
zakolach zbierała się taka zrudna piana. W Jaremczy dookoła wspaniałem
wodospadu dosłownie góra śmieci. SYF straszny. Rowerki wodne te które nie
były zatopione to były tak pordzewiałe, że nawet reszte farby nie znalazłem.
łańcuchy do ich napędzania całe czarne od niesamowitej ilości smaru.
Nieopodal karuzela z jakimiś obskurnymi łabędziami a przy niej ustawione
potężne głośniki zakłócające myślenie o jeziorach słonych. Pełno samochodów
przeciskających się po drogach wzbijało straszny kurz. Mimo wszystko
zacząłem szukać noclegu. Było już około 18. ZNALAZŁEM, za 200 hrywien w
brudzie jeszcze większym jak w Jaremczy. Zdecydowaliśmy się na powrót jednak
do Polski, żeby dziecka czymś nie zarazić w tym uzdrowisku. Wybrałem
przejście w Medyce. Wystartowałem około 18:30. Przejachałem przez Karpaty.
Są boskie! W jednym miejscy znalazłem się szczycie i oglądałem zachód słońca
nad karpatami. Było tam na prawdę wysoko, widziałem wszystkie szczyty.
Przepiękne tereny, co chwilę wioski w dolinach. Serpentyny na zboczach gór,
górskie rzeki wszystko takie dzikie i nieskażone unią europejską. Czułem się
jak w raju. Niestety była już noc i musiałem jechać do granicy. Kierowałem
się na miasto Stryj. Przepiękne tereny, trafiłiliśmy bez problemu do głównej
drogi. Na głównej ruch mały, ale Ukraińcy jeżdżą jak idioci. Dla nich nie
istnieje linia ciągła, zakaz wyprzedzania czy ograniczenie prędkości. Normą
jest jazda przez zabudowany ponad 100kmh. Ostre zakręty nie wszystkie są
oznakowane. I tutaj ostrzeżenie dla wszystkich podróżujących autem.
Ichniejsze ciężaróki to straszne złomy. Na zakrętach wylewa się z nich ropa,
olej i Bóg wie jakie jeszcze cholerstwo. Jechałem z góry około 90 kmh,
zwolniłem do 50 żeby wejśc w zakręt w prawo. Nagle zakręt bardzo się
podłębił, tak że moja prędkość okazała się zbyt duża. Do tego lewe koła
złapały mi te olejowe zacieki i wpadłem w poślizg. Nie wiem czy to moje
umiejętności czy napęd na 4x4 ale udało mi się wyprowadzić. Wyjechałem tyłem
na lewy pas ale jakoś wyprowadziłem auto, dobrze że nic nie jechało. W
poślizgu dodałem gazu ale potem kołą chwyciły już normalny asfalt. Strasznie
szarpnęło, tak że bagaże mi przesunęło. Po tym już każdy zakręt oznaczony
jako ostry wchodziłem z 30 kmh. Ukraińcy trąbili i mrugali to jeszcze
bardziej im zwalniałem, potem wyprzedzali pod górę, na ciągłej na trzeciego.
Popieprzeni.
Wreszcie dojechałem do Medyki i tutaj zaczął się dramat. Byłem tam na 1 i w
ciągu 7 godzin ujechałem 100m. Nie spałem wyogóle ponieważ pokłóciłem się z
mafią kolejkową. cały czas blokowali i wpuszczali swoich. Wtedy pierwszy raz
nie myślałem o Ukraińcach jako o sympatycznych ludziach. Nad ranem okazało
sie, że nie mam powietrza w kole. Okazało się, że wcześniej wpadłem w dziurę
i ubiłem rant w feldze i schodziło mi powolutko powietrze. Załatwiłem z
Polakami, że wpuszczą mnie do kolejki z powrotem. Poszedłem do tirowców
Ukraińskich i też bez problemu powiedzieli że mi pomogą, kazali autem
podjechać. Tiry mają kompresory. Poszedłem to Ukraińskiego pogranicznika
jeszcze z nim załatwić, żebym mógł na chwilkę wyjechać z kolejki i wrócić.
Dodam, że wymienić koła nie mogłem bo nie mogłem ściągnąż felgi z piasty tak
się zapiekła jakoś. Tutaj teraz sam nie wiem co napisać, żeby nie obrazić
Ukraińców tych uczciwych bo tacy w większości są. Takiego Ukraińskiego
skurwiela, chama jeszcze w życiu nie widziałem. Polacy z którymi potem
rozmawiałem to go dobrze znają. Mówią na niego "Łapka". Facet jest niski
(około 165cm i gruby), i tutaj sprawdza się teoria że jak głowa zbyt blisko
tyłka to w mózgu niezbyt dobrze. Sukinsyn chciał w łapę ale nie dałem,
powiedział żebym "wypierdalał" do kolejki. I że może mu jeszcze na plecy
wjadę autem i że z chujami nie rozmawia jak mu nie zapłacę. To co piszę to
prawda nic nie zmieniam, a w rozmowie z nim byłem bardzo grzeczny. Skurwysyn
Ukraiński mnie nie przepuścił nawet na chwilę. Wtedy myślałem, że jak jakiś
Ukrainiec w Polsce zapyta mnie o drogę lub na rynku w Krakowie o zrobienie
zdjęcia to go spluję. Przepraszam tutaj wszystkich tym uczciwych i
sympatycznych, ale w takich chwilach miałęm takie myśli. Słowa które
napisałem i tak są zbyt łagodne. Ze łzami w oczach po nieprzespanej nocy,
patrząc jak Ukraińcy omijają kolejkę zdecydowałem się na wyjazd z kolejki...
Na flaku wyjechałem i poczekałem do 9 na serwis. Udało mi się w tym czasie
zbić felgę młotkiem i założyłem rezerwę. W serwisie za darmo ( nie chcieli
wyogóle ode mnie pieniędzy) napompowali mi koło. Felgę sam sobie młotkiem
wyprostowałem hehehe. Wystartowałem około 9:15 i pojechałem do Krościenka.
Tam zupełnie inaczej. Kolejki pilnuje Ukraiński pogranicznik bardzo
sympatyczny. Spisuje numery każdego auta tak że nikt nie wjeżdza i nie
wpuszcza. Nie ma mafii kolejkowej. Zarówno Polacy jak i Ukraińcy rozmawiali
z uśmiechem na twarzach. Doradzili żebym za resztę pieniędzy kupił dozwoloną
ilość papierosów, alkoholu i zatankował pod korek. Tak zrobiłem :) stałem
tam około 6 godzin i przekroczyłem granicę. Zupełnie inna atmosfera,
odzyskałem wiarę w ludzi. Uciązliwe było tylko czekanie w słońcu. Dużo mi
pomogli stali bywalcy w "zorganizowaniu" sprawnej odprawy. Polacy doradzili,
żeby w bagażniku położyc 10 hrywien a do paszportu dać 5 :) To działa. I jak
obserwowałem każdy tak robił, a ci co nie robili to byli kierowani na kanał
i dostawali mandaty za byle co po 50 hrywien :) KAŻDY prawie dawał 10
hrywien i 5. Jak obliczyłem, na 12 godzin jeden Ukrainiec odprawi 1000 aut.
Od każdego ma 10 hrywien. To daje dniówkę do kieszeni... 10000hrywien?? TAK
:) Dlatego podobno, żeby dostać się tam do pracy trzeba dać w łąpę 40000$. Z
uczuciem ulgi przejechałem przez granicę i znalazłęm się w Polsce.

Podsumowójąc to polecm wszystkim ten kraj. Kraj niesamowitych kontrastów,
gdzie na jednej ulicy obok stoi wołga i najnowszy merol ML. Gdzie stoi
poteżny pałac, a po drugiej stronie ulicy lepianka. Kategorycznie odradzam
podróż autem. Najlepszy jest pociąg, no ale tutaj nie jestem obiektywny :)
Ukraina jest bardzo bezpieczna, bzdurą jest to że okradają i kradną auta.
Moje nadal jest moje, nic mi nie zginęło. Jednak nie wyobrażam sobie
euro2012. Z Ukraińcami z kolejki podczas rozmów doszliśmy do wniosku, że
będzie to największy niewypał w historii. Zarówno z naszej i ich strony
będzie to TAKI MIŚ "euro2012" NA SKALĘ NASZYCH MOŻLIWOŚCI! ::

Pozdrawiam wszystkich Ukraińskich przyjaciół i uczynnych Polaków pomocnych w
uproszczeniu odprawy :)
Wojtek z Krakowa


Wojtek M.

nieprzeczytany,
18 sie 2007, 07:23:2718.08.2007
do

. Takiego Ukraińskiego
> skurwiela, chama jeszcze w życiu nie widziałem. Polacy z którymi potem
> rozmawiałem to go dobrze znają. Mówią na niego "Łapka". Facet jest niski
> (około 165cm i gruby), i tutaj sprawdza się teoria że jak głowa zbyt
blisko
> tyłka to w mózgu niezbyt dobrze.

Dodam jeszcze, że zapytał ile razy już byłem na Ukrainie. Odpowiedziałem
zgodnie z prawdą że raz. Powiedział: "to kurwa bardzo dobrze wypierdalaj do
swojego miesjca". Wyzwiska i 90% jego bełkotu zrozumiałem. Jeździ taki
granatowym golfem III, widziałem go poźniej jak kończył zmianę. Nie
jeździjcie przez to przejście


Wlodzimierz Macewicz

nieprzeczytany,
18 sie 2007, 10:49:1118.08.2007
do
Witam

a propos,

> jest jazda przez zabudowany ponad 100kmh. Ostre zakręty nie wszystkie są
> oznakowane. I tutaj ostrzeżenie dla wszystkich podróżujących autem.

bylem z zona w zeszlym roku na Ukrainie i wpadlismy do dalszej rodziny w
Bolechowie (mieszkalismy w pod Dolina).
Daleki kuzyn chcial nam koniecznie pokazac cos ciekawego. Umowilismy sie
rano (ca 11). Wolodia troche sie spoznil --
poprzedniego dnia balowali na weselu (prawie do rana), wiec zaczal od piwka,
bo go suszylo. Potem pojechalismy
do skal Dobosza (extra cos w rodzaju skalnego miasta w Czechach)!! -- po
drodze zamowil obiad w zaprzyjaznionym zajezdzie (polecam). Po
obejzeniu wracamy. Ja z zona i Ciotka pijemy winko, a Wolodia (kierowca) z
ojczymem wzieli cwiarteczke (ojczym troche schorowany umoczyl
tylko usta), ale co to cwiartka na dwoje (HE HE HE), wiec pekla nastepna
cwiartka (podzial jak poprzednio). Wracamy do Bolechowa,
tam Ciotka (matka Wolodi) postawila koniiiiak. Ciotka wydawaloby sie ze
osoba rozsadna, lekarz nie mruknela slowa
na temat spozycia alkoholu przez syna -- kierowce. Potem zadzwonila zona
Wolodi, zeby ja odebrac z pracy -- pojechalismy za Bolechow,
po drodze Wolodia zamowil obiad -- zona byla glodna. Wracajac wpadlismy do
zajazdu cos zjesc, my z zona winko; oni wodeczka,
Wolodia do samochodu szedl zygzakiem - zona ANI SLOWA!!!. Wracamy do
Bolechowa, tam zona Wolodi szykuje kolacje, jest fajnie --
na stole koniiiiaczek. Potem uparli sie ze nas odwioza samochodem za Doline
(do hotelu) -- byla to najdluzsza podroz w zyciu, na szczescie
udalo sie im rowniez wrocic!. Kuzyn, pelniacy jakies tam stanowisko w ichnim
powiecie czuje sie TOTALNIE bezkarny, podejzewam
jednak ze jak cos sie wydarzy to nikt mu nie pomoze. Jestem pewnien ze
wczesniej, czy pozniej gdzies pieprznie, i dobrze bedzie jak
tylko sobie zrobi krzywde.

Jestem pewnien ze moj kuzyn nie jest wyjatkiem!!!

UWAGA na drogach na Ukrainie!
ok 10% jezdzi bez swiatel, a ok 30% ma jedno, zdarza sie i kombajn
szerokosci 6 m (albo wiecej) jedzie noca bez swiatla!!

pozdrawiam WM


Jacek Ostaszewski

nieprzeczytany,
18 sie 2007, 16:49:2418.08.2007
do
Wojtek M. napisał(a):
... Zupełnie inna atmosfera, odzyskałem wiarę w ludzi. Uciązliwe było
tylko czekanie w słońcu. Dużo mi
> pomogli stali bywalcy w "zorganizowaniu" sprawnej odprawy. Polacy doradzili,
> żeby w bagażniku położyc 10 hrywien a do paszportu dać 5 :) To działa. I jak
> obserwowałem każdy tak robił, a ci co nie robili to byli kierowani na kanał
> i dostawali mandaty za byle co po 50 hrywien :) KAŻDY prawie dawał 10
> hrywien i 5. Jak obliczyłem, na 12 godzin jeden Ukrainiec odprawi 1000 aut.
> Od każdego ma 10 hrywien. To daje dniówkę do kieszeni... 10000hrywien?? TAK
> :) Dlatego podobno, żeby dostać się tam do pracy trzeba dać w łąpę 40000$. Z
> uczuciem ulgi przejechałem przez granicę i znalazłęm się w Polsce.
>
> Podsumowójąc to polecm wszystkim ten kraj. Kraj niesamowitych kontrastów,
> gdzie na jednej ulicy obok stoi wołga i najnowszy merol ML. Gdzie stoi
> poteżny pałac, a po drugiej stronie ulicy lepianka. Kategorycznie odradzam
> podróż autem. Najlepszy jest pociąg, no ale tutaj nie jestem obiektywny :)
> Ukraina jest bardzo bezpieczna, bzdurą jest to że okradają i kradną auta.
> Moje nadal jest moje, nic mi nie zginęło. Jednak nie wyobrażam sobie
> euro2012. Z Ukraińcami z kolejki podczas rozmów doszliśmy do wniosku, że
> będzie to największy niewypał w historii. Zarówno z naszej i ich strony
> będzie to TAKI MIŚ "euro2012" NA SKALĘ NASZYCH MOŻLIWOŚCI! ::
>
> Pozdrawiam wszystkich Ukraińskich przyjaciół i uczynnych Polaków pomocnych w
> uproszczeniu odprawy :)
> Wojtek z Krakowa
>
>

Wdzięcznym za szczegółową relację. Tylko trochę mnie dziwi, że
odzyskałeś wiarę w ludzi tam, gdzie akurat nie było za dużo powodu, do
jej pozyskania: w kolejce, potulnie płacącej haracz pierdolonemu
skurwysynowi w mundurze z "trezubom"!? Myślisz, że za rok też będą brali
TYLKO po 15 od samochodu? A może taryfa - w końcu EURO 2012 lada moment
- skoczy w górę, do 30? ALbo do 15 ale Euro? I będziemy potulnie, jak
barany płacić?
Co za czas-s-s-syy-y...
No i "podsumowując" to się jednak pisze inaczej. Uj-uje nie kreskuje!
I nie pluj na Ukraińców, nawet na tych niedobrych. 3maj poziom, nie
schodź do ichniego!
--
JackOss - po kiego mi sygnaturka?!!

jarojj

nieprzeczytany,
18 sie 2007, 18:48:5018.08.2007
do
> UWAGA na drogach na Ukrainie!
> ok 10% jezdzi bez swiatel, a ok 30% ma jedno, zdarza sie i kombajn
> szerokosci 6 m (albo wiecej) jedzie noca bez swiatla!!

Raz w nocy po przeciwnym pasie szurnął obok mnie czarny obiekt bez żadnych
świateł, jadący za jakimś innym autem; sądzę, że był to jakiś kamaz...

Innym razem mało się nie trzasnąłem czołowo z faciem, który wyprzedzał
wieczorem kolumnę aut na trzeciego i jechał na mnie - na postojówkach. Nie
miałem szans go widzieć. Ale on widział mnie ;) Dlatego żyjemy. Myślę, że to
nawet dobry przykład tamtejszego swego rodzaju "zdrowego rozsądku" w łamaniu
przepisów ;)

W swoim ukraińskim mieście jechałem za ciężarówką, która miała na burcie
napisane, że nie ma świateł stopu; jakoś funkcjonowała w tym miejskim
ścisku...

Generalnie myślę, że trzeba na Ukrainie po prostu być bardziej czujnym i
liczyć się z niekonwencjonalnymi zachowaniami innych kierowców (uwaga
zwłaszcza na ciężarówki, busy i... drogie wozy!); jeżdżą ze swego rodzaju
fantazją: jadą tam, gdzie jest droga, a nie koniecznie tam, gdzie jest
właściwy pas ruchu itd.; największy rajd widziałem w Odessie - raczej wyścig
niż ruch uliczny, w którym i świetne wozy i gruchoty ścigają się, by zająć
każde 5 metrów swobodnej drogi, jeżdżą slalomem cały czas i się cisną
wszędzie - lubię taką jazdę, ale tam nie uniknąłem myśli, że coś się może
nie udać ;) na którymś zakręcie. W żadnym innym mieście tego nie widziałem.
Jak się jednocześnie jedzie samemu z planem miasta na kolanach i szuka
drogi, to podnosi to adrenalinę. Opowiem wnukom pewnie...

Mimo wszystko... polubiłem to jeżdzenie po Ukrainie i przez pierwsze
kilkadziesiąt km w Polsce zawsze muszę się kontrolować, żeby przywyknąć. Raz
jak wyprzedziłem w nocy faceta po drugiej stronie wysepki gdzieś pod
Jarosławiem - to patrzył na mnie jakbym mu po stopach przejechał. Z jednej
strony - złamałem Bóg wie ile przepisów. Z drugiej strony - nie zrobiłbym
tego, gdybym nie był pewien, że droga jest pusta i nic się nie stanie.
Myślę, że głownym powodem zaskoczenia stylem jazdy na Ukrainie (które też
kiedyś przeżyłem) jest właśnie to, że podobnie jeżdżą Ukraińcy - to znaczy
może i ryzykownie, ale niekoniecznie szaleńczo, tak jakby na zdrowy
rozsądek, a nie wg przepisów; choć widziałem i ryzyko zupełnie bez sensu,
jak na przykład wspomniane przez przedmówcę wyprzedzanie pod górkę, gdy
widoczność jest zerowa. Może to robią właśnie ci pijani i bezkarni - o
których wspomniano tu przed chwilą.

A tak podsumowując serio: trzeba na pewno bardziej myśleć na drodze na
Ukrainie i absolutnie nie zakładać, że ktoś "nie może pojechać w taki
sposób", bo nie wolno - skoro jest droga, wszystko się może zdarzyć. Wbrew
pozorom nie widziałem tam na pewno statystycznie więcej stłuczek, niż w
Polsce. Gdyby te zagrożenia w całości były prawdą, to musiałoby to być
zauważalne. Swoim znajomym, potencjalnym zdobywcom dróg Ukrainy, polecam być
bardziej uważnymi i przewidującymi, niż w Polsce. Mnie, chwała Bogu, na
razie to wystarcza.

A wielokilometrowe przestrzenie bez śladu wioski pokonuje się całkiem
przyjemnie. Inaczej, niż nasz ciągły "teren zabudowany".

pozdrawiam

jarojj


jarojj

nieprzeczytany,
18 sie 2007, 19:55:2618.08.2007
do

Użytkownik "Wojtek M." <djm...@tenbit.pl> napisał w wiadomości
news:fa6img$q3k$1...@news2.task.gda.pl...
> Witalcie.

Witaj

> UKRAINA TO PIĘKNY KRAJ!!

Nawet bardzo :)

> [...] Za nocleg też nic nie chciała, a zrobiła jeszcze


> śniadanie. Wpychałem jej 10$, w końcu się udało. Powiedziała, że da na
> odnowę kościoła. Potem pojechałem do Jaremczy. Adres noclegu dostałem od
> tej
> pani Sławy co we Lwowie mieszkałem. Zadzwoniłem z poczty, sympatyczna
> Ukrainka powiedziała że nocleg kosztuje 50 hrywien za dwie osoby a dziecko
> gratis. Od razu się zgodziłem wiedziony poprzednimi doświadczeniami... i
> zawaliłem.

Może to troche z innej beczki, ale tak samo jest z długoterminowym wynajmem
mieszkania - różnica standardu (w tym także warunków higienicznych) czasem
kolosalna (od brudnych nor remontowanych ostatnio chyba za Chruszczowa do
całkiem zadbanych mieszkanek). A cena różni się raptem o 10-20%. Jakby samo
"wynajmowanie" stanowiło 90 % ceny, a standart konkretnego lokalu 10%.
TRZEBA zobaczyć, bo nawet jeśli nie przez nieuczciwość, to przez niewiedzę
oferującego nocleg może powstać nasze rozczarowanie - jeden dziadzik, u
którego byłem, myślę że po prostu nie wiedział, że normalne jest już, że
można inaczej mieszkać, a słyszał tylko "po ile to teraz się wynajmuje
kwartiry". Szkoda mi go. Nie wierzę, że chciał mnie oszukać.


> Jadąc tam pobłądziłem
> i przez około 10 km jechałem taką drogą na której były tylko wyspy asfaltu
> a
> reszta to błoto i kamienie.

Znów z trochę innej beczki... Bo bywają takie drogi i w miastach. Całkiem
sporych. Polecam z daleka omijać np. Melitopol. Są tam też normalne drogi,
ale... jechałem i przez skrzyżowanie dwóch "pustych, długich miejsc, gdzie
chyba kiedyś była droga" - to jak powierzchnia księżyca po deszczu meteorów:
tylko dziury, ni śladu asfaltu, do tego na tych drogach trwał w pewnym
sensie normalny ruch uliczny. Omijajcie z daleka (chwała Bogu jest obwodnica
od południa).


> W jeziorach
> przypominających glinianki lub jakieś duuuuże kałuże taplali się ludzie,
> zwierzęta i pływały butelki. Ukraińcy to straszni syfiarze. Wyrzucają
> wszystko gdzie popadnie. W słonych jeziorach pływały butelki, papiery a w
> zakolach zbierała się taka zrudna piana. W Jaremczy dookoła wspaniałem
> wodospadu dosłownie góra śmieci. SYF straszny.

Identyczne obrazki widziałem nad Morzem Azowskim. Mieszkam na Ukrainie już
jakiś czas i dotąd nie kapuję jak można wrzucać śmieci do wody, do której
się zaraz wejdzie. Rozmawiałem o tym z miejscowymi przyjaciółmi. Najczęsciej
twierdzą, że "nikt narodu nie nauczył", żeby dbać o porządek. Mnie się zdaje
jednak, że gdyby tam po prostu BYŁY kosze i ktoś by je choć raz na jakiś
czas opróżniał, to tych śmieci byłoby mniej. Bo i u nas przecież czasem się
spotyka syfiarzy. A tam czasem nie ma co ze śmieciem zrobić. Jakby było
gdzie wyrzucić - byłoby na pewno lepiej. Jakby ktoś tego potem dopilnował -
jeszcze lepiej. Innymi słowy - myśle, że winne są bardziej braki w
infrastrukturze i złe przyzwyczajenie stąd wynikające niż tkwiąca tam gdzieś
w głębi skłonność do syfiarstwa. Ukraina jest, niestety, bardzo zaniedbana.
Te zaniedbania wgryzły się czasem aż w mentalność ludzi. Trochę potrzeba
czasu, żeby przywyknąć, że śmieci trzeba zabieać ze sobą, jeśli nie ma gdzie
wyrzucić. Sądzę, że zmiany nastąpią - mam młodych znajomych, którzy śamieci
nie zostawiają nawet gdy obok już ktoś je pozostawił. Myślę, że ich też
brzydzi "tradycyjne" śmiecenie.


> Wreszcie dojechałem do Medyki i tutaj zaczął się dramat. [...]

Podobnie się raz wewaliłem w Dorohusku. Po dwóch godzinach odpuściłem i
trafiłem na normalne przejście. Nigdy nic nie daję za wjazd (choć i mnie to
radzono). Ot, pan z budki przychodzi i się przygląda dokładniej, ale na
wszystko mam zwykle wytłumaczenie.

Mam pewną wątpliwośc, czy powinno zachowanie bandyty/złodzieja zarabiającego
nielegalnie dzięki granicy przesądzać o stosunku do Ukraińców. To bandzior i
to, że on tam jest, to wynik tego, że inne bandziory na wysokich stołkach
decydują o tym, że taka mafijka graniczna tam jest i jest nie do ruszenia.
To tak jakby być Niemcem i mówić, że Polacy to sami złodzieje samochodów -
bo jakiś Polak ukradł mu kiedyś auto. Ani to Polak, ani tamto Ukrainiec. Po
prostu bandziory. Oczywiście świetnie rozumiem sytuację, w jakiej byliście,
i zdenerwowanie też było całkiem słuszne. Wielu poznało tę bezsilną
wściekłość - osobiście odczuwam ją wobec konkretnych ludzi, konkrentnych
bandziorów i ewentualnie tych, dzięki którym ci bandziorzy są bezkarni.
Przykre, że trafiłeś na takiego kogoś "fejs tu fejs" za pierwszym razem. Do
tego z dzieckiem. Współczuję

Nie przekraczałem granicy znów aż tak wiele razy, ale wydaje mi się, że
taktyka ze zmianą przejścia może być słuszna. Potwierdzasz moje
przypuszczenia.

> Tam zupełnie inaczej. Kolejki pilnuje Ukraiński pogranicznik bardzo
> sympatyczny.

Klient nasz pan ;)

> Spisuje numery każdego auta tak że nikt nie wjeżdza i nie
> wpuszcza. Nie ma mafii kolejkowej.

Jest. Zinstytucjonalizowana.


> Podsumowójąc to polecm wszystkim ten kraj. Kraj niesamowitych kontrastów,
> gdzie na jednej ulicy obok stoi wołga i najnowszy merol ML. Gdzie stoi
> poteżny pałac, a po drugiej stronie ulicy lepianka.

Gdzie obok miłej babci w górach - żyje bandzior na granicy ;)

Przyłączam się do poleceń. Kraj trzeba zobaczyć i poczuć. Opowiedzieć się
nie da.


> Pozdrawiam wszystkich Ukraińskich przyjaciół i uczynnych Polaków pomocnych
> w
> uproszczeniu odprawy :)
> Wojtek z Krakowa


Fajna opowieść, przeczytałem z wielką ciekawością. Bywały takie częściej
kiedyś na alt.pl.ukraina. Przypomniała mi się moja pierwsza wyprawa - ileż
wtedy spraw mnie zaskoczyło... Dzięki

pozdrowienia spod Częstochowy

jarojj

PS wybacz nadmiar dygresji


j

nieprzeczytany,
20 sie 2007, 07:09:4920.08.2007
do Wojtek M.
ja też tam byłam i miód i wino ......

wrażenia generalnie podobne. ukraińców można podzielić na dwie grupy,
tych dawnych ludzi z "szeroką wschodnią duszą" oraz tych, którzy
korzystając ze słabości nowej demokracji starają się wyciągnąć jak
najwięcej dla siebie. chamów, gburów, i innych tego pokroju znaleźć
można wszędzie, szczególnie widać ich w miejscach gdzie dorwali się do
władzy. są panami sytuacji.
ja przekraczałam granicę w Medyce w te, a w Korczowej spowrotem.
chamstwo służb mundurowych po tamtej stronie oraz stan ulic, domów,
standard życia ludzi sprawiły, że z ulgą wjeżdżałam spowrotem do naszego
kraju, do którego stanu i zasad działania miałam do tej pory wiele
zastrzeżeń.

ubawiłam się patrząc na pojazdy znane z filmów powstałych tuż po II
wojnie jeżdżące po ulicach, saturator z wodą sodową "gruźliczanką"
stojący w centrum Lwowa, no i przeżyłam chwile grozy prowadząc tam auto.
rzeczywiście zasadą zastępującą przepisy drogowe jest tam "jedź tak aby
nie dać się stuknąć".

j.

Wojtek M.

nieprzeczytany,
20 sie 2007, 11:57:0920.08.2007
do

saturator z wodą sodową "gruźliczanką"
> stojący w centrum Lwowa,

Dalej tam jest :)


Jakub Kuźma

nieprzeczytany,
20 sie 2007, 20:06:5520.08.2007
do
Dnia Mon, 20 Aug 2007 17:57:09 +0200
"Wojtek M." <djm...@tenbit.pl> napisał(a):

>
> saturator z wodą sodową "gruźliczanką"
> > stojący w centrum Lwowa,
>
> Dalej tam jest :)
>
>

http://tnij.org/8xc - zdjęcie sprzed tygodnia.

--
Jakub Kuźma
http://jah.pl/
JID oraz e-mail w domenie gmail.com, login - qoobaa

marek

nieprzeczytany,
23 sie 2007, 06:48:1923.08.2007
do
"Wojtek M." <djm...@tenbit.pl> wrote in message
news:fa6img$q3k$1...@news2.task.gda.pl...

> Witalcie.
>
> UKRAINA TO PIĘKNY KRAJ!!
> Nawet nie przypuszczałem, że jest tam tak ładnie. Szczególnie karpaty, a
> przecież jest to zaledwie kawałeczek jaki zobaczyłem.

dzieki za relacje.

> zrozumiałem. Poszedłem na 9:30 na dworzec i pojechałem pociągiem do
> miejscowości Worochty i spowrotem. Pojechałem ponieważ uwielbiam kolej, a
> szlak biegnie tam wspaniałymi terenami. Są tunele, mosty, w dole rzeka,
> lasy. CUDNIE! Trzeba się tylko bardzo śpieszyć z przesiadką. Pociąg który
> jechał do Worochtów był prowadzony rosyjską lokomotywą 2M62!! (ale tylko
> jednym członem. mam to na fotce serio!) Zdziwiło mnie dlaczego krótki
> składzik który i tak ma swój napęd jest prowadzony ciężkim dieselem.
Jednak
> gdy przez okno zobaczyłem jakie tam jest podejście i jak gagar dymił

piszesz, ze kreciles filmy, "kolejowe". Moze bys gdzies to wrzucil, hm?

marek

Wojtek M.

nieprzeczytany,
23 sie 2007, 14:30:4123.08.2007
do

> piszesz, ze kreciles filmy, "kolejowe". Moze bys gdzies to wrzucil, hm?
>
> marek

Ok, poproszę kolegę to mi pomoże. Jak będzie gotowe to dam znać.


Nowe wiadomości: 0